Świat

Ludzi dużo, sensu mało

Manifestacja w rocznicę pierwszego Marszu Milionów pokazała, że ludzie w Rosji są gotowi protestować, nawet gdy widzą, że nic z tego nie wynika.

„Po tym proteście nie spodziewam się niczego konkretnego, […] ale uważam, że trzeba wesprzeć aresztowane dzieciaki” – powiedziała „Nowej Gaziecie” znana aktorka Lija Achiedżakowa.

W pierwszą rocznicę Marszu Milionów z 6 maja 2012 opozycja postanowiła okazać solidarność z „więźniami 6 maja”. Już 7 kwietnia ruszyła akcja „Jeden dzień – jedno imię”, w której codziennie przypominano o jednej z dwudziestu siedmiu osób, której sprawa trafiła do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. Wśród tych osób są nie tylko znani opozycjoniści, jak Siergiej Udalcow czy Maria Baranowa, ale także studenci i osoby, które wcześniej nie były aktywnymi działaczami opozycyjnymi.  2 maja akcja miała się zakończyć, jednak dzień później została zatrzymany członek Rady Koordynacyjnej Opozycji, antyfaszysta i aktywny obrońca lasu chimkińskiego Aleksiej Gaskarow.

Korki, opozycja wobec opozycji i jedna ofiara

Już standardowo przez kilka dni przedstawiciele ruchu protestu musieli walczyć z merostwem o zarejestrowanie swojego zgromadzenia. Po kilku dniach władze Moskwy zezwoliły na demonstrację na placu Błotnym, ale nie zgodziły się, aby wcześniej odbył się pochód. Tłumaczono to tym, że 6 maja to dzień roboczy, więc marsz spowodowałby ogromne korki. A jednak nie przeszkodziło to w wydaniu zgody na  mającą się odbyć 7 maja próbę generalną przed defiladą z okazji Dnia Zwycięstwa, w rezultacie czego cała Moskwa jest zakorkowana od szóstej rano.

Wybór 6 maja nie spodobał się też części opozycjonistów, którzy postanowili zorganizować konkurencyjny protest dzień wcześniej. Stała za tym Ekspercka Rada Opozycji, czyli część kandydatów, którym nie udało się dostać do Rady Koordynacyjnej Opozycji – organu, w skład którego w większości wchodzą „gwiazdy” opozycji. Na wydarzenie 5 maja przyszło około pięciuset osób – głównie nacjonaliści – którzy także solidaryzowali się z „więźniami politycznymi”.

6 maja w trakcie ustawiania sceny, z której mieli przemawiać opozycjoniści, na jednego z pracowników spadł głośnik. Niestety pracownik zmarł na miejscu. Na plac Błotny przyjechali funkcjonariusze z Komitetu Śledczego, którzy zaczęli badać sprawę. Pojawiły się informacje z merostwa, że wydarzenie może zostać odwołane, jeśli tego będzie wymagało śledztwo. Ostatecznie jednak władze zgodziły się na przeprowadzenie mitingu, ale bez sceny, bo na niej wciąż pracowali śledczy. Liderzy opozycji musieli przemawiać ze sprowadzonej w ostatniej chwili ciężarówki

Masowe spotkanie towarzyskie

Miting zaczął się od minuty ciszy, którą uczczono pamięć po zmarłym pracowniku. Potem z ciężarówki przemawiali kolejni opozycjoniści. Największą popularnością cieszyło się wystąpienie prawicowego prawnika Aleksieja Nawalnego. „Nie mam innego kraju, innej rodziny ani innego narodu oprócz was. Nigdy się nie poddam i nie odejdę” – wykrzykiwał Nawalny.

Liczba uczestników oscylowała w graniach 25-30 tysięcy, nie odnotowano też żadnych poważnych naruszeń porządku. Uczestnicy jednak bardzo szybko zaczęli się rozchodzić, nie zważając na to, co się dzieje na ciężarówce. Zapewne przyczyniło się do tego również słabe nagłośnienie, wydaje się jednak, że przede wszystkim – jak mówił socjolog Aleksander Bikbow – potraktowano 6 maja jako okazję do towarzyskiego spotkania. Na swoim profilu w portalu społecznościowym inny rosyjski socjolog Borys Kagarlicki w podobnym tonie opisuje wczorajszy protest: „6 maja nie przejdzie do historii, ale zapadnie w pamięć wielu jego uczestników. To było miłe i niezwykle liczne spotkanie towarzyskie osób interesujących się polityką. (…) Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, cieszyli się ze spotkania ze znajomymi, spierali się, dyskutowali o wiadomościach, robili sobie zdjęcia, szukali i znajdowali starych znajomych, wspominali zeszłoroczne protesty. (…) Ludzi było wyjątkowo dużo, sensu wyjątkowo mało”.

Głosy rozczarowania pojawiają się z wielu stron. Opozycja od drugiego Marszu Milionów, który odbył się 12 czerwca, wciąż nie znalazła pomysłu na to, co robić dalej. Mimo wszystko wczorajszy protest jednak pokazał też coś, czego władza wciąż powinna się obawiać. „Nastroje protestacyjne nie opadają – twierdzi Kagarlicki – ludzie są gotowi masowo wychodzić na place nawet wtedy, gdy jest jasne, że to donikąd nie prowadzi i niczego nie daje”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij