Kinga Dunin czyta

Czy Metyskę powinna przełożyć Metyska?

Czy gdybyście nie wiedzieli, czyjego autorstwa jest książka, potrafilibyście odgadnąć płeć osoby, która ją napisała? Wydaje mi się, że zazwyczaj tak. Kinga Dunin czyta „Niepokój przychodzi o zmierzchu” Marieke Lucasa Rijneveld i „Wiosnę” Ali Smith.

Marieke Lucas Rijneveld, Niepokój przychodzi o zmierzchu, przeł. Jerzy Koch, Wydawnictwo Literackie 2021

Niepokój przychodzi o zmierzchu okładkaMiałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę. Tamtego ranka matka wysmarowała nas po kolei krowią maścią chroniącą przed mrozem, maść nabierała z żółtej puszki marki Bogena; na ogół stosowano ją na spierzchnięcia, zrogowacenia i kalafiorowate guzki na strzykach mlecznych krów.

Czy gdybyście nie wiedzieli, czyjego autorstwa jest książka, potrafilibyście odgadnąć płeć osoby, która ją napisała? Wydaje mi się, że zazwyczaj tak. Tym razem nazwisko na okładce niewiele mi mówiło (a powinno), więc bez zastanowienia uznałam, że mam do czynienia z kobietą. Jednak w trakcie lektury zaczęłam się wahać, coś mi podpowiadało, że jednak autorem może być mężczyzna. Jeszcze raz przyjrzałam się imionom – Marieke Lucas. Dziwne. Okazało się, że jest to osoba transpłciowa, identyfikująca się zarówno z kobiecością, jak i męskością. Drugie imię przyjęła, mając dziewiętnaście lat. Po angielsku używa zaimka they, w rodzimym niderlandzkim zij/haar, ona/jej. I tego będę się trzymać.

A dlaczego to nazwisko powinno mi coś powiedzieć? Bo w 2020 roku otrzymała Międzynarodową Nagrodę Bookera. Mógłby to być nius nie tylko wtedy, kiedy dostaje ją Tokarczuk. Bo to pierwsza taka nagroda dla autorki holenderskiej, no i dla osoby tak młodej – Marieke Lucas urodziła się w 1991 roku. Poza tym już pojawiła się w polskich mediach, chociaż wtedy nie wspominano o książce. Została wybrana przez Amandę Gorman (tę poetkę z inauguracji Joe Bidena) na tłumaczkę jej wiersza na holenderski. Nie doszło do tego, ponieważ pojawiły się protesty – tłumaczka Gorman nie może być biała!

Jeśli płeć/gender/tożsamość płciowa autorki/autora mają znaczenie dla tekstu, to może kolor skóry też? Na przykład gdy czytałam Vermette, szybko przyszło mi do głowy, że nie jest ona białą Kanadyjką. I rzeczywiście, okazało się, że jest pisarką Metyską. Jednak, szczerze mówiąc, tak ścisłe łączenie dzieła z pewnymi cechami tożsamości wydaje mi się absurdalne. W takim razie, konsekwentnie, tylko kobieta mogłaby tłumaczyć dzieła kobiet, lesbijka lesbijek, a osoba transpłciowa osobę transpłciową. Metyska Metyskę? To kto by dla nas przetłumaczył Vermette?

Od Kookom do androida. Czy tak zmieni się świat?

No i czy to wszystko naprawdę ma aż takie znaczenie dla powieści, poza tym, że miałam wątpliwości co do płci autorki? Może jakieś ma. Rijeneveld wykorzystuje w niej doświadczenia ze swojego dzieciństwa. Wychowała się w religijnej rodzinie na holenderskiej wsi, miała trzy lata, kiedy umarł jej brat, z czym jej bliscy długo nie potrafili sobie poradzić. Była prześladowana w szkole ze względu na swoją odmienność. Ma zatem za sobą i doświadczenie rodzinnej traumy, i bycia inną. Znajomość biografii pisarki często pozwala nam lepiej zrozumieć jej dzieło, choć z drugiej strony nie wydaje mi się to niezbędne – książka to książka i albo do nas przemawia, albo nie.

Powieściowa bohaterka jest starsza, również mieszka z rodzicami, religijnymi, na wsi, w gospodarstwie, gdzie hoduje się mleczne krowy – 150. Ma trójkę rodzeństwa. Tuż przed Bożym Narodzeniem topi się jej brat. Chwilę przedtem, kiedy wychodził ścigać się na łyżwach, dziewczynka pomyślała, że wolałaby, żeby to on umarł, a nie jej ulubiony królik, który, jak podejrzewała, ma być jednym ze świątecznych dań.

Jej rodzice nigdy nie potrafili okazywać dzieciom ciepłych uczuć ani nie starali się ich rozumieć, tym bardziej teraz, kiedy nie potrafią pogodzić się ze stratą najstarszego syna. Matka pogrąża się w depresji, nie je, czasem wydaje się, że po prostu chce umrzeć. Ojciec jest niedostępny, często nieobecny. Rodzice już „nie parzą się ze sobą”. Potem jeszcze dojdzie do kolejnego dramatycznego wydarzenia: z powodu pryszczycy trzeba będzie wybić całe stado krów. Jas, po holendersku kurtka, a w polskim przekładzie Budrysówka, musi sama, czasem z rodzeństwem, jakoś poradzić sobie z tymi trudnymi emocjami. I to jej wewnętrzny świat poznajemy w powieści, i jej język.

Nauczycielka powiedziała jej kiedyś, że ma ogromną wyobraźnię, ale wyobraźnia potrzebuje języka, w którym może się wyrazić. W głowie bohaterki mieszają się różne języki. Ten wiejskiej codzienności, plebejski, czasem niewybredny. Język poetycki, który odzwierciedla jej specyficzną wrażliwość. A to wszystko poprzetykane jest biblijnymi cytatami. Dziecko wychowane na wsi wie, że zwierzęta się parzą, widziało, jak przebiega inseminacja krowy, wyciągało martwe krety z pułapek, bez obrzydzenia sięgnie ręką po ropuchę… Można powiedzieć, że jest bliżej życia – śmierci, seksu, fizjologii – niż miejskie dzieci, ale nie potrafi dopasować tej wiedzy na przykład do doznań związanych z własną seksualnością, bo o tym się nie rozmawia.

Nigdy nie zdejmuje kurtki i ma nieustanne kłopoty ze zrobieniem kupy, co będzie dość szczegółowo opisywane. (A czy kobietom wypada pisać o robieniu kupy?) Zabarykadowała się w sobie, wszystko dusi wewnątrz, i ciśnienie w tym kotle stale rośnie. Jej myśli wciąż krążą wokół śmierci, ale nie tylko myśli, także specyficzne rytuały. Bywa okrutna. Jest też jej rodzeństwo i wiele z tego rozgrywa się w relacjach między nimi.

Nie ma co ukrywać, to smutna książka, ciężki temat, ale świetnie jest to zrobione. Tak zwane smutne książki niekiedy, w moim odczuciu, ocierają się o sentymentalizm, kicz, szantażują emocjonalnie, co oczywiście na mnie działa. Ta autorka jednak dobrze omija te wszystkie rafy.

Czy tylko mężczyźni mogą pisać o robieniu kupy?

*
Ali Smith, Wiosna, przeł. Jerzy Kozłowski, W.A.B. 2021

Wiosna Ali SmithObecnie nie chcemy jedynie faktów. Chcemy dezorientacji. Chcemy powtórzeń. Chcemy żeby ludzie u władzy mówili że prawda nie jest prawdą. Chcemy żeby wybrani do parlamentu posłowie mówili wbić jej w pierś i obracać rozgrzany nóż rzeczy typu przynieś własny stryczek chcemy żeby posłowie z partii rządzącej krzyczeli do posłów opozycji zabij się chcemy żeby jedni ludzie władzy mówili że chcą innych ludzi władzy posiekanych w woreczkach w swojej zamrażarce chcemy zamienić muzułmanki w żart w prasowym felietonie chcemy śmiechu chcemy żeby ten śmiech ciągnął się za nimi gdzie tylko pójdą.

Kto to mówi? „Lud”? Zbiorowe pragnienie krwi? Populistyczna prawica? Radykałowie? A zaraz potem głos zabierze Ziemia i pory roku. Takich fragmentów będzie więcej. I więcej głosów. Jak się okaże, pochodzą one z zeszytu tajemniczej dwunastolatki. Wróżki? Na czym mogą polegać jej czary? Na przykład, mijając straże, wparowuje do gabinetu dyrektora zamkniętego ośrodka dla uchodźców i prosi go, aby nareszcie porządnie wymyto wszystkie toalety. I tak się staje.

Zima w środku lata, a protest kobiet może trwać nawet dwadzieścia lat

Jak widać, nie ma co liczyć na po bożemu napisaną, całkiem realistyczną powieść. Ale dość szybko udało mi się w niej odnaleźć, bo jest w tym jednak opowieść, za którą możemy podążać, mimo wielu pozornie niepasujących do siebie elementów. Znużony życiem reżyser telewizyjny, cierpiący po stracie przyjaciółki, dużo starszej od niego scenarzystki i jego mentorki, rozmawiający ze swoją wymyśloną córką. Wspomniana dziewczynka, która zabiera w podróż strażniczkę z obozu detencyjnego. Spotkają się ze sobą w drodze do Inverness, gdzie działa bardzo tajna siatka wspomagająca uchodźców, coś w rodzaju „kolei podziemnej”.

Do tego Rilke i Katherine Mansfield, pieśń Beethovena An die Hoffnung, Do nadziei… I to jest właśnie ten łączący wszystko element – nadzieja. Jak to wiosną. Oraz brytyjski imperializm, dziś widoczny w stosunku do imigrantów, ale pozostawił on także blizny w Irlandii i Szkocji. (Autorka jest Szkotką. I lesbijką. Czy ma to jakieś znaczenie? Może dlatego tak mi się podoba?) I ostatecznie wszystko ładnie się komponuje.

Rzemiosło artystyczne i coś więcej

To już trzecia powieść z tego cyklu, nieco bardziej pokręcona, ale podobna do poprzednich. Kto miał polubić Ali Smith, pewno już polubił, ale można zacząć i od tego tomu, książek tych nie łączy żadna wspólna narracja. I zostało nam jeszcze Lato. Żałuję, że nie ma więcej pór roku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij