Świat

Żadnej społecznej fascynacji kulturą rosyjską w Ukrainie nie będzie

Niezależnie od tego, jakim językiem na co dzień posługują się obywatele Ukrainy, chcą żyć w swoim kraju, a jest nim Ukraina, a nie Rosja. To, co łączy teraz Ukraińców, to bardzo silne poczucie odmienności mentalnej, kulturowej i politycznej od Rosji. Rozmowa z Izą Chruślińską.

Katarzyna Przyborska: Zbrodnie, których wojska rosyjskie dopuściły się w Buczy, Irpieniu, Borodziance czy Mariupolu, to wstrząs. Z tego powodu wielu Ukraińców i Ukrainek chce się odciąć od wszystkiego, co rosyjskie. To jednak niełatwe, bo dla wielu Ukraińców ze wschodniej Ukrainy język rosyjski jest pierwszym językiem.

Izabela Chruślińska: Rosjanie ze szczególną zawziętością atakują, ostrzeliwują i niszczą miasta i miejscowości właśnie na tych terytoriach Ukrainy, które są zamieszkane w większości przez ludność, której pierwszym językiem jest rosyjski: od Charkowa przez Sewerodonieck, Swiatohorsk, Słowiańsk, Kramatorsk, separatystyczne pseudorepubliki, Mariupol. Rosyjskiej armii nie przeszkadzało zabijać, palić i gwałcić ludności, w tym dzieci, mimo że mówili po rosyjsku.

Mam dwie przyjaciółki, dziennikarki z Mariupola, straciły domy, część przyjaciół i członków rodzin. Jedna z nich pochodzi z rodziny rosyjskojęzycznej. Teraz nie chce, by jej syn uczył się języka rosyjskiego i mówił w tym języku.

Popularność języka ukraińskiego wzrosła już po Majdanie w 2014 roku. Ukraiński stał się też językiem urzędowym.

Po rewolucji godności, aneksji Krymu i agresji na Donbas i Ługańsk używanie języka ukraińskiego stało się znacznie bardziej rozpowszechnione. Na przykład do 2014 roku około 95−99 proc. ukraińskich wojskowych mówiło publicznie w języku rosyjskim, obecnie żaden oficer publicznie nie używa rosyjskiego.

Może to ulec radykalnej zmianie w perspektywie najbliższego pokolenia „powojennego”, ale teraz znaczna część obywateli Ukrainy mówi i pewno nadal będzie mówiła po rosyjsku w życiu rodzinnym i codziennym. Bardzo wielu żołnierzy ukraińskich Sił Zbrojnych, podobnie jak wcześniej bojowników z 2014 roku, którzy biorą udział w walkach, i w tych najgorętszych miejscach, jak np. w Mariupolu − jest rosyjskojęzyczna.

Trudno to w Polsce zrozumieć, ale to nie język w Ukrainie decyduje o tożsamości narodowej i dla wielu Ukraińców rosyjski pozostanie jeszcze długo ich językiem. Ukraina jest krajem dwujęzycznym. W Ukrainie wyznaczniki tożsamości narodowej zależą w jakiejś mierze i od regionu, częściowo odmienne będą w zachodniej Ukrainie, a inne we wschodniej i południowej. To, co łączy teraz wszystkie regiony to bardzo silne poczucie odmienności mentalnej, kulturowej i politycznej od Rosji. Niezależnie od tego, jakim językiem na co dzień posługują się obywatele Ukrainy, chcą żyć w swoim kraju, a jest nim Ukraina, a nie Rosja.

Jakie są korzenie tej dwujęzyczności?

Przede wszystkim to efekt przymusowej rusyfikacji, jakiej poddawano Ukraińców od czasów imperium rosyjskiego, w szczególności w XIX wieku, za sprawą ukazów zakazujących nie tylko publikowania książek w języku ukraińskim, ale nauki tego języka w szkole. Za czasów Związku Radzieckiego prześladowanie było jeszcze silniejsze, łącznie ze zmianami, jakie próbowano wprowadzić do języka, by wyeliminować litery, jakich nie ma w rosyjskim. Czasem szczególnie intensywnej rusyfikacji były lata 70. XX wieku. Czerkaszczyzna, centrum Ukrainy, została wówczas przymusowo zrusyfikowana − poprzez likwidację szkół z językiem ukraińskim. Wtedy też wyrok łagru i zesłania za napisanie patriotycznego wiersza w swoim języku macierzystym otrzymał dysydent łemkowskiego pochodzenia, Mykoła Horbal.

Wobec języka polskiego i polskiej kultury nawet w najgorszych czasach zaborów i rusyfikacji w XIX wieku nie było takich represji, jakie imperium rosyjskie stosowało wobec nie tylko języka, ale kultury ukraińskiej w ogóle.

Czyli patrząc na rosyjską propagandę, powinniśmy być czujniejsi wobec języka, jakim opisujemy wydarzenia w Ukrainie i wojnę z Rosją?

Bez wątpienia, choć to nie tylko sprawa stosowania pewnych określeń w polskich mediach, w polskiej narracji, ale też i w zachodnich. Kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna Rosji przeciw Ukrainie, w Polsce nie mówiło się o wojnie. Na Zachodzie też. Mówiło się: „wojna wewnętrzna”, „konflikt lokalny”. Wojna trwała osiem lat. Gdyby opinia publiczna poza Ukrainą uznała, że trwa wojna, że doszło do naruszenia umów międzynarodowych, które Rosja podpisała w 1991 roku, że trwa okupacja terytorium innego kraju europejskiego − trzeba byłoby zdobyć się na adekwatną odpowiedź. Ale postanowiono nie reagować i za cenę wątpliwego spokoju pozostawać w iluzji, że są to „jakieś niezrozumiałe” problemy na wschodzie Ukrainy. Dzisiaj sporo rozumniejszych ludzi na Zachodzie przyzna, że gdyby w 2014 roku reakcja świata na tę wojnę była inna, to nie doszłoby do inwazji Rosji na całe terytorium Ukrainy.

Shore: Po stronie Rosji widzę czysty, przerażający nihilizm

Język jest tu bardzo ważny i trzeba dziś uważać, patrzeć, jak mówimy w mediach społecznościowych, i innych, bo szafowanie na przykład wobec batalionu Azowa określeniem, że to są neonaziści, jest po prostu podchwytywaniem rosyjskiej propagandy. Udało się z tym oskarżeniem Rosjanom przebić i w Polsce, i na Zachodzie. Prawda o Azowie wygląda zaś zupełnie inaczej.

Polacy są bardzo skupieni na swojej historii, a Ukraina swoją właściwie dopiero odkrywa, bo przez lata Związku Radzieckiego i represji mówienie o własnej historii, szczególnie wszystkich wydarzeniach i postaciach związanych z walką narodowo-wyzwoleńczą Ukraińców, było zakazane. Pamięć międzypokoleniowa w Ukrainie na skutek terroru została przerwana. Ludzie odnajdywali czaszki i nie wiedzieli czyje…

Mówi o tym Oksana Zabużko w naszej rozmowie rzece Ukraiński palimpsest. Na terenie Babiego Jaru, który uznawany jest przede wszystkim za miejsce kaźni kijowskich Żydów, czy Bykowni, gdzie zamordowano tysiące ludzi różnych narodowości, w latach 60−70. XX wieku z powodu katastrof naturalnych wyłoniły się z ziemi kości i czaszki ludzkie. Władze radzieckie próbowały ukryć te fakty.

Ale najtragiczniejszym było zacieranie pamięci o Wielkim Głodzie, najpierw przez Stalina, a potem przez radzieckie władze, aż do samego końca istnienia ZSRR. W 2002 roku, mimo że Ukraina niepodległość odzyskała jedenaście lat wcześniej, kanały telewizje ukraińskie realizowały po raz pierwszy filmy dokumentalne z nagraniami osób, które przeżyły tragedię Wielkiego Głodu. Sporo wówczas starszych już osób nie wyraziło zgody. Nadal obawiali się represji. W Związku Radzieckim za samo wspomnienie o tym, że był Wielki Głód, ludzie trafiali do Gułagu, a po likwidacji Gułagu − do łagru.

Anne Applebaum w swojej świetnej publikacji Czerwony głód cytowała dokumenty pokazujące, jak władze radzieckie zmuszały do kłamstwa nauczycieli, lekarzy czy urzędników robiących spisy zmarłych. Jako przyczynę zgonu mieli wpisywać: zawał serca, tyfus, inne choroby, ale nie głód. Zarówno Oksana Zabużko, jak i ukraińscy historycy, wśród nich Jarosław Hrycak, zwracają uwagę na fakt, że Wielki Głód w rzeczywistości „zrealizował” główny cel Stalina: miał złamać kręgosłup ukraińskiej wsi, która była nosicielami ukraińskiej tradycji, języka i oporu.

Zbrodnia i kara: w Buczy Putin zderusyfikował Ukrainę

czytaj także

Zbrodnia i kara: w Buczy Putin zderusyfikował Ukrainę

Aleksander Palikot, Maria Tymoshchuk

Wasilij Grossman pisał o Wielkim Głodzie w 1970 roku, ale na emigracji oczywiście. 70 lat milczenia to trzy pokolenia, które milczały.

O Wielkim Głodzie pisali też nieliczni dziennikarze, jak brytyjski Gareth Jones, tyle że tak jak wówczas nie miało to wpływu na reakcję świata zachodniego na tę tragedię, usprawiedliwianą budową nowego wspaniałego komunistycznego świata, tak i książka Grossmana Wszystko płynie… nie odegrała żadnej roli w podołaniu traumie w Ukrainie.

Jedną z niewielu zasług Juszczenki stał się fakt, że upublicznił i przywrócił pamięć o tej tragedii, o ponad 4 milionach ludzi zamorzonych głodem. Za jego prezydentury zostały przyjęte pierwsze ustawy dotyczące Wielkiego Głodu, dziennikarze i dokumentaliści zaczęli realizować reportaże i filmy dokumentalne. Ale dopiero po Rewolucji Godności powstał w Kijowie i w wielu innych ukraińskich miastach Memoriał Ofiar Wielkiego Głodu.

Upamiętnienie tragedii przełożyło się na korzyści dla tożsamości Ukraińców?

Zabużko w Ukraińskim palimpseście mówiła o tym, że po takiej traumie, jaką społeczeństwo ukraińskie przeszło podczas Wielkiego Głodu, należałoby przeprowadzić coś w rodzaju zbiorowej psychoterapii. Pozwolić mówić publicznie o tym, że społeczeństwo ma prawo do cierpienia, płaczu, pochowania ofiar z informacją o przyczynach śmierci. A w Związku Radzieckim, nie tylko nie wolno było płakać po zmarłych, ale za samo wspomnienie o tym, że ludzie umierali głodową śmiercią w kraju pszenicy i żyta, zsyłano do łagru. W następnych dekadach ukraińska wieś tak naprawdę przypominała obóz pracy. Wprowadzono paszporty wewnętrzne, bez zezwolenia władz nie można było opuścić wsi. Prywatnych gospodarstw nie było, mieszkańcy kołchozów żyli bardzo biednie i wykonywali za głodowe stawki ciężką pracę.

A jaki wpływ na język miał Wielki Głód, oprócz tego, że nie wolno było mówić prawdy?

Do okresu Wielkiego Głodu wieś we wszystkich regionach Ukrainy była ukraińskojęzyczna. Ale śmierć prawie 4 milionów ludzi spowodowała, że na ich miejsce Sowieci sprowadzili mieszkańców innych regionów Imperium Radzieckiego, ponadto w wyniku industrializacji miliony ludzi poszło do pracy w fabrykach w miastach. Polityka radziecka dowartościowywała wyłącznie język rosyjski i rosyjską kulturę, w jej rezultacie znaczna część Ukraińców miała poczucie, że bycie Ukraińcem ze wsi oznacza niższą pozycję społeczną. Język ukraiński Sowieci uważali za wiejską gwarę i tak o tym języku pisano.

Obecna wojna, o czym m.in. pisze Jarosław Hrycak w swoich tekstach od 24 lutego, mimo całej tragedii, barbarzyństwa, „uwalnia” symbolicznie i dosłownie Ukrainę od Rosji. Jak mówi Hrycak, „zbrodniarz rosyjski Stalin scalił ukraińskie ziemie, a inny rosyjski zbrodniarz Putin uwolnił Ukrainę od Rosji już na zawsze”. Ukraina znalazła się w innej rzeczywistości w wyniku tej wojny i barbarzyństwa Rosjan. Żadnej społecznej fascynacji kulturą rosyjską nie będzie.

Mimo wielu dekad antyukraińskiej polityki radzieckiej mobilizacja ochotników i całego społeczeństwa do walki z Rosją okazała się możliwa. Czy to wynika z tego, że pojawiło się pokolenie, które wychowało się w pamięci terroru, znając jego grozę, ale samo wyrosło w warunkach wolności, gdzie można nazywać rzeczy po imieniu?

Największy wpływ na społeczeństwo i zmiany w mentalności miał sam fakt powstania niepodległej Ukrainy, z własnymi instytucjami, szkołami, hymnem, tryzubem itd. Według tezy prof. Jarosława Hrycaka oraz zachodnich historyków i socjologów w społeczeństwach, w których po okresach dramatycznych przychodzi choćby krótki czas większej stabilizacji i dobrobytu (nawet relatywnego, jak w ZSRR), pojawia się pokolenie gotowe do wyrażenia swoich oczekiwań i potrzeb, nawet do rewolucji. Podobnie stało się na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Uczestnicy ruchu szistdesiatnyków skończyli wyższe studia, najczęściej humanistyczne bądź artystyczne. Mieszkali w dużych miastach, gdzie łatwiej było łączyć się w grupy. Ich żądaniem wcale nie było zniszczenie systemu sowieckiego, te postulaty pojawiły się z czasem, ale dość szybko, na fali represji władz radzieckich, ruch kulturowy stał się rewolucyjnym, domagając się niepodległości dla Ukrainy oraz przestrzegania praw człowieka.

A w okresie niepodległości dwie kolejne rewolucje, pomarańczową i Euromajdan…

W rzeczywistości trzy Majdany. Pierwszy miał miejsce na rok przed ogłoszeniem niepodległości, była to rewolucja na granicie, strajki i głodówki studentów w Kijowie i Lwowie. Studenci przygotowali pierwsze żądania, w tym najważniejsze: dotyczące niepodległości, sprzeciwiali się udziałowi Ukraińców w wojnie w Afganistanie i ich umieraniu za Związek Radziecki. Tamto pokolenie miało w 1990 roku 20−24 lata. Wielu z nich zostało potem politykami, aktywistami, dziennikarzami.

Bilewicz: Ukraińcy dokonali wyboru i są gotowi oddać za to życie

Dzieci szistdesiatnyków. Potem była pomarańczowa rewolucja.

Wsparta i przez pokolenie rewolucji na granicie, i o dekadę młodszych, urodzonych u progu odzyskania niepodległości. A rewolucja godności jest wydarzeniem, za którym stoi pokolenie tych, którzy urodzili się już w niepodległej Ukrainie. Pokolenie światowej cyfrowej rewolucji, świetnie radzi sobie z nowymi technologiami, jest mobilne i poznało trochę świata. Wszystkie te elementy wpływają na zmianę myślenia i oczekiwań. Wielu ukraińskich historyków, intelektualistów zwraca uwagę, że w Ukrainie panuje wolność słowa, myśli, religii itd. w porównaniu z Rosją, gdzie społeczeństwo przyzwoliło na własne zniewolenie i system quasi-totalitarny. W Ukrainie mimo trudnych warunków ekonomicznych to poczucie wolności jest bardzo silne.

Majdan i wolność. Ja mam w oczach kozackie narady. Czy to uprawnione?

Oksana Zabużko twierdzi, że przez cały okres prób wyeliminowania Ukraińców istniały jakieś „podziemne” ścieżki, o których nawet sami Ukraińcy nie wiedzieli. I tam przetrwała pamięć, często przekazywana tylko ustnie, oraz poczucie narodowej tożsamości. Tradycja i mit kozacki odegrały bardzo ważną rolę w tych procesach. Białoruś jej nie miała i nie miała innej, stąd jej znacznie poważniejsze problemy z poczuciem narodowym.

Nawet uczestnicy rewolucji godności i niektórzy ochotnicy 2014 roku odwoływali się do tej tradycji, zaznaczając je fryzurą z kozackim osełedcem, fizyczną odpornością na ból. Kozacka mitologia w Ukrainie jest żywa, przypomina: byliśmy wolni, umieliśmy zawsze walczyć o swój naród, potem państwo. Przenosi się ona w kolejnych pokoleniach ukraińskich, w piosenkach, utworach literackich, począwszy od Kobzara Szewczenki, który w XIX wieku, po okresie zduszenia Kozaków przez carat, rozbudził tego ducha w narodzie. Kobzar od tego momentu znajdował się w każdym domu, w każdym regionie, nawet w Galicji, choć Kozaków tam nie było. Ale duch niepokory i wolności pozostał.

Mój kolega, który pochodzi z Doniecka, na początku inwazji powiedział: próbowali nas zniszczyć ponad trzysta lat. Rusyfikowali, przywozili osadników. Ale im się nie udało. I teraz też się nie uda. Ma rację?

Jestem przekonana o zwycięstwie Ukrainy, to kwestia czasu i, niestety, ceny w zabitych i w zniszczeniach. Obecnie przeprowadzano badania wśród społeczeństwa w Ukrainie, tam gdzie było to możliwe. Okazało się, że 86 proc. jest przeciw jakimkolwiek ustępstwom terytorialnym Ukrainy za cenę pokoju. W Ukrainie dzisiaj raczej nikt nie wierzy, by Rosja w obecnym kształcie i formule politycznej i narodowej stała się państwem pokojowym i demokratycznym. Agresywny imperializm jest cechą Rosji i dzisiejszej, i w przeszłości.

Krzyż wam na drogę, chachły, czyli o toksycznej miłości

Dzisiaj eksperci ukraińscy i międzynarodowi mówią w przypadku Ukrainy nie o narodzie w pojęciu etnicznym, ale o narodzie politycznym.

Tworzonym i budowanym w walce ukraińskiego społeczeństwa z Rosją, z jej ingerencją i dążeniem do budowania swojego „ruskiego miru”?

Pomarańczowa rewolucja była sprzeciwem wobec fałszowania wyborów i ingerencji Rosji w sprawy kraju. W czasie rewolucji godności pojawiły się zaś nowe postulaty i żądania, oparte na europejskich wartościach i odwołujące się do nich – Ukraina, szczególnie młoda, chciała budować nowoczesne państwo europejskie, które zostałoby członkiem UE, krajem demokratycznym, z prawem do własnych decyzji o przyszłości, a nie narzucanych przez sąsiedni kraj. A wojna Rosji przeciw Ukrainie trwająca od 2014 roku doprowadziła do tego, że całe społeczeństwo w Ukrainie, niezależnie od narodowości, wyznania, języka macierzystego, walczy teraz solidarnie. To jednoczy ich w sposób nieodwracalny.

**
Iza Chruślińska – absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i studiów III cyklu w Institut National des Langues et Civilisations Orientales w Paryżu. Działa na rzecz współpracy i dialogu polsko-ukraińskiego. Współpracuje z „Przeglądem Politycznym” oraz kijowskim środowiskiem „Ducha i litery”. Autorka książek: Była raz Kultura, Wiele twarzy Ukrainy (z Piotrem Tymą), Ukraina. Przewodnik Krytyki Politycznej (wywiad rzeka z Jarosławem Hrycakiem), Ukraiński palimpsest. Rozmowy z Oksaną Zabużko, Diałohy porozuminnia. Pro ukrajinśko-jevrejśky vidnosyny (razem z Piotrem Tymą).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij