Czemu antyfaszystowskiej kotwicy nie znajdziemy obok naklejek „faszyzm nie przejdzie”, a obok krzyży celtyckich?
W szkole uczono nas o bohaterskiej postawie warszawskiej młodzieży. Szare Szeregi walczyły małym sabotażem, harcerze ryzykując życiem, dorysowywali szubienice do swastyk. Teraz symbole zbrodniczej ideologii, przeciw którym walczyły harcerki, polska młodzież wciąga na tiszerty, wlepki i zdjęcia profilowe. I wygląda, jakby nie mogła doczekać się wojny.
Pierwszego sierpnia czeka nas kolejna odsłona zakłamywania historii i budowy nacjonalistycznej histerii, przy cynicznym wykorzystaniu tradycji powstania warszawskiego. Sklepy z „odzieżą patriotyczną” zanotują rekordowe zyski. Te same sklepy, które obok symboli Polski podziemnej sprzedają nawołujące do nienawiści symbole nacjonalistyczne i faszystowskie.
Coś się zepsuło. Gdzieś po drodze straciliśmy pamięć o tym, skąd wzięło się powstanie, przeciwko komu walczyli powstańcy i dlaczego musieli w ogóle walczyć. A odpowiedź jest przecież oczywista.
Powstańcy walczyli z faszyzmem, z ideologią, która uczyniła z nich podludzi, niewolników rasy panów. Walczyli z okrucieństwem III Rzeszy, z doktryną ogłaszającą, że inni zasługują tylko na niewolniczą pracę lub śmierć z powodu koloru skóry, religii czy narodowości. Swastyka była i pozostaje symbolem bezwzględnego zła, dlatego to walkę z faszyzmem powinnyśmy zapamiętać z całej historii ruchu oporu.
Niestety, prawica dokonała czegoś, co wydaje się niemożliwe – z historii kraju, w którym naziści bestialsko zamordowali kilka milionów ludzi, wymazała wątek walki z faszyzmem.
Kotwica, symbol jednoznacznie antyfaszystowski, nie wywołuje juz tak jasnych skojarzeń. Nie widzimy jej obok powieszonych i przekreślonych swastyk, nie znajdziemy obok niej naklejek „faszyzm nie przejdzie”. Coraz częściej jest wykorzystywana do szerzenia nienawiści, staje się symbolem „Wielkiej Polski Narodowej”. Coraz częściej pojawia się obok krzyży celtyckich czy szczerbca na klapach organizacji, jawnie odwołujących się do ideologii nazistowskiej.
Ale faszyzująca młodzież, wzdychająca do nazistowskich kolaborantów, byłaby w ciężkiej sytuacji, gdyby znalazła się w 1944 w Warszawie. Z jednej strony czekałaby na nią kula w łeb od Niemców za pochodzenie. Z drugiej strony, kula w łeb od powstańców, którzy strzelali do faszystów, bo takie było ich zadanie.
Można próbować zasłonić ten fakt retoryką nacjonalistyczną, podkreślać, że chodziło o Niemców. Po jednej stronie Polka, czasem można nawet przyznać, że i Żyd, po drugiej Niemiec. Walka szła o pozbycie się okupanta. Ale wystarczy zadać sobie pytanie „co dalej?”, żeby zrozumieć, że prawicowe uproszczenia są nie do utrzymania.
Powstanie warszawskie, w odróżnieniu od powstania w getcie, nie było wyłącznie rozpaczliwym aktem sprzeciwu. Za Armią Krajową stał program rewolucyjnych reform społecznych. I nie były to rojenia o kraju czystym rasowo. Polska podziemna, mimo różnorodności tworzących ją stronnictw politycznych, jasno wyznaczyła kierunek zmian. Nie po drodze było jej z doktryną Katolickiego Państwa Narodu Polskiego – ideologią autorytarnych rządów katolicko-nacjonalistycznych, sprzeciwu wobec liberalnej demokracji i prześladowania mniejszości narodowych.
Rząd londyński, Rada Jedności Narodowej i ruch oporu miały pomysł na to, co dalej. Co po Niemcach. I wobec moralnej kapitulacji prawicy w obliczu powstania, dobrze pamiętać, jak złożony był obraz okupowanej Polski i jaka miała być – zdaniem powstańców – Polska wolna, ludowa i demokratyczna. Testament Polski Walczącej, dokument, który określa powojenne cele ruchu oporu, pokazuje nam, co miało składać się na wolność, za którą przelewano krew. Uspołecznienie wielkokapitalistycznych środków produkcji (punkt ósmy), zapewnienie masom pracujących współkierownictwa i kontroli nad całą gospodarką oraz warunków materialnych zabezpieczających byt rodzinie i osobisty rozwój kulturalny (punkt dziewiąty), swoboda walki dla klasy robotniczej o jej prawa w ramach nieskrępowanego ruchu zawodowego (punkt dziewiąty).
Warto również pamiętać, że nie były to puste hasła, lecz potężne deklaracje, bardzo głęboko zakorzenione w polskim społeczeństwie. Wobec ideologicznej ofensywy wyklętyzmu, „patriotycznych” napojów energetycznych czy pościeli z symbolami Związku Jaszczurczego, zapominamy o kilkakrotnie większym zrywie polskiego społeczeństwa. Walka robotnic i robotników przeciwko zamordyzmowi lat powojennych i początkom stalinizmu, zryw w duchu robotniczej solidarności, miał faktyczny wpływ na politykę i gospodarkę Polski. Do 1948 roku zorganizowano ponad osiemset strajków, w dwustu z nich udział brało ponad tysiąc osób. Po odwrocie Niemców klasa robotnicza przejmowała i uruchamiała fabryki, tworzyła spółdzielnie i otwarcie domagała się kontroli nad zakładami pracy, za co, mimo zgodności z deklarowanymi wartościami powstającego reżimu, miały czekać ją brutalne represje.
Ciągłość między ruchem oporu i Radą Jedności Narodowej a strajkami robotników w pierwszych latach krzepnięcia rządów sowieckich, to jeden z elementów, których brakuje w nauczaniu i rozumieniu historii. Te same hasła – wolności, równości i braterstwa – są stałym elementem walki z opresją i totalitaryzmem. Od kościuszkowskich jakobinów przez powstania chłopskie, rewolucjonistki 1905 roku, Armię Krajową, Poznań, Radom, Solidarność – nie ma historii oporu bez tych trzech haseł. Ale nie ma też tych trzech haseł w naszej zbiorowej pamięci. Faszyści mogą wymachiwać kotwicą i równocześnie krzyczeć o eksterminacji niższych ras, bo prawica wymazała najbardziej elementarny wymiar powstania.
Powstańcy walczyli ze złem, bo zło opanowało Europę. I teraz ponownie podnosi brunatny łeb. Szanując tradycję powstania, szanujmy jego najważniejszą spuściznę – walkę z nienawiścią, walkę z faszyzmem, walkę za wolność naszą i waszą.
**
Jakub Danecki – członek rady krajowej partii Razem. Wcześniej działał przeciwko Igrzyskom w Krakowie i ACTA.
**Dziennik Opinii nr 214/2016 (1414)