Po roku wojny jest już jasne, czego ukraiński opór oszczędził reszcie postradzieckiej Europy Wschodniej: gułagów, wywózek, sal tortur i masowych grobów. Napaść Rosji na Ukrainę to wojskowy zamach na trzydzieści lat europejskiej historii.
Gdy Władimir Putin, uzasadniając w wystąpieniu telewizyjnym inwazję na Ukrainę, ostrzegł inne kraje, by nie mieszały się w tę sprawę, bo w przeciwnym razie doświadczą „konsekwencji, o których nie słyszano w historii”, wiele przywódczyń i przywódców na Zachodzie nie tylko struchlało ze strachu, ale także odetchnęło z ulgą – w końcu mieli uzasadniony powód, by trzymać się z boku, zasłaniając się groźbą konfliktu atomowego.
Po roku prowadzonej przez Rosję otwartej wojny stało się już całkowicie jasne nawet dla tych, których to bezpośrednio nie dotyczy, czego dzięki Ukrainie nie doświadczyła Europa Wschodnia (a zwłaszcza jej postradziecka część): obozów filtracyjnych, porwań, wywózek, sal tortur, masowych grobów i innych zbrodni, jakie towarzyszą „przyłączaniu ziem”. Gdyby nie opór ukraińskiej armii, dziś nie istniałyby w obecnej postaci nie tylko Ukraina, ale także Unia Europejska i NATO, zaś Zachód musiałby sobie radzić nie z tym, ile czołgów wysyłać do Ukrainy, ale z Kiszyniowską Republiką Ludową, Narwańską Republiką Ludową, Białostocką Republiką Ludową…
Springer: Ukraińcy walczą, a Zachód gada, jak tu na powojennej odbudowie zarobić dobry hajs
czytaj także
Często określa się tę wojnę mianem agresji, wojny na wyniszczenie, wojny kontynentalnej, a niekiedy nawet wojny totalnej. Wszystkie te określenia są właściwe, pomijają jednak pewien specyficzny aspekt rosyjskiej napaści na Ukrainę. W przeciwieństwie do większości niedawnych konfliktów zbrojnych ta wojna nie toczy się po prostu między dwoma państwami, nie tylko między dwiema armiami, nie między okupantem a ruchem oporu. Tę wojnę toczą siły zbrojne jednego państwa, przy wsparciu i bezpośrednim zaangażowaniu ludności tego państwa, przeciwko ludności drugiego państwa, której odmówiono prawa do istnienia.
Ludobójczy, wewnętrznie sprzeczny argument Kremla wygląda następująco: nie ma was, ale skoro jesteście, choć nie powinno was być, trzeba was wyeliminować. Nie powinno to być dla Europy żadną nowością – przeciwnie, z punktu widzenia historii twierdzenia takie łatwo rozpoznać. Jako że wszczęta przez Rosję wojna ma w istocie na celu zburzyć europejski porządek polityczny i instytucyjny, który sam w sobie jest wynikiem zwycięstwa nad nazizmem, Rosja nieprzypadkowo wskrzesza i przywołuje narracje i praktyki znane z drugiej wojny światowej.
czytaj także
Euromajdan był ostatnią zakończoną sukcesem rewolucją w Europie, a ideologiczny charakter wojny Rosji przeciwko Ukrainie i Europie należy postrzegać jako fundamentalnie kontrrewolucyjny, oparty na historycznych resentymentach, regresyjnej frustracji i politycznej reakcji. Niezależnie od społecznej czy retorycznej otoczki wszystkie posunięcia Kremla miały jeden cel – zapobiec zmianie władzy. Rewolucja zawsze była źródłem największego lęku dla putinowskiego reżimu, zaś on sam był tak ogarnięty obsesją na punkcie ukraińskiego Majdanu, że zwrócił przeciwko niemu cały swój kraj, aby wszelkimi środkami wyeliminować widmo jego nadejścia w Rosji, choćby zupełnie złudne.
Rosyjskie społeczeństwo stało się przeciwspołeczeństwem, gdy wszelkie instytucje i przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego, teraz jako „agenci obcych wpływów”, zostali wydaleni z kraju bądź osadzeni w więzieniach. Rosyjskie obywatelstwo stało się przeciwobywatelstwem, gdy samych Rosjan zastąpił pseudometafizyczny ruski mir (rosyjski świat), który należy „chronić”, gdziekolwiek znajduje się ludność mówiąca po rosyjsku. Zaś rosyjska polityka stała się przeciwpolityką, gdy dosłownie przemieniono ją w permanentną specjalną operację wojskową toczącą się na wszelkich możliwych frontach.
W słynnym już wystąpieniu Putin nazwał kiedyś upadek Związku Radzieckiego „największym geopolitycznym kataklizmem XX wieku”, jednak w rzeczywistości owemu upadkowi towarzyszyła zbrojna próba odwrócenia biegu historii – pucz, który zdefiniował ramy kremlowskiej ideologii. Putinizm to w istocie puczyzm, a specyfiką puczu jest to, że nie ma on szczególnego ideologicznego rdzenia ani zawartości politycznej. Pucz z sierpnia 1991 roku zorganizowano nie po to, by ratować komunistyczną ideologię, ani dlatego, że zamachowcy naprawdę wierzyli w socjalizm, ale dokładnie po to, aby zapobiec zmianie władzy i zniweczyć wszelką alternatywę, jaka mogłaby się wyłonić.
Dlaczego Zachód nie chce przyznać, że putinowska Rosja jest faszystowska?
czytaj także
Dziś wojna Rosji przeciwko Ukrainie to wojskowy zamach stanu na europejską historię ostatniego trzydziestolecia. W 1991 roku pucz spalił na panewce, ale zaledwie osiem lat później znów pojawił się na scenie, wraz z dojściem do władzy Putina jako prezydenta kraju w 1999 roku. On sam był świadkiem upadku muru berlińskiego, miał osobiste doświadczenie działalności antyrewolucyjnej w NRD, podczas rewolucji w 1989 roku, zwanej przez Niemców „pokojową”. Jego głównym zadaniem jako agenta KGB było tropienie i prześladowanie dysydentów – krótko mówiąc, eliminowanie możliwości zmiany i zapobieganie wyłonieniu się jakiejkolwiek alternatywy.
Najpierw jako dyrektor FSB, potem jako prezydent, Putin nieprzypadkowo uznawał Jurija Andropowa, pierwszego szefa KGB, a następnie Pierwszego Sekretarza, za swojego bezpośredniego duchowego przodka i poprzednika z czasów zimnej wojny. Andropow służył jako radziecki ambasador na Węgrzech, gdzie doczekał się miana „rzeźnika Budapesztu” w związku z tym, jak bezlitośnie stłumił węgierskie powstanie w 1956 roku. Był także prowodyrem nawołującym do stłamszenia Praskiej Wiosny w 1968 roku i do radzieckiej inwazji na Afganistan w 1979 roku. Ówczesne zbrojne interwencje, tak jak i obecna, odbywały się pod sfabrykowanym pretekstem domniemanej „agresji ze strony NATO/CIA”. Andropowa prześladował jego „węgierski kompleks”, tak jak Putina prześladuje ukraiński Majdan. Obaj kurczowo trzymają się stanowiska, że przetrwanie władzy można zapewnić jedynie zbrojnie.
Rosja dopuściła się zbrojnej inwazji na Ukrainę 22 lutego 2014 roku – tego samego dnia, w którym rewolucja na Majdanie okazała się zwycięska. Od samego początku tocząca się obecnie wojna była kontrrewolucją w najczystszej postaci. Główny polityczny wniosek płynący z Majdanu dotyczył przemocy. Ze względu na swoją okrutną naturę i bezpośrednie zagrożenie, jakie wywołuje, przemoc polityczna nadal opiera się refleksji. To, co dziś powszechnie uchodzi za pacyfizm, oznacza jedynie bezsilność i brak właściwych narzędzi koncepcyjnych i praktycznych, za pomocą których można byłoby poradzić sobie z sytuacją politycznej przemocy.
Kluczową cechą odróżniającą przemoc rewolucyjną od innych typów politycznej przemocy jest to, że jeśli w pewnym momencie rewolucyjnego procesu nie zastosuje się siły, doprowadza się w następstwie do przemocy dużo większej. Gdyby protestujący na Majdanie nie stanęli do walki z ciężkozbrojną policją, zwyciężyłby represyjny państwowy aparat władzy, Ukraina przestałaby być demokracją i dziś wyglądałaby mniej więcej tak jak Białoruś Łukaszenki, gdzie masowo stosuje się polityczne represje, a wszelki opór jest łamany w skrajnie brutalny sposób.
czytaj także
Takie podejście polityczne – oparte na dążeniu do zmiany i obronie rewolucji – jest w oczywisty sposób sprzeczne z podejściem opartym na nieeskalowaniu i nieradykalizowaniu, dziś dominującym na Zachodzie. Ukraina płaci niewyobrażalną cenę nie tylko za dokonujące się obecnie geopolityczne wskrzeszenie Zachodu, podparte skutecznym zbrojnym oporem Ukraińców wobec rosyjskiego najeźdźcy, ale za samo wyłonienie się współczesnego Zachodu w przeszłości, jako że to właśnie Ukraina ponosi teraz realne wojenne koszty Pokojowej Rewolucji z 1989 roku. Zachodnie lęki jedynie opóźniają uzmysłowienie sobie niewygodnej prawdy – kogo będziecie skłonni poświęcić w następnej kolejności?
Stawianie małych kroczków i ciągłe wyczekiwanie prowadzą do o wiele bardziej zbrodniczych skutków niż natychmiastowa stanowcza interwencja. Oto rewolucyjna lekcja, którą Zachód musi szybko opanować – choćby dlatego, że po prostu nie ma innej drogi niż wygrać tę wojnę, ramię w ramię z Ukrainą.
**
Artykuł opublikowany w magazynie Voxeurop. Dziękujemy za zgodę na przedruk. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.