Świat

Sierakowski w NYT: Ukraina jest sensem Unii Europejskiej

Unia, lekceważąc przez lata Ukrainę, zapomina, po co została stworzona.

To odkrycie zawdzięczamy Freudowi: traktując poważnie żart, nie lekceważąc snów, słuchając uważnie przejęzyczeń, dowiemy się tego, czego normalnie byśmy się mogli nie dowiedzieć tak łatwo. W Polsce dzięki temu potrafimy komunikować się z naszym bohaterem narodowym Lechem Wałęsą, przywódcą „Solidarności”, który właśnie skończył 70 lat i wciąż nas zaskakuje. Ostatnio ogłosił, że Polska i Niemcy powinny się połączyć w jedno państwo o nazwie „Europa”.

Jego wypowiedź o Polsce i Niemcach pokazuje oczywiście, jak wiele się zmieniło w świadomości obu narodów i wszystkich Europejczyków. Nikt jeszcze tak niedawno nie uwierzyłby, że polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w swoim programowym przemówieniu w Berlinie będzie mówił, że jego obawy dotyczą wcale nie zbyt silnych Niemiec, ale zbyt słabych, które nie chcą wziąć odpowiedzialności za los całej Europy.

Przypominam, co okazało się możliwe między od wieków skłóconymi Polską i Niemcami, żeby rozruszać naszą wyobraźnię przed zbliżającym się szczytem UE-Ukraina w Wilnie (28 listopada) i zastanowić się nad Ukrainą. Nie brakuje bowiem tych, którzy głęboko wątpią w sens i szanse integracji Ukrainy z Zachodem. Najmniej w to wątpi Rosja, o czym świadczy niedawne nerwowe blokowanie ukraińskich i mołdawskich towarów, które tylko skutecznie zniechęciło kolejnych Ukraińców i Mołdawian do Rosji.

Najbardziej natomiast wątpi Zachód. Unia nie zwraca Ukrainie nawet kosztów podróży do Europy, obiecując w ramach umowy stowarzyszeniowej zaledwie miliard euro.

Wygląda na to, że Bruksela mniej wierzy w szanse demokracji na Ukrainie, niż Waszyngton wierzył w szanse demokracji w odległym Iraku.

Krótkookresowe koszty podpisania umowy dla Ukrainy z pewnością nie będą małe. W wyniku reakcji Moskwy niemal z dnia na dzień handel z Rosją spadł o 25%, ukraińskie firmy dalej będą tracić rosyjskie rynki zbytu, a także konkurencyjność, gdy znajdą się razem z zachodnimi w strefie wolnego handlu. Czy Unia ma gotowy plan realnej pomocy Ukrainie, gdy pojawią się reakcje społeczne na działanie umowy?

Przed szczytem Unia jest w pułapce – sytuacja zmusza ją do podpisania umowy z Ukrainą. Jeśli do tego nie dojdzie, Ukraina może zostać uzależniona od Rosji. A za nią prawdopodobnie kolejne byłe radzieckie republiki, co będzie przełomowym sukcesem dla Rosji budującej własną unię celną, wprost nastawioną na polityczną rywalizację z Unią. To może nie będzie ekonomicznie silny rywal, ale sama rywalizacja na pewno nie jest Europie do niczego potrzebna; zamiast poprawiać relacje z Rosją, wzmacnia imperializm rosyjski i ostatecznie eliminuje szanse na demokratyzację. Zwiększa ryzyko geopolityczne na kontynencie, a to już kosztuje. Lepiej przezornie te pieniądze wydać wcześniej na pomoc Ukrainie.

Moskwa poprzez dzierżawę baz wojennych na Krymie i obecność tam Rosjan może łatwo doprowadzić do prowokacji wobec Kijowa. Raz już Zachód wystawił w ten sposób Rosji Gruzję, gdy w 2008 roku na szczycie NATO w Brukseli nie potrafił podjąć jasnej decyzji w sprawie przyjęcia jej (i Ukrainy) do NATO. Rosji nie trzeba było dwa razy powtarzać: szybka prowokacja i wojna o separatystyczny region Osetii Południowej. Ukraina w październiku tego roku porzuciła wieloletnie starania o wejście do NATO, a Gruzja już dawno zaczęła się od Sojuszu oddalać.

Unia musi być więc stanowcza. Wszyscy mówią o warunku koniecznym porozumienia, czyli wypuszczeniu Julii Tymoszenko, i zgadują ambicje Janukowycza: zapewnić sobie zwycięstwo w kolejnych wyborach prezydenckich czy odegrać jakąś pozytywną rolę w historii swojego narodu. Bo – niech Zachód przestanie w końcu myśleć kategoriami dwóch Ukrain, ukraińskiej i rosyjskiej – na Ukrainie naród jest jeden. Także Ukraińcy, którzy nie mówią w ogóle po ukraińsku, a nawet ci, którzy miejsce Ukrainy widzą w sojuszu z Rosją, bo ją znają i rozumieją, Unia zaś jest im obca, chcą Ukrainy niepodległej i mają ukraińską tożsamość. Nawet ukraińscy oligarchowie popierają podpisanie umowy i cierpliwie reagują na ponoszone straty w handlu z Rosją.

W latach 70. i 80. stypendia Fulbrighta dla polskiej elity komunistycznej zrobiły z niej najbardziej fanatycznych zwolenników wolnego rynku i Zachodu w całej polskiej klasie politycznej. Objęły niemal wszystkich polskich ministrów finansów i kilku premierów. To przykład wyjątkowo taniej inwestycji Zachodu o dużym znaczeniu geopolitycznym. Czy postawiono w Unii w wystarczającym stopniu na integrację społeczną i kulturalną Ukrainy? Należało na wszystkie możliwe sposoby tkać sieć kontaktów między społeczeństwem ukraińskim i zachodnimi, między szkołami, uniwersytetami, naukowcami, młodzieżą, instytucjami i ludźmi kultury, partiami politycznymi. W szczególności z tymi mało demokratycznymi.

Dzięki Freudowi wiemy, że każdy błąd mówi nam coś ważnego, coś, co się inaczej nie potrafi przebić z nieświadomości. Boris Groys, niemiecki filozof kultury rosyjskiego pochodzenia, przełożył to na geopolitykę, gdy stwierdził niegdyś, że „Rosja jest nieświadomością Zachodu”. Przed szczytem w Wilnie niech Zachód uświadomi sobie to, co próbuje wyprzeć: Unia Europejska powstała nie po to, żeby zapanował w Europie Zachodniej dobrobyt, a nawet nie po to, żeby zapanowała demokracja, ale żeby odwrócić fatalną logikę powtarzających się wojen.

Wszyscy pamiętają gest Zachodu wobec pokonanych Niemiec, w moim kraju wszyscy pamiętają o determinacji Niemiec na rzecz wstąpienia Polski do Unii, z kolei Polska od dawna jest najbardziej zaangażowana w pomoc w integracji Ukrainie. Ten region Europy, który w większości zajmują zarówno Niemcy, Polska, jak i Ukraina, Timothy Snyder nazwał „Bloodlands”, bo wymordowano tu najwięcej ludzi w historii świata. Jeśli więc potrzebna jest gdzieś Unia Europejska, to właśnie tu najbardziej.

Tekst ukazuje się równolegle w międzynarodowym wydaniu dziennika „The New York Times”, a także na stronie nytimes.com.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij