7. Festiwal Kino Dzieci to kolejna impreza kulturalna, która w związku z pandemią zdecydowała się na formułę hybrydową – połączenie seansów kinowych w 20 miastach Polski i domowych – online.
Przyznam, że kiedy w marcu, po ogłoszeniu lockdownu, kolejne instytucje kulturalne kierujące ofertę do dzieci udostępniały swoje produkcje online, byłam wobec tego bardzo sceptyczna. Przytłoczeni pracą zdalną z niespełna 5-latkiem, po ekran – nie da się ukryć, że w nieco większej dawce niż w erze przed koronawirusem – sięgaliśmy jako po koło ratunkowe, zapewniające cenne chwile pracy w skupieniu. Myśl, że mam do tego dorzucić oglądany również w komputerze spektakl teatralny i jeszcze nie wiadomo jakim cudem wykroić czas na towarzyszenie w jego oglądaniu, wydawała mi się dość absurdalna. Przez cały ten czas obejrzeliśmy więc jedynie online’owy koncert fenomenalnych Czereśni (przeznaczona dla dzieci odsłona Hańby), potańczyliśmy sobie – ja też, świetna przerwa w pracy! – przy krótkich zajęciach muzycznych Pani Rytmiki, i to by było na tyle. Trzeba było Kina Dzieci, żeby dotarło do mnie, że kultura dla dzieci w formie online ma swoje plusy.
Bo oczywiście film w kinie to zupełnie inne doświadczenie, a kina wykazują się dużą dbałością o zapewnienie bezpieczeństwa w warunkach pandemicznych, jednak nie każdy decyduje się dziś brać udział w wydarzeniach publicznych. Ale przede wszystkim: tak, filmy festiwalowe można oglądać w dwudziestu polskich miastach, choć dziecięca publiczność w Świebodzinie ma szansę zobaczyć tylko niewielką część pozycji wyświetlanych w Warszawie i Wrocławiu. No i opcja online jest dostępna wszędzie, w całej Polsce, a to już zupełnie nowa jakość. Jednak również nam, mieszkającym w Warszawie, hybrydowa formuła pozwoliła pełniej skorzystać z festiwalu – w weekend wybraliśmy się do kina, ale w dzień powszedni trudniej byłoby wpasować taką wycieczkę w grafik, z seansem przed komputerem da się to zrobić znacznie prościej.
Opcja online umożliwia też uczestnictwo w festiwalu dzieciom ze specjalnymi potrzebami, którym seans w kinie dostarcza zbyt wielu trudnych do zniesienia bodźców. Wprawdzie organizatorzy o tych potrzebach pomyśleli, organizując seanse przyjazne sensorycznie, dostosowane do potrzeb dzieci ze spektrum autyzmu, ale w tegorocznym programie jest ich dokładnie… trzy. Wersja online to więc znów znacznie większa dostępność. No i wreszcie wszyscy, którym zdarzyło się wychodzić z wrażliwym dzieckiem z kina, kiedy seans okazywał się zbyt obciążający emocjonalnie, docenią sytuację, kiedy mogą spokojnie powiedzieć: „Okej, może po prostu obejrzymy później coś innego” (jeśli tylko mają karnet, ale jest to opcja tak korzystna cenowo – dostęp do całego festiwalu to 50 zł przy 15 zł za pojedynczy seans w kinie czy online – że szkoda nie skorzystać).
Rozwodzę się szczegółowo nad zaletami „onlajnu”, ale ten festiwal faktycznie uświadomił mi, że to akurat jest skutek pandemii, który powinien zostać z nami na dłużej, z korzyścią dla wszystkich (bo w końcu możecie też obejrzeć sobie znakomitą animację albo filmy dokumentalne BEZ dzieci – jeśli tylko zasypiają przed godziną 22, kiedy kończy się ostatni blok projekcji). Ograniczony dostęp do kultury jest realnym problemem, a taka formuła odpowiada przynajmniej na wykluczenie geograficzne, to już coś.
czytaj także
A czemu w ogóle warto skorzystać z oferty Kina Dzieci? Siłą tego festiwalu jest różnorodność formy i treści. O ilustrowanych książkach dla młodszych dzieci mówi się często, że to pierwsza galeria sztuki, z jaką obcuje dziecko. To zdanie można by też odnieść do filmów animowanych. Ale podczas gdy na rynku książki dziecięcej znajdziemy obecnie obfitość różnorodnych pozycji ze świetnymi, interesującymi ilustracjami, to w kinie dominują tworzone na jedno kopyto wielkookie postaci Disneya czy Dreamworks; mainstreamowe seriale dostępne na platformach streamingowych też nie dostarczają szczególnie wyrafinowanych doznań estetycznych. Tymczasem takie właśnie zapewnia choćby wyświetlana w konkursie głównym tegorocznego festiwalu Fritzi – prosta dwuwymiarowa animacja, stworzona z wielką dbałością o detale, za którą widać ogrom researchu, opowiadająca o przemianach 1989 roku w Niemczech (tym razem z perspektywy Lipska, nie Berlina), sile przyjaźni i odwadze (film przeznaczony jest dla dzieci od lat 9, ale warto obejrzeć go również bez pretekstu w postaci dzieci, tym bardziej że rodzice dzisiejszych 9-latków z dużym prawdopodobieństwem rozpoznają wiele z obecnych na ekranie artefaktów charakterystycznych nie tylko dla schyłkowego NRD).
Wspaniale jest też popatrzeć na animacje lalkowe – takie jak przeznaczona dla młodszych dzieci norweska Ella Bella Bingo czy zapewniający sporą dawkę absurdalnego humoru i trzymające w napięciu przygody estoński Kapitan Morten i Królowa Pająków (6+).
À propos napięcia muszę podkreślić kolejny aspekt, za który cenię filmy dostępne na festiwalu – są one robione z poszanowaniem możliwości percepcyjnych widzów, nie tylko dziecięcych. Nudy nie ma, ale jednocześnie nie mam poczucia, że jestem bombardowana obrazami i wydarzeniami, jak to się dzieje w masowych produkcjach kinowych (wróciłam ostatnio do W głowie się nie mieści i naprawdę nie wiem, jak dziecko ma za pierwszym razem przyswoić zawarty w tym filmie bardzo sensowny przekaz dotyczący emocji – wszystko dzieje się tak szybko, gwałtownie, głośno).
Kino Dzieci to oczywiście także filmy aktorskie, również dla najmłodszych, jak liczący już kilka lat norweski cykl o Kacprze i Emmie, który w ciepły i przyjazny najmłodszym sposób opowiada o dziecięcej codzienności i emocjonalnych wyzwaniach, jakie stają przed bohaterami. Z filmów dla starszych dzieci (9+), które udało mi się obejrzeć, zdecydowanie mogę polecić belgijsko-holenderską Binti. Historia tytułowej Binti i jej taty, którzy mieszkają w Belgii bez dokumentów i w związku z tym muszą obawiać się deportacji do Kongo – choć dla Binti domem jest Belgia – przynosi nam happy end, jaki w filmie dla dzieci jest jeszcze możliwy. Ale po drodze musimy zmierzyć się z założeniem, że człowiek może być nielegalny.
Na festiwalu obecna jest też w tym roku sekcja filmów dokumentalnych, dla mnie osobiście wielkie odkrycie. To filmy o dzieciach dla dzieci, oddające głos swoim bohaterom i bohaterkom. Widzimy więc Renildo i Venildo, wychowujących się w wiosce dziecięcej bliźniaków z Gwinei Bissau, którzy pasjonują się tańcem i przeżywają to, czy ich pracującemu w dalekim mieście tacie spodoba się układ, który dla niego przygotowują. Jest Shanna, której starsza siostra Mirte ma zespół Downa – widzimy, jak Shanna troszczy się o nią na co dzień, jak wybiega w tej trosce naprzód (chce zostać wynalazczynią, żeby pomagać osobom ze specjalnymi potrzebami, jak Mirte) i jak bardzo bywa przytłoczona ekspresją siostry. Miral z Palestyny opowiada nam o swojej codzienności, a Fien próbuje zrozumieć, na czym polega zakochanie, które dla niej jest jeszcze abstrakcją, a dla jej niewiele starszego brata ważnym elementem życia („Wysyłamy sobie serduszka w przynajmniej co drugiej wiadomości”).
W krótkometrażowych dokumentach, które dotąd obejrzałam, nie ma pogłębionego kontekstu społecznego, są osobiste historie, czyli – trochę uogólniając – przeciwieństwo tego, co cenię w dorosłym dokumencie. Tutaj ten osobisty głos ma wielką siłę. Część krótkich dokumentów przeznaczonych dla dzieci od lat 9 obejrzał ze mną 5-latek i okazały się dla niego angażujące i dostępne emocjonalnie, co nie zdarzyłoby się raczej w przypadku fabuły skierowanej do o tyle starszych widzów.
Gdybym miała na własny użytek kilkoma słowami podsumować festiwal Kino Dzieci, to byłyby to różnorodność i reprezentacja wielu doświadczeń. I jeszcze radość, kiedy razem z synkiem zaśmiewam się z przygód Solana i Ludwika, sroki i jeża, którzy rakietą La Pollo polecieli na Księżyc, żeby zająć go dla Norwegii. I kiedy patrzę, jak 5-latek odkrywa kino. Sprawdźcie, jakie będą wasze słowa.