Kraj

Państwowa Służba Ochrony – dziesiąta służba PiS-u

Po co PiS-owi nowa służba dublująca niektóre zadania ABW? Próba odpowiedzi budzi niepokój.

Projekt ustawy o Państwowej Służbie Ochrony ustanawia faktycznie, w miejsce dotychczasowego Biura Ochrony Rządu, nową służbę specjalną. Służba ta będzie miała pełne kompetencje do inwigilacji obywateli podczas wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych nie podlegając przy tym niezależnej kontroli zewnętrznej. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji skierował 23 maja projekt ustawy o PSO do uzgodnień międzyresortowych z ekspresowym terminem 7 dni na wydanie opinii, co wskazuje na intencję przeprowadzenia procedury legislacyjnej bardzo szybko i bez większych zmian projektu.

Bijemy rekord Europy w liczbie służb

W Polsce jest aż dziewięć służb posiadających uprawnienia do wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych, czyli działań głęboko ingerujących w prywatność osób będących przedmiotem zainteresowania tych instytucji (organizacje broniące praw człowieka wskazywały niejednokrotnie, że liczba tych służb jest zbyt duża). Są to cztery służby specjalne: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Służba Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służba Wywiadu Wojskowego, ponadto służba w istocie policyjna, ale określona w ustawie jako służba specjalna (taki polski wynalazek): Centralne Biuro Antykorupcyjne, a także cztery służby policyjne: Policja, Straż Graniczna, Żandarmeria Wojskowa i niektóre komórki Krajowej Administracji Skarbowej. Ustawa o Państwowej Służbie Ochrony powoła dziesiątą służbę o uprawnieniach operacyjnych. W ten sposób bijemy rekord w liczbie służb w skali całej Europy i nieustępliwie gonimy Stany Zjednoczone, gdzie organów posiadających takie uprawnienia jest na szczeblu centralnym 17 (w kraju liczącym 300 mln mieszkańców, zajmującym połowę kontynentu i pretendującym do roli najważniejszego globalnego supermocarstwa!).

PSO będzie miała pełne kompetencje do inwigilacji obywateli podczas wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych nie podlegając przy tym niezależnej kontroli zewnętrznej.

Cechą charakterystyczną służb policyjnych jest powiązanie pracy operacyjnej z wykonywaniem funkcji dochodzeniowo-śledczych, czyli ściganiem sprawców przestępstw. Służby specjalne mogą również posiadać uprawnienia śledcze (tak jak ABW), ale głównym ich celem jest rozpoznawanie zagrożeń, a więc znaczna część efektów ich pracy nigdy nie stanie się materiałem procesowym. PSO nie będzie posiadać żadnych uprawnień śledczych, będzie natomiast prowadzić działania operacyjne „w celu pozyskiwania informacji dotyczących zagrożeń względem osób i obiektów” podlegających ochronie oraz „zapobiegania przestępstwom” wymierzonym w te osoby i obiekty. Faktycznie więc stanie się jeszcze jedną służbą specjalną. W odróżnieniu od pięciu formalnie istniejących dotychczas służb specjalnych nie będzie podlegać nawet tak ograniczonej i fragmentarycznej kontroli, jakiej podlegają te służby, kontroli sprawowanej przez sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych.

Uzyskuje, gromadzi i przetwarza dane

Zgodnie z projektem PSO „uzyskuje, gromadzi i przetwarza, także bez wiedzy i zgody osoby, której dane dotyczą, informacje, w tym dane osobowe, od organów władzy publicznej, służb lub innych podmiotów, lub ze zbiorów danych prowadzonych przez te organy, służby i podmioty”. Dane te będą przekazywane także w drodze teletransmisji. Oznacza to, że funkcjonariusze nowej służby będą mogli uzyskać bez naszej wiedzy dowolne informacje gromadzone na nasz temat przez jakikolwiek podmiot.

W innym miejscu ustawy napisano, że „PSO może pobierać, uzyskiwać, gromadzić, przetwarzać i wykorzystywać w celu realizacji zadań ustawowych informacje, w tym dane osobowe, o następujących osobach, także bez ich wiedzy i zgody…” i tu pojawia się bardzo zawężający katalog, zakończony jednak punktem o „innych osobach, o ile służy to realizacji zadań…”. Ten ostatni punkt sprawia, że wszelkie zawężenie staje się fikcją, a PSO może zbierać dane o wszystkich. Nie są to byle jakie dane, bo mogą one obejmować informacje „ujawniające pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, dane o stanie zdrowia, nałogach lub życiu seksualnym oraz dane genetyczne i dane biometryczne”. Wprawdzie w przypadku osób podejrzanych o popełnienie przestępstw dane te będą musiały zostać zniszczone niezwłocznie po uprawomocnieniu się orzeczenia o nieskazaniu tych osób, ale nie ma się co łudzić, wobec większości osób znajdujących się w orbicie zainteresowania PSO nigdy nie będzie żadnych orzeczeń o nieskazaniu. W ich przypadku dane zostaną zniszczone, kiedy przestaną „mieć znaczenie dla realizacji zadań”, a w praktyce nawet do pięciu lat później, w wyniku prowadzonego okresowo przeglądu.

Prawidłowość przetwarzania danych osobowych w PSO będzie podlegać kontroli przez specjalnie powołanego w tym celu pełnomocnika. Jest to kopia rozwiązania zapisanego na wniosek GIODO w 2009 r. w ustawie o CBA. Trzeba pokreślić – pełnomocnik jest mechanizmem kontroli wewnętrznej. Lepsza taka kontrola niż żadna, ale z całą pewnością nie można uznać instytucji pełnomocnika za jakikolwiek substytut niezależnej zewnętrznej kontroli przestrzegania przez służbę przepisów Konstytucji i ustaw.

PSO będzie mogła podsłuchiwać rozmowy telefoniczne i łączność komputerową w celu zapobiegania określonym w ustawie przestępstwom, w takim samym trybie jak inne uprawnione do tego służby, czyli za zgodą sądu (ale w nagłych przypadkach przez pięć dni wystarczy zgoda prokuratora). Trzeba jednak przyznać autorom projektu, że katalog przestępstw mogących uzasadniać podsłuch nie daje możliwości stosowania zbyt szerokiej interpretacji (można sobie wyobrazić podsłuchiwanie politycznych przeciwników osób ochranianych przez PSO pod pretekstem inwigilacji członków związku przestępczego, ale byłoby to jednak radykalne nagięcie prawa). W takim samym zakresie PSO może uzyskiwać dostęp do danych telekomunikacyjnych i internetowych (czyli bilingów, lokalizacji telefonów, usług zamawianych w sieci itp.), ale dostęp do tych danych nie podlega już żadnej zewnętrznej kontroli (podobnie jak w przypadku innych służb będzie tylko następcza kontrola sądowa o charakterze głównie statystycznym), więc o ewentualne interpretacje rozszerzające będzie tu znacznie łatwiej.

PSO będzie mogła werbować agentów opłacanych z funduszu operacyjnego, z wyjątkiem wskazanych w ustawie kategorii osób – np. posłów, na werbunek dziennikarza potrzebna będzie zgoda nadzorującego służbę ministra Błaszczaka (lub jego następcy). Funkcjonariusze PSO będą mogli wykorzystywać dokumenty legalizacyjne niezbędne do prowadzenia działań pod przykryciem. Inne formy czynności operacyjno-rozpoznawczych w ogóle nie są w ustawie określone, z pewnością zostaną one opisane w wewnętrznej ściśle tajnej instrukcji, do której – wobec braku jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli – nikt spoza służby nie będzie miał dostępu. Można sobie tylko wyobrażać, że ta instrukcja będzie dotyczyła np. takich działań jak kombinacje operacyjne o charakterze prowokacji.

Wracając do punktu wyjścia warto zauważyć, że przypadki, w których PSO będzie mogło stosować czynności operacyjno-rozpoznawcze, mieszczą się całkowicie w obszarze kompetencji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pojawia się pytanie, po co PiS-owi nowa służba dublująca niektóre zadania ABW. Próba odpowiedzi budzi niepokój. ABW, obecnie faktycznie sparaliżowana nieustającymi pogłoskami o planach rozwiązania tej służby i stworzenia na jej gruzach czegoś nowego, posiada swoistą „pamięć instytucjonalną”. Chociaż nie istnieją żadne mechanizmy kontroli zewnętrznej, ale funkcjonariusze mają świadomość, że żadna władza nie trwa wiecznie, a następcy rozpoczną urzędowanie od audytu działań prawnie wątpliwych. Za zbyt gorliwe spełnianie oczekiwań politycznych mocodawców można więc w przyszłości zostać podejrzanym w jakimś śledztwie. Dlatego wielu funkcjonariuszy, zwłaszcza ze średniego szczebla kierowniczego, będzie we wszystkich ryzykownych sprawach koncentrować się na uzyskiwaniu „dupokrytek”, czyli kwitów potwierdzających, że działają na polecenie przełożonych. Nowa służba może natomiast przyciągać młodych, ambitnych, niespełnionych funkcjonariuszy innych służb, zafascynowanych filmami o Bondzie, dla których obowiązujące przepisy prawa nie będą stanowić nieprzezwyciężalnej przeszkody w prowadzonych działaniach (typ skądinąd znany z przypadku „agenta Tomka” w CBA). Jeżeli PiS będzie chciało inwigilacji kontrmanifestantów na miesięcznicach smoleńskich albo „puczystów” z 16 grudnia ub.r., dużo wygodniej będzie zlecić to zadanie nowej służbie niż ABW. A i ewentualny funkcjonariusz-prowokator inspirujący np. do rozrzucenia gwoździ na podjeździe do Wawelu też by miał pole do popisu. Być może zarysowany tu czarny scenariusz jest zbyt pesymistyczny, ale różne doświadczenia z historii służb, nie tylko polskich, wskazują, że warto brać pod uwagę również najczarniejsze scenariusze.

Plus ochrony zagranicznych placówek

Skoncentrowałem się tylko na jednym aspekcie projektu ustawy o Państwowej Służbie Ochrony – nadaniu nowej służbie uprawnienia do wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych. Wypadałoby jednak na koniec zasygnalizować dwie inne sprawy. Pierwsza to kuriozalne rozwiązanie dotyczące przekazania ochrony zagranicznych placówek RP w gestię Żandarmerii Wojskowej. Wygląda na to, że minister Błaszczak pozbył się kosztownego problemu dowartościowując ego ministra Macierewicza. Z funkcjonalnego punktu widzenia jest to jednak absolutny dziwoląg, bo instytucja mająca w założeniu działać wyłącznie w obrębie wojska i MON będzie zajmować się ochroną cywilnych placówek.

Drugie wątpliwe rozstrzygniecie to przepisy o pełzającym stanie wyjątkowym bez formalnego wprowadzenia tego stanu (analogicznie jak w przypadku osławionej ustawy antyterrorystycznej). Jeżeli Państwowa Służba Ochrony nie będzie w stanie poradzić sobie z realizacją zadań (czyli ochroną obiektów rządowych), zostanie udzielona jej pomoc przez Żandarmerię Wojskową, Policję, Straż Graniczną, a gdy i to nie wystarczy – przez regularne oddziały wojska. Projektodawcy nie ukrywają, że użycie wojska (zapewne sił obrony terytorialnej) nastąpi w przypadku „zagrożenia bezpieczeństwa publicznego lub zakłócenia porządku publicznego”, przy czym stopień tego zagrożenia lub zakłócenia oraz „przewidywany rozwój sytuacji” zostaną określone w rozporządzeniu Rady Ministrów. Można więc się zastanawiać, czy „zakłóceniem” uzasadniającym wyprowadzenie wojska na ulicę będzie otoczenie jakiegoś gmachu przez „puczystowskich” demonstrantów, czy wystarczy wyświetlanie fragmentów Konstytucji na fasadzie KPRM przez Partię Razem.

***

Tomasz Borkowski – działacz opozycji demokratycznej od 1978 r., internowany w stanie wojennym, później robotnik, następnie dziennikarz „Przeglądu Katolickiego”, „Tygodnika Solidarność” i „Czasu Krakowskiego” oraz różnych wydawnictw drugiego obiegu, po 1990 r. oficer UOP i ABW, w latach 2008 – 2015 dyrektor Biura Kolegium ds. Służb Specjalnych w KPRM, a przez 3 i pół roku także Sekretarz tego Kolegium, obecnie niezależny dziennikarz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij