Świat

Męczeństwo Dżamala Chaszukdżiego

Państwa, które brutalnie łamią wolność prasy – zarówno Turcja, jak i Arabia Saudyjska – należą do najbliższych sojuszników USA. Trump byłby „rozczarowany”, gdyby się okazało, że za śmierć Chaszukdżiego odpowiada saudyjski reżim, ale dostaw broni dla Saudyjczyków to nie zakłóci.

AMMAN – londyński dziennik Al-Araby Al-Dżadid opublikował niedawno rysunek jordańskiego artysty Emada Hadżadża, przedstawiający mężczyznę bez twarzy, z czerwono-białą kefią na głowie, który zarzuca połą brązowej szaty niczym iluzjonista wykonujący magiczną sztuczkę. Dookoła niego wirują rozrzucone zamaszystym gestem kartki papieru. Poniżej widać rękę innego mężczyzny, w białej koszuli z guzikami – sięga do góry, najwyraźniej wypuściwszy właśnie pióro z dłoni, jakby próbował za coś chwycić, przed czymś się osłonić. Podpis brzmi: „Zniknięcie saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego”.

The case that is rocking the diplomatic world: the disappearance of Saudi journalist Jamal Khashoggi . Cartoon by Emad Hajjaj of Jordan.

Opublikowany przez Global Political Satire Czwartek, 11 października 2018

Rysunek wymienia ofiarę, ale nie sprawcę. To prawda, że każdy Arab – a właściwie każdy człowiek – wie dokładnie, kto odpowiada za zniknięcie Chaszukdżiego: książę Mohammed bin Salman z Arabii Saudyjskiej. Jednak to, że znany rysownik musiał ukryć wizerunek winowajcy, dowodzi strachu, w jakim żyją niezależni dziennikarze w świecie arabskim. Zniknięcie Chaszukdżiego tylko pogłębiło ich niepokój.

Kraje arabskie mają długą historię nagradzania dziennikarzy, którzy są posłuszni oficjalnej linii władzy, a jednocześnie karania tych, którzy, tak jak Chaszukdżi, ośmielają się mówić prawdę o rządzących. Od czasu Arabskiej Wiosny Ludów i rewolucji, które wszędzie poza Tunezją zakończyły się niepowodzeniem, obywatele całego regionu znaleźli się między młotem a kowadłem, zmuszeni wybierać między radykalnymi reżimami islamskimi a rządami wojskowymi. Wszelkie wysiłki prowadzące do demokratycznej alternatywy są systematycznie tłumione.

Rosyjscy dziennikarze w areszcie, bo zorganizowali spotkanie dla czytelników

W ramach tych represji niezależni dziennikarze są dyskredytowani, ograniczani i uciszani na różne sposoby. Autokratyczne rządy tworzą prawa i przepisy, które mają chronić ludzi władzy oraz ich sojuszników przed krytyką lub demaskacją przez niezależne media. Prawo do wypowiedzi dają wyłącznie dziennikarzom z rządowej listy płac — tym, którzy wychwalają przywódców i krytykują przeciwników reżimu; każdy inny to wróg publiczny.

Taka postawa nie ogranicza się wyłącznie do dyktatur. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie wolność prasy chroni pierwsza poprawka do konstytucji, a sprawnie działające dziennikarstwo śledcze doprowadziło już raz do dymisji prezydenta, administracja Donalda Trumpa na co dzień atakuje niezależnych dziennikarzy, określając ich mianem zdrajców i płatnych agentów kupczących „fałszywymi newsami”.

W przypadku Trumpa może to być po prostu próba uspokojenia prawicowego elektoratu i uniknięcia odpowiedzialności za niezliczone błędy i nadużycia. Jednak ataki na prasę amerykańską w jego wykonaniu w połączeniu z brakiem reakcji na analogiczne incydenty w innych krajach przyczyniły się w znacznym stopniu do tego, że ci, którzy łamią wolność prasy na całym świecie, poczuli się jeszcze pewniej.

Orban – kat niezależnych mediów

Sytuacji nie poprawia fakt, że wiele państw, w których wolność prasy jest łamana, należy do najbliższych sojuszników Ameryki. Takim państwem jest Arabia Saudyjska. Trump pozostaje wierny odwiecznej amerykańskiej tradycji przedkładania lukratywnych kontraktów wojskowych nad prawa człowieka. Zapowiada, co prawda, że byłby „bardzo rozczarowany i zły”, gdyby okazało się, że Arabia Saudyjska odpowiada za śmierć Chaszukdżiego, ale jednocześnie wyklucza możliwość zerwania z tego powodu ogromnych kontraktów na sprzedaż broni.

Turcja, która podobnie jak USA należy do NATO, prowadzi w światowym rankingu liczby uwięzionych dziennikarzy, jednak administracja Trumpa zaprotestowała dopiero, kiedy zatrzymano (niedawno zwolnionego) amerykańskiego pastora – i to wyłącznie po to, aby uspokoić amerykańską „prawicę religijną” (poczynając od wiceprezydenta Mike’a Pence’a). Władze USA nie zająknęły się nawet słowem o przebywającym od niemal dwóch lat w egipskim areszcie dziennikarzu telewizji Al Dżazira, Mahmoudzie Husseinie.

Dlaczego zginął słowacki dziennikarz?

czytaj także

Administracja Trumpa nie skomentowała również faktu, że w marcu 2017 roku sąd Zjednoczonych Emiratów Arabskich skazał jordańskiego dziennikarza Tajsira al-Nadżara na trzy lata pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 500 tysięcy dirhamów AED (ok. 136 tysięcy dolarów amerykańskich) za wpis na Facebooku. Nawet kraje, które nie są szczególnie bliskimi sojusznikami Stanów Zjednoczonych – jak Mjanma, gdzie dwóch dziennikarzy agencji Reuters skazano na siedem lat pozbawienia wolności – nie spotykają się z krytyką ze strony USA.

Niezależni dziennikarze mają jeden cel: dotrzeć do prawdy i ją ujawnić. Jeśli rząd może ich bezkarnie represjonować, podczas gdy reszta świata poświęca rzekome przywiązanie do podstawowych praw człowieka na rzecz rozgrywek politycznych lub partyjnych, prawda pozostaje nieujawniona, a to ma poważne konsekwencje.

Wszystkie wojny dziennikarzy

Znałem Chaszukdżiego od lat, zarówno na niwie zawodowej, jak i osobistej. Jest saudyjskim patriotą, nie sprzeciwiał się nigdy systemowi rządów w swoim kraju. Owszem, krytykował poszczególne działania: haniebną wojnę w Jemenie czy to, jak saudyjscy władcy rozprawiają się z opozycją. Jednak jego argumentacja zawsze opierała się na faktach. Nie był dysydentem ani buntownikiem, ale monarchistą, który chce, żeby jego kraj funkcjonował lepiej niż obecnie. A teraz zapłacił za to najwyższą cenę.

Arabscy bojownicy o wolność mają przed sobą długą i niebezpieczną drogę. Pamiętając o poświęceniu  prawdziwych demokratów i bohaterów, dziennikarze i artyści tacy jak Hadżadż będą dalej mówić prawdę o władzy i walczyć o podstawowe prawa człowieka, w tym o wolność prasy. Jednak trudno pogodzić się z tym, że muszą toczyć tę walkę bez wsparcia ze strony tych, którzy obiecywali stanąć u ich boku.

 

Od redakcji: Washington Post udostępnił listę artykułów Dżamala Chaszukdżiego, pisanych po angielsku i arabsku.

**
Daoud Kuttab – profesor dziennikarstwa na Uniwersytecie Princeton, szef komisji ds. wolności prasy w zarządzie Międzynarodowego Instytutu Prasy.

Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Gucio.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij