Koniec dworu w Georgenhof [o „Wszystko na darmo” Waltera Kempowskiego]

Jak się domyślacie, Walter Kempowski nie przepadał za Günterem Grassem. Uważał, że wcześniej od niego zajął się podobną tematyką. Irytowało go kajanie się Grassa za służbę w Waffen-SS, do której pisarz bardzo późno się przyznał.
Walter Kempowski (po prawej) z Bernhardem M. Baronem. Fot. Wikimedia Commons

Najciekawszy jest w tej powieści narrator, sposób opowiedzenia tej historii – bez emocji, sentymentów, bez ocen, w sumie bez empatii, chociaż z szacunkiem dla cierpienia. I ostatecznie wyłania się z tego przede wszystkim obraz końca pewnego świata i moralnej klęski niemieckiego mieszczaństwa.

Walter Kempowski, Wszystko na darmo, przeł. Małgorzata Gralińska, Wydawnictwo ArtRage 2023

Nieopodal miasteczka Mitkau w Prusach Wschodnich znajdował się majątek Georgenhof – teraz zimą, w otoczeniu starych dębów przypominał czarną wysepkę pośród morza bieli.

 

Prusy Wschodnie były najdalej wysuniętą prowincją III Rzeszy, przedmurzem cywilizacji zalewanej przez Słowian. Tyle że ta cywilizacja zaowocowała Auschwitz. Stolicą był Królewiec – Königsberg. Twierdza Königsberg, zdobyta przez Armię Czerwoną po długotrwałym oblężeniu na początku maja 1945 roku. Akcja powieści Kempowskiego rozgrywa się w styczniu 1945 roku, kiedy front już się załamał i armia niemiecka „odsuwała się od pozycji wroga” – jakoś tak to się w propagandzie niemieckiej nazywało.

To pierwsza powieść Kempowskiego przetłumaczona na polski i należą się za to wyrazy uznania tłumaczce i wydawnictwu. Bo to ciekawa powieść, podobnie jak postać autora. Kempowski napisał ich kilkadziesiąt, był czytany, wielokrotnie nagradzany, jego książki filmowano, ale był też nielubiany przez lewicową publiczność za antykomunizm, chociaż zarazem niewygodny dla tych, którzy zaprzeczali niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. I to Günter Grass został sztandarowym pisarzem rozliczającym się z niemiecką historią i uwzględniającym losy cywilnych ofiar – w Idąc rakiem opisał zatopienie statku Wilhelm Gustlof, podczas którego zginęło od 7 do 10 tysięcy niemieckich uciekinierów z Gdańska. Jak się domyślacie, Kempowski nie przepadał za Grassem. Uważał, że wcześniej od niego zajął się podobną tematyką. Irytowało go kajanie się Grassa za służbę w Waffen-SS, do której pisarz bardzo późno się przyznał.

Kryminał #MeToo. Mam do pań kilka pytań

Urodzony w 1929 roku w Rostocku Kempowski należał do Hitlerjugend, ale niechętnie, wolał słuchać jazzu i miał długie włosy, które organizacyjni koledzy kiedyś przymusowo mu obcięli, a on trafił do karnej kompanii, potem był łącznikiem w Luftwaffe. Po wojnie dostał się do Niemiec Zachodnich, ale – legalnie – przyjechał do Rostocku po swoją rodzinę. Tam został aresztowany jako amerykański szpieg (swoją drogą chyba współpracował z wywiadem amerykańskim). Skazano go na dwadzieścia pięć lat więzienia. I było to ciężkie więzienie. Wyszedł po amnestii w 1956 roku.

Swoje wnikliwe posłowie do książki autorka przekładu zaczyna od anegdoty. Kiedy zapytano dziesięcioletniego Waltera, kim chciałby być w przyszłości, powiedział, że „archiwum”, nie archiwistą, ale archiwum. I rzeczywiście stał się archiwum wojennej historii Niemiec – miał swoje doświadczenia, zbierał ustne relacje członków swojej rodziny i znajomych, wszelkie osobiste dokumenty – dzienniki, wspomnienia, zapiski, zdjęcia, miał ich 30 tysięcy, i inną dostępną dokumentację.

Jego głównym dziełem jest Echolot, dziennik zbiorowy. Wielotomowe dzieło (8000 stron) składające się z kolażu pamiętników, listów, wspomnień autobiograficznych i fotografii z czasów II wojny światowej. Oprócz dobrze znanych pamiętników, takich jak Thomasa Manna i Ernsta Jüngera, zawierało ono także świadectwa czołowych narodowych socjalistów i polityków alianckich, niepublikowane wcześniej wspomnienia żołnierzy, cywilów, bojowników ruchu oporu, sprawców i ofiar nazistowskiego reżimu, dotyczące choćby wyzwolenia Auschwitz. Taka sonda zanurzona w głębiny historii II wojny, nieopatrzona autorskimi komentarzami. Pokazująca równoczesność różnych perspektyw i wydarzeń. Pisał też książki-ankiety, w których wszystkim zadawał te same pytania, np. co wiedzieli o zagładzie Żydów. Tę specyficzną technikę narracyjną widać także w tej powieści. Włącza do niej obficie wiele cytacików z klasyki (wielokrotnie Faust Goethego), ludowych piosenek, modnych szlagierów o miłości i propagandowych, patriotycznych, powszechnie śpiewanych, odwołania do znanych filmów. Taki kulturowy duch czasu. Pewnie inaczej niż na nas działa to na czytelników niemieckich, którzy – przynajmniej ci starsi – jeszcze to pamiętają.

Wróćmy jednak do majątku Georgenhoftej czarnej wysepki w morzu bieli. Należy on do rodziny von Globig. To szlachta, ale wywodząca się z mieszczaństwa, tytuł dostali dopiero w 1905 roku, kiedy stary pan von Globig miał już duży majątek i pałac, który jednak zaraz został spalony przez idące na Moskwę napoleońskie wojska. Jego malownicze ruiny wciąż znajdują się w pobliskim lesie, ale nowy dwór jest już niezbyt wielki.

Pieniądz nie ma narodowości ani duszy, ale kapitalizm ma swoją ekonomię pożądania

Młody Eberhard von Globig sprzedał większość ziemi, kupił akcje zagranicznych przedsiębiorstw i żył sobie wygodnie z żoną, pięknym samochodem jeżdżąc do Włoch. Po rozpoczęciu wojny pieniądze przestały napływać, ale Eberhard szczęśliwie został sonderfuhrerem, z oficerskim wynagrodzeniem, takim specjalistą pracującym w intendenturze, więc nie miał do czynienia z bronią, ale z zaopatrzeniem. Najpierw w Ukrainie – „wiedział, jak dla dobra Rzeszy Wielkoniemieckiej eksploatować przestrzeń gospodarczą na Wschodzie”. (Czujecie ten lekki sarkazm?) A przy okazji do domu wysyłał to i owo. Potem przeniesiono go do Włoch, a stamtąd już przysyłał wiele pięknych rzeczy. Jego żona miała zachomikowane w schowku w swoim pokoju zapasy na czarną godzinę – czekolady, kawę, papierosy, koniaki… „Myślała o swoim mężu, który pod gorącym południowym słońcem, ubrany w biały mundur, nabywał dla oddziału oliwę i wino za banknoty Wehrmachtu. Pewnie czasem trzeba było zastosować przymus?” Zwróćcie uwagę na ten znak zapytania, bo te znaki pojawią się dość często, czasem w nieoczekiwany sposób. To miejsca, w których sami sobie powinniśmy odpowiedzieć, a autor, jak w całej powieści, zachowuje powściągliwość.

Rosyjska kultura gwałtu i małżeński fresk, niepiękny [„Kobieta na froncie” Alaine Polcz]

W Goergenhof została jego niezwykle piękna żona, Katharina, która na niczym się nie zna i nic nie rozumie. Żyje w swoim świecie – czytając popularne powieści, robiąc wycinanki, oglądając albumy, słuchając radia, czasem nawet BBC, ale nic z tego nie wynika. Gospodarstwem zajmuje się ciotunia – przygarnięta po bankructwie majątku ojca na Śląsku i wciąż za nim tęskniąca, wiecznie ponad miarę zabiegana i pełna różnych żalów. Poza tym są jeszcze dwie Ukrainki, które same zdecydowały się na pracę w Rzeszy, więc niby nie są robotnicami przymusowymi, ale niewiele to zmienia. Oraz polski parobek. W pobliżu zakwaterowani są też inni robotnicy przymusowi z różnych krajów. Katharina szczególnie współczuje Włochom – bo pamięta, że tam było tak ładnie… Czasem drogą przechodzi kolumna wynędzniałych więźniów w pasiakach. To przykre, ale jak się wojna skończy, to jakoś się to załatwi. Jest jeszcze dwunastoletni syn, który co prawda należy do Hitlerjugend, ale ilekroć jest zbiórka, to ma chore gardło. Fascynuje go oglądanie różnych rzeczy pod mikroskopem i codziennie odwiedza stary nauczyciel, rozwijający jego zainteresowania, może konserwatywny, ale nie nazista.

Prawdziwy nazista, Drygalski, mieszka po drugiej stronie drogi i lubi powęszyć we dworze, krytykując zbyt łagodny stosunek do podludzi ze służby. Po tej drugiej stronie znajduje się nowo wybudowane osiedle domków dla zwykłych ludzi, a Drygalski, kiedyś drobny handlarz, potem bezrobotny, którym „zajęła się partia narodowosocjalistyczna”, jest starszym nadzorcą w Okręgowym Urzędzie do spraw Budownictwa Mieszkaniowego Niemieckiego Frontu Pracy. Kontroluje, poucza, donosi, straszy, ale ma też swoje ludzkie oblicze. Oczywiście dwór nie utrzymuje żadnych stosunków z nowym osiedlem.

W Georgenhof wywiesza się flagę ze swastyką, kiedy trzeba, ciotunia ma ładny portrecik Hitlera w sypialni, ale to w istocie bezmyślni oportuniści. Odwiedzają ich różni dziwni goście – szemrany ekonomista polityczny, załatwiający jakieś interesiki, zanim ucieknie na Zachód, skrzypaczka, która występuje w lazaretach, podtrzymując naszych chłopców na duchu, malarz, który szkicuje obrazki z prowincji, jakby już szykował dokumentację tego, co zniknie, uchodźcy ze wschodu, tacy jak baronostwo z wielką papugą w klatce. Czasem wspólne wieczory są rozkoszne. Katharina nawet przez jeden dzień będzie ukrywała Żyda – bo nie wiedziała, że Żyd, bo nie umiała odmówić pastorowi, bo miała nadzieję na jakąś „przygodę”.

Na horyzoncie widać już łuny, zbombardowano kolej, bomby spadają na uciekających cywili – nie spotkamy jednak żadnego sowieckiego żołnierza, na razie nadchodzi „czerwona groza”, ale, pomijając bomby, wiele złego to jedni Niemcy wciąż wyrządzają innym Niemcom. A mieszkańcy Georgenhof do ostatniej chwili nie mogą zebrać się do wyjazdu. Czasem jak w horrorze, kiedy bohater żyje sobie spokojnie, a potwór już jest za drzwiami, chcielibyśmy do nich krzyknąć – uciekajcie!

Później jednak zobaczymy, jak wyglądała ucieczka Niemców z zagrożonych terenów. Niby to wszystko wiemy, najciekawszy jest jednak w tej powieści narrator, sposób opowiedzenia tej historii – bez emocji, sentymentów, bez ocen, w sumie bez empatii, chociaż z szacunkiem dla cierpienia. I ostatecznie wyłania się z tego przede wszystkim obraz końca pewnego świata i moralnej klęski niemieckiego mieszczaństwa. Powieść naprawdę warta uwagi!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij