Świat

Nadelmann: Marihuana nie zalegalizuje się sama

Potrzeba nam strategicznego myślenia i zapobiegania inicjatywom, które mogą przynieść więcej szkód niż pożytku.

Przemek Hirniak: Stany Kolorado i Waszyngton w ubiegłorocznych referendach zalegalizowały marihuanę. Jak wyglądają prace legislacyjne i wprowadzanie wyniku referendów w życie?

Ethan Nadelmann: Medyczna marihuana jest już stosowana w dwudziestu stanach. W USA prawie 2 miliony pacjentów leczonych jest w ten sposób. Obrót medyczną marihuaną jest ściśle kontrolowany i opodatkowany. To nadzwyczajny system – ale to, co się stało w Waszyngtonie i Kolorado w listopadzie ubiegłego roku, jest szczególnie godne uwagi. W obu stanach 55% społeczeństwa głosowało „za”. W Kolorado więcej ludzi poparło legalizację marihuany, niż głosowało na Obamę podczas reelekcji. Liczba głosów popierająca reformę w stanie Waszyngton była większa niż liczba głosów na demokratów w ostatnich wyborach gubernatorskich. 

Trzy lata temu kwestia regulacji marihuany była uznawana za marginalną. Teraz demokraci i republikanie zrozumieli, że młodzi ludzie są bardziej skłonni do głosowania, jeżeli reformę traktuje się poważnie. Czekamy już na konkretne praktyczne rozwiązania: co zrobią władze federalne, Biały Dom i Departament Sprawiedliwości? W Stanach Zjednoczonych prawo federalne pełni nadrzędną rolę, co z technicznego punktu widzenia oznacza, że to, co jest legalne w stanach Waszyngton i Kolorado, nie jest legalne według prawa federalnego. W obu stanach można posiadać uncję marihuany, ale nie można jej publicznie palić. W Kolorado można hodować do sześciu roślin we własnym mieszkaniu. Pod dużym znakiem zapytania stoi kwestia, czy Kolorado i Waszyngton będą potrafiły wprowadzić system regulacji podatkowej kontrolujący obrót marihuaną. 

Z najnowszych sondaży wynika, że większość Amerykanów opowiada się za prawnym uregulowaniem sprzedaży marihuany. W przyszłym roku możemy być świadkami inicjatywy na rzecz zalegalizowania marihuany w Oregonie, z dużą szansą na zwycięstwo. W 2016 r. Kalifornia i inne stany zrobią to samo. Mamy do czynienia z gwałtowną transformacją opinii publicznej w USA, ale nie ma żadnej gwarancji, że przekształci się to w ogólnokrajowy program legalizacji. 

Zawsze ostrzegam moich kolegów w USA: marihuana nie zalegalizuje się sama. To wymaga dyscypliny, akcji politycznych, strategicznego myślenia, decydowania, zapobiegania nieodpowiedzialnym inicjatywom, które mogą przynieść więcej szkód niż pożytku. Musimy mieć również pewność, że popierając akcje polityczne, mamy wsparcie opinii publicznej.

Co odróżnia debatę publiczną w Stanach Zjednoczonych od innych krajów?

Kiedy jadę do Ameryki Łacińskiej, wszyscy, od aktywistów po prezydentów, chcą wiedzieć, co dzieje się z legalizacją marihuany w USA. To dla nich inspirujące. Niektórzy prezydenci, jak Santos w Kolumbii czy Molina w Gwatemali, są trochę zazdrośni. Wyróżnia ich odwaga, ale podnosząc kwestie legalizacji, stają w opozycji do większości społeczeństwa, która jej nie popiera. To dość rzadkie: widzieć prezydentów poruszających tak kontrowersyjny temat. W USA zwraca się uwagę, że główne decyzje polityczne biorą swój początek od ludu.

Czy to wynika z modelu administracyjnego USA, które jest państwem federalnym?

Dzięki temu jest łatwiej. Niektóre stany są progresywne, są laboratoriami innowacyjnej polityki, podczas gdy inne, jak na przykład południowe, pozostają konserwatywne.

Marihuana silnie wrosła w amerykańską kulturę w ostatnim trzydziestoleciu. Tak się stało też w innych krajach, na przykład w Ameryce Łacińskiej. 17-, 18-latkowie palą marihuanę, ale robią to również ich rodzice. Trzech prezydentów z rzędu paliło marihuanę. Bill Clinton ponoć się nie zaciągał. George W. Bush nigdy się nie przyznał, dopóki jego stary przyjaciel nie ujawnił, że jednak to robił. Barack Obama powiedział: „Oczywiście, że paliłem, wiele razy”. Również media ewoluują. Marihuana nie jest już demonizowana, przedstawia się ją jako normalny element współczesnej kultury. 

Duży wpływ wywiera również dynamiczny kapitalistyczny duch mojego kraju, który czasem odgrywa dobrą, a czasem złą rolę. Dobrą, ponieważ ludzie widzą już możliwość legalnego zarabiania pieniędzy na marihuanie i zostają orędownikami tej reformy. Złą, gdyż niektórych z nich obchodzi tylko zarabianie pieniędzy. To oznacza, że próbują kształtować nowy legalny system tak, by służył wyłącznie ich interesom.

Jest to ciekawe wyzwanie dla mnie jako aktywisty, ponieważ walczę o tę sprawę w wymiarach osobistej wolności, sprawiedliwości społecznej i polityki publicznej, a nie dla zysku. 

Czyli te wszystkie zmiany w USA są możliwe także dzięki finansowemu lobbingowi?

Weźmy przykład stanu Nowy Jork, jedynego stanu na północnym wschodzie, który jeszcze nie zalegalizował medycznej marihuany. Jest ona legalna w Maine, Vermont, Connecticut, Massachusetts, Rhode Island, New Jersey i New Hampshire. Prowadzimy kampanię na rzecz zalegalizowania medycznej marihuany w Nowym Jorku. Możemy tam zaobserwować lobbing organizacji zajmujących się produkcją marihuany w Kolorado i w innych stanach. Dążą do tego samego celu co my, ale starają się kształtować ustawodawstwo, faworyzując własne interesy. Są sojusznikami, ale różnimy się w detalach.

Jak w ustawodawstwie Waszyngtonu i Kolorado zapisany został legalny obrót marihuaną?

Gubernator stanu Waszyngton Hickenlooper podpisał ustawę regulującą produkcję i licencjonowanie punktów sprzedaży, a lokalne władze ustanowiły procedury administracyjne. Kolorado ma przewagę, ponieważ przez ostatnie trzy lata istniała tam duża agencja stanowa regulująca obrót medyczną marihuaną. Co ciekawe, była prowadzona przez dawnego funkcjonariusza organów ścigania. Mają już doświadczenie w licencjonowaniu, produkowaniu, dystrybucji oraz kontroli jakości medycznej marihuany. Tak szerokie doświadczenie mają też już inne stany, w których do tej pory obwiązywały ścisłe regulacje dotyczące podaży tej substancji. 

Które stany są przeciwne legalizacji? 

Jak można się było spodziewać, do niedawna Południe było najbardziej oporne, ale badania opinii publicznej zrobione przez Pew Foundation pokazały, że wsparcie dla reformy wzrosło także tam. Dostrzec można mniej różnic między poszczególnymi regionami kraju. 

Kolejne różnice występują między ludźmi po 65 roku życia, republikanami i konserwatystami, którzy są najbardziej przeciwni reformie, i osobami poniżej 50 roku życia, demokratami, liberałami, niezależnymi politycznie, którzy bardziej z nami sympatyzują. Problemem jest to, że istotna większość mężczyzn popiera legalizację marihuany, podczas gdy większość kobiet jest przeciwna. Ta rozbieżność występuje w dużej części kraju.

Jaka będzie polityka narkotykowa w USA za dwadzieścia lat?

W 2001 roku wraz z wyborem Busha i Cheneya republikanie stali się bardzo wpływowi w Waszyngtonie. Szczególnie po 11 września państwo dostało obsesji na punkcie bezpieczeństwa i cofnęliśmy się w debacie. Teraz jestem zdziwiony, jak szybko postępuje reforma. Jeśli miałbym przewidywać przyszłość, myślę, że czeka nas istotny postęp (choć zawsze możemy się znów cofnąć, jeśli nastąpią jakieś polityczne czy środowiskowe katastrofy). Przez następne dwadzieścia lat będziemy świadkami legalizacji marihuany w prawie całych Stanach Zjednoczonych. Znacznie zmaleje liczba ludzi w więzieniach, ale niestety więcej osób będzie pod elektronicznym nadzorem.

Mam nadzieję, że polityka narkotykowa będzie zmierzać bardziej w kierunku wzorów portugalskich, czy ogólnie europejskiego modelu niekarania ludzi za posiadanie narkotyków. To kolejne wyzwanie dla nas w walce o zmianę polityki narkotykowej. 

Czy nie masz czasami dość zajmowania się kampanią na rzecz reformy polityki narkotykowej? Nie masz wrażenia, że niektórych rzeczy nie można zmienić?

Nigdy nie byłem zmęczony i wciąż idę dalej. Można to porównać do fontanny. Raz czy dwa razy w roku potrzebuję małych wakacji, bez słów „narkotyki”, „marihuana” czy „polityka” przez tydzień. Zawsze jest możliwość postępu, pojawiają się ciągle nowi politycy, nowe pomysły w ustawodawstwie, nowe media, nowe wyzwania. Walczę o wolność i sprawiedliwość i wiem, że działam w słusznej sprawie, która jest kwestią wielopokoleniową. Kiedy zaczynałem wiele lat temu, nie sądziłem, że sprawy potoczą się tak, jak się potoczyły. Wiedziałem, że to kwestia długoletniej kampanii, tak jak walka o prawa gejów, prawa obywatelskie dla kobiet czy innych ruchów zorganizowanych wokół pojęcia sprawiedliwości społecznej. Jesteśmy może w połowie drogi, którą powinniśmy przebyć. To będzie długa walka.

Ethan Nadelmann jest założycielem i dyrektorem amerykańskiej organizacji Drug Policy Alliance, pracującej na rzecz zakończenia wojny z narkotykami. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij