Świat

Pieniążek o rocznicy MH17: Jaka republika, takie obchody

Ludzie zwożeni autobusami na uroczystości nie wierzą w system rakietowy ziemia-powietrze „Buk”.

Rok po zestrzeleniu boeinga malezyjskich linii lotniczych, w rezultacie czego zginęło 298 osób, wielu mieszkańców jest przekonanych, że samolot został zestrzelony przez ukraińskie siły. Pomaga też w tym separatystyczna propaganda.

Mieszkańcy wsi, w których wylądowały fragmenty samolotu, bagaże, ciała lub ich resztki, zapewniają, że tragedia jest dla nich ciężkim przeżyciem i że nie zapomną do końca życia tego, co się wydarzyło. – Dopóki będziemy żyli, będziemy pamiętać. Możliwe, że nawet nasze dzieci. Razem z wnukiem nosiłam zabawki tam, gdzie leżały ciała dzieci – mówi Tetiana z miejscowości Rozsypne, gdzie spadła część samolotu. Na jej ulicę spadły cztery ciała; wokół domu dziecka, w którym pracuje, trzy; a w okolicy było ich jeszcze kilka. Tetiana jednak nie wybrała się na obchody organizowane przez przedstawicieli „Donieckiej Republiki Ludowej” w Hrabowe, tylko bardziej kameralne w swojej wsi, gdzie mieszkańcy sami postawili krzyż. W przeciwieństwie do kamienia upamiętniającego w Hrabowe, który ufundował biznesmen z Donbasu, nie ma tam niczego „o wojnie domowej”. Tam też nie przyjeżdżali oficjele, którzy mówili o tym, że „zostaną ukarane przestępcze ukraińskie władze, które dopuściły do takiej tragedii”.

Myśliwce czy „Buk”?

– Tego nie mogła zrobić Rosja – mówi emerytka Raisa. Dlaczego? Bo nie mogła, bo to „swoi, bo…” – nie ma tu jasnej odpowiedzi. Przeważnie najbardziej przekonane do tego co się stało są osoby, które zdarzenia nie widziały. Powtarzają to, co mówią rosyjskie media – głównie o ukraińskich myśliwcach, które zestrzeliły boeinga. Słyszeli je, widzieli i tak dalej. Chociaż to niemożliwe, aby zobaczyć je z dziesięciu tysięcy metrów.

W system rakietowy ziemia-powietrze „Buk” też nie wierzą. Chociaż jak do tej pory, jest to najbardziej wiarygodna wersja. Według przecieków CNN wersję tę potwierdzi też holenderski raport, który ma zostać opublikowany za kilka miesięcy.

Pasterz Wałerij, który znajdował się na polu, gdy samolot zaczął spadać, uważa, że dało się go dopiero zauważyć, gdy już zbliżał się do ziemi. – Podnoszę głowę i leci wielki samolot. Uciekałem po polu – przyznaje.

Skąd wziąć ludzi na rocznicę?

Na rocznicę przedstawiciele separatystów przygotowali program dla mieszkańców Hrabowego i okolicznych wsi. Zaczęło się od nabożeństwa w cerkwi. – Tu nie ma nikogo z miejscowych – mówi na głos oburzona kobieta, gdy zmierza do kościoła. W samym kościele jest więcej dziennikarzy niż miejscowych. Po nim około sześćdziesięciu osób bierze udział w procesji od kościoła do miejsca katastrofy. Tam, obok kamienia, który tylko co postawiono, ma odbyć się główna część programu.

Dzień wcześniej odbywa się próba ceremonii.– Jak nie możemy nawet pięćdziesięciu osób zebrać na próbę, to jak na obchody ma być ich dwieście? – jakiś mężczyzna pyta kobietę pracującą w lokalnej administracji.

„Kijów, przestań strzelać!”

Problem frekwencji udało się rozwiązać. Część osób przyszła z okolicznych wsi, a resztę przywieziono autobusami. Zapewne z Doniecka, bo byli wśród nich aktywiści Młodej Gwardii z flagami, grupa młodych dziewczyn ubranych w czarne sukienki i ozdobione barwami „Donieckiej Republiki Ludowej”. Przyszła także grupa ludzi z flagami państw, z których pochodziły ofiary. Flaga między innymi australijska, holenderska, malezyjska czy niemiecka. I ku mojemu zaskoczeniu też polska. Chociaż nie było ofiar tej narodowości.

– To nie flaga indonezyjska, tylko polska. Trzeba ją odwrócić – mówię do chłopaka w dresie, który ją trzyma.
– Wiem, że polska, ale taką mi dali – ucina i dalej z nią stoi.

Kazali trzymać, więc trzyma i pytań nie zadaje.

 „Ku pamięci 298 niewinnych ofiar, które zginęły w wojnie domowej”

W oczekiwaniu przewodniczącego

Około dwustu osób czeka wytrwale, ale z czasem część z nich nie wytrzymuje i idzie, bo przewodniczący republiki każe na siebie czekać dwie godziny. – Jak można się tak spóźniać? – narzeka ktoś w tłumie. Przynajmniej godzinę w samochodzie siedzi wicespiker parlamentu nieuznawanej republiki Denys Puszylin.

Wreszcie podjeżdża kolumna jeepów wysiada z nich ochrona i Zacharczenko. Ledwie idzie. Podpiera się na kuli i wygląda na wykończonego.

To jeszcze rana z lutego, gdy dawał konferencję w Debalcewe, z którego były wypierane ukraińskie siły. Został postrzelony. Według jednej wersji, trafiła go ukraińska kula. Inna mówi, że postrzelił go niechcący ochroniarz, który wystraszył się wybuchu. Dlaczego jednak do tej pory noga jest fatalnym stanie? Znowu można opierać się tylko na tym, co się mówi, bo życie przewodniczącego jest owiane tajemnicą. Tak więc do jego nogi miała wdać się poważna infekcja i lekarze nie radzą sobie z leczeniem.

Przewodniczący zostaje wywołany przez konferansjerkę, która bardzo wysila się, aby pokazać, że bardzo się przejmuje. Łamie się jej głos, uderza w podniosłe tony, stara się wzbudzić emocje wśród zebranych. Ci, którzy naprawdę przeżywają tę katastrofę, nie potrzebowali tych zabiegów, natomiast osoby będące tu z przymusu nie zaczną nagle się tym przejmować.

Zacharczenko: winna Ukraina

– Jesteśmy także teraz gotowi okazać niezbędną pomoc, która będzie potrzebna tym ludziom, którzy w końcu powiedzą prawdę, ukarzą przestępczą ukraińską władzę, która dopuściła do takiej tragedii – mówi lider nieuznawanej republiki. Zaprosił też rodziny ofiar: jeśli chcą tu przyjechać, nie ma problemu.

Wielu mieszkańców było przekonanych, że rodziny ofiar przyjadę w rocznicę, bo znaleźli rzeczy osobiste ich bliskich, więc chcieli je oddać do ich rąk. Niestety, rozczarowali się. Przez rok do Hrabowe przyjechali bliscy tylko trzech osób. Inni póki co nie wyrażają takich chęci.

Następnie Zacharczenko przekonywał, że separatyści nie mają i nigdy nie mieli na wyposażeniu takiej broni jak „Buk”. Przemilczał fakt, że sami chwalili się nią rok temu. Dlatego niezależnie od tego, co ustali holenderskie śledztwo, można być pewnym, że w nieuznawanej republice także ono zostanie przemilczane.

 „Was zabili i nas wciąż zabijają”

Czytaj także:
Paweł Pieniążek: Historia jednego pocisku

 

**Dziennik Opinii nr 201/2015 (985)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij