Niech rozkwitnie sto kwiatów paranoi
Dlaczego krzesło rozpadło się akurat wtedy? Czemu właśnie pod nim? Kto je tam ustawił? Kto wyprodukował i po co? A czy zwróciliście uwagę, że „Soros” czytany wspak daje też „Soros”?
„Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk – nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi, jak pożądać” – Slavoj Žižek.
Dlaczego krzesło rozpadło się akurat wtedy? Czemu właśnie pod nim? Kto je tam ustawił? Kto wyprodukował i po co? A czy zwróciliście uwagę, że „Soros” czytany wspak daje też „Soros”?
Handlarze bronią urobili Amerykanów tak, że masakra dzieciaków w szkole jest traktowana jak klęska żywiołowa, jak tornado. Nie da się jej powstrzymać, ale można sprzedać gadżety i kursy chowania się pod ławką.
Mniej lub bardziej dyskretna prorosyjskość w polityce już nie jest tabu, choć jeszcze trzy lata temu wydawała się nie do pomyślenia.
Czy „ciemnego renesansu” reakcyjnej prawicowości nie powinniśmy wiązać z nostalgiczną kanonadą, jakiej ciągle jesteśmy poddawani? I czy przez stawianie na piedestale czasów minionych nie możemy się cieszyć z czasów obecnych?
To, jak przekonująco Smarzowski pokazał koszmar przemocowej relacji pozwala zapomnieć o pewnej słabości diagnostycznej warstwy jego najnowszego dzieła.
W tle tych wszystkich historii widać cały przegląd patologii brytyjskiej rzeczywistości. Już pierwszy sezon „Kulawych koni” pokazuje problem skrajnej prawicy, gotowej sięgać nie tylko po rasistowski język, ale i bezpośrednią przemoc.
Żyjemy w epoce potworów. Od wpatrywania się w nich, od narkotycznego omal konsumowania filmów, seriali i podkastów o potworach, sami też spotwornieliśmy. O serialu „Potwór. Historia Eda Geina”.
Przedstawienie przeszłości jako miejsca chaotycznego sytuuje film Michała Kwiecińskiego w opozycji do kina dziedzictwa, a więc obrazów pokazujących przeszłość jako erę stabilności, często gloryfikujących podziały społeczne oraz hierarchię klasową jako naturalny porządek rzeczy.
Ten film to ironiczny rachunek sumienia współczesnej antytotalitarnej lewicy.
W „Jednej bitwie po drugiej” Paula Thomasa Andersona aktywiści uwalniają migrantów, w „Eddington” Ariego Astera radykalizują się nastolatki. Oba filmy mówią coś ważnego o współczesnym świecie.