Świat

Nie wolno pisać o Putinie, jego rodzinie i środowisku, o rosyjskiej cerkwi prawosławnej, patriarsze i o FSB

Paweł Nikulin. Fot. Sasza Hajn

Nie powiedzą ci o tym na kolegium, na żadnym spotkaniu redakcyjnym, bo to się po prostu wie. Rozmowa z rosyjskim dziennikarzem Pawłem Nikulinem.

Wiktoria Bieliaszyn: W styczniu tego roku zostałeś zatrzymany przez funkcjonariuszy FSB w związku z wywiadem, który przeprowadziłeś z terrorystą walczącym w Syrii. Publikacja tekstów tego rodzaju jest w Rosji jest zabroniona?

Paweł Nikulin: Nie wydaje mi się, żeby obowiązywał jakiś oficjalny zakaz. Wynika to zresztą z zarzutów, jakie postawił mi Roskomnadzor, czyli Federalna Służba Nadzoru Komunikacji, Technologii Informacyjnych i Mediów Masowych oraz FSB. Ci pierwsi oskarżyli mnie o próbę usprawiedliwienia działań terrorystycznych, zaś wg tych drugich ja sam miałem przygotowywać się do bezpośredniego zaangażowania się w działalność terrorystyczną. To oskarżenia w oczywisty sposób upolitycznione, a przynajmniej mocno zideologizowane. „Niewygodnym” dziennikarzom najłatwiej jest zarzucić chęć popełnienia przestępstwa albo czyn karalny, w ten sposób można albo ich całkowicie wyeliminować, albo przynajmniej mocno utrudnić życie.

To znaczy?

Przede wszystkim nie rozumiem słowa „terroryzm”. To termin prawniczy, a nie uniwersalny. W jednym kraju można być postrzeganym jako terrorysta, a w innym jest się, z tytułu tych samych działań, bohaterem. Państwa również mogą praktykować terroryzm, ale historiografia nie klasyfikuje np. ZSRR jako państwa terrorystycznego, podobnie jak NKWD czy KGB nie nazywa się organizacjami terrorystycznymi. Mówi się za to o „represjach”. Warto tutaj zwrócić też uwagę na sposób postrzegania Donieckiej Republiki Ludowej, która dla mediów prokremlowskich jest republiką nieuznawaną, dla Ukrainy zagłębiem terrorystów, a dla innych państw albo „satelitą Moskwy”, albo „separatystami”. Tego rodzaju pojęcia nie charakteryzują przedmiotu, o którym mowa, a jedynie mówiącego i jego stosunek do danej kwestii.

W tym kontekście rozumiem, że samej propozycji tematu twojej rozmowy przypisano określone intencje?

Tak. Czy jeżeli się o czymś pisze, to oznacza, że się z tym czymś od razu utożsamia albo danych wartości broni? Mnie zależało na tym, żeby zapewnić czytelnikom dostęp do informacji, żeby naświetlić im konkretny problem, ale w rosyjskim systemie prawnym, z jakiegoś powodu, w takich przypadkach uważa się, że intencją zawsze jest popełnienie przestępstwa. Teksty o „charakterze ekstremistycznym”, czyli takie, które postrzegane są jako zachęta do zaangażowania się w działalność terrorystyczną, separatystyczną albo usprawiedliwienie przestępstwa, sprawdzane są przez sztaby lingwistów. To często ludzie oderwani od rzeczywistości – wyzyskiwani pracownicy uczelni wyższych bez etatu, wierzący w to, że słowa mają magiczną moc i są w stanie nakłonić czytelników do jakichkolwiek działań. Ci właśnie lingwiści dokonują interpretacji tekstów dziennikarzy i określają, jakie intencje miał autor. W moim przypadku uznali jednak, że wywiad nie był próbą usprawiedliwienia działalności terrorystycznej. Gdyby było inaczej, nie rozmawialibyśmy teraz.

„Przestańcie się bać”. 40. dzień głodówki Olega Sencowa

Często zdarzają ci się takie sytuacje? Zatrzymania, przesłuchania, sprawy w sądzie z powodu twojej dziennikarskiej działalności?

Nie jestem w stanie policzyć, ile razy byłem zatrzymywany. Najczęściej zdarzało się to podczas mitingów, kiedy pracowałem jeszcze na etacie, jako reporter jednej z redakcji. Stosowano wobec mnie przemoc, bito, przesłuchiwano. Jedna z takich spraw, dotycząca agresywnego zachowania policji, toczy się teraz w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasbourgu. I jestem pewien, że ją wygram.

To znaczy, że tego rodzaju akcje są częścią twojego życia. Jak atmosfera braku poczucia bezpieczeństwa, strachu, wpływa na twoją codzienność?

Jakoś na pewno wpływa. Niepokornego, „problemowego” dziennikarza raczej nie zatrudnią w redakcji na etat. A jak nawet przyjmą, ale będzie pisać rzeczy, które się komuś nie spodobają, to bardzo szybko zwolnią. Zdarza się też tak, że dziennikarza po prostu wsadzają do więzienia. Tak się stało z moim kolegą z redakcji RBK, Aleksandrem Sokołowem. Mnie więzienie na razie nie grozi, ale niezbyt przyjemnie się żyje ze świadomością, że mieszkasz i pracujesz w kraju, w którym dzieją się takie rzeczy.

Czy są jakieś tematy, na które w Rosji nie wolno pisać czy publicznie się wypowiadać, bo jest to regulowane prawnie? A o czym pisać teoretycznie wolno, ale nie jest to wskazane?

Jeśli mówimy o tekstach opiniotwórczych i typowych felietonach gazetowych, to każda radykalna krytyka obecnej władzy jest zabroniona, ale nie ma na to określonego przepisu. W takich przypadkach często powołuje się na 282 artykuł Kodeksu Karnego, który traktuje o nawoływaniu do nienawiści i uwłaczaniu godności człowieka. Na jego podstawie skazać można zarówno tych, którzy doprowadzili do Holocaustu czy pogromów, jak i komunistów zwalczających „burżujów”, ale także liberałów krytykujących władzę. Co do tych umownych zakazów, o których nie mówi się głośno, to wszyscy zdają sobie sprawę, że nie wolno pisać o Putinie, jego rodzinie i środowisku, o RPC, czyli rosyjskiej cerkwi prawosławnej, patriarsze i o FSB. To wszystko jedna kategoria. Nawet nie powiedzą ci o tym na kolegium, na żadnym spotkaniu redakcyjnym, bo to się po prostu wie. W innych kwestiach jest to mniej jasne. Jelizawieta Golikowa, redaktorka RBK, postrzegana jako osoba dość lojalna Kremlowi powiedziała swoim pracownikom, że zakazy i nakazy obowiązujące w mediach można porównać do podwójnej linii ciągłej, po czym dodała: „Ale gdzie jest akurat podwójna ciągła, tego nikt nie wie”.

I wielu jest takich, którzy nieświadomie ją przekroczyli?

Tak. Jednym ze znanych więźniów jest teraz np. Borys Stomachin, znany ze swojej radykalnej krytyki władzy. Wypowiadał się na temat rosyjskiej polityki w sposób niezwykle kontrowersyjny, bardzo ostry. No i co? Można było z nim dyskutować, można było go olać, można było wieszać na nim psy, ale po co od razu wsadzać do więzienia? Co ciekawe, Wiktorowi Korbie, dziennikarzowi z Syberii, który opublikował jedną z ostatnich wypowiedzi Stomachina założono z tego tytułu sprawę karną. A jednocześnie sam tekst Stomachina, z którego tę wypowiedź wziął, nie jest zabroniony.

Państwo karze za słowa, zamiast zapewniać wolność wypowiedzi?

Artykuł 282 KK ma swoje źródło w Konstytucji: pozwala ochronić ludzi przed dyskryminacją, ale w gruncie rzeczy, przewiduje narzucenie odpowiedzialności karnej i konkretne wyroki więzienia za wypowiedziane słowa. Za myślozbrodnie, jeśli zwrócimy się do terminologii Orwella. Ja, jako antyfaszysta, uważam, że państwo, podkreślę to raz jeszcze: państwo, akademie, uniwersytety, niezależne placówki i niezależne media, nie ma prawa do ograniczania wolności wypowiedzi, a już zwłaszcza poprzez artykuł Kodeksu Karnego.

Jak FSB torturowała antyfaszystę

czytaj także

A co z rosyjskim indeksem ksiąg zakazanych?

Kara może spotkać każdego, kto zdecyduje się na rozpowszechnianie książek znajdujących się na czarnej liście albo innych, niedozwolonych materiałów. Najczęściej chodzi o treści na temat radykalnego islamu albo teksty ultraprawicowych, ale do tej listy dołączyły też numery anarchistycznego czasopisma „Awtonom” albo stare wydania „Limonki”, gazety partii narodowo-bolszewickiej. Partia już nie istnieje, jej były lider zajmuje się innym projektem, ale zakaz cały czas obowiązuje. Na czarnej liście znajdziemy też książkę Bojewyje otriady protiw Putina napisaną przez dwóch dziennikarzy, Aleksandra Litoja i Ilję Falkowskiego. To nawet nie jest jakaś tam publicystyka, ale gruntowne przebadanie problemu fenomenu antypaństwowego rosyjskiego parlamentaryzmu. Kawał przyzwoitej literatury.

Jakie środki ostrożności powinien więc zachowywać dziennikarz?

Nie wiem, czy cokolwiek może zapewnić 100 procent bezpieczeństwa. Trzeba pamiętać o szyfrowaniu danych, mieć drugi, całkowicie „czysty” telefon, który będziemy mogli pokazać policjantowi, jeśli będzie nas przeszukiwać, „otwartą” wizę, pozwalająca natychmiast wyjechać z Rosji, zawartą umowę z adwokatem. Dobrze jest być członkiem Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Mediów. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt dobrym źródłem informacji w tej kwestii, skoro moje mieszkanie, całkiem niedawno, gruntownie przeszukali.

Wszyscy jesteśmy przyszłością rosyjskiej piłki nożnej

Jeden ze znajomych rosyjskich dziennikarzy powiedział mi, że dzisiaj większość decyduje się na freelancerkę, bo dla znacznej części redakcji po prostu wstyd pracować. Co wg ciebie miał na myśli?

To, że w Rosji niemalże nie uchowały się żadne redakcje z przyzwoitą reputacją, a te, które jeszcze funkcjonują, zazwyczaj znajdują się w Moskwie lub Petersburgu. Oczywiście, w regionach również można znaleźć media i redakcje, które nie sieją kremlowskiej propagandy, ale to niewielki odsetek. Sytuacja jest dość tragiczna. Istnieje takie przeświadczenie, że jeśli jest się pracownikiem jakiejś redakcji, to w pewien sposób odpowiada się za wszystko, co się w niej dzieje i publikuje. Jest w tym trochę prawdy, bo przecież, jeśli napiszesz dobry tekst, który będzie prawdziwą sensacją, to jego sukces przełoży się niejako i na inne teksty. Pomoże im się sprzedać. Z tego powodu wiele osób decyduje się na bycie wolnym strzelcem. I w takich przypadkach dziennikarze z regionów mają akurat przewagę, bo federalne media są zainteresowane tym, co się tam dzieje.

Bieliaszyn z Rosji: Foteczka przy urnie dla pracodawcy i do domu!

Kiedy pracowałam w Moskwie nad materiałem na temat marcowych wyborów prezydenckich, wielokrotnie słyszałam, że w przypadku zatrzymania mam udawać, że nie znam rosyjskiego.

To najlepsze wyjście. Jeśli nie znasz języka obowiązującego w kraju, w którym cię zatrzymano, to najprawdopodobniej nikt nie będzie zawracać sobie głowy, żeby szukać tłumacza. Oprócz tego trudno byłoby zatrzymanego oskarżyć o „niepodporządkowanie się urzędowym żądaniom funkcjonariusza policji”, bo jak się podporządkować, skoro się nie rozumie, o co mu chodzi? W takim przypadku o wiele szybciej powiadomiono by też konsula. Tak myślę. Mam nadzieję, że nigdy nie znajdziesz się w takiej sytuacji.

Czym zajmuje się Związek Zawodowy Dziennikarzy, którego jesteś członkiem?

Bronimy praw dziennikarzy, walczymy z cenzurą, zmieniamy światopogląd naszych kolegów i koleżanek po fachu poprzez próbę oduczenia ich wyznawania tzw. korporacyjnej solidarności staramy się przekształcić ją na solidarność zawodową. Szukamy prawników, prowadzimy kampanie o zasięgu międzynarodowym. To dzięki nam udało się uratować Alego Feruza, o którym pisałaś. Pracujemy teraz nad kampanią przeciw deputowanemu do Dumy Leonidowi Słuckiemu, oskarżonemu o molestowanie dziennikarek.

Ali Feruz był gotów się zabić, kiedy usłyszał, że ma być deportowany z Rosji

Często słyszy się, że jakiś znany dziennikarz zaginął albo został znaleziony martwy. Nie boisz się?

Jeśli powiem, że się nie boję, to skłamię. Staram się z tym walczyć, bo to jeden z ciekawszych zawodów. Zajmowanie się dziennikarstwem w Rosji jest jednak niebezpieczne. Nie tak, jak bycie Żydem w Trzeciej Rzeszy, nie tak, jak bycie gejem w Czeczenii ani nawet nie tak, jak bycie użytkownikiem narkotyków na Filipinach. Ale to wszystko do czasu. W Rosji niebezpiecznie jest być aktywnym politycznie, niebezpiecznie jest wyznawać anarchistyczne lub lewicowe poglądy. Wszystkie te niebezpieczeństwa mogą się sumować. I wtedy zaczyna być strasznie. Ale to, co uważam za najniebezpieczniejsze i najbardziej szkodliwe, to przyzwyczajenie. Jako ZZD wystąpiliśmy ostatnio do Komitetu Śledczego o rozpatrzenie 30 przypadków przemocowych zachowań wobec dziennikarzy. I najgorsze było to, że część z moich kolegów, którym policja przeszkadzała w pracy, których bito, uznała, że to ryzyko wpisane w zawód. Że trzeba się z tym pogodzić. Często słyszę, że cenzura jest tylko chwilowa, że na przemoc należy reagować ze stoickim spokojem, że trzeba więcej pracować. Taka filozofia jest strasznym, okrutnym sojusznikiem rosyjskiej machiny represyjnej.

Jak skomentujesz sprawę Arkadija Babczenki? Przekroczył granicę etyki dziennikarskiej, czy nie?

Zachowałbym się dokładnie tak samo na jego miejscu. Wyobrażam sobie, że przychodzą do mnie funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i mówią mi: chcą cię zabić, trzeba odegrać przedstawienie. Nie zdecydowałbym się na podjęcie ryzyka i własną śmierć. W imię czego umierać? Babczenko nie kłamie w tekstach, jest szczery i radykalny w swoich postach na Facebooku, nigdy też nie udawał kogoś, kim nie jest, by uzyskać informacje. Nie przeinaczał wypowiedzi swoich rozmówców. A przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Myślę, że wszystkich poniosły nadmierne emocje na wiadomość o jego śmierci i późniejszym „zmartwychwstaniu”. Takie jest moje stanowisko, bo z kolei ZZS wypowiedziało się na jego temat krytycznie. Wg ZZS tego rodzaju akcje z udziałem dziennikarzy prowadzą do obniżenia wiarygodności mediów i poziomu zaufania całego społeczeństwa, co wpływa z kolei na sytuację dziennikarzy na całym świecie. Wielu z nich każdego dnia naraża życie w różnych zakątkach świata. Cieszę się jednak, że patrzymy na to tak różnie, że nie we wszystkim się zgadzamy, bo świadczy to o tym, że jesteśmy żywą organizacją, a nie totalitarną sektą. Osobiście pozostaje mi tylko życzyć Arkadjiemu wielu lat życia.

FSB wskrzesza Babczenkę

Jesteś twórcą głośnego, kontrowersyjnego projektu redakcyjnego Moloko plus, skupiającego się głównie na tematach szeroko pojmowanej przemocy: terroryzm, seks-working, narkotyki. Dlaczego akurat przemoc?

Wszyscy lubią czytać o przemocy. Wszyscy lubią tematy z marginesu, co nie znaczy, że takie tematy są gdziekolwiek reklamowane. Co można napisać o feminizmie, jeśli sponsorem reklamy jest właściciel modnych marek? Czy da się opublikować tekst o IRA, jeśli nie zmieścił się w gazecie, bo trzeba było umieścić odpowiednią liczbę reklam? Albo o torturowaniu antyfaszystów w rosyjskich więzieniach, jeśli jest się zależnym od państwa? Od początku mówiliśmy, że będziemy pisać o starej, dobrej ultraprzemocy i z tego powodu nikt nam nie zaproponował reklamy. I bardzo nam to odpowiada.

Skoro miałeś problemy m.in. z powodu tekstu na temat terroryzmu, to nie obawiasz się, że przemoc i narkotyki też niekoniecznie spodobają się władzom?

Kilka razy rozmawiałem na ten temat z moim adwokatem. Powiedział mi, że w tym, co robimy, nie ma niczego nielegalnego, ale pociągnąć do odpowiedzialności karnej można właściwie każdego. Wszystko zależy od „politycznej woli”. Propagandowy „5 kanał” odwiedził nas nawet, żeby zrobić o nas reportaż. Oskarżał nas o finansowanie terroryzmu za pieniądze Nawalnego, o ile dobrze zrozumiałem. Zdziwiło mnie to, że zajmujący się tą sprawą reporter należy do tych cenionych, był nawet nagradzany. Trudno się nie zgodzić, że w kwestii postrzegania świata, zajmujemy przeciwne stanowiska. Moją partnerkę próbowali zwerbować pracownicy centrum zajmującego się „zapobieganiem ekstremizmowi”. A czy się obawiam? Tak, na pewno. Boję się, że zablokują nam możliwość przeprowadzania anonimowych zbiórek pieniędzy na nasz almanach, ale wtedy jakoś inaczej sobie poradzimy. Ktoś musi dojść tutaj do końca. Nawet zniszczyć własne media, jeśli będzie to konieczne. Jeżeli będziemy się przed sobą usprawiedliwiać, godzić na krzywdzące kompromisy, to w końcu dojdziemy do faszyzmu. My nie chcemy kroczyć tą drogą. Mając do wyboru: być najedzonym, a być wolnym, zawsze wybiorę wolność.

***

Paweł Nikulin (1988) – dziennikarz, wykładowca, redaktor naczelny almanachu Moloko plus. Brał udział w licznych akcjach protestacyjnych, monitorował wybory, angażował się w akcje na rzecz legalizacji małżeństw jednopłciowych i dekryminalizacji narkotyków. Aktywnie działa w Związku Zawodowym Dziennikarzy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wiktoria Bieliaszyn
Wiktoria Bieliaszyn
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, specjalizuje się w Europie Wschodniej. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, OKO.press, Die Welt, La Repubblica i Meduzie.
Zamknij