Świat

Domosławski: Piłka i rasa

Futbol w Brazylii to pasja bogatych i biednych, białych i ciemnoskórych. Rasizm na stadionach w tym kraju wydaje się więc nie tylko haniebny, ale i niedorzeczny.

1.

Piątego marca Marcio Chagas, arbiter piłkarski, gwizdał mecz klubów Esportivo i Veranopolis w regionalnych rozgrywkach stanowych Rio Grande do Sul, na południu Brazylii. Gdy gwizdnął wbrew oczekiwaniom kibiców Esportivo, kilkudziesięciu kibiców Esportivo obrzuciło go rasistowskimi wyzwiskami. „Ty małpo!” – krzyczeli. „Brudny czarnuchu!”, „Włóczęgo!”.

Po meczu Marcio Chagas zastał na stadionowym pakingu swojego peugeota 207 ze skórkami bananów na masce i przedniej szybie. „Wśród agresorów byli nie tylko dorośli mężczyźni, także nastolatki i dzieci – opowiadał później. – Zachowanie młodych to odbicie zachowania ich opiekunów. Tak kształtują się przyszli rasiści”.

To nie był pierwszy raz, dlatego Marcio Chagas, wybierany czterokrotnie najlepszym arbitrem w stanie, zaczął myśleć o rozstaniu z profesją, którą kochał. Postanowił jednak zaczekać na werdykt sądu sportowego. Jaką karę wymierzy klubowi, który notorycznie ignoruje rasizm wśród swoich kibiców?

Świat patrzy. Wielkie piłkarskie święto – Mundial 2014 – tuż.

2.

Kilka lat temu na jednym z uniwersytetów w São Paulo przeprowadzono badania, z których wynikło, że 97 proc. Brazylijczyków nie odczuwa żadnych uprzedzeń rasowych. Jednocześnie 98 proc. ankietowanych stwierdziło, że na co dzień styka się z ludźmi o takich uprzedzeniach – w rodzinie, miejscu pracy, na ulicy, swoim osiedlu.

Interpretując te rezultaty, pewna badaczka ironizowała, że w Brazylii nikt nie jest rasistą – rasistami są tamci, jacyś inni. Każdy Brazylijczyk to samotna wyspa demokracji rasowej, otoczony przez ocean ciemniaków pełnych uprzedzeń. Dodajmy, że ciemnoskórzy to ponad połowa ludności kraju, a różne odcienie koloru ich skóry opisuje ponad setka rozmaitych słów.

Prawo zabrania dyskryminacji z powodów rasowych, ale złe dziedzictwo jest silniejsze niż prawne zakazy. Jeszcze półtorej dekady temu windziarz w siedzibie Kongresu Narodowego nie chciał wpuścić czarnoskórej kongresmanki do windy dla kongresmanów, bo nie przyszło mu do głowy, że czarnoskóra kobieta może pełnić taką funkcję. Nazywała się Benedita da Silva i była pierwszą czarnoskórą kongresmanką w historii Brazylii. Opowiadała mi przed laty, że policjanci nieraz zatrzymywali jej samochód, gdy jechała z mężem, bo sądzili, że czarnoskórzy w nowiutkim samochodzie z rejestracją kongresu to z pewnością złodzieje.

Gdy na początku lat 90. zaczynała karierę polityczną, biali z Rio de Janeiro – oczywiście „bez uprzedzeń rasowych” – powtarzali „dowcip”, że jeśli zostanie wybrana, ze wzgórza Corcovado zniknie słynna statua Chrystusa i zastąpi ją pomnik King Konga. Rasistowskie listy i telefony w jej czasie kampanii wyborczych były normą. Obsceniczne gesty ze strony białych mężczyzn – również.

3.
Dzień po rasistowskiej agresji na arbitra Marcia Chagasa ofiarą podobnej padł pomocnik legendarnej drużyny Santos – Arouca. W czasie udzielania wywiadu po zakończeniu ligowego meczu kibice rywali zaczęli wrzeszczeć do niego: „Ty małpo!”.

„Futbol to lustro naszej rzeczywistości” – powiedział później Arouca i zamanifestował dumę z afrykańskich korzeni. Takie mieli najwybitniejsi piłkarze w dziejach brazylijskiego futbolu – Leonidas da Silva, Garrincha, Pele, Romario, Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho.

Rasizm na stadionach w tym kraju wydaje się w tym kontekście nie tylko haniebny, ale i niedorzeczny. Futbol w Brazylii to pasja bogatych i biednych, białych i ciemnoskórych. Jak się często mówi – religia, ważniejsza od katolicyzmu, candomble i innych kultów. Jej najwybitniejsi w historii kapłani na boiskach mieli ciemną skórę. A do tego jeszcze Brazylijczycy szczycą się, że są krajem demokracji rasowej. Że choć mieli niewolnictwo, to nie mieli nigdy – jak Amerykanie z Północy – organizacji rasistowskich fanatyków jak Ku Klux Klan.

Tymczasem na kilka tygodni przed świętem piłki nożnej kraj mający ciemnoskórych w większości piłkarzy, który zdobył najwięcej, bo pięć, tytułów mistrzowskich spogląda w lustro i widzi szpetne gęby kiboli-rasistów.

Zresztą to, co się widzi, zależy od tego, kto patrzy. Jedni widzą szpetotę rasizmu, ale już inni powiedzą, że tak, owszem, wśród tłumów na stadionach zawsze się znajdzie paru rasistów, lecz to margines, nie ma co przesadzać. Proszę spojrzeć, o wiele więcej widać sympatycznych twarzy. Nie ma białych kapturów, prześcieradeł i płonących krzyży.

Może w tym właśnie problem, że kapturów na pierwszy rzut oka nie widać? Może zostały w szafie? Może nigdy nie trzeba ich było szyć i wkładać na głowy?

4.

Brazylia była ostatnim krajem na półkuli zachodniej, który zniósł niewolnictwo (1888) i od tamtego czasu nie było tu nigdy otwartej segregacji rasowej. „Była inna – subtelna, a przez to dużo trudniejsza do zidentyfikowania i zwalczania” – mówi prof. Mauricio Murad, socjolog z Rio de Janeiro, który bada futbol jako zjawisko społeczne, w tym rasizm na stadionach.

Brazylijska kultura od ponad stu lat inspiruje się bogactwem obyczajów i stylów życia dawnych niewolników. Feijoada – symbol kuchni brazylijskiej, karnawał i samba – symbole żywiołowej zabawy i muzyki, mulata – symbol tutejszej seksualności wywodzą się z tradycji Afrykanów, a dziś są znakiem firmowym kultury wszystkich Brazylijczyków. Nie znaczy to, że uprzedzenia i nierówności o podłożu rasowym wyparowały. Liczne badania ukazują, że wśród ciemnoskórych jest więcej analfabetów niż wśród białych kreoli. Że ciemnoskórzy żyją krócej i dużo mniej zarabiają.

Badacze zjawiska podzielają diagnozę, że rasizm w Brazylii wymyka się łatwemu opisowi, mimo że zostawia widoczne ślady. Pewna socjolożka napisała, że rasizm Brazylijczyków „to rasizm bez oblicza, który skrywa się w cieniu rzekomych gwarancji oferowanych przez prawa uniwersalne”, lecz zarazem praktykuje dyskryminację tam, gdzie „uniwersalne prawa trudno egzekwować” – głównie w sferach, gdzie jest większa swoboda decyzji uważanych za prywatne (nawet jeśli takimi nie są). Tam bowiem dużo trudniej o społeczną kontrolę.

Demokracja rasowa wciąż pozostaje niespełnioną obietnicą. Marzeniem.

5.

Do przedmundialowej debaty o rasizmie włączyła się prezydenta Dilma Rousseff ze słowami pełnej solidarności z ofiarami rasistowskich agresji. „To niesłychane – napisała na Twitterze – żeby w Brazylii, kraju, w którym żyje najwięcej czarnoskórych poza Afryką, dochodziło do rasistowskich ekscesów”. Rousseff podobnie zareagowała miesiąc wcześniej, gdy ofiarą rasistowskich wyzwisk padł inny piłkarz, Tinga, tyle że poza granicami kraju, w Peru, gdzie jego drużyna Cruzeiro grała z lokalnym Realem Garcilaso. Po ostatnich eksplozjach stadionowego rasizmu zaprosiła Tingę i Aroukę do pałacu prezydenckiego w Brasilii.

Rousseff, podobnie jak jej wielki poprzednik Lula, traktuje zwalczanie rasizmu jako jeden z punktów honoru swojego rządu. Lula stworzył, a Rousseff utrzymuje urząd w randze  ministerstwa zajmujący się promocją równości rasowej. Jak to często bywa, siła „elementów długiego trwania w historii” – tu: uprzedzeń, dyskryminacji, rasizmu  – jest nieporównanie większa od najlepszej polityki; przynajmniej przez pewien czas.

Wypytywałem przed laty ówczesną szefową tego urzędu, Matyldę Ribeiro, o specyfikę i paradoksy rasizmu w Brazylii. Mówiła: czarnoskóry traktuje swój status jako naturalny. Jedni są panami, inni – dla panów pracują. Jedni są obsługiwani, drudzy – obsługują. Czarnoskóry zazwyczaj nie odczuwa nienawiści do białego, bo przecież biały się nim opiekuje. Oto perwersja „łagodnego” brazylijskiego rasizmu.

Slogan o „demokracji rasowej” – mówiła dalej – wymyśliły elity, żeby przypieczętować dominację białych. Ten mit miał unieszkodliwić dyskusje o dyskryminacji i uprzedzeniach. Bo skoro mamy „demokrację rasową”, to niczego nie trzeba zmieniać. Potomkowie ludzi, którzy kiedyś byli panami życia i śmierci niewolników, są teraz latyfundystami, przemysłowcami, właścicielami środków masowego przekazu. To oni kształtują wizerunek Brazylii jako „demokracji rasowej”.

Czarni Brazylijczycy niechętnie przyznają, że są dyskryminowani – jeszcze jedna obserwacja byłej ministry, z wykształcenia psycholożki społecznej – a wynika to często z dumy narodowej. Tak, bycie Brazylijczykiem wielu ludzi napawa dumą – bo są częścią wielkiego kraju, który przyciąga ludzi z całego świata (karnawał, futbol, turystyka, kultura) i cieszy się dobrą opinią. Rasizm nie pasuje do tego wizerunku, a „demokracja rasowa” – jak najbardziej. Zresztą istnienie „demokracji rasowej” łatwo uzasadnić na przykładach z tutejszej historii.

Konflikty społeczne w Brazylii nie przybierały rozmiarów katastrof, a ludzie o różnych kolorach skóry żyli obok siebie bez większych wstrząsów. Co nie oznacza, że bez uprzedzeń i dyskryminacji.

Jak się ten rasizm objawia? Zazwyczaj zależnością ciemnoskórego od białego. Miejscem ciemnoskórego jest suterena, kuchnia, nie living room. Jakość życia ciemnoskórego zależy od woli czy kaprysu białego: od tego, ile mu zapłaci za pracę, czy pozwoli mieszkać w suterenie, służbówce; czy da mu używane ubrania, zaprosi do zjedzenia resztek ze stołu. Także od tego, czy biali państwo pomogą dziecku ciemnoskórego pracownika dostać się do lepszej szkoły.

– Gdy byłam już dorosła – opowiadała ministra – ojciec pracował jako administrator w posiadłości ziemskiej białych właścicieli. Mieszkał tam z drugą żoną i córeczkami, jednak ani żona, ani córki nie miały prawa wchodzić do domu państwa; mogły przebywać w małym domku – służbówce. Gdy ich odwiedziłam, biali państwo zaprosili mnie do siebie. Nie przyjęłam zaproszenia. To były lata 80., studiowałam wtedy na uniwersytecie w São Paulo. Byłam dla nich intelektualistką, działaczką polityczną, osobą z innego szczebla drabiny społecznej – i dlatego „zasłużyłam” na ich zaproszenie. Moją rodzinę traktowali natomiast jak służbę. Wykształcenie i pieniądze wybielają.

A czy istnieje rasizm ciemnoskórych skierowany przeciwko innym ciemnoskórym? Ciemnoskóry policjant częściej zatrzyma ciemnoskórego kierowcę i częściej nadużyje władzy wobec niego niż wobec białego. Dlaczego? Bo wydaje mu się, że jest instytucją, nie konkretną osobą, nawet jeśli sam doświadczył uprzedzeń na tle rasowym. Zdarza się, że ciemnoskóra pracownica domowa przejmuje punkt widzenia swojej pani i dyskryminuje innych ciemnoskórych. Ludzie nabierają dystansu wobec rzeczywistości, która była źródłem ich upokorzeń – niejako w akcie samoobrony wchodzą w rolę prześladowcy.

Jak promować równość rasową? Przede wszystkim poprzez akcję afirmatywną w różnych sferach życia społecznego i politycznego. Na uniwersytetach publicznych wprowadzono kwoty dla ciemnoskórych studentów. Podniosła się wrzawa – przeciwnicy argumentowali, że kwoty skazują na przegraną lepiej przygotowanych kandydatów. A przecież poziom egzaminów na uniwersytety jest tak wysoki, że mogą je zdać jedynie ci, którzy uczęszczali do dobrych, prywatnych – i płatnych – liceów.

Teraz, na moment przed wielką imprezą sportową, wszystkie te niepokoje i pytania stają na brazylijskiej agorze. To wielki pożytek z tej imprezy, czy raczej: taki można z niej zrobić – nawet jeśli ruch protestu przeciwko faraonicznym wydatkom na mundial ma za sobą argumenty nie do odparcia. Piłkarz Arouca nie przesadzał, gdy mówił, że rasizm stadionowy to nie wyjątek, lecz norma: lustro tutejszej rzeczywistości. Wyrzucił z siebie tylko to, co czuje wielu ciemnoskórych.

6.

– Fala rasistowskiej agresji na stadionach powraca co jakiś czas – mówi Carlos Costa, ciemnoskóry ex-lider mieszkańców największej faveli w Rio, Rocinha. Jego słowa brzmią, jak gdyby bagatelizował ostatnie incydenty. Jak gdyby do rasistowskiej agresji słownej można było się przyzwyczaić. Czy tak? – dopytuję.

– Nie, nie – odpowiada. – Do rasistowskich wyzwisk nie można się przyzwyczaić. Można natomiast nauczyć się je ignorować.

Gdy mówi to ciemnoskóry brzmi to inaczej, niż gdy mówi to biały, na przykład, selekcjoner reprezentacji Brazylii Felipe Scolari. Rasistowskie ataki na piłkarzy i arbitrów Scolari nazwał „głupotą”, której „nie ma sensu karać, lecz należy ignorować”. „Wieki Felipe mógłby najpierw spytać Aroukę i Tingę, co o tym sądzą i jak się z tym czują” – kontruje socjolog Murad. Inny komentator, historyk futbolu brazylijskiego, nazwał Scolariego „reakcjonistą”, który „nigdy nie widzi spraw w ich społecznym kontekście”. To samo można powiedzieć o najsłynniejszym piłkarzu w dziejach – Pelem – który niejednokrotnie zapewniał, że nigdy nie doświadczył rasistowskich uprzedzeń, a zatem w Brazylii nie ma rasizmu.

Perspektywa arbitra Marcia Chagasa jest zgoła inna. Wyrok dla klubu Esportivo za agresję kiboli-rasistów przeciwko niemu okazał się łagodny: 30 tys. reali kary (45 tys. złotych). Dla klubu taka suma to niewiele. W kolejnej instancji karę zaostrzono: drużyna Esportivo straciła 9 punktów i spadła o kilka miejsc w tabeli.

Marcio Chagas nie doczekał zaostrzenia kary przez sąd wyższej instancji. Ogłosił odejście z zawodu. Został komentatorem sportowym lokalnej telewizji.

Brazylia jest warta innego finału.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij