Film

Kronika zapowiedzianej katastrofy

Kadr z serialu „Czarnobyl”

Mechanizmy, jakich używa radziecka władza, by ignorować sygnały ostrzegawcze i racjonalizować absurdalne decyzje i rozwiązania, nie są odległe od tego, co się dzieje w związku ze zmianami klimatu w krajach o ustroju jak najdalszym od sowieckiego komunizmu.


Cały świat zachwyca się Czarnobylem. Miniserial HBO zbiera świetne recenzje w Stanach i Europie. Co sprawia, że globalna widownia, która w momencie katastrofy w Czarnobylu znajdowała się – jeśli w ogóle była na świecie – tysiące kilometrów dalej, śledzi z zapartym tchem historię z radzieckiej Ukrainy sprzed ponad trzydziestu lat? Być może nie bez znaczenia jest czas, w jakim serial ma premierę. Historia katastrofy jądrowej wywołanej przez strukturalne kłamstwo systemu radzieckiego budzi niepokojące skojarzenia z naszą epoką postprawdy, gdy z każdym dniem zbliża się do nas widmo innej wywołanej przez człowieka katastrofy: klimatycznej.


Wymowne obrazy

Sukcesu produkcji nie byłoby, gdyby nie doskonały warsztat twórców serialu. Nie chodzi tylko o to – nad czym rozpływają się krytycy i media społecznościowe – jak precyzyjnie udało się odtworzyć kulturę materialną ZSRR ery pierestrojki. Siła Czarnobyla polega na tym, że świetnie potrafi opowiadać obrazami, a to nawet w najbardziej jakościowej produkcji serialowej wcale nie jest oczywistością – autorską kontrolę nad serialami sprawuje raczej pion produkcyjno-literacki niż reżyser z operatorem, często zmieniający się z odcinka na odcinek. W Czarnobylu za kamerą w każdym odcinku stał Johan Renck, reżyser znany przede wszystkim z pracy w reklamie i przy wideoklipach (kręcił między innymi dla Madonny i Davida Bowie) – gatunkach wymagających specjalnej wrażliwości na obraz i montaż.

Dlaczego nie podpiszę petycji o remake „Gry o tron”

Widać to doskonale w serialu. Renckowi udaje się zainscenizować kilka scen, które ze względu na wizualną ekspresję, zdolność do operowania poetyckim skrótem przejdą do historii telewizji. W pamięci zostanie widziana z okna mieszkania na blokowisku elektrownia zaraz po wybuchu reaktora, emitująca w niebo chłodny, jakby laserowy promień. Strażacy daremnie usiłujący ugasić rozpalony w kolory błyszczącego złota gmach elektrowni. Górnicy nago kopiący tunele pod reaktorem. Stosy ciał zastrzelonych psów ze skażonej strefy, wrzucane z wywrotki ciężarówki do dołu zalewanego betonem.

Obraz okazuje się bardziej oszczędnym i zarazem bardziej efektywnym środkiem opowiadania niż dialog. Widać to świetnie w sekwencji otwierającej drugi odcinek. Kamera pokazuje mozaikę przed zajmującym się atomem instytutem naukowym w Mińsku. Przedstawia dwie postacie nad abstrakcyjnym, dynamicznym kształtem, być może atomem, którego jądro ma zaraz zostać rozbite. Mozaika jest nowoczesna w formie, widać inspiracje kubizmem i futuryzmem. Wyraża energię, wiarę w postęp i rozum, optymizm okresu, gdy radziecki komunizm wierzył jeszcze w swoją przyszłość. Od mozaiki przechodzimy do wnętrza budynku: zapuszczonej kanciapy z więdnącymi kwiatkami na parapecie. Po rewolucyjnej energii z mozaiki nie ma tu ani śladu, jest wszechogarniający bezwład, w którym drzemie uczona Ulana Chomiuk.

Zestawiając ze sobą kilka obrazów, twórcy bez zbędnych słów pokazują, jak z planów podboju przyszłości Związek Radziecki przechodzi w trwający od końca epoki Breżniewa historyczny stupor, erę bezwładu trwającego mocą desperacji i przekonania, że alternatywą jest wyłącznie chaos. Jak jednak pokazuje katastrofa reaktora w Czarnobylu, bezwład wcale przed chaosem nie chroni.

Historia społeczna

Obraz trwającego głównie siłą bezwładu systemu ciągle wraca w Czarnobylu. Nie wiem, czy twórcy czytali Brunona Latoura, ale w ich serialu doskonale widać, jak techniki i nauki nie da się sensownie pomyśleć w oderwaniu od tego, co społeczne i polityczne, od władzy i ekonomii. Elektrownia atomowa jest w serialu złożonym systemem, to, co ściśle techniczne, to tylko jeden z podzespołów tego urządzenia. Równie ważne dla jego funkcjonowania są relacje podwładnych i przełożonych, oczekiwania przemysłu, dla którego elektrownia produkuje, oraz wytyczne planistów w Moskwie.

„Czarnobyl” to najlepszy produkcyjniak w historii filmu

W produkcji HBO przyczyną wybuchu reaktora jest przede wszystkim awaria maszyny społecznej. Do katastrofy dochodzi dlatego, że radzieckie państwo oszczędza na wszystkim, bo systemowo ukrywa dostępną sobie wiedzę o ryzyku, by utrzymać obraz nowoczesnego atomowego mocarstwa, bo system premiuje posłuszeństwo i wyniki, a nie osoby, które mają słuszne wątpliwości i w pewnym momencie potrafią powiedzieć „stop”.

W produkcji HBO przyczyną wybuchu reaktora jest przede wszystkim awaria maszyny społecznej.

Obraz ZSRR, jaki maluje serial, jest złożony. Widzimy, jak kryzys w Czarnobylu mobilizuje autentyczny heroizm i poświęcenie – od górników po partyjnych sekretarzy, z których nie wszyscy okazują się wyłącznie dbającymi o własny przywilej aparatczykami. Jednocześnie państwo hojnie szafuje ludzkim życiem i zdrowiem – jak Stalin w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej czy carskie władze podczas inwazji Napoleona. Najbardziej radioaktywny grafit z dachu elektrowni, w strefie, gdzie od poziomu promieniowania wysiada każde urządzenie, usuwają żołnierze, którym w podziękowaniu państwo radzieckie daje kilkadziesiąt rubli premii.

Głową w mur kłamstwa

Walki ze skutkami katastrofy nie da się prowadzić racjonalnie, bo radziecki rząd pilnie strzeże koniecznych do tego informacji. Materiały kluczowe dla zrozumienia przyczyn katastrofy są utajnione. Główny naukowiec ekipy sprzątającej po wybuchu, profesor Legasow, ciągle zderza się z murem oficjalnych kłamstw, propagandy, sekretów.

Autorka jednej z niewielu wyraźnie krytycznych recenzji serialu, rosyjsko-amerykańska dziennikarka Masha Gessen, miała problem z tym, jak serial przedstawia tę postać. Jej zdaniem profesor Legasow pochodzi raczej z hollywoodzkiej historii o dzielnym sygnaliście rzucającym wyzwanie władzy niż ze świata przedstawionego, w jakim osadzony miał być serial. Ktoś taki jak Legasow – brzmi argument Gessen – człowiek pełniący tak wysoką funkcję w naukowej biurokracji, musiał być przede wszystkim sprawnym politykiem rozumiejącym realia systemu. Kimś, komu nigdy nie przyszłaby do głowy otwarta konfrontacja z władzą. Pokazując – w postaciach Legasowa i Chomiuk – że opór był możliwy, serial nie jest w stanie oddać prawdziwej beznadziei epoki.

Zielona transformacja dla bogatych, katastrofa ekologiczna dla biednych

Nie zgadzam się z tą opinią na dwóch poziomach. Po pierwsze, twórcy sugerują przecież niejednokrotnie, jak bardzo Legasow jest produktem tego systemu. Jak sam prowadzi w nim swoją grę. Po drugie, prawdziwy dramat gnijącego ZSRR, który widać w produkcji, polega na tym, że nawet jeśli Legasow i inni zaczynają zachowywać się jak Václav Havel w Sile bezsilnych przykazał, to ostatecznie niczego to nie zmieni. System jest całkowicie impregnowany na prawdę, na moralne gesty oporu. Na to, że ktoś w końcu zerwie z autocenzurą i wykrzyczy, jak jest.

Taką perspektywę rysuje już pierwsza scena, gdy Legasow nagrywa na taśmy magnetofonowe swój testament i popełnia samobójstwo. Od początku wiemy, że cała jego walka została przegrana. Że nie przebił głową muru kłamstwa. Choć opanował skutki katastrofy i pomógł ocalić życie i zdrowie milionów ludzi – to bardzo dużo.

Nasz własny Czarnobyl

Monolog Legasowa z otwierającej serial sceny zaczyna się słowami: „Jaki jest koszt kłamstw? Nie chodzi o to, że mylimy je z prawdą, ale o to, że usłyszawszy dość kłamstw, przestajemy w ogóle rozpoznawać prawdę. Co wtedy? Porzucamy prawdę i zadowalamy się opowieściami. […] chcemy tylko wiedzieć, kto ponosi winę”.

System jest całkowicie impregnowany na prawdę, na moralne gesty oporu. Na to, że ktoś w końcu wykrzyczy, jak jest.

Wszystko to brzmi bardzo znajomo. O wiele łatwiej jest dziś wskazać i napiętnować winnego – uchodźcę, migranta, geja – niż uczciwie porozmawiać o prawdziwych przyczynach naszych kłopotów. Opryskliwy inżynier-aparatczyk Diatłow, przekonujący swojego podwładnego, że nie widział tego, co widział – „nie widziałeś grafitu na ziemi, bo go tam nie ma” – może wydawać się groteskowy, ale śmiech zamiera, gdy przypomnimy sobie naszych polityków przekonujących jeszcze niedawno, że w Polsce żadnego problemu ze smogiem przecież nie ma. Białoruski partyjny bonzo, który ostrzeżenia Chomiuk o radioaktywnym skażeniu okolic Mińska zbywa słowami: „Partia zapewnia, że wszystko w porządku, a ja wolę moje opinie od tych pani”, świetnie odnalazłby się w dzisiejszej polskiej polityce.

Mechanizmy, jakich władza radziecka używa, by ignorować sygnały ostrzegawcze i racjonalizować absurdalne decyzje i rozwiązania, nie są odległe od tego, co się dzieje w związku ze zmianami klimatu w krajach o ustroju jak najdalszym od sowieckiego komunizmu. Mamy wiedzę, która jasno mówi, jak niebezpieczna jest sytuacja i co można zrobić, by ją poprawić. Prawdy nie ukrywa żadne nowe KC z Moskwy, choć w jej rozwodnienie potężne środki inwestują prywatne podmioty zarabiające na obecnym stanie rzeczy. Tak jak w ZSRR lat 80., wiedza, która jest pod ręką, nie może się przełożyć na politykę państw i organizacji międzynarodowych. Czarnobyl okazał się przy tym katastrofą o ograniczonym geograficznie zasięgu, katastrofa klimatyczna będzie globalna. Ten serial jest o nas, jesteśmy ciągle jeszcze przed wybuchem, pytanie, ile mamy czasu.

Katastrofa klimatyczna zaskoczy nas jak zima drogowców

Paradoksem jest, że nie ma żadnego rozwiązania kryzysu klimatycznego bez energii atomowej. Czy Czarnobyl nie wzmocni demonizujących tę technologię społecznych emocji? Scenarzysta serii, Craig Mazin, wyraźnie nie ma takiej intencji. Podkreślał na Twitterze, że nie chodziło mu o straszenie widzów energią jądrową. Problemem nie jest atom, ale systemowe kłamstwo – twierdził. Jak odbiorą to widzowie, czas pokaże. Na pewno Czarnobyl obejrzeć trzeba – wbrew oczekiwaniom, to nie finał Gry o tron, a ta produkcja zapowiada się na telewizyjne wydarzenie 2019 roku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij