Świat

Manning: Reakcja opinii publicznej dodała mi otuchy

Fragmenty oświadczenia, które jeszcze przed rozpoczęciem procesu złożył Bradley Manning.

12 lipca 2007 roku w Bagdadzie dwa amerykańskie śmigłowce otworzyły ogień do grupy Irakijczyków. Kilka minut później te same śmigłowce ostrzelały kierowcę i pasażerów furgonetki, którzy zatrzymali się, aby udzielić pomocy jedynej pozostałej przy życiu osobie. Ostatecznie w ataku zginęło około dwunastu cywilów, a dwoje dzieci zostało rannych. Wśród ofiar byli dwaj nieuzbrojeni korespondenci wojenni agencji Reuters: Saeed Chmagh i Namir Noor-Eldeen. Zdaniem rzecznika prasowego amerykańskich sił wojskowych w Iraku doszło tam do wymiany ognia między załogami śmigłowców a wrogimi „antyirackimi bojownikami”, a amerykańscy żołnierze postąpili zgodnie z regulaminem wojskowym.

Niecałe trzy lata później portal WikiLeaks opublikował tajne nagranie wideo wykonane z pokładu jednego ze śmigłowców. Wynika z niego, że atak był niesprowokowany, a członkowie załóg postępowali z bezwzględnością i pogardą dla życia swoich ofiar. Film ten, znany jako Collateral Murder, stał się pierwszą głośną publikacją portalu WikiLeaks ujawniającą nieznane dotąd aspekty wojny w Iraku i naruszającą (zdaniem politycznych i medialnych elit) interesy polityki zagranicznej USA. Po nim portal Juliana Assange’a opublikował także „frontowe” raporty z Iraku i Afganistanu oraz liczne depesze dyplomatyczne z ambasad amerykańskich w wielu krajach świata.

Jak dziś wiemy, wszystkie te materiały przekazał WikiLeaks starszy szeregowy Bradley Manning.

W lutym br., jeszcze przed rozpoczęciem procesu, Bradley Manning złożył przed sądem wojskowym w Fort Meade obszerne oświadczenie. Szczegółowo przedstawia w nim  proces przekazywania informacji portalowi WikiLeaks, a także opisuje, co skłoniło go do ujawnienia tajnych materiałów. Publikujemy krótki fragment tego oświadczenia, w którym Bradley Manning wspomina swoją reakcję na tajne nagranie z pokładu amerykańskiego śmigłowca i tłumaczy, dlaczego uznał, że my też powinniśmy je obejrzeć.

W połowie lutego 2010 roku (…) byłem świadkiem rozmowy specjalistki Jihrleah W. Showman z kilkoma innymi osobami dotyczącej nagrania wideo, które pani Showman znalazła na dysku T.

Nagranie przedstawiało atak z powietrza na grupę osób na ziemi. Z początku nie wydawało mi się szczególnie ważne. Filmy tego rodzaju nazywano „wojennym porno”, widziałem wcześniej wiele podobnych. Zaniepokoiły mnie jednak zarejestrowane w nagraniu komentarze załogi śmigłowca, a także okoliczności drugiego ataku — na nieuzbrojoną furgonetkę — który nastąpił zaraz potem. Showman w gronie innych analityków i oficerów zastanawiała się, czy załoga nie naruszyła regulaminu użycia siły w tym drugim starciu. Nie brałem udziału w ich rozmowie, ale postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej. Chciałem zrozumieć, co się naprawdę stało 12 lipca 2007 roku i jak do tego doszło.

W wyszukiwarce Google znalazłem wzmianki o dwóch pracownikach agencji Reuters, którzy zginęli w ataku śmigłowca. Inny artykuł wspominał, że agencja usiłowała zdobyć kopię tego nagrania w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, aby przeanalizować zajście i poprawić zasady bezpieczeństwa w strefie działań wojennych. Cytowany w artykule rzecznik agencji Reuters twierdził, że dla uniknięcia takich tragedii w przyszłości nagranie to powinno być niezwłocznie udostępnione publicznie.

W odpowiedzi Centralne Dowództwo Sił Zbrojnych (CENTCOM) oświadczyło, że nie może określić, kiedy wniosek agencji Reuters zostanie rozpatrzony, oraz że nagranie wideo może już nie istnieć. Inny artykuł, opublikowany rok później, twierdził, że kierownictwo agencji Reuters nadal próbuje wyjaśnić tę sprawę, ale nie otrzymało jeszcze ani formalnej odpowiedzi, ani pisemnego określenia terminu udostępnienia nagrania, chociaż ustawa o dostępie do informacji publicznej nakłada taki obowiązek.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego CENTCOM i dowództwo sił międzynarodowych w Iraku wzbraniają się przed udostępnieniem tego nagrania. Nie ulegało wątpliwości, że przyczyną tragedii była błędna identyfikacja pracowników agencji Reuters jako potencjalnego zagrożenia przez załogę śmigłowca. Z kolei pasażerowie furgonetki usiłowali tylko nieść pomoc rannym. Nikt z nich nie stanowił zagrożenia, byli jedynie „dobrymi Samarytanami”.

Jednak najbardziej niepokojącym aspektem nagrania było dla mnie to, jak żądni krwi i zachwyceni całą sytuacją wydawali się członkowie załogi śmigłowca.

Zachowywali się tak, jakby atakowali wrogów, którzy nie są ludźmi. Sprawiali wrażenie, że ludzkie życie nie ma dla nich żadnej wartości. Mówili o nich — to cytat — „martwe sukinsyny”. Gratulowali sobie wzajemnie umiejętności szybkiego zabijania tylu wrogów naraz. Na filmie w pewnym momencie widać, jak ktoś ciężko ranny próbuje się odczołgać w bezpieczne miejsce. Zamiast wezwać pomoc medyczną, jeden z członków załogi śmigłowca głośno wyraża życzenie, żeby ranny sięgnął po broń, co dałoby mu powód do otwarcia ognia. Przywodziło mi to na myśl torturowanie mrówek szkłem powiększającym.

O ile byłem przygnębiony lekceważeniem ludzkiego życia przez załogę śmigłowca, o tyle jeszcze bardziej wstrząsająca była ich reakcja na wiadomość, że na miejscu znajdowały się dzieci. Na filmie widać, jak podjeżdża furgonetka, by udzielić pomocy komuś rannemu. Załoga śmigłowca uznaje to za zagrożenie. Kilkakrotnie prosi o zezwolenie na otwarcie ognia, a kiedy je otrzymuje, strzela w kierunku furgonetki co najmniej sześć razy.

Wkrótce po tym drugim ostrzale na miejscu zjawia się jednostka zmechanizowanej piechoty. Wtedy załoga śmigłowca dowiaduje się, że w furgonetce są ranne dzieci. Żołnierze nie zdradzają jednak żadnych wyrzutów sumienia. Jeden z nich próbuje to nawet bagatelizować, mówiąc „Sami są sobie winni. Niech nie zabierają dzieciaków na pole bitwy”.

Ze słów członków załogi wynikało, że nie czują żadnego współczucia dla tych dzieci ani ich rodziców. Nieco później, w szczególnie bulwersujący sposób wyrażali radość, gdy po jednym z ciał leżących na ziemi przejechał pojazd opancerzony.

Kontynuując poszukiwania, natrafiłem na recenzję książki The Good Soldiers (Dobrzy żołnierze), napisanej przez Davida Finkela, reportera „Washington Post”. W swojej książce pan Finkel szczegółowo relacjonuje atak zarejestrowany na wideo. Kiedy przeczytałem fragment książki w witrynie Google Books, zauważyłem, że pan Finkel cytuje w niej słowo w słowo rozmowy załogi śmigłowca.

Było jasne, że pan Finkel pozyskał kopię nagrania wideo jako reporter „przypisany” do jednego z amerykańskich oddziałów. Zdumiał mnie jednak sposób, w jaki przedstawiał  ten incydent w książce. Według jego relacji postępowanie załogi śmigłowca było w pełni usprawiedliwioną reakcją na wcześniejszy atak, w którym zginął amerykański żołnierz. Pan Finkel opisuje także zdarzenie, które miało miejsce pod koniec tego zajścia. Jeden z amerykańskich żołnierzy znalazł wśród ofiar rannego, ale jeszcze żywego człowieka. Ranny miał wykonać gest polegający na złączeniu palca wskazującego i środkowego. Na Bliskim Wschodzie to powszechnie znany gest oznaczający pokojowe zamiary. Tymczasem żołnierz, zamiast pomóc rannemu, pokazał mu środkowy palec.

Ten ranny wkrótce potem zmarł. Czytając to, nie mogłem uwolnić się od myśli, że ten człowiek próbował nieść pomoc innym, a w chwilę później sam jej potrzebował. Na domiar złego w ostatnich chwilach życia wykonuje przyjazny gest, na który otrzymuje wrogą, obsceniczną odpowiedź. Było to dla mnie straszne. Usiłowałem zrozumieć, co to wszystko razem znaczy, poukładać to sobie w głowie. Odczuwałem to jako wielki emocjonalny ciężar.

Skopiowałem plik wideo na swoją stację roboczą. Odszukałem odpowiedni regulamin użycia siły, aneksy do niego i diagram z 2007 roku, a także niesklasyfikowaną jako tajną kartę pamięci z tym regulaminem z 2006 roku. 15 lutego 2010 roku nagrałem wszystkie te dokumenty na dysk CD-RW (…) Po powrocie z Iraku zamierzałem je dostarczyć do biura agencji Reuters w Londynie, aby pomóc im uniknąć takich sytuacji w przyszłości.

Kiedy jednak w witrynie WikiLeaks ukazały się informacje dotyczące islandzkiego banku IceSave [przekazane wcześniej przez Manninga — mj], zmieniłem plany. Postanowiłem udostępnić nagranie wideo i regulamin użycia siły witrynie WikiLeaks. Dzięki temu pracownicy agencji Reuters mogli zapoznać się z nimi szybciej, przed moim powrotem z Iraku . Około 21 lutego 2010 roku przesłałem dokumenty do witryny WikiLeaks za pomocą ich formularza. Wideo ukazało się 5 kwietnia 2010 roku.

Zastanawiałem się wtedy, jaki to odniesie skutek, jak zostanie odebrane przez opinię publiczną. Miałem nadzieję, że zachowanie załogi śmigłowca zaniepokoi opinię publiczną tak samo jak mnie. Zależało mi, żeby Amerykanie zrozumieli, że nie wszyscy w Iraku i Afganistanie są celami, które trzeba unieszkodliwić. Że ludzie ci z trudem usiłują przeżyć w przygniatającym środowisku, które nazywamy „asymetrycznymi działaniami wojennymi” . Reakcja mediów i opinii publicznej na to nagranie dodała mi otuchy. Okazało się, że inni byli wzburzeni tak samo jak ja, a może nawet bardziej.

Przetłumaczył i opracował Marek Jedliński.

Czytaj też: Julian Assange: Jedyna ofiara Manninga to urażona duma USA

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij