Miasto

Uchodźca, społecznik, prawdziwy Polak. Historia Elmiego Abdiego

Elmi Abdi od 23 lat mieszka w Polsce, gdzie wraz z przyjaciółmi prowadzi Fundację dla Somalii, organizację pozarządową świadczącą pomoc uchodźcom oraz imigrantom przybywającym do Warszawy. Czego o polskim stosunku do migrantów uczy nas historia Elmiego Abdiego?

Opowiada Elmi Abdi, prezes Fundacji dla Somalii, wysłuchał, notował i fotografował Jakub Szafrański:

Przez pierwsze 21 lat życia mieszkałem w stolicy Somalii, Mogadiszu. Nie miałem ani za dużo, ani za mało. Studiowałem weterynarię i przez 2 lata pracowałem w zawodzie. W 1991 roku wybuchała wojna domowa po obaleniu dyktatora Siada-Barre.

Mieszkałem wówczas w dzielnicy portowej. Na początku walki toczyły się w bezpiecznej od nas odległości, ale któregoś dnia wstałem rano, a za moim oknem ustawiała się ciężka artyleria. Gdy zaczęli strzelać, byłem przerażony. Pomyślałem, że skoro oni strzelają stąd, to zaraz ktoś do nich też zacznie strzelać. Czyli w moją stronę.

W naszym mieście nie budowało się zbyt solidnych budynków mieszkalnych. W poszukiwaniu schronienia pobiegłem więc do portowych hangarów. Tego dnia po prostu wyszedłem z domu, zostawiając wszystko. W porcie stała jedna łódź i kilka osób ruszyło w jej kierunku. Pomyślałem, że odpłyniemy na bezpieczną odległość, aż sytuacja się uspokoi, a później normalnie wrócę do domu.

Elmi Abdi, prezes Fundacji dla Somalii. Fot. Jakub Szafrański.
Elmi Abdi, prezes Fundacji dla Somalii. Fot. Jakub Szafrański.

To był statek do przewozu bydła. Na pokładzie znalazły się 64 osoby. W pewnym momencie kapitan powiedział, że jednak nie zamierza wracać i popłyniemy do Dubaju, ale nie ma dla nas dość wody ani jedzenia. Warunki będą trudne. Oczywiście przestraszyłem się, ale i tak nie miałem innego wyboru.

Podróż trwała 11 dni. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie chcieli nas przyjąć, bo stwierdzili, że płacą dużo pieniędzy do ONZ i nie muszą brać do siebie uchodźców. Chcieli nas odesłać, ale stawialiśmy opór. Trafiliśmy do aresztu deportacyjnego, gdzie spędziliśmy 2 miesiące.

Władze nie wiedziały, co z nami zrobić, aż wpadli na pomysł, że wystawią nam dokumenty podróżne i wyślą do Syrii, bo kraj ten nie wymagał wizy od Somalijczyków. Wysyłali tam co tydzień po 5-7 osób. Nie znałem tam nikogo i w dalszym ciągu nie miałem niczego poza ubraniem, które miałem na sobie.

Spędziłem w Syrii 6 miesięcy. Wtedy pojawił się pomysł, żeby spróbować dostać się do Europy. Najlepszym krajem tranzytowym wydawała się Rosja. Tak dotarłem do Moskwy. Tam dopiero było ciężko!

Nie było dla nas żadnych procedur ani ochrony ze strony państwa. Wynajmowaliśmy więc po jednym pokoju dla 10 osób. Przez trzy i pół roku pracowałem na budowie, odkładając pieniądze na dalszą podróż. Przemytnicy żądali po 2 tysiące dolarów od osoby. Najpierw próbowali nas przewieźć przez Białoruś, ale zostaliśmy złapani i odesłani. Następnie naszą grupę zatrzymano podczas próby przekroczenia granicy na Litwie. Znowu trafiliśmy do aresztu deportacyjnego, skąd cofnięto nas do Moskwy. Od nowa trzeba było zbierać pieniądze.

Za trzecim razem się udało. No prawie. Wjechaliśmy już do Polski, ale podczas kontroli drogowej w ciężarówce wyczuł nas pies celników. To było wielkie rozczarowanie, bo byłem już pewny, że nazajutrz będę w Warszawie.

Trafiliśmy na posterunek Straży Granicznej. Na szczęście bardzo dobrze nas potraktowano: dostaliśmy jedzenie i opiekę lekarza. Prosiliśmy, żeby pozwolono nam zostać, ale celnicy stwierdzili, że zostaliśmy znalezieni jeszcze zbyt blisko granicy, by podlegać ochronie prawnej i mamy wracać. Przekazano nas litewskiej straży granicznej.

Tym razem było okropnie. Oskarżali nas o przemyt narkotyków, poddawali kontrolom osobistym, a w końcu umieszczono nas w areszcie – tym razem jednak takim prawdziwym, dla zwykłych przestępców.

Wigilia wielokulturowa w Fundacji dla Somalii. Fot. fds.org.pl

Zdecydowaliśmy się na protest głodowy i apel do premiera Litwy. Powiedziano nam wprost, że nie wypuszczą nas tak po prostu do miasta, a z drugiej strony nie mają też żadnych pieniędzy na pomoc. Czyli zostajemy w więzieniu.

Za jakiś czas przeniesiono nas do obozu zorganizowanego w bazie wojskowej. Znalazło się tam ponad 400 osób z całego świata. Któregoś dnia w obozie pojawili się przemytnicy i zaproponowali przerzut do Polski. Zdaje się, że dogadali się jakoś ze strażnikami, przypuszczalnie za łapówkę.

Tak więc za czwartym razem udało się! Przyjechałem do Warszawy. Pomyślałem wtedy, że mam już dość tułaczki, byłem potwornie zmęczony. To miało być moje miejsce.

O Polsce wiedziałem tyle, że był konflikt państw Układu Warszawskiego z NATO, papież Polak i Zbigniew Boniek, bo w Somalii stale oglądaliśmy włoską Serie A. Boniek grał w Juventusie Turyn. Miałem bardzo dobre pierwsze wrażenie. Mogłem ubiegać się o azyl, miałem gdzie spać i co jeść. To był wrzesień 1996 roku.

Czy było ciężko? Oczywiście. Nie mówiłem jeszcze po polsku, ale znałem trochę rosyjski, więc udawało się dogadać. Rok czasu spędziłem w ośrodku dla uchodźców w Podkowie Leśnej. To był ośrodek transferowy, a ponieważ pobliskie placówki były przepełnione, moją grupę wysłano do Pcimia. Było nas 30, wszyscy z Somalii. Nocą przewieźli nas do ośrodka pomocy dla osób głuchoniemych i tam zakwaterowali. Pcim to skromna wieś, gdzie wszyscy się znają i nikt się tam nas nie spodziewał. Pewnego dnia trafiło tam 30 czarnoskórych przybyszów, ale okazało się, że to nie był dla nikogo żaden problem. Do dzisiaj jestem wdzięczny przyjaznym mieszkańcom Pcimia i serdecznie ich pozdrawiam.

Lekcja w Fundacji dla Somalii. Fot. fds.org.pl

Dopiero tam, dzięki dobrowolnej i nieodpłatnej pomocy miejscowej nauczycielki, zacząłem się uczyć polskiego. W końcu dostałem też dokumenty legalizujące pobyt i dziewięciomiesięczną zapomogę w wysokości 450 złotych. Powiedziano mi, że wybór miasta zależy tylko ode mnie i mam sobie dalej radzić sam.

To był początek nowych problemów, ale trzymaliśmy się razem i radziliśmy sobie. Część osób od razu ruszyła na Zachód, ale ja chciałem spróbować tutaj i namówiłem na to jeszcze kilka innych osób. Wynajęliśmy dwa pokoje na Bielanach. Musiałem szukać pracy. Jedyną organizacja pozarządowa, która pomagała wówczas imigrantom, była Polska Akcja Humanitarna. Tam się zgłosiłem.

Trafiłem na kurs języka polskiego i zacząłem pracę na zmywaku w restauracji. Awansowałem na kelnera, potem na barmana i tak się zakręciłem wokół gastronomii. Nie miałem żadnych dokumentów potwierdzających wykształcenie, więc o pracy weterynarza nie miałem co marzyć. Ale powoli radziłem sobie coraz lepiej i mogłem tu normalnie żyć.

Fundacja dla Somalii. Fot. Jakub Szafrański.
Fundacja dla Somalii. Fot. Jakub Szafrański.

Od tego czasu Somalię odwiedziłem dwa razy. Przede wszystkim musiałem odnaleźć mamę, która o tym, że w ogóle żyję, dowiedziała się dopiero trzy miesiące po mojej ucieczce z Mogadiszu.

**
W 2007 Elmi i jego znajomi założyli Fundację dla Somalii. Ich celem było asystowanie podobnym sobie imigrantom w kontaktach z urzędami i instytucjami w Polsce. Z czasem umocowali się w Warszawie na tyle, że mogli organizować też pomoc humanitarną w rodzimym kraju – Somalii. Fundacja dla Somalii organizowała m.in. pomoc humanitarną podczas klęski suszy w Somalii i Kenii oraz pomogła zbudować i wyposażyć szpital w mieście Adado.

Szybko okazało się że zapotrzebowanie na pomoc w Warszawie wykracza znacznie poza krąg przybyszy z Afryki. Organizacja stała się ośrodkiem wsparcia dla wszystkich szukających pomocy imigrantów. Dziś organizuje imprezy promujące dialog międzykulturowy, świadczy usługi w zakresie tłumaczeń dla urzędów i instytucji, pomaga znajdować kursy doszkalające oraz szukać pracy dla przyjezdnych, prowadzi bezpłatne lekcje języka polskiego.

Fundacja dla Somalii pilnie potrzebuje funduszy na dalszą działalność: „Liczy się każda kwota, niezależnie od wielkości. W tym roku na nasze działania potrzeba nam jeszcze 150 000 zł. Mamy nadzieję, że dzięki twojej hojności będziemy o krok bliżej do zebrania całej sumy. Możesz wesprzeć Fundację dla Somalii dokonując dowolnej wpłaty na nasze konto bankowe: Bank Zachodni WBK SA 72 1090 2851 0000 0001 1732 4583. Każda złotówka przeznaczana jest na cele statutowe Fundacji. Wszystkie szczegóły znajdziecie na stronie fds.org.pl/wspieraj-nas”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Szafrański
Jakub Szafrański
Fotograf i publicysta Krytyki Politycznej
Pochodzi z Lublina, gdzie tworzył Klub Krytyki Politycznej. Publicysta i fotograf. W 2010-2012 pracował w dziale dystrybucji Wydawnictwa KP. Współtworzył stronę internetową. Akademicki mistrz polski w kick-boxingu 2009, a także instruktor samoobrony. Pracował we Włoszech, Holandii i Anglii. Laureat Stypendium pamięci Konrada Pustoły.
Zamknij