Najbardziej znaną gwiazdą amerykańskiego stand-upu od lat pozostaje Sarah Silverman. Ale nie jest jedyna.
Po moim tekście o amerykańskiej satyrze politycznej można było odnieść mylne wrażenie, że amerykańska komedia to wyłącznie męski klub. Nie jest to oczywiście prawda. Faktem jest za to (niestety) to, że komedia (znów niezależnie od tego, czy jest to stand-up, komedia filmowa czy telewizyjna) zdominowana jest przez mężczyzn: męskie gwiazdy, męskich wykonawców, autorów skeczy, scenarzystów i producentów. Jak w wielu zdominowanych przez mężczyzn branżach i w tej sporo jest seksizmu, żartów z kobiet, ich wyglądu, dowcipów biorących za domyślny i oczywisty punkt widzenia heteroseksualnych mężczyzn. Kobietom, ich humorowi i wrażliwości często trudno przebić się w środowisku, a producenci cały czas mają tendencję, by komiczki postrzegać jako „mniej śmieszne” niż ich kolegów z branży.
Mimo wszystko kobiety od lat przebijają się także w branży, gdzie sprzedaje się śmiech. Humor, który proponują, często jest polityczny i upolityczniony i podnosi kwestie, które do myślenia o polityce i społeczeństwie, o tym, co prywatne i publiczne, wprowadziła refleksja feministyczna.
Refundowana pompka do penisa
W programie The Daily Show with Jon Stewart jako „specjalna korespondentka” regularnie pojawia się Samantha Bee. Bee wyspecjalizowała się w przeprowadzaniu wywiadów z ludźmi (głównie przedstawicielami różnych prawicowych lobby), którzy przed kamerami, zachęcani i niekontrowani przez nią, robią z siebie zupełnych idiotów. Nafciarze z pełną powagą udowadniający, jak bliskie są im prawa zwierząt, myśliwi przekonujący, że to oni najlepiej dbają o dobrostan zwierząt – to tylko niektóre przykłady. Najbardziej niesławnego wywiadu udzielił jej Peter Schiff, libertarianin kierujący jednym z funduszów hedgingowych z Nowej Anglii. Wywiad dotyczył płacy minimalnej. Schiff powtarzał wszystkie dotyczące jej stereotypy (prace za płacę minimalną wykonują tylko młodzi ludzie, dla których jest to sposób na zarobienie na drobne wydatki itp.), które prowadząca wywiad obalała jeden po drugim. W końcu Bee poprosiła go, by opisał, jak jego zdaniem wygląda osoba, która za swoją pracę powinna dostawać np. 2 dolary za godzinę. Na co Schiff bez skrępowania odpowiedział: „Na przykład – jaka jest teraz politycznie poprawna nazwa na to? – umysłowo upośledzeni. […]. Nie zrozum mnie źle, wierzę w wartości tego kraju, ale nie zostaliśmy stworzeni równymi sobie: każdy jest wart tyle, ile jest wart”.
W innym słynnym materiale Bee przyjrzała się bliżej ciekawej, choć mało zaskakującej asymetrii w dyskusjach na temat refundowania z publicznych środków medykamentów bądź urządzeń służących seksualnemu zdrowiu kobiet i mężczyzn. Widzimy najpierw serię nobliwych, siwowłosych, republikańskich polityków gardłującym przeciw refundacji środków antykoncepcyjnych dla kobiet z funduszy publicznego ubezpieczenia społecznego. „Nie możemy finansować z publicznych środków prywatnych wyborów kobiet” – grzmią kolejni kongresmeni i senatorowie. Bee zwraca uwagę na to, że wszystkim tym dyskusjom o „fundowaniu kobietom antykoncepcji” nie towarzyszą jakoś dyskusje o zakresie finansowania środków związanych z męskim zdrowiem seksualnym, np. ułatwiających osiągnięcie erekcji, refundowanych obecnie przez amerykańskich podatników i podatniczki, pompek do penisa. To jakoś nie przeszkadza zatroskanym o „dyscyplinę budżetową” politykom po pięćdziesiątce.
Sprzedaj Watykan, nakarm świat
Najbardziej znaną gwiazdą amerykańskiego stand-upu bez wątpienia od lat pozostaje Sarah Silverman. Jej humor od początku oparty był na wzbudzaniu kontrowersji, poruszaniu drażliwych tematów. Silverman regularnie brała na warsztat własną kulturową tożsamość (liberalnej, amerykańskiej Żydówki), traumy i lęki charakterystyczne dla tej grupy, z Holocaustem włącznie.
W jednym ze swoich występów zastanawiając się nad popularnością niemieckich samochodów wśród amerykańskich Żydów, mówi: „Nie jest przecież tajemnicą, że takie firmy jak Mercedes, czy BMW pomagały przygotowywać zagładę ludzi, którzy dziś są ich najlepszymi klientami. Każdy może zauważyć, że nie wykazały się wtedy najlepszym podejściem do prowadzenia interesów”.
Jej występy często wymierzone były we wrażliwość grupy, z której się wywodziła, w normy politycznej poprawności, niebezpiecznie grały z rasowymi stereotypami, prowadząc do oskarżeń artystki o rasizm. W jednym ze swoich występów Silverman atakuje ikonę amerykańskiej integracji rasowej – Martina Luthera Kinga. Mówi do zmarłego bohatera Ameryki „Ja też, kurwa, miałam sen. Byłam w swoim pokoju, wyszłam na podwórze, gdzie był basen. Wynurzył się z niego rekin – na zębach miał aparat korekcyjny. Więc może ty, ze swoim snem, wcale nie jesteś taki, kurwa, wyjątkowy, jak ci się wydaje!”
Czy te żarty są rasistowskie? Nie, wręcz przeciwnie, wykonują dobrą polityczną pracę. Diagnozują rasowe napięcia i pęknięcia pozornie „postrasowej” Ameryki, wydobywają na wierzch rządzące nią ciągle skoncentrowane wokół rasy obsesje, fantazje i afekty.
Pozwalając wybrzmieć im w bezpiecznym otoczeniu komediowej formuły, rozbrajają je śmiechem.
Silverman bywa często zapraszana na roasty organizowane przez Comedy Central, gdzie nie raz sama staje się obiektami agresywnych żartów swoich kolegów i koleżanek. Doskonale wpasowuje się w konwencję obraźliwego humoru i potrafi się boleśnie odgryźć. W programie, gdzie celem ataków był Hugh Hefner, Silverman przywitała założyciela „Playboya” słowami: „Hugh, popatrz na swoje piękne żony. Wkrótce, gdy sam już nie będziesz dłużej w stanie zmieniać sobie pieluch, będzie to musiała robić któraś z nich. Patrzcie, jak on się cieszy! Nie ma pojęcia, gdzie się znajduje!”.
Silverman znana jest także z komentowania bieżących wydarzeń politycznych. Po odejściu Busha juniora z Białego Domu wygłosiła na jego cześć „pochwalny adres”: „Inwazja na Irak nadała nowy sens pierwszemu «Iron Menowi». Nikt nie uwierzyłby, że w ataku na Irak Bushowi chodziło o odnowienie kariery Roberta Downeya jr., a jednak się udało”. Broniła praw osób, którym przepisy utrudniały głosowanie, czy praw reprodukcyjnych kobiet i konieczności rozdziału kościołów i państwa. Oba te problemy łączą się w znakomitym skeczu, gdzie Sarę odwiedza w jej mieszkaniu sam Jezus Chrystus, zniesmaczony prawicowymi aktywistami nadużywającymi jego imienia, zwłaszcza w celu ograniczania praw kobiet.
Artystka zasłynęła także z apelu do byłego papieża Bededytka XVI, by sprzedał Watykan i nakarmił całą głodującą ludzkość, co podbije jego ego i w pakiecie sprawi, że ludzi zapomną o jakimkolwiek zaangażowaniu w Holokaust, jakie miało bądź nie miało miejsca w przypadku papieża-emeryta z Bawarii.
Pawnee, Indiana
Ceremonia wręczenia Złotych Globów tradycyjnie utrzymana jest w o wiele odważniejszym, zaczepnym wobec gwiazd tonie niż ceremonia oscarowa. W ciągu ostatnich dwóch lat prowadził go duet komiczek – Tina Fey i Amy Poelher. Choć mniej napastliwe wobec gwiazd niż prowadzący ceremonię wcześniej Ricky Gervais, dwie artystki także potrafiły błysnąć okrutnym, ofensywnym żartem. W zeszłym roku Poehler powitała walczącą o Oscara za reżyserię Catherine Bigelow słowami: „Nie śledziłam wszystkich kontrowersji wokół Wroga numer jeden, ale wierzę, że kobieta, która przez trzy lata była małżonką Jamesa Camerona, wie co nieco o torturach”. W tym roku Fey zapowiedziała wejście na scenę Leonardo DiCaprio słowami: „A teraz, jak wagina supermodelki, wszyscy ciepło powitajmy Leonardo DiCaprio!”.
Duet ten znany był wcześniej widzom ikonicznego dla amerykańskiej komedii Saturday Night Live Show. Artystki często występowały tam w pisanych przez nie same skeczach, podejmujących bieżącą tematykę polityczną. Wcielały się na przykład w wygłaszające wspólne przemówienie Hilary Clinton i Sarę Pallin. Fey kilkakrotnie parodiowała w programie znaną z licznych gaf i braku jakiejkolwiek orientacji w najważniejszych kwestiach amerykańskiej i światowej polityki byłą republikańską gubernatorkę Alaski.
Tina Fey była w SNL nie tylko jedną z aktorek i autorek, ale pełniła także funkcję głównej autorki scenariusza, jako pierwsza kobieta w historii nadawanego od 1975 roku show. Swoje doświadczenie z pracy przy programie przeniosła do jednego z najczęściej nagradzanych w ostatnich latach sitcomu, 30 Rock, opowiadającego o liberalnej, progresywnej satyryczce, walczącej z roztargnionym zespołem aktorskim satyrycznego programu, który produkuje, i stojącym nad nią korporacyjnym szefem (przeżywający drugi okres świetności Alec Baldwin).
Swój sitcom ma także Amy Poehler. W wymyślonej przez twórców Biura serii Parks and Recreations gra jedną z głównych ról i pisze scenariusze niektórych odcinków. Serial opowiada o tytułowym wydziale „parków i rozrywki” w fikcyjnym miasteczku Pawnee w stanie Indiana. Poehler gra tam wicedyrektorkę wydziału, marzącą o tym, że praca w mieście okaże się dla niej odskocznią do wielkiej politycznej kariery, do stanowiska „drugiej (po Hilary) prezydentki Stanów Zjednoczonych”. Kłopot w tym, że w wydziale otacza ją grupa leni i nieudaczników. A jej szef, Ron Swanson, w ogóle nie wierzy w sens istnienia jakiekolwiek rządu. Żywiący się wyłącznie burgerami, stekami i whisky Ron (często kradnący show Nick Offenbach) jest bowiem libertarianinem, którego największym marzeniem jest to, by wydział, którym kieruje, został sprywatyzowany, a jego miejsce pracy zlikwidowane w ramach cięcia wydatków publicznych.
Jednak urok Parks and Recreations polega na tym, że przy całym swoim cynizmie seria nie polega na naśmiewaniu się z prowincjonalnych biurokratów, z ich lenistwa, chciwości, politycznych złudzeń. Choć humor serii bywa czasami okrutny, jest ona pełna ciepła i najlepszej w amerykańskiej kulturze demokratycznej wiary w lokalną demokrację, zdolność ludzi do samoorganizacji, rozwiązywania własnych problemów, do dokonywania rozsądnych wyborów wbrew różnym demagogom. W tym sensie bardzo odczarowana i bardzo współczesna seria spotyka się z idealizmem filmów New Dealu, w rodzaju Pan Smith jedzie do Waszyngtonu Franka Capry.
Władza śmiechu
Jak w każdej branży, w której trzeba się zmierzyć z zastanymi, bardzo męskimi hierarchiami, kobietom w komedii często nie bywa łatwo. Opisałem tu przykłady kobiet, którym w tym trudnym otoczeniu naprawdę się udało.
Ale oprócz nich jest jeszcze cała grupa komiczek działających w oddolnych, często dystrybuowanych głównie w internecie kanałach komunikacji. Jedną z nich jest Sarah Haskins, autorka wideobloga Target Women, w którym bierze na warsztat stereotypy płciowe występujące w amerykańskiej popkulturze, głównie reklamie telewizyjnej. Gapowaci mężowie, kobiety wariujące na punkcie czekolady, współczesna ideologia miłości i małżeństwa – wszystko to zostaje błyskotliwie wypunktowane i wyśmiane.
Innym przykładem może być działalność żeńskiego kolektywu komicznego Offensive Women. Jego działanie dobrze ilustruje mokument Rachel Feinstein, w którym dziennikarka dokonuje zmiany ról płciowych – zaczepia na ulicy przystojnych mężczyzn i zadaje im pytania („Co znaczy dla ciebie być seksi”, „Co lubisz w swoim ciele”), jakie na ogół dziennikarze telewizyjni na ulicach zadają atrakcyjnym kobietom.
Stosunki śmiechu są stosunkami władzy, nie ma prawdziwej demokracji bez sytuacji, w której każdy może wyśmiewać się z każdego, każdy ze świętości drugiego. Żydówka z koncepcji transsubstancjacji, biały protestant z bar micwy, biedacy z pretensji i pazerności bogaczy, studenci z demencji intelektualnych autorytetów, kobiety z męskich i chłopięcych fantazji. W tym sensie nawet jeśli bezpośrednio nie są zaangażowane w politykę, kobiety-komiczki odwalają kawał dobrej roboty na rzecz demokracji w Ameryce i wszystkich obszarów świata kształtowanych przez amerykańską popkuluturę.