Świat

Kosowo chce do Europy, Serbia chce je dla siebie

Kiedy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, to było takie poczucie wśród Serbów, że teraz jest czas na nowe rozdanie: Rosja działa w Ukrainie, a my zrobimy porządek na Bałkanach. Rozmowa z Martą Szpalą, analityczką Ośrodka Studiów Wschodnich.

Katarzyna Przyborska: Serbia chce wysyłać wojska do Kosowa w obronie swojej mniejszości. Od kilku dni, po tym jak za próbę zamachu na kosowski lokal wyborczy aresztowano byłego policjanta, Serba z Kosowa, trwają protesty, powstają barykady i blokowane są przez Serbów drogi. Znów słychać głosy o „bałkańskim kotle”. O co chodzi? Czy to są realne napięcia wynikające z lokalnych problemów, czy raczej ktoś z zewnątrz pociąga za sznurki?

Marta Szpala: Problemy wynikają z dynamiki regionalnej. Przede wszystkim z tego, że Serbia nie chce uznać Kosowa, które w 2008 roku ogłosiło niepodległość.

Serbowie w Kosowie stanowią 6 proc. ogółu populacji. Czy są dyskryminowani?

Serbowie uważają, że tak. Państwo jest albańskojęzyczne, oni nie mówią po albańsku ani nie chcą się go uczyć, skarżą się na złe tłumaczenia dokumentów czy informacji w urzędach. Do niedawna mogli wszystkie sprawy załatwić po serbsku, bo Albańczycy znali serbski. Pokolenie czterdziesto- i pięćdziesięciolatków uczyło się tego języka, a elity kosowskie kształciły się w Belgradzie, gdzie był najlepszy uniwersytet Jugosławii. Teraz to się zmienia, młodsi już nie uczą się serbskiego.

To jak Serbowie załatwiają sprawy w urzędach?

Kosowo było budowane jako państwo wieloetniczne, jednak po doświadczeniach Bośni i Hercegowiny, gdzie silna autonomia Republiki Serbskiej spowodowała powstanie państwa w państwie, postanowiło pójść inną drogą. Postawiło na silne samorządy lokalne, z dużymi uprawnieniami, tak by serbskie gminy mogły się same rządzić. Nie jest to formalna autonomia, ale mniejszość ma wiele uprawnień.

Oblicza teatru z Kosowa: Handke, queer i pljeskavica

To duże miasta czy raczej wieś?

Przeważnie wioski, tylko na północy jest miasto Mitrowica, przez Serbów zwane Kosowską Mitrowicą. Gmin z większością serbską jest w Kosowie dziesięć z czterdziestu. Sześć z nich to enklawy na południu, a cztery to właśnie problematyczne Kosowo Północne: górskie wioseczki i Mitrowica, gdzie można załatwić sprawy urzędowe, gdzie jest szpital i serbski uniwersytet.

To całkowicie serbskie miasto?

Podzielone jest na część kosowską i serbską. Nie udało się ich zintegrować, tak naprawdę to są dwie gminy przedzielone rzeką: na południu albańska, na północy serbska, gdzie widać serbskie flagi i płaci się dinarami. Długo nie było tam również kosowskiej policji, a przejście między Kosowem i Serbią było w istocie niekontrolowane. Wytworzyła się swoista próżnia prawna, w której oczywiście rozwinęła się przestępczość: przemyt, handel ludźmi, pranie pieniędzy.

To były serbskie grupy przestępcze?

Tak. W 2013 roku w ramach porozumienia brukselskiego Serbowie zgodzili się wejść do kosowskich instytucji, policji, wymiaru sprawiedliwości, parlamentu i administracji lokalnej. To miało doprowadzić do zbliżenia obu społeczności. Jednak wciąż funkcjonuje tam równoległy do kosowskiego system administracyjny, edukacja, ochrona zdrowia − finansowane przez Serbię.

Czyli nie udało się. Czemu?

W Kosowie nigdy nie zaszedł proces pojednania. Kiedy w 1999 roku ONZ za pomocą nalotów bombowych wyrzuciło Serbów z Kosowa i zaczęło się budowanie kosowskiej niezależności, założenie było takie, że trzeba zapomnieć o przeszłości ze względu na wspólną przyszłość. Jednak ludzie nie zapomnieli. W 2004 roku doszło do odwetowych pogromów na Serbach.

Teraz z kolei do władzy w Kosowie doszli ludzie, którzy byli ofiarami Serbów: prezydentka Vjosa Osmani została przez Serbów wyrzucona ze swojego domu w Mitrowicy, premier Albin Kurti siedział w serbskim więzieniu, był skazany na 15 lat więzienia za działalność antypaństwową. Są w parlamencie posłanki, które były ofiarami gwałtów. Kosowo teraz przechodzi okres przypominania sobie, mówienia głośno o tym, co się wydarzyło na przełomie XX i XXI wieku. Choć nie ma to przełożenia na procesy, rozliczenia.

A do tego dochodzi polityka Belgradu.

Belgrad utrzymuje Serbów i w Serbii, i w Kosowie w przekonaniu, że niepodległość Kosowa to sytuacja tymczasowa, że Kosowo jest serbskie, i jak tylko nadarzy się okazja, wróci do Serbii.

Wprawdzie Serbowie weszli do kosowskiej administracji, ale ci politycy prowadzą politykę pod dyktando Belgradu i tak też są postrzegani przez Kosowarów. Są powiązani ze zorganizowaną przestępczością, która w Kosowie Północnym wciąż kwitnie. Jeszcze w zeszłym roku funkcjonowały tam ogromne fabryki bitcoinów, które generowały około 5 mln euro miesięcznie. Parę dni temu policja wkroczyła do winiarni prowadzonej przez serbską rodzinę. Zajęto 45 tysięcy butelek wina, o wartości 200 tysięcy euro, bo firma nie płaciła podatków, a wino miało być przemycane do Serbii. I tę rodzinę winiarzy jako prześladowanych Serbów z Kosowa przyjął we wtorek prezydent Serbii Aleksandar Vučić, który zapowiedział, że będzie ich bronić przed władzami kosowskimi. A choć te po prostu starają się egzekwować prawo, Serbowie widzą w tym przemoc wobec mniejszości.

Władca Serbii – Aleksandar Vučić

czytaj także

Proszę wyjaśnić, na czym polegał kryzys związany z tablicami rejestracyjnymi? Bo to chyba on sprawił, że temat przebił się do zachodnich mediów?

Serbia wydawała tablice dla kosowskich miast, tak jakby należały do Serbii. Władze Kosowa chciały ten proceder ukrócić i zmusić Serbów do przerejestrowania samochodów. Na serbskich tablicach wydawanych w miastach poza granicami Kosowa wciąż będzie można wjechać do tego kraju, ale trzeba zakleić nalepką flagę serbską i tak samo zakleja się flagę kosowską, jak się wjeżdża do Serbii. Serbowie z Kosowa często rejestrują samochody w Serbii, co w dalszym ciągu będzie możliwe. Oczywiście zdarzają się kwestie, które należałoby rozwiązać, jak to, że część Serbów nie ma kosowskiego prawa jazdy i nie może prowadzić samochodu zarejestrowanego w Kosowie. Problem w tym, że Serbia nie chce tych kwestii rozwiązać i umożliwić Serbom integrację, tylko przedstawia sprawę jako zagrożenie dla serbskiej tożsamości.

Jednak wydawało się, że sprawa tablic została już zamknięta.

W zeszłym miesiącu. Kosowo zgodziło się nie karać ludzi, którzy mają kontrowersyjne tablice, a Serbia zadeklarowała, że nie będzie wydawać nowych.

Czemu zatem konflikt trwa?

W apogeum tego kryzysu, w listopadzie, Serbowie na północy wystąpili ze wspólnych instytucji: z policji, parlamentu, samorządów i wymiaru sprawiedliwości. Kosowarzy zakładali, że po osiągnięciu porozumienia Serbowie wrócą do pracy, ale tak się nie stało, bo ich przywódcy polityczni liczyli na dalsze ustępstwa. Władze kosowskie przyjęły jednak inną strategię: skoro zrezygnowaliście i nie chcecie wrócić, to musimy przeprowadzić wybory samorządowe, by uzupełnić stanowiska. W parlamencie zaprzysiężono więc nowych posłów, a kosowska policja zaczęła patrolować część serbskich gmin. To oczywiście wzbudziło niepokój wśród Serbów, bo nie darzą oni zaufaniem kosowskiej policji.

Serbowie, jak rozumiem, stracili też pracę? Ekonomicznie im się to nie opłacało.

Dostają drugą pensję z Serbii, poza tym prezydent Vučić już zapowiedział, że zrekompensuje im utracone dochody (przeznaczono na ten cel 10–15 mln euro tylko w tym roku). Tym samym Belgrad promuje nieposłuszeństwo Serbów wobec instytucji państwa, Vučić odznaczył też szefa policjantów, którzy zrezygnowali z pracy w policji kosowskiej.

Czyli aresztowany Dejan Pantic, o którym wspomniałam na początku, jest byłym funkcjonariuszem, który odszedł z policji w czasie konfliktu o tablice rejestracyjne, a teraz protestował przeciwko wprowadzeniu do samorządów czy parlamentu Serbów bardziej skłonnych do współpracy z Prisztiną? Dobrze to rozumiem?

Tak. Pantic jest podejrzewany o obrzucenie kamieniami i granatami komisji wyborczej w Mitrowicy, w proteście przeciw wyborom lokalnym, organizowanym właśnie dlatego, że Serbowie opuścili lokalne samorządy. Ma postawione konkretne zarzuty i powinien być sądzony, natomiast Serbia domaga się uwolnienia go bez procesu. Chce pokazać, że Kosowarzy nie mogą skazywać Serbów.

Kiedy Serbia uruchamia taką opowieść? Kiedy ma problemy wewnętrzne? Czy to gra na użytek międzynarodowy?

Teraz generowanie napięć służy obu tym celom. Po pierwsze, pozwala utrzymywać Serbów w przekonaniu, że wszyscy dookoła na nich czyhają i tylko prezydent Vučić może chronić ich bezpieczeństwo i interesy. To tabloidowy przekaz dominujący od kilku lat, okresowo największymi wrogami są Bośniacy, czasem Chorwaci lub Unia Europejska. Serbowie mają być utrzymywani w poczuciu, że otoczeni są przez wrogów, co sprawia, że jednoczą się wokół flagi i prezydenta. I teraz to się nasila. W Serbii popularne jest hasło: „Co mnie pytasz o demokrację, kiedy bronię Kosowa?”.

Trzy billboardy w Prisztinie, Kosowo

czytaj także

Czyli są priorytety.

Tak, sprawa wolności mediów, demokracji, problemów z rosnącymi cenami prądu czy żywności są wobec sprawy Kosowa wtórne. Cały ten rok przebiega pod hasłem Kosowa. I to jest na użytek wewnętrzny. Ale jest to też sygnał dla Unii Europejskiej. Serbia pokazuje, że jeśli będzie się na nią naciskać w sprawie standardów demokratycznych czy sankcji na Rosję, to ma możliwość destabilizacji regionu. Pokazuje, że trzeba z nią rozmawiać, że wiele od niej zależy. I o ile rzeczywiście mityguje Serbów w Bośni, to w przypadku Kosowa kryzysy są wywoływane wprost przez Belgrad.

Tymczasem władze Kosowa 14 grudnia podpisały wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej. Nie będzie to w smak Belgradowi?

Oczywiście, te niepokoje mają także dyskredytować Kosowo jako kandydata do UE.

Czy Serbia w ogóle ma jakąkolwiek realną możliwość, żeby wkroczyć do Kosowa?

W Kosowie stacjonują wojska NATO, między innymi są tam polscy żołnierze. Więc nie wyobrażam sobie tego. Serbia stałaby się pariasem.

A to nie jest tak, że jeśli Serbia prowokuje tu konflikt, NATO będzie musiało odpowiedzieć, a wtedy Rosja stanie w obronie Serbii?

Oczywiście, jak rozpoczęła się pełnoskalowa wojna w Ukrainie, to wśród Serbów było takie poczucie, że teraz jest czas na nowe rozdanie: Rosja działa w Ukrainie, a my zrobimy porządek na Bałkanach. Ale Rosja przegrywa, a w każdym razie okazała się nie tak silna, jak miała być. Serbowie patrzą na to dość realistycznie i zdają sobie sprawę, że nie ma szans, by Rosja im jakoś pomogła. Ławrow miał przyjechać do Serbii, ale nie mógł, bo państwa natowskie zamknęły niebo. Serbia jeszcze przed wojną z Ukrainą miała dostać transportery opancerzone z Rosji i też nie miała ich jak przetransportować.

Žižek: Atomowe safari, czyli głupota samozniszczenia

A jednak sytuacja jest napięta.

Sytuacja jest napięta, ludzie się boją. Boją się Albańczycy, którzy pamiętają o zbrodniach, i Serbowie, szczególnie w enklawach. Do Kosowa Północnego, za rzekę, Albańczycy nie wejdą, ale Serbowie żyją też w enklawach, w wioskach otoczonych przez albańskich sąsiadów i ich bezpieczeństwo może być zagrożone, gdyby Serbia zaatakowała Kosowo lub zdarzyłby się jakiś pozorowany incydent wzmagający napięcie.

Może dojść do eskalacji?

Skazany za nadużycia władzy były macedoński premier Nikoła Gruewski, który kilka lat temu dostał azyl na Węgrzech, zorganizował kiedyś pokazową akcję, taki sprowokowany incydent z udziałem mafii albańskiej, który miał pokazać, że w Macedonii istnieje zagrożenie z tej strony. Tylko wymiana ognia okazała się poważniejsza, niż się spodziewał, i zginęły dwadzieścia dwie osoby, w tym ośmiu policjantów. Krótko mówiąc: tak, jest ryzyko, że prowokacje wymkną się spod kontroli. Jednak i wojska NATO, i misja policyjna Eulex są świadomi tego ryzyka, więc patrole są wzmocnione, by nie dopuścić do takiego scenariusza.

Jak ten supeł rozwiązać?

Cały czas mamy do czynienia z prowizorycznymi rozwiązaniami. Problem pozostaje: istnieje konieczność kompleksowego unormowania relacji pomiędzy Kosowem a Serbią, co wymaga porozumienia, które regulowałoby podstawowe spory: że Serbia nie blokuje akcesu Kosowa do ONZ, wejścia do Unii i innych struktur międzynarodowych…

A co Serbia będzie z tego miała? Jeśli Kosowo wejdzie do Unii, a Serbia nie, to będzie to kolejny cios dla Serbii, która czeka już chyba za długo, od 2012 roku.

No właśnie. Kiedyś oba państwa skłaniała do negocjacji perspektywa unijnej integracji, która teraz jest bardzo odległa. Ale Kosowo może zgodzić się na szerszą autonomię dla Serbów. Unia zaś obiecywała Serbii jeszcze we wrześniu pieniądze na inwestycje.

W ramach UE byłaby większa szansa, by nacjonalizmy uspokoić. Gdyby do UE weszło i Kosowo, i Serbia, kwestia granicy stałaby się mniej istotna.

Takie trochę było założenie. To się wydarzyło w relacjach węgiersko-słowackich. W Słowacji jest duża węgierska mniejszość, ale nie ma tak naprawdę granic, więc ta przynależność państwowa przestaje mieć znaczenie, do Budapesztu mogą pojechać bez najmniejszego problemu. Jednak Serbia i Kosowo, którego niepodległości nie uznaje pięć państw członkowskich UE, nie mają szans na członkostwo w dającej się przewidzieć przyszłości, więc ta karta straciła moc przetargową.

Czy to wynik antyeuropejskiej postawy Vučicia? Czy odwrotnie, resentymenty serbskie wynikają z tego, że tak długo siedzą w europejskim przedpokoju?

To prawda, że Unia nie wypełniała swoich obietnic. Założenia są niby proste: spełniacie warunki, będziecie przyjęci, a jednak Kosowo wciąż potrzebuje wiz do Unii, mimo że spełniło wszystkie techniczne warunki już w 2018 roku. Inne państwa, które spełniły warunki, mają już ruch bezwizowy: Ukraina, Mołdawia, a Kosowo nie.

Druga sprawa, która jest rysą na wizerunku Unii, to wspomniana Macedonia. Jako warunek postawiono rozwiązanie konfliktu z Grecją, więc w imię unijnej integracji Macedonia zmieniła nawet nazwę własnego państwa na Macedonię Północną, ale co z tego, skoro od czterech lat nie może nawet rozpocząć negocjacji akcesyjnych. A teraz Bułgaria domaga się od niej rewizji jej historii pod dyktando Sofii czy wyrzeknięcia się określenia język macedoński. I ta lekcja została w Belgradzie odebrana: że nawet jeśli zgodzą się na ustępstwa wobec Kosowa, to następnego dnia Unia będzie stawiała kolejne warunki i na przykład przyczepi się do standardów jej demokracji.

**
Marta Szpala jest analityczką Ośrodka Studiów Wschodnich, główną specjalistką Zespołu Środkowoeuropejskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij