Film

Łoźnica: W każdym z nas drzemie taki malutki Stalin

Do kin wchodzi „Łagodna” Siergieja Łoźnicy.

Wiktoria Bieliaszyn: Widz, który oczekuje, że zobaczy kolejną ekranizację Łagodnej Dostojewskiego może czuć się oszukany.

Siergiej Łoźnica: Mój film nie jest ekranizacją opowiadania Dostojewskiego. Pod względem fabuły jest wręcz bardzo od niego daleki, choć z drugiej strony to wciąż Łagodna i myślę, że każdy, kto przeczytał to opowiadanie, się ze mną zgodzi. Zresztą, pisząc scenariusz odwoływałem się do wielu metafor występujących w klasyce literatury rosyjskiej. Jeżeli ktoś zna twórczość Sorokina, Sałtykowa-Szczedrina, Bułhakowa, Dostojewskiego, to z pewnością wychwyci wiele takich momentów, które będą wydawać mu się znajome.

Film, którego nie da się oglądać

Film został oceniony bardzo różnie. Doczekał się absolutnego zachwytu, ale i wielu negatywnych opinii. Skąd ta polaryzacja w ocenach?

O to, oczywiście, trzeba by było zapytać przede wszystkim oceniających. Ja sam zauważyłem, że film nie spodobał się przede wszystkim widzom i krytykom z Europy Zachodniej. I nie jestem tym zdziwiony. Widz, który nie zna kultury, historii, literatury kraju, w którym rozgrywa się akcja, ma prawo nie widzieć wszystkich przemycanych niuansów, przez co niektóre sceny mogą wydać mu się absurdalne, kompletnie niezrozumiałe. Film tylko pozornie wydaje się być prosty i łatwy w odbiorze. Tak naprawdę jest wielowarstwowy i tylko tę pierwszą warstwę jest w stanie odebrać każdy widz. Z kolejną poradzą sobie osoby zainteresowane twórczością rosyjską, a z jeszcze kolejną ci, którzy musieli lub muszą się z rosyjską rzeczywistością zmagać.

 

Obawiam się, że w Łagodnej zobaczyć możemy wiele scen, które obcokrajowcom wydadzą się wręcz groteskowe i nieprawdziwe, a które nie zdziwią Rosjanina czy innego mieszkańca terytorium byłego ZSRR. W filmie jest scena w biurze organizacji zajmującej się ochroną praw obywatelskich, którą nieustannie przeszukuje policja i gdzie ktoś napisał na murze: „zagraniczni agenci”.

Nieznajomość rosyjskich realiów może sprawić, że widz się w takich chwilach pogubi, nie przyjmie tego, co widzi na ekranie. Martwi mnie to, ponieważ akurat ta scena jest dla mnie swoistym punktem, w którym ja zaczynam mocno wszystko przeżywać, zaczynam się niepokoić. Spotykają się w niej dwie bohaterki, obie jednakowo bezradne i bezsilne, ale jedna z nich przepełniona skłonnością do tragikomizmu. W efekcie wyszło tak, że tę samą scenę odbieram inaczej ja, a inaczej widz z zagranicy. Nie zrozumie on nawet padającego tekstu o „krwawieniu wewnątrzmacicznym”, a przecież to bardzo obecny problem.

Uważa się, że Łagodna jest kontynuacją jednego z twoich pierwszych filmów, Szczęście ty moje.

Tak. Właściwie pomysł na Łagodną narodził się w mojej głowie, kiedy jeszcze pracowałem nad Szczęściem…. W tamtym filmie mamy możliwość przestudiowania losu mężczyzny zmagającego się z rosyjską codziennością. Łagodna tworzy więc ze Szczęściem… coś na kształt dyptyku. W niej przedstawiam jednak historię kobiety.

Główna bohaterka znacznie różni się od innych postaci.

A zauważyłaś czym? Różni się od nich, ponieważ jako jedyna ma godność. To właśnie dlatego nikt nie ma odwagi jej dotknąć, zrobić poważnej krzywdy. Wręcz przeciwnie, wszyscy jej pomagają albo zachowują się w miarę delikatnie. Policjanci jej nie aresztują, choć pozornie mają ku temu powody. Nikt nie ma śmiałości, żeby ją obrazić, żeby ją choćby tknąć. Gwałt pojawia się dopiero w jej śnie. Wracając do występujących w moim filmie odwołań i metafor, to tutaj akurat możemy przywołać Idiotę Dostojewskiego. Bohaterka filmu jest właśnie takim Myszkinem. Z jednej strony, teoretycznie, jest zupełnie oderwana od rzeczywistości, obce są jej obowiązujące zasady, wielu rzeczy nie jest w stanie pojąć, a z drugiej wszystko jest dla niej jasne. Kroczy drogą, by wyjść naprzeciw własnej zgubie, katastrofie, choć inni ją przed nią ostrzegają, ale jeśli spojrzeć na to inaczej, to można uznać, że ona robi to zupełnie świadomie. Że tego chce.

Czy to oznacza, że poczucie własnej godności jest wielu mieszkańcom dawnego ZSRR obce?

Niewątpliwie. Ma to zresztą wpływ na to, kto i w jaki sposób sprawuje władzę. Ludzie nie są świadomi tego, że to od nich zależy, jak będzie wyglądała sytuacja w ich kraju. Za wszelkie zło winią Lenina, Stalina, Hitlera, Putina czy jeszcze innego człowieka, a tak naprawdę nie biorą pod uwagę tego, że to oni, wyrażając zgodę na takie rządy, są współodpowiedzialni. Niektórzy uważają, że jeśli w Rosji władzę obejmie ktoś inny, to wszystko się zmieni. Nieprawda. Jeśli prezydentem zostanie jakikolwiek kontrkandydat, nawet taki, w którym Rosjanie pokładają ogromne nadzieje, to bardzo szybko zacznie on sprawować taką samą władzę, jaka obowiązuje teraz. To zawsze było społeczeństwo poddańcze, które nie dojrzało jeszcze do demokracji. Nie zrozumiało jej. Nie zrozumiało idei konstytucji, prawa własności, praw człowieka. W każdym z nas drzemie taki malutki Stalin. Zrzucanie winy na jednego człowieka jest więc irracjonalne. Problemem jest również wartościowanie i brak językowych ekwiwalentów. Mieszkaniec Europy Zachodniej, używając słowa „państwo”, ma tak naprawdę na myśli co innego, niż wymawiający je Rosjanin.

Majmurek: Golgota i Majdan

Trudno się więc dziwić, że mieszkańcy Europy mają problem ze zrozumieniem tego filmu. Jak myślisz, dlaczego Rosja w dalszym ciągu tak mocno odbiega od Europy?

Sam często zadaję sobie to pytanie. Oraz inne: dlaczego Rosjanie są tak bierni? Przytoczę teraz pewną anegdotę, być może ona będzie odpowiedzią.

Pewnego razu, jeszcze w czasach ZSRR, do Moskwy przyjechał bardzo znany brytyjski pisarz. Spotkał się w niej ze swoim przyjacielem, również pisarzem. Wybrali się razem na Plac Czerwony i pisarz z Wielkiej Brytanii nagle się zatrzymał, rozejrzał wokół i zapytał swojego kolegi: „Co się tutaj wydarzyło? Co się stało tym ludziom?”. Rosyjski pisarz odpowiedział mu: „Wyobraź sobie, że w Wielkiej Brytanii wymordowano całą rodzinę królewską i arystokrację. Że zamordowano wszystkich wykształconych, wysoko wykwalifikowanych wojskowych. Że zesłano lub zabito inteligencję, pisarzy, filozofów, nauczycieli. Że państwo zostało przez to pozbawione tego rodzaju siły, którą przez wiele lat gromadziło”. Brytyjski pisarz przytaknął i powiedział, że w takim razie już wszystko rozumie.

Spotkałam się z opinią, że rosyjska literatura miała wpływ na to, jak potoczyła się historia Rosji.

Dostojewski bywa nazywany prorokiem, ponieważ w swoich utworach przepowiedział to, co wydarzyło się w Rosji sto lat później. W Biesach, powieści określanej mianem przepowiedni, opisał bardzo konkretnie pewien typ człowieka: wyzbytego wszelkiej moralności, zepsutego, zakłamanego. Tacy ludzie w pewnym momencie się zjednoczyli i przejęli władzę. Dostojewski to wszystko przewidział, opisał czynniki i atmosferę, które sprzyjają narodzeniu się „biesów”. Ale to nie jest tylko problem przeszłości. Jeżeli porównamy czasy Dostojewskiego do obecnych, to mam wrażenie, że teraz jest właściwie jeszcze trudniej. Trudno się zresztą temu dziwić, zwłaszcza, jeśli uwzględnimy fakt, że w ciągu ostatniego stulecia, usunięto miliony ludzi, którzy reprezentowali sobą wszystko to, co tak odległe od biesów. Skutki tej ohydnej selekcji społeczeństwa wciąż są wyraźnie widoczne. Naszą rzeczywistość sprowadzono do rangi absurdu. Żyjemy w systemie, który uległ zniszczeniu przez wyhodowanego dzięki pewnej grupie osób potwora biurokracji.

Wróćmy więc do sytuacji z filmu. Łagodna stara się z tym potworem biurokracji walczyć, choć jej działania są bezskuteczne.

Nie, ona nie walczy z systemem. Z nikim nie walczy. W jednej z ostatnich scen widzimy wszystkich bohaterów, których poznała w czasie swojej podróży. Zgromadzili się, by wziąć udział w fikcyjnej, groteskowej rozprawie sądowej. Ta scena jest bardzo ważna. Staram się w niej zwrócić uwagę na relację między władzą, siłą i ludźmi sprawującymi władzę a zwykłymi obywatelami. Mamy taką skłonność do postrzegania przedstawicieli władzy jako ludzi, którzy znajdują się gdzieś bardzo wysoko nad nami. Odcinamy się przez to od nich. Nie czujemy z nimi żadnej więzi. Osobiście uważam, że powinno być inaczej. Każda osoba bierze udział w procesie kształtowania się władzy. Dzięki temu wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje. Należy zrozumieć, że to mentalność społeczeństwa oraz jego zachowanie są źródłem siły. Ciąży na nas zbiorowa odpowiedzialność za decyzje rządzących.

W tej scenie wyraźnie widzimy, że władza może być wręcz nieograniczona a ludzie ją sprawujący – bezkarni. Co można zrobić, by temu zapobiec? Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

Oczywiście, ale do tego wyjścia będą zmierzać inni ludzie. Inni od tych, których przedstawiłem w filmie. Potrzeba więcej osób, skłonnych do walki o prawo do godnego życia, gotowych na wiele poświęceń. Ale to możliwe. Widzieliśmy takich ludzi na ukraińskim Majdanie. To tam, zwykli obywatele, stali się bohaterami.

 

Twój film kończy się pesymistycznie. Nawet Łagodna staje się bierna. Popada w stan społecznego odrętwienia.

Tak, podobnie zresztą, jak to ma miejsce w opowiadaniu Dostojewskiego, chociaż tam wszystko kończy się samobójstwem. Film kończy się pesymistycznie, bo zdajemy sobie sprawę, że największym koszmarem wcale nie jest to „piekło”, do którego trafia bohaterka. Piekłem jest ciągła powtarzalność, nieskończoność tego, z czym mamy do czynienia.

Chcesz przez to powiedzieć, że nie ma nadziei?

Anglicy mówią, że piękno tkwi w oczach patrzącego. Myślę, że nadzieja też. Nadzieję możemy znaleźć w wyobrażeniach inteligentnego człowieka, w jego postrzeganiu rzeczywistości, w jego wnętrzu, więzi ze sztuką.

Łoznica: Moralność żołnierza, moralność policjanta [rozmowa]

Czyli sztuka może zmienić mentalność Rosjan?

Tak, chociaż dzisiaj, na poziomie metaforycznym, to bardzo poważny problem. Obawiam się, że kultura może umrzeć, zniknąć. Aby wpłynąć na ludzi, sztuka potrzebuje czasu, którego nie mamy. Proces dezintegracji postępuje zbyt szybko. Jak mój film może być zrozumiany w takiej przestrzeni? Mam wrażenie, że wiele osób zostało pozbawionych zdolności do samodzielnego myślenia. W latach 80. ludzie byli zdolni do krytycyzmu. Teraz już nie. Zmieniła się mentalność. Nawet najbardziej wykwalifikowani specjaliści zachowują się jak ludzie, których poddano praniu mózgu. Są w śpiączce, nie widzą rzeczy takimi, jakie są.

Wspominałeś, że podczas pracy nad filmem Szczęście ty moje pojawił się pomysł na Łagodną. Czy i teraz masz już jakiś zarys fabuły kolejnego filmu?

Tak, mam, ale nie mogę jeszcze zdradzić, o czym dokładnie będzie. W każdym razie, mam nadzieję, że będę miał go okazję pokazać polskiej publiczności.

***

Siergiej Łoźnica – reżyser filmowy, twórca filmów Majdan. Rewolucja godności (2014), We mgle (2012), Szczęście ty moje (2010).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wiktoria Bieliaszyn
Wiktoria Bieliaszyn
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, specjalizuje się w Europie Wschodniej. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, OKO.press, Die Welt, La Repubblica i Meduzie.
Zamknij