Warufakis: A gdyby państwo palestyńskie powstało?

Wizja wolnej Palestyny to wizja równouprawnienia, a nie symetrycznego prawa do narzucania apartheidu.
Zniszczenia po izraelskich atakach w północnej Gazie. Zdjęcie archiwalne z 2014 roku. Fot. UN Photo/Shareef Sarhan

Po latach pod okupacją Palestyńczycy mogą domagać się wyrzucenia z palestyńskiego państwa żydowskich osadników, którzy dziś osiedlają się tam nielegalnie. Ale czy naprawdę warto o to walczyć – nie o jedno, ale dwa państwa z apartheidem?

Uznanie palestyńskiego państwa to moralny obowiązek i recepta na pokój na Bliskim Wschodzie. Jeśli świat chce przekonać przyszłe władze Izraela, że Palestyńczykom należy się pełnia praw politycznych, konieczna jest nowa fala formalnego uznania Palestyny przez państwa, które poszłyby za przykładem Hiszpanii, Irlandii i Norwegii.

Aby jednak owa nowa fala nie przeszła bez echa niczym burza w szklance performatywnego symbolizmu, zwolennicy tego rozwiązania muszą wyraźnie mówić o tym, że państwo palestyńskie nie może być lustrzanym odbiciem Izraela ani sposobem na ostre odgraniczenie Żydów od Palestyńczyków.

Przemilczmy smutny fakt, że żadne majaczące na horyzoncie nowe władze Izraela nie są skłonne do podjęcia rokowań nad sprawiedliwym pokojem, a Palestyńczycy nie mają żadnego przywództwa z demokratycznym mandatem, które mogłoby ich reprezentować. Wyobraźmy sobie jednak, że taki dialog miałby się rozpocząć. Jakimi zasadami musiałby się rządzić, by wszyscy uwierzyli, że przyniesie wynik sprawiedliwy dla każdego, bez względu na przynależność etniczną, wyznaniową i językową, od rzeki (Jordan) po morze (Śródziemne)?

Žižek: Protestujemy z rozpaczy, bo nadciąga katastrofa

Wielki Izrael od zawsze miał na pieńku z zasadami sprawiedliwości i słuszności, bowiem Izrael odmawia obywatelom palestyńskim, stanowiącym 20 proc. społeczeństwa, pełnej równości, pragnąc zachować swój status państwa wyłącznie żydowskiego (a nie tylko izraelskiego). Utworzenie obok Izraela państwa wyłącznie palestyńskiego w żadnej mierze nie rozwiąże problemu. Jaki los czekałby Żydów, którzy osiedlili się (nielegalnie) na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie, gdyby Palestyna założyła państwo złożone wyłącznie z palestyńskich Arabów?

Pojawił się także pomysł wymiany ludności, na wzór tragicznego przesiedlenia etnicznych Greków i Turków po wojnie w latach 1919–1922. Czyżbyśmy postradali rozum? Sto lat po czystkach etnicznych potomkowie wymienionych ludów wciąż opłakują utraconą ojczyznę. Czy naprawdę chcemy namawiać do podobnej katastrofy? Kolejnego masowego wykorzeniania w imię pokoju i sprawiedliwości?

Wyobraźmy sobie, że wzorem Izraela palestyńskie państwo postanowiłoby budować zamknięte drogi, łączące oddalone od siebie obszary zamieszkane przez Palestyńczyków (na przykład zamkniętą autostradę między Zachodnim Brzegiem i Gazą) albo drogi wyłącznie dla Palestyńczyków, mające połączyć obszary zamieszkane przez Palestyńczyków w Izraelu z nowym palestyńskim państwem. Zamknięte drogi zbudowane przez Izrael w celu połączenia obszarów zamieszkanych przez Żydów pełnią funkcję murów, które, jak można było przewidzieć, ogradzają Palestyńczyków. Przecież nie można w reakcji zbudować nowych zamkniętych dróg, łączących Palestyńczyków i ogradzających Żydów.

A może niech izraelscy osadnicy zachowają podwójne obywatelstwo w ramach palestyńskiego państwa, a obywatele palestyńscy w Izraelu mogliby je dla odmiany uzyskać? Brzmi rozsądnie, ale skąd Żydzi w Palestynie i Palestyńczycy w Izraelu mieliby pewność, że nie będą traktowani jak społeczna podklasa? Jak można by wówczas zapobiec traktowaniu mniejszości przez służby bezpieczeństwa danego kraju jako problemu, który w przyszłości należy opanować, a nawet wyeliminować? Krótko mówiąc, jak uniknąć zastąpienia jednego państwa z apartheidem przez dwa sąsiadujące ze sobą państwa oparte na tym samym apartheidzie?

Izrael sprowadza na siebie klęskę. Zdziwię się, jeśli za 25 lat wciąż będzie istnieć [rozmowa]

Wielu Palestyńczyków po latach przeżytych pod okupacyjnym jarzmem może poczuć pokusę, by domagać się wyrzucenia z palestyńskiego państwa wszystkich żydowskich osadników. Będą też pewnie tacy, dla których najważniejsza jest państwowość, i dlatego zadowolą się rozwiązaniem w postaci dwóch państw z apartheidem. Ale czy naprawdę warto walczyć o takie cele? Czy takiej Palestynie uda się zdobyć globalną przychylność, bez której Palestyńczycy nie mogą liczyć na sprawiedliwy pokój?

Jeżeli celem Palestyńczyków byłoby państwo wyłącznie palestyńskie, wątpię, by uzyskali poparcie ze strony RPA, skąd pochodzą wychowani na humanizmie Nelsona Mandeli prawnicy, którzy z taką swadą wystąpili przeciwko Izraelowi w Hadze. Wizja wywołująca propalestyńskie protesty studentów w USA, Norwegii, Hiszpanii, Irlandii i wielu innych krajach europejskich to wizja równouprawnienia, a nie symetrycznego prawa do narzucania apartheidu.

Oddzielenie Żydów od Palestyńczyków to pomysł sprzeczny z prawami człowieka, ponieważ oznaczałby konieczność masowych relokacji czy też bycie traktowanym jako ludność drugiej kategorii. Dlatego obie strony muszą przestać domagać się państwa wykluczającego – tylko żydowskiego lub tylko palestyńsko-arabskiego.

Nie znaczy to, by życie Żydów miało zostać w jakimkolwiek stopniu ograniczone ani by Palestyńczycy mieli zrzec się swoich ambicji związanych z własną państwowością. Oznacza to, że należy dążyć do powstania państwa izraelskiego i palestyńskiego bez szczelnych granic, tak by oba narody miały zagwarantowane prawo do samostanowienia. Żeby takie rozwiązanie dobrze funkcjonowało, na straży równości praw musiałyby stanąć instytucje konfederacyjne. I wreszcie, taki układ wymagałby przyznania wszystkim podwójnego obywatelstwa. W ten sposób udałoby się zadbać o przestrzeganie praw człowieka, których globalne Południe się domaga (w osobie niezwykle lotnych południowoafrykańskich prawników), a które globalna Północ udaje, że szanuje.

Jak to osiągnąć? Być może prawda skrywa się w dobrze znanym irlandzkim bon mocie „I wouldn’t start from here” („Tu bym nie zaczynał”), jednak mam poczucie, że odpowiedź znaleźli już Żydzi, muzułmanie i inni, którzy prowadzą równocześnie kampanię przeciwko antysemityzmowi i ludobójstwu. Jak Izraelczycy, tak Palestyńczycy muszą uznać trzy rodzaje bólu: ból, który Europa zadawała przez wieki Żydom, ból zadawany od ośmiu dekad Palestyńczykom przez Izrael oraz ból zadawany sobie wzajemnie przez Palestyńczyków i Żydów w jadowitym cieniu wojny i oporu.

Gaza: laboratorium eksterminacji

czytaj także

 

Bomby wciąż spadają, wojenna machina propagandowa grzmi, trudno więc wyobrazić sobie jakiekolwiek rozwiązanie izraelsko-palestyńskiej tragedii. Być może jednak świadczy to o naszej nieudolności, skoro nie potrafimy wyobrazić sobie powstania dwóch państw, których celem byłoby zbliżenie obu narodów, a nie ich ostateczne, pełne rozdzielenie.

**
Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Janis Warufakis
Janis Warufakis
Ekonomista, współzałożyciel DiEM25
Ekonomista, od stycznia od lipca 2015 roku minister finansów Grecji, współzałożyciel ruchu DiEM25 (Democracy in Europe Movement 2025). Autor książek „Globalny Minotaur” (2016) i „A słabi muszą ulegać?” (2017), „Porozmawiajmy jak dorośli” (2019).
Zamknij