Świat

Niepodległa Katalonia?

Katalonia żąda niepodległości w imię demokracji. Przy okazji zapomina jednak o przestrzeganiu jej zasad.

Od tygodni na półwyspie iberyjskim o niczym innym się nie mówi. Katalonia planuje ogłosić niepodległość natychmiast po ogłoszeniu wyników referendum zaplanowanego na 1 października. Madryt utrzymuje, że do referendum nie dojdzie, gdyż jest ono sprzeczne z hiszpańską konstytucją. Zaczęto konfiskować karty do głosowania oraz zrywać plakaty. Siedmiuset burmistrzów, którzy zgodzili się na udostępnienie miejskich lokali na użytek referendum, zostało wezwanych na przesłuchanie. Doszło już nawet do pierwszych aresztowań – hiszpańska policja zatrzymała wysokich urzędników regionalnego rządu odpowiedzialnych za referendum. Tysiące Katalończyków wyszło na ulice. Emocje sięgają zenitu, a na porozumienie nie ma co liczyć. Niepewni jutra Hiszpanie pytają: jak do tego doszło?

I co dalej, Katalonio? [rozmowa]

Na początku września kataloński parlament przegłosował po burzliwych obradach dwie ustawy. Obie wepchnięte do porządku obrad zostały zbojkotowane przez niedopuszczoną do głosu opozycję. Pierwsza dotyczyła zwołania referendum, a druga ustalała porządek prawny nowego państwa aż do uchwalenia nowej, już tylko katalońskiej, konstytucji. W ten sposób złamany został nie tylko regulamin parlamentu katalońskiego oraz statut regulujący autonomię regionu, ale, przede wszystkim, pogwałcono hiszpańską konstytucję stanowiącą o niepodzielności kraju. Nawet Joan Coscubiela, opozycyjny zwolennik referendum, nawoływał parlament do powstrzymania się przed autorytaryzmem w poruszającym przemówieniu.

– Jestem tutaj, ponieważ moi rodzice nauczyli mnie walczyć o moje prawa. Nie chcę, żeby mój syn Daniel mieszkał w kraju, gdzie większość może lekceważyć prawa tych, którzy nie myślą tak, jak ona.

Nie pomogło. Parlament ustawy przyjął, a premier Katalonii – Carles Puigdemont – podpisał je jeszcze tej samej nocy. Rząd w Madrycie natychmiast skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, który niezwłocznie zawiesił kontrowersyjne ustawy. Prokurator generalny zapowiedział oskarżenie zarówno rządu Katalonii, jak i prezydium tamtejszego parlamentu. Grożą im kary do sześciu lat więzienia. Rząd centralny przejął także kontrolę nad katalońskimi finansami.

Niezrażony rząd Katalonii, niesiony nacjonalistyczną falą, nie zamierza ustępować i brnie w kierunku jednostronnego ogłoszenia niepodległości. I to pomimo tego, że nie ma w tej chwili w regionie większości, która opowiadałaby się za niepodległością. Faktem jest, że zdecydowanej większości Katalończyków nie odpowiada status quo. Duża część mieszkańców opowiada się za jakąś formą wypowiedzenia się na temat relacji regionu ze stolicą w Madrycie, ale tych nieprzejednanie popierających niepodległość jest mniej więcej jedna trzecia. W żadnym mieście większym niż 10 tyś. mieszkańców nie przeważają zwolennicy niepodległości. Nawet w czerwcowym sondażu zrobionym na zamówienie rządu regionalnego respondenci zapytani bezpośrednio o to, czy chcą, by Katalonia była niepodległym państwem, odpowiedzieli: Nie (49,4 procent). Na tak było 41,1 procent i jest to wynik gorszy o trzy punkty procentowe od tego z marca br. Być może to właśnie spadające poparcie dla niepodległości tłumaczy pośpieszne działania ekipy Puigdemonta.

Wielu Hiszpanów, nawet tych popierających dążenia nacjonalistyczne Katalonii, skrzywiło się na sposób w jaki postępuje regionalny rząd i parlament zdominowany przez Junts pel Si (Razem za Tak) – dość nietypową zbitkę partii od skrajnie lewicowych do centro-prawicowych, których jedynym wspólnym mianownikiem jest dążenie do niepodległości. Szkopuł w tym, że prawicowy rząd Mariano Rajoya, u władzy w Madrycie od prawie sześciu lat, zdaje się nie oferować Katalonii innej drogi.

Dialog na linii Madryt-Barcelona praktycznie nie istnieje. Obie strony tkwią w okopach. O projekcie na nowe rozdanie nie słychać. A istniejący od uchwalenia konstytucji w 1978 (popartej w referendum masowo również przez Katalończyków) porządek terytorialny jest kwestionowany przez coraz więcej osób. Hiszpańskie regiony mają dużą autonomię, jednak spory o kompetencje między Krajem Basków, Katalonią czy Andaluzją, a rządem w Madrycie są tu chlebem powszednim. Do tego dochodzą pretensje Katalonii o niekorzystny bilans budżetowy z rządem centralnym. Katalończycy, wbrew systemowi solidarności pomiędzy regionami, nie mają ochoty dokładać do wspólnej kasy więcej niż z niej wyciągają. Barcelona skarży się także na brak inwestycji rządu centralnego w infrastrukturę regionu. Socjaliści z PSOE sugerują od lat federalizację systemu, ale Partia Ludowa Rajoya zdaje się być głucha na jakiekolwiek propozycje. Utrzymuje się na pozycji strażnika konstytucji, a tłamszenie dążeń separatystycznych w Katalonii zostawia sądom i policji.

Sapieżyńska: Historyczne wybory w Katalonii

Pytanie jednak, czy taka strategia rządu nie przysporzy zwolenników niepodległościowcom. Obrazki policjantów rekwirujących urny i broszury wyborcze, czy też zdjęcia z aresztowania urzędników i polityków, mogą stać się silnym orężem niepodległościowców w walce z „opresyjnym” Madrytem. A rząd Rajoya szykuje się na ofensywę: zakazał pobieranie wakacji siłom policyjnym na najbliższe miesiące, a dodatkowych pięć tysięcy policjantów wysłanych do Barcelony na czas referendum rozlokowano na Rhapsody i Azzurra – włoskich statkach wycieczkowych zadokowanych w katalońskich portach.

Wielu komentatorów nawołuje o dialog i o rozwiązanie polityczne, a nie sądowe czy karne. Rozmowa z Katalonią, stawiającą warunek odbycia się referendum, nie będzie łatwa, jednak z pewnością w większym stopniu przekona umiarkowanych niepodległościowców niż użycie siły. A dialogu brak co najmniej od 2010 roku, kiedy to Trybunał Konstytucyjny, na wniosek Partii Ludowej, odrzucił ustalony z socjalistycznym rządem José Luisa Rodrígueza Zapatero w 2006 roku statut autonomii katalońskiej. Nowy statut zatwierdzony został zarówno przez parlament regionalny, jaki i narodowy, a większość Katalończyków poparła go w referendum. Jednak sędziowie Trybunału uznali, że wiele artykułów statutu było sprzecznych z konstytucją. Decyzja ta, krytykowana nawet przez konserwatywnych ojców konstytucji, zagrzała Katalończyków do walki.

Wierzę w empatyczną Hiszpanię

Choć konflikt na tle nacjonalistycznym w Katalonii tlił się od dawna, wiatru w żagle tak naprawdę nabrał w ostatnich latach. Coroczne święto Katalończyków – La Diada – zmieniło się w manifestację siły zwolenników niepodległości. Siły znaczącej. W pochodach niepodległościowych potrafiło wziąć udział ponad milion osób w liczącej w sumie 7,5 miliona mieszkańców Katalonii. W 2014 doszło do plebiscytu, w którym zdecydowana większość z 30 procent uprawnionych, którzy oddali głos, opowiedziała się za niepodległością. Rok później w wyborach regionalnych zwyciężyła koalicja obiecująca referendum niepodległościowe. Obietnicy, choćby depcząc prawa innych i łamiąc porządek konstytucyjny, zamierza dotrzymać. Przy tak stanowczym sprzeciwie Madrytu liderzy ruchu niepodległościowego próbują zjednać sobie zwolenników referendum za granicą. Powołują się na prawo do samostanowienia. Przypominają przypadki referendów w Quebec i Szkocji oraz niepodległość Czarnogóry czy Kosowa. Uznają, że po ogłoszeniu niepodległości Unia Europejska natychmiast przyjmie Katalonię z otwartymi ramionami, choć wcale się na to nie zanosi.

Zarówno Hiszpania jak i Katalonia wychodzą dopiero na prostą z największego kryzysu gospodarczego od lat. Oba rządy do niedawna trawiła korupcja na pokaźną skalę. I dla Hiszpanii i dla Katalonii pogłębianie konfliktu może okazać się bardzo kosztowne. Od jakiegoś czasu mówi się o tym, że z Madrytu i Barcelony pędzą na siebie z wielką prędkością pociągi jadące po tym samym torze. Wygląda na to, że już naprawdę niewiele czasu pozostało, aby doszło do zderzenia. Jakie będą konsekwencje wykolejenia? Zobaczymy w najbliższych tygodniach.

***
Piotr Zagórski – socjolog i politolog. Od czternastu lat mieszka w Hiszpanii. Pisze doktorat o partycypacji wyborczej w Europie Środkowo-Wschodniej na Universidad Autónoma de Madrid. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym” i „El País”.

**

Już wkrótce relacje z Barcelony, gdzie jest korespondent Krytyki Politycznej Jakub Szafrański.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij