Wiemy, że żłobki pozwalają kobietom szybko wrócić do pracy i wyrównują szanse życiowe osób zagrożonych wykluczeniem. Ale czy wszyscy zdajemy sobie sprawę, że inwestycje w publiczną opiekę i wczesną edukację to realne oszczędności dla budżetu w przyszłości? Tekst Doroty Szelewy z "Gazety Wyborczej" z 22 lutego.
Od wielu lat Polska plasuje się na ostatnich pozycjach w rankingach dostępności usług opiekuńczych zarówno dla dzieci w wieku przedszkolnym, jak i (zwłaszcza) dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. W całej Europie główny ciężar finansowania publicznych usług opiekuńczych spoczywa na władzach publicznych – centralnych i lokalnych. Rodzice pokrywają pozostałą część kosztów. Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym z budżetu centralnego nie płyną na ten cel pieniądze w systematyczny sposób. Do publicznego żłobka udaje się dostać niewielu, a w prywatnych za umieszczenie małego dziecka zapłacić trzeba niekiedy większość swojej pensji.
Wydłużanie urlopów macierzyńskich na razie nie spełnia oczekiwań i stopa urodzeń w Polsce należy do najniższych w Europie. Próba stworzenia standardów opieki nad dziećmi w ustawie o opiece nad dziećmi do lat trzech i uruchomienie programu „Maluch” (oraz przeznaczenie początkowo 40 mln złotych na „rozruch” nowych żłobków i klubów malucha) miało na celu odciążenie samorządów i zachęcenie władz lokalnych do tworzenia nowych placówek.
Pierwsze sygnały wskazują na to, że samorządy tych stosunkowo niewielkich pieniędzy nie chcą wykorzystać. Co gorsza, pieniądze już wydane będą masowo marnowane, jeśli samorządy nie znajdą pieniędzy na stałe funkcjonowanie tych placówek. W związku z tym rząd planuje przeznaczyć kolejne 130 milionów na rozwój żłobków.
Ale to nie wystarczy. Żeby zapobiec zmarnowaniu tych pieniędzy w przyszłości, konieczne jest systematyczne zaangażowanie publicznych środków z budżetu centralnego w postaci dotacji celowej lub innej formy finansowania.
Wielu, w tym mnie, wystarczy, że żłobki pozwalają kobietom na szybki powrót do pracy, że dzięki żłobkom i przedszkolom szybko wyrównują się szanse życiowe osób ze środowisk zagrożonych wykluczeniem. Ale warto jasno powiedzieć, że brak inwestycji we wczesną edukację i opiekę grozi wieloletnim i poważnym obciążeniem finansów państwa. Dlaczego – to zaraz udowodnię.
Rozwój małego dziecka: co daje pobyt w żłobku
Zacznijmy od rozwoju małego dziecka. Wcześniej sądzono, że ze względu na intensywny rozwój dziecka w pierwszych trzech latach jego życia powinno ono pozostawać w domu z matką. Tymczasem nowe badania, np. Uniwersytetu Standforda i Harvarda w USA, Uniwersytetu w w Oxfordzie i Londynie w Wielkiej Brytanii czy psychologów dziecięcych ze sztokholmskiego instytutu badań nad edukacją w Szwecji, pokazują coś innego: trzylatki po żłobku wyprzedzają pod względem kompetencji językowych i intelektualnych swoich rówieśników, którzy pozostawali jedynie pod opieką matki.
Pokazują to również lepsze wyniki w nauce dzieci „żłobkowych”. Te dzieci, które od wczesnych lat uczestniczyły w programach usług opiekuńczych, osiągają średnio o 7-8 punktów więcej w testach na inteligencję.
Oprócz korzystnego wpływu na rozwój poznawczych zdolności dzieci uczęszczanie do żłobka rozwija wczesne kompetencje społeczne i emocjonalne. Jak przekonują badacze, ważnym, lecz wciąż słabo zbadanym aspektem wychowania żłobkowego, są kontakty dziecka z rówieśnikami. Dzieci, które mają je zapewnione na wczesnym etapie rozwoju większe kompetencje intelektualne i społeczne, co wpływa również na ich przyszły rozwój i jakość kontaktów ze światem zewnętrznym.
Jak podkreśla większość naukowców zajmujących się rozwojem małego dziecka, opieka nad nim musi być wysokiej jakości i musi ją sprawować wykwalifikowana kadra pracująca w odpowiednio wyposażonych pomieszczeniach, z niewielką liczbą dzieci przypadających na jednego instruktora/wychowawcę/opiekuna.
W Polsce żłobek dopiero od niedawna odzyskuje zaufanie rodziców. Argumenty psychologów dziecięcych mogą znakomicie się do tego przyczynić.
Dlatego to nie jest inwestycja „na niby”
Mam też wrażenie, że często traktuje się inwestycje w usługi społeczne trochę z przymrużeniem oka, jako coś, co przyczynia się do jakiegoś szeroko rozumianego, ale trudno ujmowanego w konkret, rozwoju społecznego. Tymczasem jest to inwestycja, która ma stopę zwrotu. Symulacje kosztów i zysków wynikających z inwestycji we wczesną edukację (i opiekę) stały się jednym z podstawowych argumentów na rzecz rozwinięcia publicznych sieci placówek opieki na dziećmi (wystarczy sięgnąć po teksty autorstwa Jamesa J. Heckmanna, noblisty w ekonomii).
Po pierwsze, oblicza się, w jaki sposób podniesienie kompetencji poznawczych i społecznych dzieci (zwłaszcza ze środowisk zagrożonych wykluczeniem) odciąży wydatki publiczne. Oszczędności wynikają chociażby z rzadszego powtarzania klasy czy przechodzenia uczniów pod opiekę kosztownych placówek specjalnych. Dzieci, które chodzą do żłobka, a później do przedszkola, nie trafiają do domów poprawczych (znów mniejsze koszty). Lepszy stan zdrowia tych dzieci pomaga ograniczyć wydatki na programy wychodzenia z nałogów, leczenia uzależnienia i jego skutków. Ich matki mogą podjąć pracę, a więc całe rodziny wychodzą z systemu pomocy społecznej, odciążając go finansowo. Stopę zwrotu określa się różnie, w zależności od cech danych społeczności, ale wynosi ona od kilku do kilkudziesięciu punktów procentowych!
Po drugie, zyski z inwestycji w żłobki oblicza się, biorąc pod uwagę zwiększony udział matek w rynku pracy. Szacuje się, że w perspektywie życia kobiety pięcioletnia przerwa w pracy związana z opieką nad dzieckiem skutkuje 40-procentowym spadkiem dochodów i w efekcie spadkiem przychodów podatkowych państwa. Szacunki Gosty Esping-Andersena dla Danii wykazują, że dodatkowe podatki odprowadzone od pracowników, którym umożliwiono godzenie ról zawodowych i opiekuńczych dzięki dostępowi do bardzo wysokiej jakości opieki, znacznie przewyższają wydatki budżetowe na tę opiekę. W tym przypadku zwrot netto wyniósł 43 procent!
Po trzecie – demografia. Okazuje się, że rodzenie większej liczby dzieci znacznie silniej wiąże się z dostępnością usług opiekuńczych niż z rozszerzaniem praw do świadczeń pieniężnych (np. wydłużanie płatnych urlopów rodzicielskich). W skali makro i dla długiego okresu można obliczyć, jak niekorzystna struktura demograficzna kraju wpłynie na ogólne finansowe obciążenie przyszłych pokoleń. Ostatnie prognozy Eurostatu sugerują, że przy utrzymaniu obecnych trendów w zatrudnieniu kobiet i poziomie dzietności w Polsce stosunek liczby pracujących do liczby nieaktywnych zawodowo będzie w 2060 najbardziej niekorzystny w porównaniu z wszystkimi innymi krajami UE.
Na co nas stać, a na co wydajemy
Skąd wziąć pieniądze na systematyczne wsparcie przedszkoli i żłobków z budżetu państwa? Należy się zastanowić, gdzie rząd ulokuje środki zaoszczędzone dzięki likwidacji szkół (jeśli dojdzie ona do skutku). Innym źródłem oszczędności może się stać reforma systemu emerytur dla grup uprzywilejowanych.
W porównaniu z miliardami złotych, które zasiliły np. budowę stadionów (o czym pisała w „Gazecie” prof. Magdalena Środa), kwoty, które rząd przeznacza nieregularnie na rozwój tak ważnych dla rozwoju kraju instytucji jak żłobki, wydają się symboliczne. Tymczasem zyski z inwestycji w stadiony są wątpliwe.
Wykorzystując wiedzę o potencjalnych ekonomicznych skutkach braku inwestycji w usługi opiekuńcze, można zadać inne pytania. Czy możemy sobie pozwolić na spadek wpływów do budżetu z podatków, których nie zapłacą kobiety zmuszone do bierności zawodowej? Jakim cudem utrzymamy względną równowagę systemu emerytalnego, jeśli utrzyma się spadkowa tendencja w rozwoju demograficznym? Jak utrzyma się system opieki zdrowotnej, kiedy nagle wzrośnie liczba osób powyżej 65. roku życia (a więc pochłaniających zdecydowaną większość kosztów), przy czym spadnie liczba płacących składki? Kto zapłaci za minimalne emerytury kobiet, które nie dały rady uzbierać odpowiedniego poziomu składek z powodu licznych przerw w karierze zawodowej?
Politykę publiczną powinno się planować na podstawie długookresowych prognoz oraz symulacji kosztów i zysków. Podatnicy mają prawo wiedzieć, jakie finansowe konsekwencje i obciążenia wynikają z braku konkretnych decyzji.
*Dorota Szelewa – prezeska instytutu badawczego Fundacja ICRA, pracuje też w Danii na Uniwersytecie Syddansk. Pisze o polityce rodzinnej w Polsce i w Europie.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” z 22 lutego.