Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o narkotykach, ale nie chce się wam czytać.
Wciągająca fabuła, nieoczekiwane zwroty akcji, dramatyczne historie i nieprzewidywalni bohaterowie… Niczego takiego nie znajdziecie w unijnych i oenzetowskich raportach narkotykowych. W ogóle raporty to pewnie ostatnia rzecz, którą chcecie czytać na urlopie. Ale warto wiedzieć o narkotykach coś więcej niż tylko to, ile brać, żeby się nie przekręcić. Dlatego poświęciłem się i przeczytałem za was najważniejsze raporty narkotykowe z 2016 roku. Wielkich rewelacji nie było. Przegrzebując się przez setki wykresów i biurokratyczną nowomowę, można wyłuskać jednak całkiem interesujące dane.
Rekreacja dla bogatych, uzależnienie dla biednych
Biuro Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości (UNODC) nie jest najbardziej progresywną organizacją zajmująca się dragami na świecie. Wiele mówiący jest już sam fakt, że ogarnia jednocześnie przestępstwa i narkotyki. Dlatego biorąc do rąk World Drug Report 2016 nie spodziewałem się jakichś radykalnych odkryć i wezwań do rewolucji.
Czego w takim razie dowiadujemy się z tabelek i diagramów zebranych w tym raporcie? Po pierwsze tego, że maszyneria Narodów Zjednoczonych mieli powoli i dane w tegorocznym raporcie sięgają jedynie roku 2014. Od mniej więcej czterech lat (tzn. w latach 2010–2014) liczba użytkowników substancji psychoaktywnych pozostaje bez zmian. UNODC szacuje, że przed dwoma laty około 5% wszystkich dorosłych ludzi na świecie użyło co najmniej jednego narkotyku (warto zaznaczyć, że autorzy raportu nie biorą pod uwagę ani alkoholu, ani tytoniu i nie tłumaczą się ze swojego wyboru w nocie metodologicznej). Z tych 5% problemy spowodowane przyjmowaniem substancji będzie miało mniej więcej 12%. Łatwo policzyć, że uzależnienia, problemy psychiczne i inne mało przyjemne doświadczenia związane z narkotykami dotyczą jakichś 0,42% światowej populacji. Warto pamiętać o tych liczbach za każdym razem, kiedy ktoś bije na alarm i wieszczy koniec świata spowodowany narkotykami.
Najpopularniejszą narko-używką globu pozostaje bezapelacyjnie marihuana – w przeróżnych formach przyjęły ją w roku 2014 około 183 miliony ludzi. Daleko za ziołem plasują się stymulanty amfetaminowe (35,7 miliona użytkowników), a tuż za nimi opioidy (33 miliony użytkowników), czyli m.in. kodeina, morfina, heroina. Koks wciąga 18,3 miliona osób rocznie.
Znacznie ciekawsze niż te wyliczenia są wykresy pokazujące, które narkotyki biorą biedni, a które bogaci. Najbardziej egalitarnym dragiem są zdecydowanie stymulanty amfetaminowe – biedni, średnio zamożni i bogaci ładują je w takich samych ilościach. Kokaina, tak jak głosi powszechny stereotyp, jest zdecydowania najpopularniejsza wśród osób o wysokich dochodach – ale ci zarabiający średnio przyjmują jej mniej niż najbiedniejsi. Ekstazy i opiaty najczęściej konsumowane są również przez dobrze zarabiających, ale niższa klasa średnia nie pozostaje daleko w tyle. Autorzy badania podkreślają, że rzeczywiście ludzie uprzywilejowani finansowo są skłonni eksperymentować z narkotykami znacznie częściej niż ci, którym nie starcza do końca miesiąca. Ale to jednak ci drudzy dużo bardziej zagrożeni są uzależnieniem i innymi chorobami spowodowanymi braniem.
Czy wynika to z tego, że błękitna krew arystokracji jest mniej podatna na wyhodowanie narkotykowej zależności? Raczej nie sądzę. Pewnie większe znaczenie ma tutaj fakt, że bogaci w przeciwieństwie do biednych na wyciągnięcie ręki mają detoksy, terapie, dostęp do leczenia i lepszej jakości towar.
W raporcie ONZ, który jest kompilacją setek innych mniejszych i większych badań, znajdziemy również dane potwierdzające prasowe doniesienia dotyczące heroinowej epidemii w Stanach Zjednoczonych. W roku 2014 zgonów spowodowanych przedawkowaniem heroiny było cztery razy więcej niż w roku 2010. Natomiast po lekach opioidowych schodzi ponad sześć razy więcej ludzi niż na początku tego stulecia. Wskaźniki ciągle rosną.
UNODC w podsumowaniu raportu ma garść zaleceń dla światowych decydentów. Trochę ogólników o tym, że polityki narkotykowe powinny być wprowadzane w zgodzie z prawami człowieka. Ale też bardziej szczegółowe wezwania do tego, żeby brać pod uwagę różnice w sposobach używania narkotyków przez kobiety i mężczyzn czy specjalne potrzeby takich grup, jak mężczyźni mający kontakty seksualne z mężczyznami. Na koniec tradycyjnie już autorzy zalecają, żeby jakiekolwiek reformy bazowały na naukowych dowodach i zrównoważonym rozwoju.
Co słychać w Unii?
Unia Europejska ma swój raport narkotykowy. Nawet dwa. Jeden dotyczy europejskiego rynku narkotyków i nie da się go czytać. Drugi ujmuje problem substancji psychoaktywnych szerzej. Obydwa zostały przygotowane przez Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA), a pod tym pierwszym podpisany jest również Europol, czyli Europejski Urząd Policji. Nie da się go czytać dlatego, że przypomina te wszystkie konferencje dumnych, wąsatych policjantów napinających się za stołami zastawionymi koksem.
Dane w EU Drug Markets Report 2016 zostały oszacowane głównie na podstawie udaremnionych prób przemytu i pracy operacyjnej policji. Dowiemy się z tego raportu między innymi, że Europejczycy corocznie wydają na dragi 24 miliardy euro. Najwięcej hajsu, bo aż 38% (9,3 miliarda euro), wędruje do rąk dilerów marihuany. Głównymi dystrybutorami zioła są w Europie podobno holenderskie i wietnamskie grupy przestępcze, chociaż całkiem nieźle radzą sobie podobno gangi z Maroka i Albanii. Drugi największy rynek narkotykowy to w krajach UE heroina – 6,8 miliarda euro rocznie. Na kokainę Europejczycy wydają 5,7 miliarda euro, a na syntetyczne stymulanty (m.in. amfetamina, metaamfetamina, MDMA) 1,8 miliarda euro.
Refleksji na temat przemocy spowodowanej prohibicją narkotykową brak. I jasne, rozumiem, że unijny raport to nie polityczna publicystyka, ale można wysilić się chyba na bardziej porywające wnioski niż to, że grupy zaangażowane w handel narkotykami są coraz lepiej rozwinięte, korzystają z nowych technologii i specjalizują się w swoich działaniach. W pakiecie z policyjnym raportem EMCDDA serwuje nam filmy instruktażowe, jak zrobić narkotyki – z jakimś nieznośnym bitem i grafiką z PowerPointa.
W głównym raporcie narkotykowym UE, wydawanym co roku od 21 lat, można znaleźć już coś ciekawszego. Autorzy raportu wiedzę czerpią między innymi z badania ścieków w krajach członkowskich. W ten sposób mogą oszacować na przykład wzrost lub spadek jakości jakiegoś narkotyku. Ilość kokainy w kokainie utrzymuje się podobno na stałym poziomie, ale jakość tabletek ekstazy (MDMA) skoczyła w górę. „Może to być świadoma strategia producentów, mająca na celu poprawę wizerunku narkotyku, który przez długi czas był kojarzony z produktem zafałszowanym i o niskiej jakości, co przełożyło się na spadek jego popularności” – czytamy w raporcie.
Najbardziej interesujące wydają się jednak mapy regionalnych różnic w przyjmowaniu substancji. Jeżeli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy mamy do czynienia z Europą dwóch prędkości polecam zapoznać się z mapą najpopularniejszych stymulantów. Zachód i południe jadą na koksie. Wschód i Północ na speedzie.
Różnice nie dotyczą tylko stymulantów. Młodzi ludzie (15–34 lat) z Hiszpanii, Francji, czy Włoch palą marihuanę nawet kilka razy częściej niż ich rówieśnicy z Węgier czy Słowacji. Z kolei kokaina mało popularna w krajach Europy Wschodniej jest z roku na rok coraz popularniejsza we Francji. Do 2008 roku regularnie rosła liczba użytkowników w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Teraz spada, ale wciąż to te dwa kraje są liderami kontynentu we wciąganiu koksu.
Rozpowszechnienie użycia kokainy wśród młodych osób dorosłych (w wieku od 15 do 34 lat)
O nowych substancjach psychoaktywnych (znanych w Polsce jako „dopalacze”) niestety nie przeczytamy wiele. „Problemy związane z użyciem nowych substancji psychoaktywnych trudno jest omówić zarówno ze względu na ich liczbę, jak i na brak informacji na ich temat” – kwitują autorzy unijnego raportu. Aha.
Powiedz im, co bierzesz
Ani ONZ, ani Unia Europejska nie mają monopolu na badanie narkotykowych trendów. Z licznych badań na pewno warto zwrócić uwagę na Global Drug Survey (GDS) – jak piszą sami autorzy: „największą na świecie ankietę ws. narkotyków”. Wyniki ankiety nie opierają się na szacunkach wyliczanych na podstawie policyjnych statystyk czy ilości ekstazy w ściekach. W Global Drug Survey może wziąć udział każdy. Wystarczy w odpowiednim czasie (zazwyczaj badanie trwa sześć tygodni) wejść na ich stronę i wypełnić anonimową ankietę.
Zespół GDS zaznacza, że próba badawcza zbierana w ten sposób nie pozwala obliczyć ilu jest użytkowników w danym kraju. Ale dzięki temu badaniu możliwe jest wychwycenie nowych trendów w świecie substancji psychoaktywnych. Wartość Global Drug Survey polega na tym, że pyta o zdanie samych użytkowników i to na podstawie ich doświadczeń i opinii stara się opracować zalecenia dla polityków i ekspertów. „Inne ankiety pozwalają dostrzec skalę problemu narkotykowego. GDS mówi, co z nim zrobić” – podkreśla Adam Winstock, dyrektor Global Drug Survey.
Co w takim razie mówi ankieta w roku 2016? Nic dobrego o syntetycznych kanabinoidach. Po żadnej innej używce ludzie nie lądowali tak często na pogotowiu. Aż jeden na ośmiu użytkowników, którzy raz w tygodniu przyjmowali tę substancję, musiał prosić o pomoc ratowników medycznych. Dopalacze udające marihuanę są trzydzieści razy bardziej niebezpieczne niż palenie skunów.
W podsumowaniu tegorocznej edycji GDS przeczytamy również sporo o MDMA. Ekstazy jest coraz popularniejsze i coraz mocniejsze. Dlatego autorzy badania piszą „mniej, znaczy więcej” i namawiają, żeby zamiast ryzykować przegrzanie zacząć lepiej od połowy tabletki. W ciągu ostatnich trzech lat liczba osób, które potrzebowały pomocy lekarza po wrzuceniu MDMA, wzrosła aż czterokrotnie.
Następna ankieta rozpocznie się w listopadzie, ale już teraz można wypełnić mini-ankietę, która pozwoli lepiej opracować pytania. GDS zbiera też informacje o używaniu substancji psychoaktywnych przez cały rok. Instalując aplikację Drinks Meter albo Drugs Meter, możemy jednocześnie wesprzeć naukę swoimi danymi i dowiedzieć się, czy to już problem, że telepią się nam ręce na kacu, albo czy te kreski, które sypiemy nie stały się przypadkiem zbyt grube. GDS daje możliwość sprawdzenia się pod kątem: alkoholu, amfetaminy, GHB/GBL, ketaminy, kokainy, marihuany, MDMA i tytoniu.
Gdzie są moje 24 miliardy?
Wykresy, tabele i diagramy z narkotykowych raportów składają się w historię o substancjach psychoaktywnych, którą wszyscy znają już chyba zbyt dobrze. Dopóki będzie obowiązywać globalna prohibicja, to zawsze będziemy zdani na szacunki – w skali makro strzelając ile tych dragów może być na rynku, a w skali mikro ryzykując ile tym razem ekstazy jest w tabletce ekstazy. Pomyłka o kilka procent w przypadku tych pierwszych szacunków świata nie zmieni, ale przestrzelenie przy tych drugich może skończyć się naprawdę słabym tripem w karetce.
A tak poza tym, narkotyki to jest cholera 24 miliardy euro nieopodatkowanego hajsu, który przewala się przez Unię Europejską. Naprawdę nie potrzebujemy tych pieniędzy w publicznych kasach?
**Dziennik Opinii nr 225/2016 (1425)