Dokładnie rok temu była naczelna prokurator Krymu Natalia Pokłonska rozpoczęła krucjatę przeciwko filmowi Matylda Aleksieja Uczitiela. Z pozoru infantylna awantura błyskawicznie przerodziła się w otwarte starcie prawosławnych antysystemowców z kulturalno-politycznym establishmentem współczesnej Rosji. Przez wiele miesięcy trwała prawnicza wojna podjazdowa. Na ulice wychodzili radykalni prawosławni aktywiści. Wreszcie doszło do ataków na kina, szantaży bombowych, a w centrum Moskwy spłonęły samochody.
Medialnym symbolem stojącej za tymi wydarzeniami rosyjskiej ultrakonserwatywnej kontrkultury nie jest dziś żaden charyzmatyczny pop czy ludowy trybun. Stał się nim skonstruowany w polit-technologicznych laboratoriach brand „krymskiej wiosny” i zwycięskiej polityki partii władzy. Brand, nad którym – jeśli pominiemy teorie spiskowe – utracono kontrolę.
Pani prokurator jedzie do Moskwy.
Natalia Pokłonska urodziła się w 1980 roku na zapadłej sowieckiej prowincji, w Michajłowce w Obwodzie Ługańskim Ukraińskiej SSR. Dorastała na gruzach upadłego imperium. Należy do pokolenia, które Związek Radziecki pamięta przez mgłę. Zna za to bardzo dobrze poczucie niepewności i chaos lat dziewięćdziesiątych. Czasy, w których najlepiej radzili sobie pozbawieni skrupułów bezideowcy.
W 2002 Pokłonska ukończyła filię Charkowskiego Uniwersytetu Spraw Wewnętrznych w Eupatorii na Krymie. Stopniowo pięła się po szczeblach urzędowych awansów w krymskiej prokuraturze. Pod koniec 2013 roku, kiedy na Majdanie płonęły barykady, Pokłonska pracowała w Kijowie. Po ucieczce Wiktora Janukowycza zwolniła się na urlop i czym prędzej wyjechała. Tłumaczyła potem, że nie mogła pogodzić się z niekonstytucyjnym przewrotem i chciała zrobić wszystko, by nie dopuścić do powtórki „kijowskiego scenariusza” na Krymie. Ukraińcy przypominają z kolei, że Pokłonska z wielkim zapałem uczestniczyła w działaniach prokuratorskich przeciwko „majdanowcom” i po upadku Janukowycza po prostu zwiała.
Wczesną wiosną 2014 roku sytuacja w krymskiej prokuraturze była dość skomplikowana. Większość pracowników albo pozostawała lojalna wobec Kijowa, albo grała na przeczekanie w taki czy inny sposób umywając ręce od jakichkolwiek decyzji. Wielu wysoko postawionych urzędników uciekło na zwolnienia lekarskie. Nikt nie kwapił się do wzięcia na siebie obowiązków zwierzchnika prokuratury nowego Krymu. Pokłonska była ponoć szóstym kandydatem na to stanowisko. Stanie się to elementem jej heroicznej legendy – mężczyźni stchórzyli i tylko bohaterska „krucha dziewczynka” (tak nazwano ją m.in. w filmie Krym. Droga do ojczyzny, reż. A. Kondraszow, 2015) nie ulękła się odpowiedzialności.
W ciągu kilku miesięcy Pokłonska stała się sprawnie skonstuowanym z sowieckich, popkulturowych symboli polit – technologicznym produktem i popularnym internetowym viralem. Mit niebieskookiej prokurator „naszego Krymu” ulepiono na wzór i podobieństwo fantazmatycznych heroin uwielbianych przez miliony rosyjskich telewidzów. Filmowe piękne partyzantki, ukochane sanitariuszki i krasnoarmiejki stawiające nieustępliwy opór żelaznym zastępom faszystów zmaterializowały się w obrazie dzielnej prokurator broniącej Krymu przed hordami „banderowców”.
czytaj także
Dwa lata później wybrano ją do rosyjskiej Dumy Państwowej. Ponoć na wieść o jej przenosinach do Moskwy wiele osób na Krymie odetchnęło z ulgą. Ludzie mieli już dość emocjonalnych huśtawek konfliktowej naczelniczki prokuratury. Ciężki charakter Pokłonskiej od dawna nie był wielką tajemnicą w Sewastopolu. Podobnie jej uwielbienie dla ostatniego władcy Imperium Rosyjskiego – już wtedy zasłynęła egzaltowanymi wynurzeniami na temat cara Mikołaja II, a jego portretami obwiesiła ściany służbowego gabinetu.
Do Moskwy Pokłonska przybyła jako uosobienie patriotyzmu i bohaterstwa. Wnuczka dwóch poległych w wojnie ojczyźnianej dziadków. Wielbicielka gry na pianinie i jazdy figurowej na lodzie. Przed włączonymi kamerami witano ją z urzędowym entuzjazmem, całowano i obdarowywano kwiatami, ale dla politycznych wyjadaczy od samego początku była elementem obcym – rozchwianą nowicjuszką, którą należało obsadzić w jakiejś efektownej roli, ale już niekoniecznie dopuszczać do kręgu poważnych ludzi podejmujących istotne decyzje. Usadowiono ją zatem na stanowiskach zastępczyni przewodniczącego komitetu Dumy Państwowej do spraw bezpieczeństwa i przeciwdziałania korupcji oraz przewodniczej komisji do spraw kontroli i wiarygodności informacji o dochodach i zobowiązaniach majątkowych deputowanych. Tak by w kolejnych odcinkach serialu o pięknej prokurator Krymu widownia mogła obejrzeć ją w roli oddanej państwu strażniczki uczciwości. Tyle, że bez realnego wpływu na bieg wydarzeń.
Car jest święty
Pokłonska w dość osobliwy sposób przekraczała ramy swojej roli. Na początku marca 2016 roku prawdziwą furorę w internecie wywołało jej wystąpienie w prawosławnej telewizji Tsargrad.tv. Pokłonska oznajmiła, że właśnie poinformowano ją o niezwykłym wydarzeniu: z popiersia Mikołaja II w Symferopolu sączy się mirra. Co też pani mówi? – zaciekawiła się prowadząca. W odpowiedzi Pokłonskaja z lekkim obłędem w oczach opowiedziała o ludziach, którzy przychodzą pod pomnik z dziećmi, żeby nasycić się błogosławioną energią świętego monarchy. Dwa miesiące później pojawiła się w Symferopolu podczas obchodów Dnia Zwycięstwa. Szła w marszu „Nieśmiertelnego pułku” między ludźmi niosącymi fotografie przodków poległych w wielkiej wojnie ojczyźnianej i z rozpromienionym wyrazem twarzy przyciskała do piersi ikonę ostatniego cara.
Na to wszystko można by machnąć ręką. Jednak Pokłonska otwarcie zadarła z przytulonym do władzy moskiewskim światkiem kulturalnym. Jesienią 2016 roku, tuż po przeprowadzce do stolicy, frontalnie zaatakowała powstający film Alekseja Uczitiela Matylda. A przy okazji komitet kinematograficzny, Ministerstwo Kultury i stojącego na jego czele Władimira Medinskiego. Ze scenariusza i kosztorysu wynikało, że Uczitiel szykuje kostiumowy blockbuster o romansie przyszłego cara z primabaleriną Matyldą Krzesińską. Rzecz miała się dziać w scenerii pałacowych alków i teatralnych lóż. Następca tronu będzie zabójczo przystojny, a jego romans dziki i namiętny. Widz powinien wyjść z kina z sentymentalnym przeświadczeniem, że imperium Romanowych było krainą mlekiem i miodem płynącą zamieszkiwaną przez piękne baletnice i błyskających epoletami romantycznych kawalerów.
Pokłonska nie chciała o niczym podobnym słyszeć. Car jest święty, car nie mógł mieć romansów, bo do momentu zawarcia uświęconego cerkiewnym sakramentem małżeństwa żył w czystości. Do czego to podobne, żeby w stulecie upadku dynastii Romanowów ludzie poszli do kin i zobaczyli świętego Mikołaja II przewalającego się w łóżku z jakąś tancerką? Pokłonska grzmiała potem, że zatrudnienie niemieckiego „aktora porno” i „satanisty” Larsa Eidingera w roli kochliwego monarchy jest policzkiem w twarz narodu rosyjskiego i jego najgłębszych wartości (Eidinger zagrał wcześniej kilka dość odważnych scen u Petera Greenawaya i pewnie stąd te skojarzenia pani prokurator).
Na dzień dobry skonfliktowała się również ze Stanisławem Goworuchinem, „zasłużonym filmowcem Federacji Rosyjskiej”, wpływowym przewodniczącym parlamentarnej komisji do spraw kultury. Goworuchin starał się przywołać Pokłonską do porządku. Ale ona zamiast posłuchać starego stołecznego wygi, postanowiła nasłać na jego kumpla Uczitiela kontrolę finansową. Należało jej zdaniem sprawdzić, czy pieniądze funduszu filmowego wydawane są zgodnie z zasadami statutowymi. Zwróciła się również z oficjalnym wnioskiem do organów Prokuratury Generalnej o sprawdzenie, czy treść filmu nie łamie prawa, nie obraża uczuć religijnych i nie wypacza historii Rosji. Od samego początku wspierało ją nieformalne środowisko prawicowo konserwatywnych prawników. Skrajnie konserwatywne stowarzyszenie historyczne „Carski Krzyż” przystąpiło do produkowania ekspertyz na temat domniemanych wypaczeń historii, jakich miał dopuścić się Uczitiel. W ten sposób medialne pyskówki zamieniły się w poważniejsze potyczki prawne.
W konserwatystów ultrakonserwatyzmem…
Wokół awantury od samego początku unosiła się dość absurdalna atmosfera. I nie chodzi nawet o to, że ani Pokłonska, ani wspierające ją środowiska bez żenady przyznają, że filmu nie widzieli, co więcej w ogóle nie zamierzają tego zrobić. Rzecz w tym, że oskarżonym o poniewieranie prawosławia, historii, rosyjskiej duszy i tak dalej jest „zasłużony działacz sztuki” Aleksiej Uczitiel. Czego by o nim nie mówić, naprawdę trudno nazwać go obrazoburcą, przeciwnikiem patriotyzmu, czy – Boże uchowaj! – twórcą bezpardonowo dekonstruującym tradycyjne wartości, cokolwiek miałoby to znaczyć. Żeby było weselej, Matylda od wstępnego etapu pierwszych prac scenariuszowych była pilotowana przez konserwatywnego ministra kultury, Władimira Medinskiego.
czytaj także
Medinski znany jest ze swojej niechęci do zdegenerowanej „pseudo-sztuki”, zamiłowania do przedrewolucyjnej tradycji imperium i militarnego anturażu. Religię uważa za jeden z fundamentów kulturowej tożsamości współczesnej Rosji. Żeby było jeszcze weselej jako autora scenariusza Matyldy Uczitiel początkowo widział pisarza Zachara Prilepina. Tego samego, który ostatnimi czasy bryluje na facebooku w wojskowych mundurach i lansuje się jako dowódca ochotniczego rosyjskiego batalionu na Donbasie. Prilepin niezbyt często bywa widywany na froncie, ale za to regularnie ostrzeliwuje rosyjskich „demoliberałów” czy innych „pożeraczy zachodnich grantów” zjadliwymi felietonami i komentarzami w internecie. Dowcip polega więc na tym, że Pokłonska atakując Matyldę uderzyła w tę część polityczno-kulturalnych elit, która od dawna zajmuje się produkowaniem i dystrybucją wielkorosyjskich fantazji.
Religijno-konserwatywnej mobilizacji polityczni technolodzy nie uruchomili przecież pod koniec 2016 roku. Fala która poniosła Pokłonską, wzbiera od wielu lat. Przypomnijcie sobie na przykład akcję Pussy Riot w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Państwo i rosyjska cerkiew prawosławna znakomicie ją ograły. W brawurowym politycznym spektaklu Pussy Riot zostały obsadzone w roli degeneratek reprezentujących gnijący i niemoralny zachodni świat, które zaatakowały ducha państwa i ludu rosyjskiego. Pod skrzydłami cerkwi pojawiły się bojówkarskie organizacje takie jak np. „Sorok Sorokow” („Czterdzieści Czterdziestek”), które atakowały nie tylko parady LGBT, ale i mieszkańców protestujących przeciw budowie kolejnej cerkwi w parku miejskim Torfianka w Moskwie.
Dżin wypuszczony z butelki poczuł się na wolności bardzo dobrze, a magiczne komendy przestają na niego działać. W kwietniu 2017 roku metropolita Iłarion Ałfiejew niemal wprost ostrzegł w wywiadzie dla państwowej telewizji Rossija24, że jeśli Matylda zostanie dopuszczona do dystrybucji, to reakcja wiernych może być trudna do przewidzenia. Tego nie powiedział jakiś zwariowany prowincjonalny batiuszka, tylko jeden z najważniejszych dostojników religijnych, wyraziciel oficjalnego stanowiska Rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej Moskiewskiego Patriarchatu.
Latem tego roku okazało się, że przeciwnicy dystrybucji Matyldy nie są w stanie nic wskórać legalnymi metodami. Przyszedł czas akcji bezpośredniej. Szantaże i ataki nacjonalistów, „kozaków” czy prawosławnych aktywistów na media i instytucje kultury oczywiście nie są w Rosji niczym nowym. Przed wielu laty doświadczyła ich np. stacja telewizyjna NTW przy okazji emisji Ostatniego kuszenia Chrystusa Martina Scorsese. Po serii pogróżek pod adresem pracowników dyrekcja stacji zdecydowała się wstrzymać emisję. Ostatecznie film został pokazany w późniejszym terminie i bez większego rozgłosu. W przypadku Matyldy wszystko odbyło się jednak znacznie ostrzej.
…a w kino mikrobusem z gazem
Na przełomie sierpnia i września groźbom i szantażom uległa potężna rosyjska sieć kinopleksów „Cinema Park”. Publicznie zadeklarowano, że „Cinema Park” wyłączy Matyldę z repertuaru. Tłumaczono to przede wszystkim troską o bezpieczeństwo widzów. Na początku września niejaki Denis Muraszow wbił się mikrobusem wypełnionym butlami gazowymi w elewację kina „Kosmos” w Jekaterynburgu. Tłumaczył potem, że nie mógł dopuścić do wyświetlenia Matyldy. Przed zamachem wiele godzin spędził na modlitwie w „Świątyni na Krwi” – cerkwi stojącej w miejscu, w którym znajdował się niegdyś dom kupca Ipatjewa. To właśnie tam bolszewicy rozstrzelali carską rodzinę. Wkrótce okazało się, że Muraszow ma oprócz albumów z fotografiami w kozackich mundurach również założoną kartę pacjenta w przychodni psychiatrycznej.
Z kolei Aleksander Kalinin, lider mało dotychczas znanej organizacji „Państwo Chrześcijańskie – Święta Ruś”, wygłaszał coraz agresywniejsze przemowy na temat sprawiedliwych kar boskich, zgubnych skutków upadku moralności i rozsądku. Konsekwentnie nie przyznawał się do szantaży bombowych w kinach, centrach handlowych i innych miejscach publicznych. Ale przy okazji oznajmiał, że terror bombowy jest wynikiem słusznego gniewu chrześcijan reagujących zgodnie z nakazem sumienia. Przyszła Święta Ruś powinna funkcjonować mniej więcej tak jak Islamska Republika Iranu – perorował Kalinin. Kiedy przed moskiewskim biurem Konstantina Dobrynina, adwokata reprezentującego Aleksieja Uczitielia, spłonęły samochody, uznano, że żarty się skończyły. Establishment musiał przejść do otwartej kontrofensywy.
Pod koniec września w sieci pojawił się filmik, na którym funkcjonariusze FSB efektownie wpadają do domu szefa „Państwa Chrześcijańskiego”. Kalininowi grozi teraz wysoki wyrok za ekstremizm. Tymczasem na temat „Państwa Chrześcijańskiego” huczy od plotek. W środowisku nacjonalistycznych grupek i organizacji Kalinin uważany jest za agenta FSB, co w tych kręgach nie jest niczym nadzwyczajnym. Przypadki, w których jedna komórka tajnej policji prowadzi dla własnych celów agenta-prowokatora, a inna go zgarnia, też już Rosja widywała. Pokłonska nie ma z bezpośrednich związków z „Państwem Chrześcijańskim”, ale niechętnie wypowiada się na temat przemocy. Twierdzi, że szantaż i przemoc są oczywiście niedopuszczalne, niemniej jedynymi odpowiedzialnymi za to, co się wydarzyło, są autorzy Matyldy i stojące za nimi siły. Gniew wiernych jest jej zdaniem jak najbardziej zrozumiały
Kim jest ojciec Sergiej?
Pod koniec września popularny polityczny showman i propagandysta Władimir Sołowiow, nie przebierając w słowach, oznajmił masowej publice, że Pokłonska nie będzie decydować o tym, jakie filmy wolno produkować, a jakich nie. Władimir Żyrinowski z właściwą sobie subtelnością zasugerował, że być może Pokłonskiej potrzeba porządnego chłopa i wtedy wreszcie się uspokoi. Oczywiście pojawiły się również teorie spiskowe. Zachar Prilepin na łamach „Moskiewskiego Komsomolca” stwierdził wprost, że awantura wokół Matyldy może mieć drugie dno. Liberalna opozycja jest zbyt oderwana od ludu i nawet zagraniczne granty nic jej nie pomogą, ale rozgrywanie szczerego patriotyzmu i przywiązania mas do prawosławia może być znacznie skuteczniejszym narzędziem destabilizowania Rosji od środka – orzekł niedoszły scenarzysta Matyldy.
Mniej więcej w tym samym czasie w internetowym wydaniu „Moskiewskiego Komsomolca” pojawił się artykuł po raz kolejny opisujący związki Pokłonskiej z niejakim ojcem Sergiejem – egzorcystą, zwierzchnikiem jednego z żeńskich klasztorów na Uralu, człowiekiem z tak zwaną smykałką do interesów i dość szemranymi powiązaniami. Mentor byłej prokurator Krymu ma bogatą i niejasną przeszłość. Jeszcze w czasach sowieckich ukończył resortową szkołę przy MSW, potem odsiadywał wyrok za zabójstwo. Ojciec Sergiej formalnie działa w ramach Patriarchatu Moskiewskiego, ale znany jest przede wszystkim jako ważna postać w kręgach „carobożników” (co ciekawe, facet w rzeczywistości nazywa się Mikołaj Romanow).
Do niedawna o „carobożnikach” mówiono i pisano niewiele. Traktowano ich jako jeden z wielu niekanonicznych nurtów rosyjskiego prawosławia. Za matecznik „carobożników” uchodzi Ural, a zwłaszcza Jekaterynburg – miejsce kaźni Mikołaja II, często nazywany przez nich „rosyjskim Jeruzalem” czy wprost – „Golgotą”. Mówiąc w daleko idącym skrócie, „carobóstwo” to mesjańska idea, która pojawiła się na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia. Zdaniem „carobożników” Mikołaj II poniósł męczeńską śmierć, by odkupić grzechy ludu rosyjskiego. O ile ofiara Chrystusa Zbawiciela ma wymiar uniwersalny i została poniesiona w imię odkupienia całej ludzkości, to ofiara Mikołaja II służy zbawieniu rosyjskiego narodu wybranego. „Carobożnicy” są przekonani, że egzekucja ostatniego cara była w istocie dokonanym przez Żydów mordem rytualnym. Można więc powiedzieć, że antysemityzm jest niejako doktrynalnie wpisany w „carobóstwo”. Oczywiście idzie za tym wiara w rozmaite teorie spiskowe dotyczące aktywności ciemnych sił i tajnych sprzysiężeń sięgających czasów Piłata, a dziś mających na celu zniszczenie Rosji, a zwłaszcza jej duchowej mocy.
Z cerkiewnej szafy wypadł przy okazji kolejny trup – tolerowanie w swoich strukturach nacjonalistycznej herezji. W 2008 roku doszło do niewielkiej schizmy. Część najbardziej radykalnych wyznawców „cara-odkupiciela” wyszło z Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwii i stworzyło własne struktury. Ale większość pozostała i działa dziś w ramach cerkwi, mimo że idea męczeństwa i odkupicielskiej ofiary Mikołaja II została oficjalnie skrytykowana zarówno przez poprzedniego patriarchę Moskwy i Wszechrusi Aleksego II, jak i aktualnego – Kiryła I. Patrząc z zewnątrz, trudno powiedzieć, na ile głębokie są wpływy wyznawców „cara-odkupiciela” wewnątrz cerkwi i do jakiego stopnia osoby takie jak ojciec Sergiej stanowią realne zagrożenie, a na ile są tylko straszakiem wyciągniętym na potrzeby doraźnych medialnych rozgrywek. W ostatnim roku okazało się jednak, że w taki czy inny sposób wspiera ich wielu prawników i biznesmenów. Zaczęto również otwarcie pisać, m.in. na łamach „Nowej Gaziety”, o grupie oficerów FSB związanych z „carobożnikami”.
Nie ma wątpliwości, że skrajnie konserwatywne skrzydło w Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi urosło w ostatnich latach w siłę. Matylda wzbudziła niechęć rozmaitych prawosławnych środowisk (Mikołaj II i jego żona Aleksandra w 2000 roku zostali oficjalnie kanonizowani przez cerkiew; ostatni car nosi miano „świętego cierpiętnika”, ale nie należy tego mylić z męczeństwem – mówiąc w skrócie, męczennikiem może być tylko ktoś, kto zginął za wiarę i w imię Chrystusa). Najbardziej radykalną pozycję zajmują wyznawcy „cara-odkupiciela”. Z ich punktu widzenia film jest atakiem na centralną figurę kultu, a więc istotę ich przekonań i wiary. Uczitiel raczej nie zdawał sobie sprawy, że kręcąc Matyldę, wpisze się w wyznawany przez „carobożników” mit walki sił światła i ciemności.
*
Wygląda na to, że moskiewski światek wyszedł z tej awantury obronną ręką. Sam Władimir Putin orzekł, że treść filmu nie łamie prawa. Na początku października parlamentarna komisja kultury zorganizowała dla deputowanych Dumy Państwowej specjalny pokaz Matyldy. Deputowani wspólnie obejrzeli film i jednym głosem oznajmili, że nie ma tam żadnej niepotrzebnej erotyki, ekstremizmu, rusofobii i obrażania uczuć religijnych. W pokazie wziął udział Aleksiej Uczitiel. Chwalono go, oddawano hołd jego artystycznemu kunsztowi, fotografowano się z nim i gratulowano. 26 października odbyła się długo oczekiwana premiera. W pierwszych dniach dystrybucji Matylda przyniosła 230 milionów rubli dochodu i jest aktualnie drugim najczęściej oglądanym filmem w rosyjskich kinach.
Tymczasem ultrakonserwatywny marsz przez instytucje trwa. Każdy mógł się o tym przekonać rok temu przy okazji odsłonięcia pomnika Iwana Groźnego w Orle, latem 2017 roku podczas kilkudziesięciotysięcznego pochodu wiernych w Jekaterynburgu albo we wrześniu kiedy potężny Marsz Krzyżowy przeszedł ulicami Petersburga. To, co jeszcze jakiś czas temu wygadywali marginalni fanatycy z organizacji takich jak „Prawosławie albo Śmierć” czy „Czarna Sotnia” przesącza się do mainstreamu. Konserwatywnie radykałowie nie musieli w tym celu wyważać żadnych drzwi. Uchylił im je nie kto inny, jak sam polityczny i religijny establishment.