Uber jest już w 60 krajach, ale wciąż przedstawia się jako platforma wymiany usług,a nie przewoźnik.
I ty możesz zostać kierowcą taksówki! Wystarczy, że zaczniesz w wolnym czasie podwozić ludzi, którzy zamówią kurs przez aplikację na ekranie swojego smartfona. Nie potrzebujesz licencji, nie musisz znać miasta, nie przechodzisz kursów ani nie ubezpieczasz się od wypadków – potrzebny ci tylko telefon i rejestracja w serwisie. Potem już tylko zostaje jeździć – i oddawać prowizję. Tak w skrócie działa Uber.
Taki model okazał się sukcesem dla właścicieli firmy. Ale czy również dla kierowców i gospodarek narodowych, w których Uber działa?
Choć Uber funkcjonuje w sześćdziesięciu krajach na świecie i jest dziś jedną z najbardziej znanych firm tzw. ekonomii współdzielenia, to wciąż przedstawia się jako platforma wymiany usług, a nie ich dostarczyciel. Dlaczego? Żeby unikać regulacji, opłat i podatków, które obowiązują licencjonowane firmy transportowe na całym świecie. W Belgii, Hiszpanii, Francji i Niemczech z tego właśnie powodu buntują się licencjonowani kierowcy, dla których tańsze usługi amerykańskiego pośrednika stanowią niebezpieczną konkurencję.
Platforma Obywatelska złożyła w Sejmie projekt zmian w ustawie o transporcie drogowym. Zakłada on wprowadzenie obowiązku płacenia podatków polskiemu fiskusowi, posiadania siedziby firmy w Polsce oraz uzyskania przez kierowców licencji. Czy uda się ukrócić samowolkę amerykańskiego pośrednika? O to pytamy dziennikarzy zajmujących się gospodarką i nowymi technologiami.
Anna Wójcik z magazynu „Res Publica” uważa, że mimo proponowanych przez PO regulacji Uber nie zniknie z polskiego rynku. Działanie na terenie naszego kraju leży w interesie firmy, a ta nie raz już udowodniła, że omijanie zakazów nie stanowi dla niej większego problemu. Według Wojciecha Orlińskiego z „Gazety Wyborczej” najlepszym rozwiązaniem byłoby wycofanie się Ubera z Polski i zastąpienie go przewoźnikiem działającym na zasadach korzystnych dla państwa. Filip Konopczyński z Fundacji Kaleckiego twierdzi zaś, że wszelkie rozwiązania mające na celu dostosowanie modelu funkcjonowania Ubera do polskiego prawa są słuszne.
***
Wojciech Orliński:
Jaki ostatecznie przyjmie kształt ta ustawa, dopiero zobaczymy. Lobbyści Ubera jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Pierwszego właściwie też nie, bo przecież dopiero teraz ruszą konsultacje społeczne. Mamy za sobą wiele lat tradycji tworzenia w wyniku takich konsultacji aktów prawnych, które po prostu kopiowały wszystkie postulaty amerykańskich korporacji – jak choćby ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną, która jest de facto ustawą o robieniu dobrze cyberkorpom (i odebraniu praw użytkownikom).
Bardzo poważnie obawiam się, że znów tak będzie. Nadzieję wiążę raczej z krajami „starej Unii”, w których amerykańskie korporacje nie mają statusu świętych krów, jak w Polsce.
Za wariant optymistyczny uważałbym całkowite wycofanie się Ubera z polskiego rynku i zastąpienie go serwisem, który będzie płacić podatki i oferować godziwe warunki pracy kierowcom.
Uber w tym wszystkim jest przecież zbędnym pośrednikiem; równie dobrze identyczną usługę mogłaby świadczyć spółka czy spółdzielnia należąca do samych kierowców.
***
Anna Wójcik:
Uber trzyma się mocno – i za wszelką cenę – w kilkudziesięciu krajach. Spójrzmy na Francję, w której jest obecny od czterech lat, ma 1500 kierowców i 400 tysięcy użytkowników. Taksówkarze zrzeszeni w związkach zawodowych oskarżali Ubera o nieuczciwą konkurencję, dumping cenowy i psucie rynku przewozu osób. W 2014 roku przegłosowano tzw. ustawę Thévenoud uniemożliwiającą świadczenie usług taksówkarskich przez podmioty bez odpowiedniej licencji. Francuski Trybunał Konstytucyjny wciąż bada jej zgodność z konstytucją. Uber złożył też skargę do Komisji Europejskiej.
Tymczasem firma kontynuuje ekspansję we Francji, nie zwracając uwagi ani na gwałtowne protesty taksówkarzy w Paryżu i Nicei, ani na fakt, że operuje na granicy legalności.
W zeszłym tygodniu paryska prokuratura zatrzymała menadżerów firmy na Francję i Europę Zachodnią. Pomimo tych przeciwności Uber pozostaje niezrażony. Wszystko wskazuje na to, że zarządowi firmy zależy przede wszystkim na globalnej obecności i rozpoznawalności marki. Krótkoterminowo bardziej nawet niż na zyskach. Być może obecny model funkcjonowania firmy to tylko stadium przejściowe, a jej założyciel Travis Kalanick chce już niedługo zarabiać na czymś innym?
Pamiętajmy, że to firma Uber Technolgies Inc. ma interes, żeby być w Polsce, a nie na odwrót. Obecność Ubera u nas to nie jest polska racja stanu. W skali kraju nie jest to przecież ani kluczowy pracodawca, ani firma promująca jakieś wyjątkowo pożądane praktyki.
Dobrze, że polski ustawodawca w miarę szybko reaguje na lukę w prawie, planując opodatkowanie tej usługi. Zwłaszcza że luki prawne funkcjonują u nas bardzo długo, bo prawo zazwyczaj powoli adaptuje się do współczesnych wyzwań. Wątpię więc, by propozycja Platformy Obywatelskiej mogła poskutkować wycofaniem się Ubera z Polski.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że kontynentalna część Europy Zachodniej jednogłośnie sprzeciwi się działalności taksówkarzy bez licencji. Protestowano na ulicach Paryża, Madrytu, Berlina, Brukseli. Wprowadzano regulacje na poziomie gminnym (Uber był nielegalny np. w Mieście Stołecznym Brukseli) i krajowym (wyroki sądów we Francji i w Niemczech). Jednak Uber omijał zakazy i np. w Brukseli funkcjonował w najlepsze. Dlatego w kwietniu tego roku tamtejszy miejski zarząd transportu zmienił politykę i od stycznia 2016 roku planuje uznanie Ubera, opodatkowanie jego działalności i nadanie 700 kierowcom statusu pracownika. Warto, żeby Polska poszła w podobnym kierunku.
***
Filip Konopczyński:
Wiele firm taksówkarskich w Polsce już działa na zasadzie podobnej do Ubera. Oczywiście taksówkarze w takich korporacjach mają znacznie więcej uprawnień od tych pracujących dla amerykańskiego pośrednika, a z wielu przykrych elementów tej działalności są zwolnieni ze względu na interwencje związku czy korporacji.
Jednak samozatrudnienie jest bardzo popularnym w Polsce modelem. Jest to model opierający się na przenoszeniu ryzyka i kosztów z prawdziwego przedsiębiorcy, czyli firmy, na pracownika. Ten z kolei w świetle aktualnego prawa okeślany jest jako przedsiębiorca, choć spełnia definicję pracownika z Kodeksu pracy.
Wiemy, że wielkie firmy nie odprowadzają podatku, zwłaszcza podatku dochodowego CIT, bardzo więc bym się zdziwił, gdyby Uber zdecydował się przystać na układ proponowany przez PO.
Operator ds. operacyjnych Ubera w Polsce mówi o dialogu między wszystkimi państwami, na terenie których dostępna jest aplikacja. Na pewno wymiana doświadczeń z różnych krajów mogłaby mieć pozytywne skutki. Ułatwiłoby to funkcjonowanie zarówno firmie, jak i samym państwom – mogłyby zaproponować modele preferowanej współpracy. Ponieważ jednak mówimy aż o sześćdziesięciu państwach, można założyć, że mają one różne regulacje. Możliwa jest sytuacja, że nie dojdą do porozumienia co do ogólnych standardów. Wspólne stanowisko będzie obejmowało najmniej niedogodne dla firmy propozycje działań. Jednak każdy krok, który choć trochę cywilizuje działanie Ubera, jest krokiem w dobrym kierunku.
Wydaje mi się, że Polska nie powinna czekać na konferencje organizowane przez Ubera i podjąć działania chroniące polski rynek usług transportowych oraz pracowników tego sektora. Praktyka nielegalnej, nieuczciwej konkurencji i ścigania się na nierównych zasadach powinna zostać ukrócona.
Kolejne pytanie jest takie, czy ta innowacja – a takim mianem określają swoje działania twórcy Ubera – będzie dalej korzystna dla klientów i kierowców w sytuacji, kiedy firma będzie musiała się dostosować do prawa na równi z innymi podmiotami, oferującymi podobne usługi. Było ostatnio kilka wyroków w sądach stanowych, między innymi w Kalifornii. Okazuje się, że gdy sprawa trafia do sądu stanowego, tłumaczenie, że „firma funkcjonuje jako pośrednik, nie przewoźnik”, jest kwestionowane i uznawane za fałszywe. W Kalifornii w tym roku sąd uznał, że subkontraktorzy Ubera są de facto pracownikami i należy stosować wobec nich odpowiednie regulacje.
Jeżeli chodzi o propozycje Platformy, jest to na pewno krok w dobrą stronę. Wydaje mi się jednak, że niewystarczający.
Oprac. Patrycja Wieczorkiewicz
**Dziennik Opinii nr 187/2015 (971)