Kraj

Jak przekonać, że w Smoleńsku był zamach? Przedstawiamy nowość: argumentum ad Putinem

Kaczyński wreszcie znalazł dowód zamachu. To dowód z zakresu… ludzkiej natury, powiedzmy. No bo skoro Putin jest najgorszym z najgorszych, skoro, najeżdżając Ukrainę, zdolny jest do wszystkiego, to dlaczego miałby być niezdolny do zabójstwa polskiej delegacji?

Prawdopodobnie każdy, kto kiedykolwiek oglądał kolejne miesięcznice smoleńskie, miał poczucie swoistego déjà vu. Prezes Kaczyński co miesiąc wygłaszał niemal to samo przemówienie. Już za chwileczkę, już za momencik mieliśmy się dowiedzieć prawdy, miała nas ona porazić, on, Jarosław Kaczyński, już wiedział i zaraz dowiemy się my.

Aż pewnego 10. dnia miesiąca, przy którejś tam z kolei miesięcznicy, Kaczyński ogłosił, że to już koniec. Że sprawa została doprowadzona do finału i już więcej miesięcznic nie będzie. Czy pisowska władza wyjaśniła, co się stało w Smoleńsku? A skądże. Czy sprowadziła wrak? Może chociaż opublikowała raport i zamknęła śledztwo? Nic z tych rzeczy.

PiS wybudował schodki. Tak, wybudował przy grobie nieznanego żołnierza pomnik w postaci smoleńskich schodków i zamknął temat Smoleńska.

Protestowali nieliczni, jak choćby Ewa Stankiewicz, która wciąż wierzyła w teorię zamachu i która potem skarżyła się na cenzurowanie jej smoleńskiego filmu przez Jacka Kurskiego. W końcu Kurski, przed powrotem do PiS, za bardzo w teorię zamachu nie wierzył. Zresztą, zobaczcie Państwo sami.

W teorię zamachu nie za bardzo wierzył też umiarkowany elektorat PiS. Ostatecznie już niemal cały elektorat pogodził się z tym, że Smoleńska nie da się wyjaśnić. I PiS tego nie zrobi, tak jak nie zrobił nic z budową mieszkań czy kredytami frankowymi. Co nie przeszkadza im oczywiście wygrywać wyborów.

No właśnie, skoro wygrywają tak czy siak, to pojawia się pytanie: po co Kaczyńskiemu otwieranie właśnie teraz smoleńskich trumien, skoro bezceremonialnie i własnoręcznie zabił je gwoździami?

Po pierwsze, dlatego że Kaczyński wreszcie znalazł dowód zamachu. Nie, nie żaden dowód kryminalistyczny, prawny, naukowy. To dowód z zakresu… ludzkiej natury, powiedzmy. Dowód brzmi: Putin jest najgorszym z najgorszych. Skoro Putin, najeżdżając Ukrainę, zdolny jest do wszystkiego, to dlaczego miałby być niezdolny do zabójstwa polskiej delegacji?

Do udowodniania tej tezy trzeba czegoś więcej niż stwierdzenia, że źli ludzie mordują dobrych. Przydałby się jakiś racjonalny wywód, nieprawdaż? No więc taki chyba próbuje nam zaserwować prezes – postaram się zrekonstruować tę karkołomną pseudologikę.

Gdula: Smoleńsk jest dla mnie ważny symbolicznie, jako stracona szansa na naprawę źle funkcjonującego państwa

„Zwolennicy teorii katastrofy mówią, że nie wiadomo, po co Putin zaatakował w Smoleńsku, nie da się niby tego zamachu udowodnić. A przecież ci sami racjonaliści tłumaczyli przed 24 lutego, że Putin nie zaatakuje Ukrainy, a zaatakował”.

Jaki z tego wniosek? Taki, że racjonalne wyjaśnianie czynów Putina straciło sens. Otworzyło się okienko, w którym PiS może wszelki racjonalizm odrzucać, bo haha niby byliście tacy racjonalni w kwestii ataku na Ukrainę i jak teraz wyglądacie. A skoro racjonalizm popadł w chwilową niełaskę, to dawaj, wracamy do opowieści o wybuchu.

Cała reszta tej pseudonaukowej pulpy, którą zaprezentował Antoni Macierewicz, ma oczywiście znaczenie wtórne. Opinia publiczna nie będzie wnikała w raport, liczy się kwestia narracji i emocji, a nie racjonalnej oceny. Nieprzypadkowo dowody na zamach na okładkach „Gazety Polskiej’ zmieniały się z komiczną wręcz częstotliwością. I nieprzypadkowo trzymano je w szafie, czekając na dobry klimat dla teorii spiskowych.

Po drugie, bez względu na to, czy PiS i Kaczyński osobiście wierzą w teorię zamachu, nadaje się ona idealnie na budowę kultu Lecha Kaczyńskiego. Postać Lecha z roku na rok nabiera coraz większej patyny i historycznie „rośnie”, a przemówienie prezydenta w Gruzji, mimo iż główną i zakulisową rolę odegrał ponoć Sarkozy, brzmi dzisiaj jako memento dla całego zachodniego świata. Dlatego żeby wzmocnić ten mit, nie może Lech Kaczyński umrzeć w zwykłej katastrofie lotniczej. Musi zostać, niechby i fikcyjnie, ale jednak za-mor-do-wa-ny.

I niech wszyscy zapamiętają nie tylko datę, ale i godzinę. To była 8:41. Zawyły więc syreny, żeby nikomu przypadkiem godzina ta nie umknęła. Niech się stanie tak słynna jak 21:37. Nawet gdyby na koniec miała się okazać memem, to najpierw wszyscy godzinę śmierci Lecha (o innych się raczej nie mówi) wykują na blachę.

Po trzecie, wyciąganie i chowanie Smoleńska, żeby zaraz znów po niego sięgnąć, zawsze było pewną sztuczką prezesa. Trudno odmawiać Kaczyńskiemu miłości do brata, co czasami robi liberalny komentariat, ale też trudno nie uznać, że grał tym tematem także politycznie.

Jeśli mówią o patriotyzmie, to pewnie znowu coś ukradli – powiadać miał, zapomniany (a szkoda, bo wciąż aktualny) Michaił Sałtykow-Szczedrin. Jeśli mówią zaś o Smoleńsku, to znowu coś knują – można powiedzieć dzisiaj. Może być więc dyskusja o Smoleńsku próbą wzmocnienia prawicowego skrzydła przed spodziewanym ustępstwem w sprawie środków z Unii Europejskiej oraz walką ze Zbigniewem Ziobrą. Może być też chęcią skierowania dyskusji na inne tory i rozbuchania ognia kolejnej awantury, co zawsze było sposobem uprawiania polityki przez Kaczyńskiego. Może być przygotowaniem do konsolidacji bazy wyborczej przy próbie wcześniejszych wyborów.

Bez względu jednak na to, jakie przyświecają Kaczyńskiemu cele, trudno nie mieć wrażenia, że temat Smoleńska mało kogo dziś interesuje. Wojna w Ukrainie, inflacja, podwyżka kredytów frankowych, czy nawet wybory we Francji – to są tematy, które bardziej interesują opinię publiczną. Smoleńsk wydaje się tematem zamkniętym i z odległego trochę świata. I to nie tylko dla opinii publicznej, ale nawet funkcjonariuszy pisowskich mediów.

Trudno na Smoleńsku cokolwiek trwałego budować, ale znowuż, od czego jest polska opozycja. Przemilczanie tematu i skupienie się na tym, o co dziś martwią się Polacy, byłoby najlepszym rozwiązaniem. Ale czy politycy opozycji, zwłaszcza ci, którzy niemal mieszkają w telewizorach, potrafią się na moment opanować? I zrozumieć, że gdy Kaczyński biega z tezami o bombach termobarycznych, to oni powinni rozmawiać jak obniżać wzrost rat kredytowych i cen najmu dla najmniej zarabiających Polaków?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij