Nie da się zrozumieć legendy Fidela Castro w Ameryce Łacińskiej, bez zrozumienia roli USA w regionie.
A jednak okazał się być śmiertelny. 25 listopada, w wieku 90 lat, zmarł Fidel Castro, ikona rewolucji społecznej i buntu przeciw dominacji USA, dyktator. Odkąd w 1959 r. obalił reżim generała Fulgencia Batisty i przejął władzę, do momentu kiedy 10 lat temu przekazał ją w ręce brata Raula, u steru Stanów Zjednoczonych przewinęło się dziesięciu prezydentów: od Dwighta D. Eisenhowera do George’a W. Busha. Fidel dożył chwili, gdy jego brat i Barak Obama ogłosili w grudniu 2014 r. wznowienie zerwanych w 1961 r. stosunków dyplomatycznych między Kubą a USA, a w tym roku także wizyty prezydenta USA na Kubie, pierwszej od 88 lat.
Nie da się zrozumieć legendy Fidela Castro w Ameryce Łacińskiej, bez zrozumienia roli Stanów Zjednoczonych w regionie. Sceptycyzm Latynosów w stosunku do Waszyngtonu można dość trafnie porównać z naszymi obawami dotyczącymi Moskwy. Na przełomie XIX i XX wieku, i do połowy lat 30., Stany Zjednoczone z dużą częstotliwością interweniowały zbrojnie w Ameryce Środkowej i na Karaibach. Niektóre kraje, takie jak Nikaragua, okupowały nawet kilkanaście razy. Nad innymi sprawowały protektorat. Dotyczy to również Kuby.
Podczas zimnej wojny USA zastąpiło okupację swoich południowych sąsiadów wspieraniem zamachów stanu przeciw demokratycznie wybranym lewicowym przywódcom. Najbardziej znane przykłady to obalenie prezydenta Jacobo Arbenza Guzmana w Gwatemali w 1954 r., João Goularta w Brazylii w 1964 r., czy zamach stanu przeciw Salvadorowi Allende w Chile w 1973 r. USA aktywnie wspierało też krwawe „antykomunistyczne” dyktatury, które przejmowały władzę w tych przewrotach. Kolejną strategią było poparcie dla bojówek, takich jak Contras, zwalczających w latach 80 w Nikaragui rządzącą lewicę.
Tymczasem – sięgając do latynoamerykańskiego imaginarium – Fidel Castro, przywódca małej 11 milionowej wyspy, jak Dawid rzucił wyzwanie Goliatowi. W bezpośrednim sąsiedztwie Florydy ogłosił rewolucję i obronił ją przed przygotowaną przez CIA interwencją zbrojną w Zatoce Świń w 1961 r. Udało mu się również przetrwać szereg innych ataków i wyzwań, w tym ciężkie embargo handlowe wprowadzone przez USA w 1960 r. Trwa ono do dziś, pomimo corocznego rytualnego potępiania blokady przez Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Castro przeżył też ponad 600 zamachów na swoje życie.
CIA próbowała mu między innymi podetknąć zatrute cygara, a także środek na wypadanie włosów, tak aby pozbawić go brody – źródła jego autorytetu. Najświeższy dowcip podsumowujący tę serię nieudanych zamachów krąży w internecie: podczas pogrzebu Castro CIA próbowała spuścić z helikoptera fortepian na jego trumnę, ale nie trafiła. Ojciec Che Guevary miał ponoć powiedzieć, że Castro musiał zaprzedać duszę diabłu. Albo jak kot miał 7 żyć.
Kuba stała się pierwszym krajem w Ameryce Łacińskiej, który wyeliminował analfabetyzm.
Dalej pozostaje jednym z niewielu pozbawionych tego problemu. Sieć publicznych szpitali i powszechny program szczepień pomogły obniżyć umieralność noworodków do poziomu tego z krajów Europy Zachodniej. Kuba zaczęła też przyjmować tysiące młodych ludzi z całej Ameryki Łacińskiej na nieodpłatne studia medyczne. Wysyła również lekarzy na misje w najbiedniejsze zakątki świata i bojowników na wojny o niepodległość w Afryce.
Fidel nie tolerował jednak opozycji. W pierwszych latach jego rządów w więzieniu można było wylądować nawet za orientację seksualną czy zbytnią religijność.
Dziś jednak córka Raula Castro jest dyrektorką progresywnego państwowego instytutu praw mniejszości seksualnych i nikt nie kryje się ze swoim oddaniem Santerii, synkretycznej religii łączącej świętych katolickich z kultami afrykańskim. Moi znajomi Kubańczycy chętnie opowiadają o wszystkim, co na wyspie nie działa i czego brakuje, zaczynając od klasycznego: „udają, że nam płacą, a my udajemy, że pracujemy”. Jednak nie mają recept na to, co trzeba by zrobić z krajem inaczej.
Eduardo Galeano pisał o Castro: „Jego przeciwnicy mówią, że był królem bez korony i mylił jedność z jednomyślnością. W tym jego przeciwnicy mają rację. Jego przeciwnicy mówią, że gdyby Napoleon miał taką gazetę, jak Granma, żaden Francuz nie dowiedziałby się o klęsce pod Waterloo. W tym jego przeciwnicy mają rację. (…) Ale jego przeciwnicy nie mówią, że ta rewolucja wzrastała w karcerze i stała się tym, czym mogła, a nie tym, czym chciała. (…) I nie mówią, że mimo wszystkich zewnętrznych agresji i wewnętrznych ograniczeń, ta wyspa cierpiąca, ale uparcie wesoła, wydała na świat społeczność latynoamerykańską o najmniejszych nierównościach społecznych.”
„Historia mnie uniewinni”, powiedział, gdy jego próba obalenia dyktatury Batisty w 1953 r. nie powiodła się i dostał wyrok 15 lat więzienia.
Niedługo poźniej opuścił jego mury dzięki amnestii i znów porwał się na reżim. Tym razem przypływając na Kubę łodzią Granma z Che Guevarą i innymi 80 ochotnikami. Tymczasem, historyczna rozprawa, w której być może zostanie uniewinniony, właśnie się rozpoczęła.
**Dziennik Opinii nr 336/2016 (1536)