Świat

Kreml sieje chaos, którym potem „pomaga” zarządzać. Kadyrow jest istotnym elementem tego chaosu

Wydaje mi się, że Putin jest potrzebny politykom na Zachodzie, bo jest straszydłem, które sprawia, że wolny świat ma powód, żeby się jednoczyć. Kadyrow wobec Putina odgrywa podobną rolę. Z punktu widzenia Putina Kadyrow to bardzo wygodna figura. Usuniemy go i co dalej? O Czeczenii, Rosji, reżimach i protestach z ekspertem od spraw Kaukazu Denisem Sokołowem rozmawia Paulina Siegień.

20 stycznia grupa ubranych na czarno ludzi w kapturach przychodzi do mieszkania rodziny sędziego federalnego w stanie spoczynku Sajdiego Jangułbajewa. Rodzina od kilku lat mieszka w Niżnym Nowogrodzie, dokąd uciekli z Czeczenii przed prześladowaniami reżimu Kadyrowa.

Grupa ludzi, która wchodzi do mieszkania, podaje się za funkcjonariuszy policji z Czeczenii i pokazuje dokumenty, z których wynika, że mają doprowadzić sędziego i jego żonę w charakterze świadków przed sąd w Groznym. Sprawa dotyczy jakiegoś oszustwa z 2019 roku, kiedy rodzina Jangułbajewów już dawno nie mieszkała w Czeczenii.

Sajdi Jangułbajew pokazuje swoją legitymację sędziego, powołuje się na immunitet. Wtedy grupa ludzi siłą wyprowadza z mieszkania jego żonę Zaremę Musajewą. Kobieta jest w samym szlafroku, nie pozwalają jej się ubrać ani zabrać leków, chociaż choruje na cukrzycę i musi regularnie przyjmować insulinę.

Musajewa zostaje wywieziona do Czeczenii, a tam aresztowana za rzekome naruszenie nietykalności cielesnej jednego z funkcjonariuszy. Ze świadka w sprawie o oszustwo staje się oskarżoną o napaść na policjanta, grozi jej więzienie. Cały czas trwa proces, sąd nie zgadza się na zamianę aresztu na areszt domowy. Podczas jednego z posiedzeń sądu w swojej sprawie Musajewa mówi: „Ja nigdzie nie ucieknę, ja tutaj powoli umieram”.

Paulina Siegień: Chciałoby się powiedzieć, że to historia bez precedensu, ale niestety tak nie jest. Precedensów było wiele, to już chyba standard w działaniach władz Czeczenii i podległych im służb. A jednak to właśnie sprawa Musajewej jest szeroko dyskutowana w Rosji w czasie ostatnich tygodni i zatacza coraz szersze kręgi. Dlaczego?

Denis Sokołow: To prawda, że to dość powszechna historia i jeśli ktoś śledzi wydarzenia w Czeczenii i wokół niej, to nie będzie wcale zdziwiony. Reżim od dawna bierze zakładników. Jeszcze w grudniu zostało zatrzymanych kilkadziesiąt osób, w większości to krewni i rodziny popularnych czeczeńskich blogerów i aktywistów, którzy krytykują reżim Ramzana Kadyrowa – Chasana Chalitowa, Tumso Abdurachmanowa, Mansura Sadułajewa, Asłana Arcujewa, Minkaiła Malizajewa. Wszyscy mieszkają za granicą, ich rodziny i krewni w Czeczenii.

Sprawa porwania i sądu nad Zaremą Musajewą została bardzo mocno nagłośniona. Po pierwsze to żona byłego sędziego federalnego, który wciąż ma immunitet. Kiedy ludzie, którzy przyszli do ich domu, podając się za funkcjonariuszy z Czeczenii, nie mogli zatrzymać jego, zabrali żonę. Brutalność służb, które wyciągnęły z domu kobietę w szlafroku i wywiozły do Czeczenii, wzbudziła oburzenie opinii publicznej. Po drugie, ta rodzina kilka lat temu opuściła Czeczenię, żeby uniknąć dalszych represji. Kiedy do ich domu przyszła grupa ludzi podających się za czeczeńską policję, Jangułbajewowie wezwali wszystkie możliwe służby, policję, dzwonili do FSB. Miejscowa policja przyjechała, porozmawiała z rzekomymi funkcjonariuszami z Czeczenii i odjechała. Chociaż trzeba pamiętać, że i to się już zdarzało niejednokrotnie, że czeczeńskie służby z różnych miast Rosji wywoziły z powrotem do Czeczenii ludzi, którzy uciekli przed prześladowaniem, a lokalne służby nie reagowały albo wręcz pomagały. Do tego dochodzi figura matki, bo Musajewa jest matką braci Jangułbajewów, aktywistów i krytyków Kadyrowa, którym przypisuje się prowadzenie popularnego kanału na Telegramie 1ADAT.

Tak wyglądają konsekwencje krytyki władz Czeczeni?

Wystarczy przypomnieć zamach na Tumso Abdurachmanowa, do którego doszło w Szwecji czy zabójstwo Mamichana Umarowa w Wiedniu. Krytyka reżimu niesie ze sobą duże ryzyko utraty życia. Zmiana, która zaszła w ostatnich tygodniach, polega na tym, że ciężar z samych krytyków przeniesiono na rodziny, które, jak już mówiłem, odgrywają rolę zakładników. Kadyrow od dawna bardzo ostro walczy z każdym przejawem krytyki i konsekwencje mogą być dużo gorsze, chociaż trudno tutaj sądzić, co jest gorsze.

Zabijecie go sami albo my to zrobimy. Decyzja należy do was

Co może stać się z Zaremą Musajewą?

Jest zakładniczką i wydaje mi się, że prawie wszystko, co mogło się z nią stać, już się stało. Gdyby była mężczyzną, to pewnie byłaby torturowana. Musajewa jest chora, ma cukrzycę, adwokaci informują, że jest w bardzo złym stanie. Może nie przeżyć dłuższego pobytu w więzieniu. Jej synowie, czyli bracia Jangułbajewowie, zostali postawieni w sytuacji niewyobrażalnego wręcz szantażu moralnego. Ale jak każdy szantaż, ma on sens, dopóki zakładnik jest żywy.

Ale czego oczekuje od nich Kadyrow w takim razie? Że przyjadą do Czeczenii sami i poddadzą się prześladowaniom, torturom i więzieniu w zamian za wolność matki?

Może zadowoli go, jeśli Jangułbajewowie zaprzestaną jakiejkolwiek działalności publicznej, przerwą krytykę czeczeńskich władz i jego osobiście. Ale myślę, że warto pamiętać, że Zarema Musajewa i jej rodzina nie są w tej chwili jedynymi ofiarami.

Musajewa została porwana 20 stycznia, a kilka dni później bloger Chasan Chalitow dostał nagie zdjęcia swojej siostry z groźbą, że zostaną one opublikowane w internecie. Groźba polega na tym, że dla czeczeńskiej tradycji to wielka hańba. Porwania, tortury, gwałty, to wszystko dzieje się w Czeczenii od dawna. Reżim stosuje bezpośrednią przemoc, ale też bardzo sprytnie, żeby nie powiedzieć, że z wirtuozerią wykorzystuje czeczeńskie obyczaje. Tworzy sytuacje, w których na przykład jedna rodzina staje się „krownikami” [od ros. krow’, czyli krew, oznacza, że osoba jest zobowiązana do krwawej zemsty – przyp. red.] wobec rodziny żony jednego z nich. A jeśli do takiej zemsty dojdzie, to rodzina tej żony staje się „krownikiem” i szuka zemsty. Jak w błędnym kole.

Nie tylko ekstrema – partia rosyjska w Europie

Ramzan Kadyrow o rodzinie Jangułbajewów mówi, że jej miejsce jest albo w więzieniu, albo pod ziemią. Równocześnie grozi mediom, które tę sprawę opisują. Dziennikarzy „Nowej gaziety” i telewizji Dożdż nazywa terrorystami i mówi, że terrorystów trzeba likwidować. Czeczeński deputowany Delimchanow w nagraniu mówi po czeczeńsku o obcinaniu głów. Redakcje zwróciły się do władz państwowych z prośbą o reakcję. Ale reakcji nie ma.

To znowu nie jest pierwszy przypadek, kiedy Ramzan Kadyrow komuś grozi, i nie jest to pierwszy przypadek, kiedy nie ma reakcji ze strony tych organów państwa, które powinny się taką sprawą zająć. Myślę, że będą jakieś próby wyciszenia tej sytuacji, ale będzie się to działo niejawnie, wewnętrznymi kanałami, bez publicznych działań policji, prokuratury i tym podobnych instytucji, a już na pewno bez udziału prezydenta. Ale jakieś zakulisowe działania zostaną podjęte, bo jednak sytuacja, kiedy członek rady praw człowieka przy prezydencie Rosji czy redakcja „Nowej gaziety”, której naczelny jest laureatem pokojowego Nobla, znajdują się w jurysdykcji Kadyrowa, stanowi bolesne ukłucie w suwerenność Moskwy, jej terytorium i jej ludzi.

To jest coś takiego jak podział jurysdykcji nad ludźmi w Rosji?

Istnieje niepisana umowa, że Czeczeni to jurysdykcja Kadyrowa. Nieważne, czy mieszkają w Republice Czeczenii, w innych częściach Rosji, czy poza nią.

Kiedy Kadyrow w 2008 został oficjalnie przywódcą Czeczenii, to zaczął brać pod kontrolę diasporę. To prawie 300 tysięcy Czeczenów, którzy mieszkają w Europie, i jeszcze dziesiątki tysięcy, które mieszkają w Turcji i Ukrainie. Całkiem nieźle mu się to udało – przy pomocy sieci agenturalnej, gróźb, współpracy z rodzinami. Zdarzało się na przykład, że jeśli czeczeńska kobieta żyjąca w Europie niewłaściwie wyszła za mąż – z punktu widzenia tradycji i rodziny – to była porywana i wywożono ją do Czeczenii. Działo się to w porozumieniu z reżimem.

Groźby i presja na rodzinę i krewnych zawsze były w repertuarze represji reżimu Kadyrowa, ale i rodziny czeczeńskie uciekają się czasem do wsparcia reżimu, żeby pozałatwiać swoje sprawy. Mogło też być tak, że w Austrii toczyły się spory o to, kto zostanie imamem meczetu, ale główną areną tych sporów były czeczeńskie wioski, gdzie mieszkali krewni i rodzina. Kadyrow korzysta z takich sytuacji, by rozszerzać swoje wpływy. O zamachach i zabójstwach, do których dochodzi na terytorium Unii Europejskiej, już mówiłem. To jedno z narzędzi dyscyplinowania diaspory.

Państwa europejskie nie są w stanie chronić czeczeńskich dysydentów?

Opinia publiczna w Europie nie jest już tak przychylna Czeczenom jak kiedyś. Wynika to z rosnących obaw przed islamskim radykalizmem, a w przypadku Czeczenów z tego, że walczyli w Syrii po tronie ISIS. Europejskie organy stoją przed dylematem, czy lepiej zaryzykować ochronę osoby, która może okazać się zradykalizowana, czy zgodzić się na ekstradycję do Rosji, czyli de facto do Czeczenii, i mieć spokój.

Przed wyborem cały czas stoją przywódcy czeczeńskiej diaspory. Co jest dla nich bardziej ryzykowne? Czy złamanie prawa kraju, w którym mieszkają, czy obyczajów, które Kadyrow uważa za jedyne prawo? Czyja jurysdykcja jest bardziej skuteczna? Jeśli złamiesz prawo kraju, w którym mieszkasz, to pewnie trafisz do więzienia. Jeśli złamiesz prawo zwyczajowe i podpadniesz Kadyrowowi, to zginiesz ty lub twoja rodzina. Metody czeczeńskich służb są nieporównywalnie okrutniejsze od tego, na co może sobie pozwolić dowolne państwo europejskie.

Powtórzę pytanie, które regularnie wraca w rosyjskiej debacie publicznej. Czy Czeczenia to jeszcze Rosja?

Uważam to pytanie za demagogiczne. Czeczenia to Rosja czy nie Rosja, czy mamy czeczenizację Rosji, czy rusyfikację Czeczenii? To wszystko efektowne tezy, ale sprawa jest o wiele prostsza. Rosja przestała być państwem prawa. Kiedy nie ma praworządności, każdy obywatel jest podporządkowany jedynie samowoli tych struktur, w jurysdykcji których się znajduje. Być może w innych regionach Federacji Rosyjskiej elity polityczne działają delikatniej, w białych rękawiczkach, ale tam też trwają prześladowania, niewygodne osoby trafiają do więzienia.

Wszystkie sądy w Rosji są podporządkowane Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Szef FSB na region jest absolutnym gospodarzem, który kontroluje i sędziów, i policjantów, i bandytów. A obywatel jest we władaniu tych wszystkich sił. Po prostu w innych regionach Rosji nie działają one z takim okrucieństwem i bardziej przypomina to państwo w Czeczenii, ale istota problemu pozostaje ta sama. Czeczenia Kadyrowa nie różni się zasadniczo od innych rosyjskich regionów, tyle tylko, że Ramzan Kadyrow nie jest biurokratą, nie ma żadnych hamulców, działa po swojemu.

To kolejne demagogiczne pytanie: Putin boi się Kadyrowa? Dlatego nie reaguje na wszystkie te „wyskoki”?

Nie sądzę, żeby Putin bał się Kadyrowa, ale Kadyrow na pewno boi się każdego człowieka, który znajduje się w jego pobliżu, bo nie wie, kto jest jego „krownikiem” lub staje się nim w tym momencie, kiedy on przyjmuje takie, a nie inne postanowienie. On funkcjonuje w warunkach dominacji tak daleko posuniętej bezpośredniej przemocy, że musi się bać wszystkiego.

Dlatego nie uważam, że Moskwa boi się Kadyrowa, ale na pewno musi się z Czeczenami liczyć. Często to Czeczeni są wykonawcami nieformalnych akcji siłowych na terytorium Rosji, ale też nie wszędzie, są miejsca i regiony, gdzie nie mają wstępu. Ale są też miejsca, gdzie mają dużą przewagę, zresztą nie tylko w Rosji. Dochodziło na przykład do tego, że problem podziału działek w okolicach Kijowa rozbijał się o samego Delimchanowa. W niektórych miastach Ukrainy, na przykład w Odessie, Czeczeni mają silną pozycję w świecie kryminalnym.

W Ukrainie trwa też konflikt między Czeczenami, którzy walczyli po stronie ukraińskiej w batalionie Szejka Mansura [w wojnie w Donbasie – przyp. red.] i Czeczenami kadyrowskimi. To niejednoznaczna i skomplikowana konstrukcja, gdzie przenikają się sprawy polityczne i kryminalne. Kadyrow nie jest w niej postacią kluczową, nie stoi na szczycie tej piramidy. Jedna decyzja może zostać podjęta w tych czy innych kręgach i Kadyrow zniknie.

Dlaczego w takim razie Kreml nie zdecyduje się na taki krok, biorąc pod uwagę ciągłe napięcie, które Kadyrow wywołuje?

Mam niepopularną tezę na ten temat, którą do tej pory się z nikim nie dzieliłem. Wydaje mi się, że Putin jest potrzebny politykom na Zachodzie, bo jest takim straszydłem, które sprawia, że wolny świat ma powód, żeby się jednoczyć. Pozwala jasno wyznaczyć podział na świat ludzi dobrej woli i świat niebezpieczny. Kadyrow wobec Putina odgrywa podobną rolę. Z punktu widzenia Putina Kadyrow to bardzo wygodna figura. Usuniemy go i co dalej?

Wygodna, bo można na niego zrzucić to, co negatywne i przemocowe?

Nieraz słyszałem od naprawdę dobrze wykształconych i świadomych obywatelsko Rosjan, że „przecież Putin nas chroni przed Kadyrowem”. To bardzo dziwne uczucie słyszeć takie słowa, bo masz wtedy ochotę powiedzieć: „mieszkasz w tym kraju na tyle długo, że przecież wszystko doskonale rozumiesz, wiesz, kto kogo i przed kim chroni”. Mimo to nawet ludzie, którzy śledzą niezależne media, czytają po angielsku, obserwują bieżące wydarzenia, wciąż mogą wierzyć w to, że Kadyrow jest co prawda straszny, ale Putin nas przed nim ochroni.

Sierakowski: Boję się, że Putin się pomyli i uderzy

Ta teza wydaje mi się o tyle słuszna, że w podobny sposób zbudowana jest cała polityka Moskwy wobec zachodniego świata. Ten mechanizm wygląda mniej więcej tak, że Rosja mówi: „Lepiej kolegujcie się z nami, razem będziemy walczyć z islamskim terroryzmem. Uważacie, że muzułmanie nie są tacy straszni? To pomożemy stworzyć takie straszne państwo islamskie, że Władimir Putin i Baszszar al-Asad zaczną wydawać się sympatyczni. I razem z nimi wszyscy będziemy walczyć z terroryzmem”. Kreml sieje chaos, którym potem „pomaga” zarządzać. Kadyrow jest istotnym elementem tego chaosu.

A jeśli kadyrowski chaos nie będzie się już dał zarządzać?

Zgadzam się, że w pewnym momencie nie będzie się już dało zarządzać chaosem. Ale to nie jest tylko kwestia Kadyrowa. Kaukaz to nie jest największy problem Moskwy. Kaukaz był zawsze ważnym instrumentem Moskwy, przy pomocy którego ustanawiano zasady dla innych części kraju.

Co w takim razie może wywołać taki niezarządzalny chaos?

Do czasu, kiedy elity wierzą, że Putin zapewnia im część tortu z podziału zasobów kraju i podobne perspektywy dla ich dzieci, to nie wierzę, że taka zmiana byłaby możliwa. Ale na pewno bardziej ryzykowne z punktu widzenia rosyjskiego reżimu byłoby rozpoczęcie wojennej inwazji na Ukrainę, bo jeśli na takiej wojnie „obstrzela się” 100 czy 200 tysięcy osób, to pojawią się ludzie, którzy na ulicznej demonstracji nie będą się bali Rosgwardii.

Czy Putin sam wie, czego właściwie chce?

Na czym polega problem niemożliwości rewolucji? Brakuje ludzi gotowych do siłowego starcia ze służbami porządkowymi. Łukaszenka pokazał, że marsze nieuzbrojonych demonstrantów niczego nie zmieniają. Takie marsze są dobre, kiedy wszystko już się wydarzyło, wtedy legitymizują sytuację, fiksują zmianę władzy, elit. Tłumy na ulicach mogą nową władzę zatwierdzić, ale przekonaliśmy się, że same nie mogą doprowadzić do zmiany władzy.

Podobnie jest w Rosji. Dopóki nie istnieje bardziej efektywna organizacja niż putinowski sojusz czekistów i bandytów, to nie ma alternatywy. Ale jeśli kraj uwikła się w wojnę, to pojawi się kilkaset tysięcy ludzi, którzy wąchali proch i krew i nie będą uciekać przed policyjnymi pałkami. A wnioski, które wyciągną z wojny, będą pewnie takie, że nie będą odczuwać najmniejszej lojalności wobec tej bandy, która siedzi na wierzchołku i ich na tę wojnę wysłała.

Wróćmy do Czeczenii. Na początku lutego w Groznym odbywa się demonstracja. Jak deklarują czeczeńskie władze, jest spontaniczna, mimo to nikt nie reaguje, chociażby w kwestii tak zwanego reżimu sanitarnego. Uczestnicy dokonali symbolicznego linczu na rodzinie Jangułbajewów, palono ich wizerunki, nazywano terrorystami, wzywano do krwawej rozprawy. Niezależne źródła podają, że na ulice wyszło około 30 tysięcy osób, władze Czeczenii twierdzą, że 400 tysięcy (Grozny liczy około 320 tysięcy mieszkańców). Rozbieżność między tymi liczbami chyba wiele więcej mówi o sytuacji w Czeczenii niż to, ile osób było tam naprawdę. Ale podobno po czeczeńsku wznoszono tam również hasła antymoskiewskie?

Czeczeni nie mają żadnych powodów, by odnosić się lojalnie do Kremla, do rosyjskich władz centralnych. Przy okazji niechęć przenosi się na wszystkich Rosjan. Kadyrow lawiruje w tej sytuacji. Ciągle musi udowadniać, że jest czeczeńskim patriotą. Jeśli nie może zawojować miłości narodu czeczeńskiego, to przynajmniej chce pozyskać jego lojalność i to mu się czasem udaje. Na przykład udało mu się skonsolidować poparcie przy okazji konfliktu granicznego z Inguszetią, wtedy nawet diaspora stanęła po jego stronie.

Kadyrow musi pokazywać, że Czeczeni są po jego stronie, to towar, który sprzedaje. Służby specjalne, które są na miejscu i dobrze znają sytuację, raczej tego towaru nie kupią, ale udaje mu się go sprzedawać w przestrzeni publicznej, na rynku politycznym. A rynek polityczny dzisiaj to rynek mitów. Więc to zrozumiałe, dlaczego 400, a nie 30 tysięcy. Dla mitu 30 tysięcy to stanowczo za mało.

Rosjan nie drażni, że to wszystko dzieje się w republice zamieszkanej przez jakieś 1,5 miliona ludzi, która jest tak zwanym regionem dotowanym? To znaczy, że jest właściwie w całości na utrzymaniu budżetu federalnego. W praktyce Rosjanie ze swoich podatków utrzymują reżim Kadyrowa.

Mówiliśmy już o tym, że Putin chroni wszystkich Rosjan przed Kadyrowem. Na pewno są ludzie, także w jądrze służb specjalnych, którzy Kadyrowa nie znoszą. Od czasu do czasu pojawiają się stamtąd przecieki na jego temat i to się nie dzieje bez powodu. Nie tylko Czeczeni nie lubią Rosjan, ale i Rosjanie nie lubią Czeczenów, to odwzajemnione uczucia. I Kadyrowa oczywiście też nie lubią, ale na razie go nie ruszają. Jakieś intrygi przeciwko niemu są plecione i w końcu zostaną zaplecione. W tym sensie Kadyrow jest figurą bardzo dynamiczną, może zostać zabity właściwie w każdej sekundzie i sposób jego działania opiera się na tym założeniu. Stawką jest jego życie, to sprawia, że musi działać skutecznie i bez przerwy.

Gdyby to było political fiction na Netfliksie, to oglądałoby się to z fascynacją. Ale to niestety realna sytuacja, która niszczy życie wielu ludziom.

Nie wątpię, że kiedyś pojawi się show o Kadyrowie. W końcu polityka to jest show i Kadyrow jest showmanem. Nie ma zresztą wyboru, bo jak będzie siedzieć cicho, to długo się nie utrzyma. Im dłużej jego show będzie się sprzedawać na rynku politycznym, tym dłużej będzie przyzwolenie na jego sposoby działania. Oprócz tego jest po prostu przydatny. Sieć jego ludzi lub ludzi z nim związanych oraz takich, których pośrednio kontroluje chociażby poprzez zakładników z ich rodzin, czy to w Ukrainie, czy w Turcji lub Europie, jest bardzo szeroka i jest to niezła sieć agenturalna. Nawet jeśli nieprofesjonalna, to na pewno przydatna dla rosyjskich służb. Po prostu trzeba pamiętać, że Kadyrow nie jest samodzielną figurą polityczną, Kadyrow jest narzędziem Kremla.

**

Denis Sokołow – antropolog społeczny, niezależny ekspert, specjalizuje się w sprawach Kaukazu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij