O pewne rzeczy, które z perspektywy Warszawy wydają się oczywiste, trzeba tak naprawdę wciąż walczyć.
Udział biorą: Nika (Maria Magdalena) – muzyk, dawniej frontmenka Post Regimentu; Kosa (Jolanta Kossakowska) – skrzypaczka, frontmenka folkowego zespołu Mosaic; Basia (Barbara Klicka) – poetka; Ewa (Ewa Chomicka) – etnolożka, członkini Chóru Kobiet; Dominika (Dominika Korzeniecka) – perkusistka.
Agata Diduszko-Zyglewska: Pochwalone to folk-punkowy kobiecy projekt. Łączycie ostre brzmienie z tekstami tradycyjnych pieśni ludowych przeplatanymi wierszami współczesnych poetek. Przekaz jest radykalnie feministyczny. Skąd potrzeba skupienia się na sprawach kobiet?
Nika: Na początku była to czysto artystyczna potrzeba twórczego działania. Spotkałyśmy się w projekcie R.U.T.A. z Jolą, Anią Mamińską, Ulą Iwińską i Ewą i po prostu tak nam się dobrze śpiewało, że stwierdziłyśmy, że musimy coś razem zrobić. Wymyśliłyśmy, że zrobimy projekt żeński.
Kosa: Kiedy grałyśmy w RUCIE, ktoś mi powiedział, że nie ma tam mocno zaakcentowanej obecności kobiet. A my chciałyśmy mówić o kobietach, bo jesteśmy kobietami. R.U.T.A. mówiła o buncie chłopskim – ale tylko o jego głównym, męskim aspekcie. Założyłyśmy zespół Pochwalone i poprosiłyśmy o pomoc ekspertki od słów.
Czyli siedzące tutaj Ewę i Basię.
Basia: Ja, ponieważ zajmuję się literaturą zwaną dla pewności piękną, wyciągnęłam z półki kilka tomików współczesnych, żyjących autorek. Przyłożyłyśmy z Anką Mamińską ich wiersze do ludowych pieśni i uznałyśmy, że to fajny pomysł na to, w jaki sposób możemy mówić, żeby pokazać, co w problematyce kobiecej jest trwałe, niezmienne. Te teksty ze sobą gadają, znajdują się punkty wspólne tej narracji. To w pewnym sensie rozmowa z kobietami z przeszłości.
Ewa: Temat pieśni kobiecych bardzo mi pasował, bo zajmuję się tym tematem również na innych płaszczyznach. W tym projekcie poszukiwałam głównie źródłowych tekstów tradycyjnych, które następnie zestawiałyśmy wraz z Basią z tekstami współczesnymi. Nad ostatecznym brzmieniem tekstów pracowałyśmy jednak wszystkie razem. One się rodziły na przecięciach naszych doświadczeń i przemyśleń. To był, jak się okazało, najdłuższy proces w całym projekcie i w pewnym sensie najtrudniejszy. Chodziło o to, żeby każda z nas mogła się podpisać pod każdą z tych treści. Pozwoliłyśmy sobie na żonglerkę sensami. Czasem, z perspektywy pierwotnych znaczeń, jakie niosły ze sobą źródłowe teksty, te zestawienia mogą wydawać się nieuprawnione. Dlatego warto pamiętać, że ten projekt nie opiera się na literalnym cytowaniu, ale raczej twórczym przetwarzaniu funkcjonujących już treści.
Wyjęłyście na światło dzienne feministyczne aspekty tradycyjnych tekstów. Zawarty w nich wizerunek kobiety wymyka się przywoływanemu często przez prawicowych polityków stereotypowi matki-strażniczki domowego ogniska. Tak jak w tej okrutnej kołysance: „Kołyszże się kołysz kolibeńko sama, a ja sobie pójdę, tam, gdzie będę chciała…”.
Kosa: Nie interesuje nas publicystyka, bardziej sztuka, ale wiemy, że sytuacja kobiet w pewnych aspektach pogarsza się. O pewne rzeczy, które z perspektywy Warszawy wydają się oczywiste, trzeba tak naprawdę wciąż walczyć. Wystarczy wysunąć nos z intelektualnego getta, w którym siedzimy, żeby zobaczyć, że to, co nam wolno tutaj, to o wiele więcej niż mogą kobiety na prowincji. Nie chodzi nam przy tym o tworzenie etosu kobiety-ludowej wojowniczki. To by było budowanie na siłę nowego stereotypu takiego jak stereotyp feministki, która nie lubi dzieci, bo chce robić karierę. Siła nie oznacza walenia pięścią w stół.
Basia: Nieoczywistość jest naszym atutem. Te teksty dotyczą konkretnych problemów, ale nie mamy konieczności stawiania kropki.
Może warto przywołać więcej przykładów. Używacie m.in. modlitwy, która pokazuje zapisany w naszej kulturze wymóg podległości kobiety wobec męża. Brzmi to dosyć przerażająco. Modląca się prosi m.in. o łaskę przebaczenia mężowi i zapomnienia o sobie. Nie zazdroszczę jej dzieciom, one są pewnie jeszcze niżej w hierarchii. Skąd wzięłyście ten tekst?
Ewa: Znalazłam go we współczesnym modlitewniku dla kobiet, jako modlitwę dla kobiet przeżywających kryzys w małżeństwie. My śpiewamy: „O łaskę przebaczenia mojemu mężowi nie proszę/ O łaskę cierpliwości i wielkoduszności nie proszę/ O łaskę zapomnienia o sobie nie proszę” – i tak dalej.
Który z tekstów wydaje się wam najbardziej uderzający? Albo: który z tematów? Bo poruszyłyście wiele: przemoc wobec kobiet, emancypacja, macierzyństwo, opresja ze strony Kościoła…
Basia: Dla mnie to jest Wianek: „Ładniej pannie umrzeć niżeli się wydać/ Ładniej wianeczkowi jak go z trumny widać”. Pochwała fizycznej czystości doprowadzona do absolutnej skrajności – lepiej umrzeć niż dać się przelecieć. Zderzyłyśmy ten tekst z pięknym wierszem napisanym przez Martę Podgórnik. Dedykowałyśmy ten utwór Karolinie Kózkównie, która została błogosławioną Kościoła katolickiego, bo – w skrócie – wolała dać się zabić niż zgwałcić. Miała szesnaście lat. Jan Paweł II, w uznaniu tej zasługi, wyniósł ją na ołtarze w 1986 roku.
Nika: Dobrze mi się śpiewa ten numer o opuszczonej kołysce, w którym pojawia się „bestia nie matka”. Ale tak naprawdę trudno mi wybrać jeden tekst. Każda z nas coś wniosła w każdy z nich, wszystkie są uderzające. Bardzo dużo rozmawiałyśmy na etapie pracy nad tekstami i to było fantastyczne – o własnych doświadczeniach i spostrzeżeniach, ale też o cyckach i o tym, jak zbudowana jest łechtaczka, o wszystkim…
Ewa: Na początku w liryce ludowej szukałyśmy tekstów emancypacyjnych, w których występuje mocny kobiecy podmiot. To było ciekawe zadanie, bo ten podmiot zwykle jest ukryty, niewidoczny. Chociaż śpiewaczki to zwykle kobiety, świat kobiecy jest tam obecny na bardzo określonych zasadach – w kontekście obrzędowości, odtwarzania rytuałów społecznych – tak naprawdę, odtwarzania status quo. Takie wrażenie można odnieść, słuchając ludowych pieśni kobiecych obecnych w szerszym odbiorze. Mnogość wątków i sposobów mówienia o kobiecości, jakie udało się nam odnaleźć w tych tekstach, ukazuje niezwykle szeroki wachlarz żeńskich głosów w społecznościach tradycyjnych. To poszerzyło nasze wyjściowe założenie. Oprócz kwestii macierzyństwa czy przemijania pojawiają się na naszej płycie na przykład takie wątki jak skłonności sadomasochistyczne – i bez nich nasza opowieść nie byłaby pełna, a stworzony przez nas portret kobiet nie byłby tak różnorodny.
W tym portrecie jest dużo traumy, ale kiedy politycy miesiącami wahają się, czy podpisać konwencję o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, bo boją się urazić katolickich biskupów, jeży mi się włos na głowie i myślę, że prawa człowieka dla kobiet to wciąż, sto lat po sufrażystkach, nie jest oczywisty postulat w Polsce.
Nika: I to nie tylko panowie mają z tym problem. Bo ta konwencja godzi w tak zwany tradycyjny model rodziny. Problem w tym, że to, co dla nas jest nieakceptowalne, dla wielu kobiet jest normą. Normą jest to, że w domu są bite i wiele innych bolesnych spraw.
Basia: Warto zadać sobie pytanie: czy kiedy spotyka się grupa kobiet i one twórczo zastanawiają się nad aspektami swojej kobiecości, to czy mają szansę uniknąć traumatycznych tematów? Moje doświadczenie jest takie, że prędzej czy później nieodzownie wpada się na te wszystkie miny. Omapowanie ich i upublicznianie leży w naszym najgłębszym interesie.
Byłam ostatnio w sanatorium w Ciechocinku. Spotkałam tam kobiety, które są w naszym wieku, a wyglądają jak nasze ciocio-babcie. Sposób, w jaki rozmawiały ze swoimi mężami przez telefon, dał mi do myślenia: będąc pięćset kilometrów od domu, instruowały ich, gdzie stoi Domestos. Niewolnice ogniska domowego. Takie kobiety na pewno borykają się na co dzień z innymi problemami niż my.
Dominika, jesteś najmłodsza w zespole. Jak ty widzisz sytuację kobiet w Polsce?
Dominika: Jestem najmłodsza, więc nie mam doświadczenia macierzyństwa czy wielu związków. Pochodzę z małej miejscowości, w której mieszka wiele silnych kobiet, ale wiem też o kobietach, które są bite – wszyscy o tym wiedzą i nikt z tym nic nie robi. Niektóre z tych kobiet są bardzo wysoko ustawione w hierarchii miasta, ale to nic nie zmienia. Tradycja jest u nas bardzo silna. Wyjechałam z tego miasta, w którym każdy każdego zna i w którym wiemy o sobie wszystko i nagle znalazłam się w takim „dużym” świecie, w którym nawet gdybym stanęła na środku skrzyżowania i zdjęła portki, to nic by to nie znaczyło. I potrzeba buntu pojawiła się u mnie dopiero tutaj. Teraz wracając do swojego miasta, zaczynam się łapać na tym, że czuję, że o czymś nie powinnam mówić z tych czy innych powodów. Ale u mnie w domu mogę mówić o wszystkim – i tam możliwość zmiany i negocjacje zawsze były na miejscu.
No właśnie, ale czym właściwie jest ta tradycja, na którą tak często powołują się konserwatyści, skoro ta spiżowa strażniczka domowego ogniska to jednak fikcyjna postać.
Ewa: Dla mnie ważne jest to, że my na te quasi-tradycyjne schematy odpowiadamy tradycyjnymi tekstami o emancypacji – do tego jeszcze wzbogaconymi o współczesne komentarze. Robię dużo badań etnograficznych na wsiach i oczywiście dominujące są tam sztampowo rozumiane jako „tradycyjne” relacje damsko-męskie, ale spotykam tam też fenomenalne kobiety, aktywistki, które biorą się za bary z życiem i nie popuszczają. Jednak gdyby tworzyć statystyczny obraz rzeczywistości, szczególnie w mniejszych miejscowościach, to te schematy, przeciwko którym się opowiadamy i wobec których się dystansujemy w naszym materiale, jednak przeważają – sfera publiczna, widzialna, ciągle jest światem męskim, a kobiety pozostają przypisane do tworzonego na patriarchalnych zasadach domowego zacisza. Na podskórnym poziomie większość naszych tekstów mówi po prostu o potrzebie zmiany, poszukiwania własnej podmiotowości. Na pierwszy rzut oka teksty te mogą wydawać się radykalne, ale część z nich funkcjonuje na zasadzie przekornego zaprzeczenia obiegowym tekstom kultury, jeszcze inna część mówi o potrzebie wyzwolenia się z pewnych narzucanych ról, a kolejne – o kobiecych tęsknotach, marzeniach, możliwościach.
Czy chcecie dotrzeć z tym przekazem do konkretnej publiczności? Innymi słowy, czy chcecie, żeby ten projekt, oprócz artystycznego, miał też wymiar społeczny?
Ewa: Naturalnie. Chciałabym, żebyśmy dotarły z tymi treściami do tych kobiet, które tego potrzebują najbardziej.
Nika: To, co stworzyłyśmy, powinno też docierać do facetów, bo feminizm bez udziału facetów nie działa. Ważne, żeby jeździć i grać – i to najlepiej nie na wielkich festiwalach. Małe koncerty w małych miejscowościach są często najbardziej wstrząsające.
Kosa: Z konkretów – 5 stycznia zagramy na beneficie na rzecz Manify 2013 organizowanym przez Porozumienie Kobiet 8. Marca. Zapraszamy.
*
Reszta składu Pochwalonych to:
Ania Mamińska – fidel, suka, głos
Małgorzata Tekla Tekiel – bas
Ula fasSka Iwińska – obrazy, kij deszczowy, chórki
Dżajna Man – struny
Zapraszamy na I Benefit Manify 2013!