Szef ZPAP zaproponował, by wprowadzić instytucję statusu artysty i oprzeć proces nadawania go na znanych i lubianych związkach twórczych, takich jak np. kierowany przez niego ZPAP. Oglądając rejestrację tej konferencji na FB, szeroko się uśmiechnęliśmy i śmiechom nie byłoby końca, gdyby jakiś czas później się nie okazało, że ten pomysł ma zostać wdrożony.
Po wielu latach protestów, apeli, nagłaśniania problemu wykluczenia artystów z systemu ubezpieczeń powstał projekt ustawy mającej ten dostęp zapewnić. Był to główny postulat Strajku Artystycznego z 2012 roku, o którego realizację w ramach Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej walczyliśmy latami, ale nie ma się z czego cieszyć.
Projekt, który powstał w zaciszu gabinetu Artura Szklenera – dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina – to mieszanina kilku dobrych idei oraz wielu problematycznych oraz zwyczajnie dyletanckich rozwiązań. Niestety, wypracowanych bez odpowiednich konsultacji.
Skąd się wziął ten projekt?
W 2017 roku MKiDN oraz Instytut Chopina zorganizowały cykl konferencji szumnie nazywanych Ogólnopolskimi Konferencjami Kultury, które miały na celu konsultację ze środowiskiem artystycznym projektu zmiany ustawy o instytucjach kultury. Rzecz szybko przerodziła się w cyrk, podczas którego praktycznie nie rozmawiano o rzeczonej ustawie. Konferencje poświęcone różnym sektorom sztuki były prowadzone w kilku miastach, w rundach.
Pierwsza odbyła się w krakowskiej ASP. Mimo że podczas wystąpień szeroko cytowano Czarną księgę polskich artystów (analizującą politykę kulturalną, sytuację artystów, ich status i potrzeby), organizatorzy „zapomnieli” zaprosić kogokolwiek z Obywatelskiego Forum (które Księgę zredagowało). Mogliśmy usłyszeć za to niekończące się wystąpienia Janusza Janowskiego, szefa Związku Polskich Artystów Plastyków, oraz efektowne rozważania o m.in. marksizmie kulturowym i ideologii gender w wykonaniu postaci, które czekają na opisanie w cyklu redaktora Witkowskiego poświęconym prawicowej szurii.
Wśród wielu doniosłych idei oraz fascynujących biograficznych anegdotek padł również pomysł, by opracować procedurę nadawania tzw. statusu artysty. Samo pojęcie zostało zaczerpnięte z opisanej w Czarnej księdze rezolucji Parlamentu Europejskiego, jednak jego interpretacja poszła w stronę bardzo odległą od tej zamierzonej przez europarlamentarzystów.
Otóż szef ZPAP zaproponował, by wprowadzić instytucję statusu artysty i oprzeć proces nadawania go na znanych i lubianych związkach twórczych, takich jak np. kierowany przez niego ZPAP. Oglądając rejestrację tej konferencji na FB, szeroko się uśmiechnęliśmy i śmiechom nie byłoby końca, gdyby jakiś czas później nie okazało się, że ten pomysł ma zostać wdrożony.
Co jest nie tak ze stowarzyszeniami twórców ?
Problem polega na tym, że poziom ich działania jest mocno zróżnicowany w zależności od branży. Zrzeszający aktorów ZASP jest na przykład reprezentacją od lat cenioną przez środowisko. Podobnie to wygląda wśród muzyków klasycznych, ale już pozostali muzycy nie mają organizacji, której mogliby zaufać, a część z nich w ogóle nie czuje potrzeby zrzeszania się.
czytaj także
W przypadku sztuk wizualnych mamy do czynienia ze wspomnianym Związkiem Polskich Artystów Plastyków, który, mimo faktycznie długiej i w wielu momentach chwalebnej historii, jest organizacją niebędącą obecnie nawet cieniem swojej przeszłości. Jej reputacja może być porównana jedynie do estymy, jaką kibice darzyli PZPN w okresie Euro 2012. Od lat 90. praktycznie żaden szanujący się młody artysta nie zapisał się do tej struktury. Są w niej za to mało znani artystyczni akademicy, którzy zapisali się, np. licząc na pomoc w uzyskaniu pracowni, osoby, które nie pamiętają, że są zapisane, oraz amatorzy lub absolwenci średnich szkół artystycznych. Według sprawozdania finansowego za 2017 rok jest to łącznie ok. 300 opłacających składki członków.
ZPAP ciągle zmaga się z długami, a energii jego działaniu nadaje komercyjny wynajem kilku posiadanych nieruchomości oraz rozdysponowywanie w swoich kręgach skromnych środków z tytułu zbiorowego zarządzania prawami autorskimi do utworów wizualnych. W trudny do wyjaśnienia sposób przedstawiciele ZPAP prawie zawsze zapraszani są do komisji konkursowych w konkursach dyrektorskich w instytucjach sztuki.
Wraz z nastaniem „dobrej zmiany” Janusz Janowski błyskawicznie stał się bywalcem ministerialnych komisji (zajmujących się m.in. programami MKiDN albo konkursem na kuratorski projekt wystawy w Pawilonie Polskim w Wenecji), często gości w Telewizji Republika, Polskim Radiu, udziela wywiadów w prawicowej prasie – generalnie ma swoje pięć minut. I to właśnie on będzie odpowiedzialny za zespół oceniający, kto zasługuje na status artysty. Przypomina to niebezpiecznie czasy PRL-u, w których ocena dorobku twórczego artystów i artystek należała do podobnych „mistrzów”.
Jak powstawał projekt ustawy?
W drugiej rundzie wraz z innymi stowarzyszeniami twórczymi braliśmy udział w niekończącej się konsultacji, która była jednym z najbardziej jałowych procesów biurokratycznych, jakie można sobie wyobrazić. Polegało to na ciągłym wypełnianiu kolejnych tabelek, w które mieliśmy wpisywać nasze stanowisko wobec konkretnych rozwiązań po to, by za chwilę przeczytać je sparafrazowane w karykaturalny sposób i znów się do nich odnosić. To nie miało końca i, jak pokazuje tekst projektu ustawy, nie miało też żadnego sensu, poza zmęczeniem środowisk biorących udział w konsultacjach.
Finalnie gotowy projekt ustawy został przesłany przez dyrektora Szklenera do stowarzyszeń biorących udział w tym procesie – po kilku dniach napisano długą i merytoryczną odpowiedź dotyczącą wielu zawartych tam rozwiązań. Wraz z uroczymi życzeniami noworocznymi przyszła odpowiedź z wyjaśnieniem, dlaczego wszystkie uwagi są pozbawione większego sensu i niestety nie mogą być uwzględnione. Ignorowania stanowiska strony społecznej reprezentowanej przez kilkanaście niezależnych stowarzyszeń twórczych i związków zawodowych nie można nazwać konsultacjami.
Co zakłada projekt ustawy?
Najbardziej kuriozalna jest chyba preambuła: „Uznając, że działalność artystów polskich przyczyniła się do utworzenia w ciągu stuleci Pierwszej Rzeczypospolitej silnej tożsamości narodowej umożliwiającej przetrwanie okresu politycznego zniewolenia i była kluczowym czynnikiem rozkwitu polskiej kultury po odzyskaniu niepodległości, oraz dostrzegając fundamentalną rolę kultury w tworzeniu cywilizacji […]”.
czytaj także
Dalej jest niewiele lepiej. Projekt zakłada utworzenie Polskiej Izby Artystów (w poprzedniej wersji Narodowego Funduszu Wsparcia Artystów), który ma zarządzać przekazywaniem dopłat do składek ubezpieczeniowych artystów. Zaczniemy od pozytywów: fundusz będzie zasilany pieniędzmi pozyskanymi z opłaty reprograficznej (od sprzedaży nośników oraz sprzętu do odtwarzania i nagrywania), co OFSW postulowało już w 2012 roku. Wskutek nacisku lobbystów reprezentujących producentów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego w Polsce z tej opłaty udaje się pozyskać zaledwie 10% należnej sumy, czyli najmniej w UE. Około 300 milionów zł rocznie, które powinno trafić do artystów, zostaje w kieszeni wielkiego biznesu.
Innym plusem jest zapis o tym, że od 45 do 50% przychodów z opłaty reprograficznej ma zostać przekazane Funduszowi Wsparcia Artystów. Ale tutaj nasz zachwyt się kończy, bowiem górny próg opłaty ustalony zostaje na poziomie 6% wartości sprzętu i nośników. Jest to jakieś karykaturalne przestrzelenie, gdyż żaden polityk nie podniesie ręki za podwojeniem opłaty, która dziś jest niemożliwa do wyegzekwowania.
czytaj także
Połowa obecnej opłaty całkowicie by wystarczyła do zaspokojenia potrzeb finansowych systemu ubezpieczającego twórców. Chodzi o kwotę ok. 150 milionów – to niewiele więcej niż wynosi budżet Funduszu Kościelnego, który ubezpiecza ok. 40 tysięcy zakonnic i księży. Tu warto dodać, że według bardzo orientacyjnych szacunków liczba osób duchownych (obojga płci) oraz posiadaczy tytułu magistra sztuki w naszym kraju jest bardzo zbliżona.
Teraz poważne minusy. Rada Narodowego Funduszu Wsparcia Artystów ma się składać z członków powołanych przez ministra kultury, ZUS oraz ministra pracy, a także, w znacznej większości, z przedstawicieli tzw. stowarzyszeń reprezentatywnych. Co oznacza reprezentatywność? Po pierwsze zrzeszanie min. 20% artystów w danej dziedzinie, po drugie – spełnienie wymogów i kryteriów, które określi minister kultury w osobnym rozporządzeniu. Nie zawsze ten urząd będzie sprawowała tak kryształowa postać jak obecnie, więc pole do manipulacji jest ogromne.
Co trzeba zrobić, by otrzymać status artysty?
Przedłożyć swój dyplom ukończenia studiów artystycznych drugiego stopnia i złożyć wniosek do rady Funduszu. Jeśli takiego dyplomu nie mamy, nasze portfolio zostanie ocenione przez stowarzyszenie reprezentatywne właściwe dla naszej branży. Twórcy (również ci dyplomowani) co kilka lat będą weryfikowani przez stowarzyszenia i związki, a dokładniej przez powoływane przez nie „komisje mistrzowskie”. Krótko mówiąc, ustawa proponuje powrót do praktyk z zamierzchłych czasów, zamiast tworzyć prawo pragmatyczne – przystosowane do interdyscyplinarnej specyfiki tego zawodu. Ukoronowaniem tej kultury myślenia jest karta artysty zawodowego, która ma być wydawana szczęśliwym posiadaczom rzeczonego statusu.
OFSW wielokrotnie zauważał, że każda forma merytorycznej oceny dorobku artystów to katastrofa. Nie byliśmy jednak tak przekonujący jak zblatowani z „dobrą zmianą” działacze m.in. ZPAP, którzy zabiegali o to rozwiązanie, wiedząc, że jego wprowadzenie to początek odbudowy hegemonicznej pozycji ich towarzystwa. Proponowaliśmy banalnie prostą weryfikację, opartą na przedłożeniu umów zawieranych na poszczególne projekty, sprzedaże prac, książki, koncerty etc., w myśl prostej zasady – jeśli w jakiejkolwiek formie pracujesz jako artysta i jest to twoje główne zajęcie, to korzystasz z uprawnień należnych artystom niezależnie od tego, czy masz dyplom czy nie. Usuwało to jednak możliwość podejmowania arbitralnych decyzji przez duże, konserwatywne i zwykle skonfliktowane z młodszym pokoleniem stowarzyszenia. Ten komponent o zabarwieniu zdecydowanie węgierskim budzi nasz najwyższy niepokój.
Po otrzymaniu statusu artysta co trzy lata przechodziłby weryfikację, tym razem na podstawie przedłożonych umów. Jeśli nie spełniłby kryteriów dochodu dla swojej branży, które nie zostały zawarte w ustawie, ale, znów, określi je dopiero minister, to miałby furtkę w postaci poddania swojego dorobku weryfikacji przez reprezentatywne stowarzyszenie. Jest się o co bić, gdyż artystom, którzy nie osiągnęli pułapu średniego wynagrodzenia według GUS, przysługuje dopłata w wysokości od 20 do 80%. Czyli nawet dyplom nie dawałby pełnej ochrony przed poddaniem się dość dowolnej ocenie stowarzyszenia. Oznaczałoby to zmonopolizowanie dostępu do systemu przeznaczonego dla artystów przez mocno kontrowersyjne stowarzyszenia reprezentatywne.
Kolejnym kontrowersyjnym punktem jest arbitralne wyznaczenie poziomu, od którego będą dofinansowywane składki – jako punkt odniesienia przyjęto płacę minimalną.
W sumie nie wiadomo, dlaczego nie użyto 60% średniego wynagrodzenia, który to poziom jest powszechnie w użyciu, choćby przy ustalaniu składek dla prowadzących działalność gospodarczą lub opłacających składki w ramach kasy społecznego zabezpieczenia twórców. Mimo wielu miesięcy konsultacji nie udało się tego wyjaśnić. Ubezpieczony artysta otrzymywałby comiesięczny przelew na konto w wysokości dopłaty. Jest to złe z wielu powodów – najprościej byłoby te pieniądze przekazywać wprost do ZUS, NFZ etc., co zdjęłoby z artystów konieczność pracy biurokratycznej. W przypadku np. nieterminowego płacenia składki każdy korzystający z tego systemu wpadałby w dodatkowe koszty i kłopoty.
Osobną kwestią jest sytuacja, w której ktoś ma zobowiązania egzekwowane przez komornika – dopłata znikałaby wtedy jako jego przychód i, co najważniejsze, też musiałaby być opodatkowana, co czyni intencje autorów projektu kosmicznie absurdalnymi. Ponadto w ustawie zabrakło rozwiązania umożliwiającego opłacanie składek z góry lub za jakiś okres wstecz, co przy specyfice pracy artystów i nieregularności dochodów umożliwiłoby utrzymanie ciągłości ubezpieczenia, a od strony prawnej jest to bardzo łatwe do zapewnienia.
Komu służy zaprojektowane rozwiązanie?
Mimo że projekt ustawy w założeniu dotyczy ubezpieczenia społecznego artystów, wygląda na to, że beneficjentami tego systemu będą stare stowarzyszenia twórcze, które dzięki niemu będą mogły odzyskać część słusznie minionej chwały i mocy sprawczej. Artysta będzie się musiał do któregoś z nich zapisać i żyć z nim w zgodzie, gdyż całkiem prawdopodobne, że jego dorobek będzie oceniany przez establishment danej organizacji. Tym bardziej prawdopodobne, że mniejsze organizacje w żaden sposób nie będą w stanie spełnić wymogów nakładanych przez ustawę.
Mimo, że projekt ustawy w założeniu dotyczy ubezpieczenia społecznego artystów, wygląda na to, że beneficjentami tego systemu będą stare stowarzyszenia twórcze, które dzięki niemu będą mogły odzyskać część słusznie minionej chwały i mocy sprawczej.
Kolejnym beneficjentem będą stowarzyszenia posiadające status organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi – opłata reprograficzna na poziomie 6% gwarantuje nienaruszalność ich dotychczasowego udziału we wpływach z niej, a nawet nieznaczny wzrost. Tu dodam, że największe z nich nie brały udziału w konsultacjach, ale ich interes został zabezpieczony w sposób perfekcyjny.
Badanie liczebności artystów – listek figowy dla nieudolnej ustawy
W tym miejscu warto przypomnieć ankietę internetową, która krążyła po FB kilka miesięcy temu, zachęcając artystów do udziału w szacowaniu liczebności artystów. Od wielu lat OFSW domagało się przeprowadzenia takich badań. Zostały one finalnie zrealizowane przez zespół afiliowany przy SWPS pod kierunkiem dr hab. Doroty Ilczuk. Lektura ich wyników mocno rozczarowuje, a w niektórych miejscach budzi wręcz oburzenie – przykładowo performerzy zostają przyporządkowani do specjalnej kategorii „interdyscyplinarne”, a architekci – do sztuk wizualnych. Autorzy badania powołują się m.in. na dane OFSW. Tylko że nikt się do nas z prośbą o nie nie zwracał.
W raporcie nie otrzymujemy wglądu w cząstkowe dane – jedynie wynik końcowy. Z murów mającej wielkie ambicje SWPS mógł wyjść dokument o trochę większych walorach badawczych, bo szansa na przeprowadzenie podobnych badań raczej się szybko nie powtórzy. Na razie z raportu ma korzystać MKiDN, wydając pieczątkę o reprezentatywności poszczególnym organizacjom.
Jeden krok do przodu, pół w bok i kilka dużych do tyłu
Po latach walki i miesiącach „dobrozmianowych” w swoim duchu pseudokonsultacji otrzymujemy projekt będący kroplówką dla podupadających starych stowarzyszeń twórczych, które otrzymają dodatkowo władzę nad artystami i artystkami.
Twórcy, którzy od lat żyją poza systemem i zmuszeni są do pracy bez ubezpieczenia zdrowotnego (nie mówiąc o emerytalnym), długo czekali na sensowne rozwiązania. Dlatego tym bardziej żal, że uwagi artystów i artystek zostały zlekceważone, a w zamian zaproponowano im stworzenie systemu anachronicznego i sprzyjającego cenzurze.
***
SPROSTOWANIE opublikowane 11 marca 2019 r.
Nieprawdziwa jest informacja w artykule Mikołaja Iwańskiego i Katarzyny Górnej Artystko, chcesz być ubezpieczona?, że przedstawiciele Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej nie uczestniczyli w debacie poprzedzającej przygotowanie projektu ustawy o statusie artysty. Brali oni czynny udział w szeregu konsultacji prowadzonych w ramach projektu i uczestniczyli w konferencjach OKK. Ponadto projekt ustawy przygotowywany przez legislatorów jest z nimi na bieżąco konsultowany.
Anna Pawłowska-Pojawa, Dyrektor Centrum Informacyjnego MKiDN