Czasem niezbyt poważna na pierwszy rzut oka książka potrafi się przyśnić. A sen – zmienić jej odbiór.
Jest paźdzernik, czas więc na nieodwołalne pożegnanie z lekturami wakacyjnymi.
***
Grażyna Plebanek, Pani Furia, Znak 2016
Bohaterki Grażyny Plebanek najpierw wyjeżdżały z Polski, potem zakotwiczały się na obczyźnie, gdzie spotykały Inne. Alia, bohaterka Pani Furii, jest Inną: urodzoną w Afryce obywatelką Europy, czyli Afropean. Jak o powstaniu tej książki i postaci pisze w Podziękowaniach sama Plebanek, poczuła się na tyle osadzona w swojej kulturze, by wyruszyć z niej w świat.
Pani Furia jest też nawiązaniem do poprzedniej książki Plebanek, Bokserki, i jej bohaterki, obie bowiem, podobnie jak Plebanek, uprawiają boks, który może być odskocznią, samoobroną, ale i źródłem siły dla kobiet. Opowieść o czarnym mistrzu boksu, Muhammadzie Alim, stanie się założycielskim mitem Alii, która dostała imię właśnie na jego cześć. Bohaterki Plebanek, niezaleznie od tego, czy są czarne, czy białe, więcej łączy, niż dzieli, może dlatego, że są sąsiadkami na brukselskiej ulicy. Dorastają, spotykają mężczyzn, i próbują być autonomiczne, w relacji lub bez. Mężczyzna to miłość i namiętność, ale i niebezpieczeństwo. Mężczyźni uszczęśliwiają i krzywdzą, seksualność staje się pułapką, zwłaszcza gdy każdy może wrzucić do sieci film z tobą w roli głównej. A ty odkrywasz, że jesteś w ciąży.
Mieszkająca poza Polską Grażyna Plebanek jest jedną z nielicznych współczesnych polskich pisarek opisujących doświadczenie aborcji, i opowieść ta, osadzona w niepolskich realiach, pozbawiona jest kontekstu winy lub wstydu.
Zraniona Alia szuka bezpieczeństwa w ucieleśnieniu europejskiej idei porządku społecznego, na którego straży stoi państwo wraz ze swymi funkcjonariuszami, ale to tylko pozorny azyl. Strażnicy porządku zawodzą ją, sprowadzają na manowce, kuszą swoistą licence to kill: sami będąc beneficjentami niedawnego awansu społecznego, tworzą tajną sieć prześladowców nowych wykluczonych, emigrantów bez papierów.
Jest jeszcze spadek po tacie, facecie takim jak wszyscy, który jednak obok opowieści o walce Muhammada Ali miał tysiące innych. Przechował tradycję ustnych opowieści swego ludu i przekazał ją córce, która z Afryki nic nie pamięta, nawet lokalnego języka, jednak umie zaczarować słuchaczy opowieścią tak, jak robił to jej ojciec. To alternatywa dla Alii, tu może odreagować, odegrać się za całe zło, którego doznała. I wcale nie jest oczywiste, którą drogę wybierze.
>> czytaj także: Kinga Dunin o Pani Furii
***
Magdalena Parys, Biała Rika, Znak 2016
Po dziadku z Wehrmachtu czas na babcię z Erefenu. Po lekturze paru zapowiedzi i odsłuchaniu kilku wywiadów z autorką sądziłam, że o tym będzie ta książka. Historia babci z Niemiec i drugiej prawie babci w Niemczech, opowieść o dwóch bliźniaczkach uwiedzionych przez tego samego faceta, który zostanie kiedyś dziadkiem. Historia miłości polskiego robotnika przymusowego i Niemki. Trudna historia Polski i Polaków. To wszystko jest w tej książce, jednak sedno jest zupełnie gdzie indziej.
Historię dziadka i babć (jednej ciotecznej) da się opowiedzieć w kilku słowach. Namacalną historię da się uchwycić, można ją opisać na kilku stronach, w kilkudziesięciu linijkach, nawet jeśli zaskoczą nas jej zakończenia (bo jest ich kilka). Historia ma tyle wariantów, ilu jest opowiadających i doświadczających, można ją więc snuć bez końca. W jednym z zakończeń babcia Niemka dowie się więc, że wcale nią nie jest. No to kim ja jestem? – zapyta. No właśnie, kim jesteśmy my wszyscy, z cioteczną babką w Erefenie czy pradziadkiem w dziwnym mundurze, który nawet nie pisał po polsku?
Po babciach i dziadku, którzy mają jakąś historię, przychodzą ich dzieci, a z kolei ich dzieci – wnuki –nie bardzo czują historię. Dziadkowie są po prostu dziadkami, a to co im, wnukom, się przytrafia tu i teraz, to chyba jeszcze nie historia. Historia dziadków i rodziców jest teraźniejszością i rzeczywistością, z którą zmaga się dziecko, które stanie się centralną bohaterką. Dziecko, które nie rozumie spraw dorosłych i ma własne, dziecięce sprawy i swoje własne widzenie świata. Dziecko, które inaczej zapamięta. Czytelnik bądź czytelniczka, spotykają więc dziecko, a właściwie wnuczkę babci (ciotecznej) z Erefenu i nie bardzo wiedzą, o co chodzi z tą książką. Taka sobie opowieść o dzieciństwie, sama bym mogła takie wspomnienia zaserwować, a my w dzieciństwie mieliśmy o wiele gorzej – zżyma się czytelniczka, przerzucając niecierpliwie kartki.
A potem w nocy przychodzi do niej we śnie babcia Rika, której kazano udawać niemą, i nawet podczas porodu nie mogła się zdradzić ani słowem. We śnie przychodzi koszmar wywołany przez tę niezbyt poważną na pierwszy rzut oka książkę. Więc czytelniczka ostrożnie zasiada do niej ponownie i czyta już uważniej, ale i ostrożniej, wiedząc że ta dziecięca opowieść coś w niej porusza, jakieś zaniedbane struny. I wcale nie musi to być wojenna trauma, tylko ból dziecka, które budzi się w pustym mieszkaniu i wychodzi w noc szukać matki, bo ta nie mogła przecież zniknąć.
Znajduje opowieść dziecka, które z jednego kraju przeniosło się do drugiego, opowieść dziecięcej migrantki politycznej, etnicznej (bo babcia z Erefenu), ekonomicznej (bo Peerel), podobną do innych wspomnień pełnych gumy balonowej z Peweksu, butów Relax, słodkiej idylli dzieciństwa w tym szarym dla dorosłych Peerelu. Autorka snuje opowieść na kanwie swego polskiego dzieciństwa, które z jej niemieckiej perspektywy ma inny smak niż w opowieściach Ingi Iwasiów czy Pauliny Wilk (reprezentujących przecież dwa różne pokolenia), i zostaje zderzone z doświadczeniem nastoletniej imigracji, spotkania z nowym krajem, językiem i wrastania w niego wraz z tym szczecińskim i gdańskim dzieciństwem. Historia babci z Niemiec – sprzed półwiecza, a dopiero teraz godna zauważenia – zderza się z historią dziewczynki z Polski, pisaną w Niemczech, po polsku.
>> czytaj także: Kinga Dunin o Białej Rice
***
Eduardo Mendoza, Tajemnica zaginionej ślicznotki, przeł. Marzena Chrobak, Znak 2016
Zaczyna się od psa, który rzuca się na głównego bohatera. Właścicielka psa jest zdziwiona:
– Nie wiem, co w panu mogło go rozdrażnić. Dotychczas Paolo gryzł tylko dzieci.
Tak zaczyna się kolejna opowieść o losach niewydarzonego barcelończyka, często rezydującego w zakładach psychiatrycznych, skazującego na niepowodzenie każde przedsięwzięcie, za które się zabierze. Tym razem z pechowego fryzjera bohater przedzierzgnął się w dostawcę przekąsek, ale nawet jeśli jesteście miłośnikami barcelońskich tapas, nie chcecie się dowiedzieć, co można z nimi zrobić. Nawet jeśli jesteście miłośnikami Barcelony, nie chcecie poznać jej oblicza odmalowanego w tej książce. No chyba że jesteście miłośnikami opowieści Eduarda Mendozy o barcelońskim pechowcu, przy którym Chandlerowski Marlow jest megaoptymistycznym detektywem noir, i który mimo wszystkich przeciwności losu rozwiązuje skomplikowane zagadki kryminalne.
Tym razem chcą go wrobić w morderstwo, ale nie z nim te numery. Nie tylko oczyszcza się z zarzutów, ale i rozwiązuje jego zagadkę, po drodze zgłębiając tajniki lokali serwujących turystom tapas (bleee…), i jeszcze spotyka tam kobietę, która… Nie, tutaj się zatrzymam.W dodatku przygoda rozpisana jest na dwa odcinki, z których pierwszy odbywa się w Barcelonie sprzed lat, a drugi w tej, którą zna coraz więcej polskich miłośników Mendozy. Bo albo się go czyta i uwielbia, albo przeciwnie. Wytrawny znawca tej twórczości czuje się mile połechtany przy wstępie o pogryzieniu przez psa, który dotąd rzucał się jedynie na dzieci i będzie rechotać, śledząc kolejne kroki niewydarzonego detektywa.
Nieprzekonanych nie da się przekonać.
Po odcinku przygód tego antybohatera, w którym niebagatelną rolę grała Angela Merkel, wydawało mi się, że już nic nowego mu się nie może zdarzyć. A jednak. Wprawdzie rozwiązanie zagadki morderstwa odbiega od schematów wyznaczonych przez Agathę Christie, ale w tych niby to detektywistycznych opowieściach najmniej chodzi o zagadkę kryminalną.
Czytelniczym zachwytom nad nurzaniem się głównego bohatera w miejskim błocie służy genialne tłumaczenie. Wydaje mi się niekiedy, że kolejni tłumacze dojrzewają wraz kolejnymi karkołomnymi językowo książkami Mendozy, Marzena Chrobak w tej roli jest absolutnie doskonała.
**Dziennik Opinii nr 290/2016 (1490)