Miasto może się rozwinąć i zmienić tylko siłą swoich mieszkańców. Niezrozumienie tej zasady prowadzi na manowce.
Nie jestem urbanistą i nie ja powinienem formułować te refleksje. Ale zrobię to, skoro dotychczas nie ujawnił się w Kaliszu nikt zainteresowany takim kierunkiem dyskusji. Pretekstem do podjęcia tematu stało się czerwcowe spotkanie, zorganizowane przez Kaliską Inicjatywę Miejską, dotyczące dzikiej urbanizacji Kalisza.
Miasto na linie
Kolejne z serii Spotkań Otwartych KIM było dość żywiołowe. Starli się głównie przedstawiciele obecnej władzy ze zwolennikami przeniesienia części kompetencji planistycznych na grona eksperckie. Pierwsi argumentowali, że obecny stan wypełnia wszelkie wymogi prawne oraz że władza wykorzystuje dane jej narzędzia do optymalnego zarządzania rozwojem miasta, równoważącego interesy rozwoju ekonomicznego (czyli deweloperów i inwestorów) z interesami ogólnospołecznymi (czyli wszystkimi innymi). Przedstawiciele ratusza przyznali przy tym, że narzędzia, którymi dysponują, są słabe i często nie pomagają w zatrzymaniu procesów godzących w ład urbanistyczny. Skutkuje to przesunięciem akcentów w stronę interesów kapitału. Druga część sali podnosiła konieczność zwiększenia znaczenia ekspertów w planowaniu; proponowała przywrócenie stanowisk architekta czy urbanisty miejskiego, widząc w tym lekarstwo mogące powstrzymać narastający chaos.
Spór z pewnością ciekawy i ważny, ale nie sięgający sedna problemu. Wobec sformułowanej przeze mnie krytyki umiejscowienia galerii handlowej w bezpośredniej bliskości ścisłego centrum (300 metrów!) obie strony były wyjątkowo zgodne. Był to dobry krok – argumentowano – bo po pierwsze jego skutki zaspokoją potrzeby ludności, po drugie nowy obiekt estetycznie zamyka przestrzeń dotychczas niedokończoną.
Zabrakło refleksji nad innymi efektami budowy tej galerii, nie tylko tak oczywistymi, jak dalsza erozja centrum, ale również wpływem tej inwestycji na długoterminowy rozwój miasta. Oznacza to, że urbanistyka i planowanie przestrzenne są wciąż traktowane czysto technicznie i mają za cel wyłącznie ład przestrzenny. Być może kiedyś to wystarczało, ale porażka takiego sposobu patrzenia jest oczywista. Władze myślące o mieszkańcach powinny przede wszystkim wspierać procesy służące dobremu życiu w mieście i temu priorytetowi podporządkowywać rozwój powierzonego im potencjału.
Ekspert nie wystarczy
Miasto jest złożonym organizmem krzyżujących się interesów. Wymusza to konieczność ich nieustannego negocjowania i uzgadniania. Autorytarna władza nie jest w stanie tego dokonać; może jedynie zdusić dążenia niektórych grup, realizując inne interesy. Nie są w stanie tego dokonać również sami eksperci, choć ich rola w procesie podejmowania decyzji jest nieoceniona. Mitu niezależnego eksperta nie da się jednak dzisiaj traktować poważnie. Uwikłanie znawców tematu w miejską grę jest oczywiste. Wykorzystanie ich wiedzy powinno stwarzać warunki względnej obiektywizacji sądów. Można to osiągnąć tylko przez takie umiejscowienie doradców w procesie decyzyjnym, żeby minimalizować wpływy ich własnych interesów i równoważyć opinie metodami znanymi ze świata nauki. Porażka autorytarnego rządzenia miastem jest dzisiaj najjaskrawiej widoczna w Stambule, gdzie pozornie niepolityczna decyzja, dotycząca miejskiego placu, wywołała gwałtowną reakcję społeczną. Niezadowolenie narastało latami, ale eksplodowało przy tej akurat sprawie, co powinno być ostrzeżeniem dla innych zwolenników metod autorytarnych czy eksperckich.
Siła w nas
Miasto może się rozwinąć i zmienić tylko siłą swoich mieszkańców. Niezrozumienie tej zasady prowadzi na manowce. Inni już tam byli, nie musimy tego sprawdzać na własnej skórze.
Nowa urbanistyka to nie jest nowy nurt i nie musimy być ostatnimi, którzy będą korzystali z jej wskazań. Przypadkowo wybrany przeze mnie dokument (Deklaracja Programowa III Kongresu Urbanistyki Polskiej z 2009 roku) nawołuje o:
– Zmianę podejścia do polityki przestrzennej i gospodarowania przestrzenią w kierunku harmonizowania interesów zbiorowych i jednostkowych oraz godzenia korzyści krótkookresowych z długookresowymi.
– Tworzenie podstaw do trwałego, harmonijnego i zrównoważonego rozwoju miast, w formie aktywnej polityki miejskiej.
Nie są to specjalnie rewolucyjne czy progresywne postulaty. Ich recepcja pozwala jednak przenieść dyskusję na inny poziom. Nie będziemy już wtedy rozmawiać o proceduralnym problemie organizacji pracy urzędniczej, ale o tym, dlaczego nie włączamy mieszkańców w procesy decyzyjne, albo dlaczego nie wykonujemy długoterminowej analizy wpływu budowy galerii handlowej na miasto. Dlaczego nie zastanawiamy się, czy oczywiste dzisiaj sformułowania o tworzeniu miejsc pracy i wspieraniu rozwoju lokalnej gospodarki nie są przypadkiem zupełnie nieprawdziwe? Do tego właśnie potrzebujemy eksperta, który wykona analizę przepływu kapitału, wynikającą z budowy galerii handlowej – ile daje jej funkcjonowanie, a ile zabiera z lokalnej gospodarki. Ekonomista zajmujący się m.in. rozwojem obszarów zacofanych, prof. Jan Kregel, twierdzi, że „żaden kraj w historii nie rozwinął się tak naprawdę dzięki inwestycjom zagranicznym”. Szersze spojrzenie na lokalną gospodarkę przyniosłoby zaskakujące efekty. Mogłoby się okazać, że niektóre inwestycje mają negatywny wpływ na rozwój miasta. Czy doczekamy się takiej dyskusji?
Tekst ukazał się na stronie Kaliskiej Inicjatywy Miejskiej.