Mini powieści Mariana Pankowskiego omówili na majowym spotkaniu członkowie Klubu Dyskusji o Książce w Gnieźnie.
Bez zbędnego patosu i wszechogarniającej powagi pisze o sprawach ważnych i trudnych. Do tego tworząc alternatywę oraz przeciwieństwo dla ojczyźnianych narracji, staje niejako po stronie gombrowiczowskiej „synczyzny”, czyli tego, co młode, odważne i wyzwolone z narodowych mitów. Taki jest Marian Pankowski, którego mini powieści omówili na majowym spotkaniu członkowie Klubu Dyskusji o Książce.
Pankowski to autor takich utworów jak: Była żydówka, nie ma żydówki, Ostatni zlot aniołów czy Z Auszwicu do Belsen: przygody, które właśnie stały się tematem rozmów miłośników literatury. Oparte często na doświadczeniach samego pisarza, któremu dane było przeżyć m.in. obozy koncentracyjne w Oświęcimiu, Gross-Rosen i Bergen-Belsen, urzekają pozbawioną wzniosłości opowieścią, co w dodatku nie rości sobie prawa do bycia egzystencjalną wyrocznią. Zamiast tego Pankowski stawia na zwięzłą, minimalną formę i niezwykły poetycki język, także skłaniający do refleksji. A że opis czasów Zagłady jest inny niż u Tadeusza Borowskiego czy Zofii Nałkowskiej? To tylko świadczy o tym, jak różna może być tzw. literatura obozowa.
Pankowski został nieco zapomniany przez lata i dopiero dzięki Wydawnictwu Korporacja Ha!rt oraz Krytyki Politycznej jego dzieła są dziś wznawiane.
Gnieźnieńskim klubowiczom najbardziej spodobała się książka Była żydówka, nie ma żydówki, nie tylko ze względu na sposób opowiedzenia o traumie głównej bohaterki, ale też odbiorze jej losów po latach przez rodaków zamieszkałych w Stanach Zjednoczonych. Wynika z niej m.in., że niezrozumienie i podejrzliwe pytania, wydawałoby się amerykańskich „ziomków”, potrafią podobnie ranić jak czyny „obcych”.
Równie wzruszająca była lektura Z Auszwicu do Belsen, za którą autor był nawet nominowany do literackiej nagrody Nike w 2001 roku. W niej właśnie zwracał uwagę wspomniany brak patosu i martyrologii, który wcale nie umniejszał emocji w odbiorze obozowego życia. Przeciwnie, czynił je jeszcze bardziej ludzkimi. I choć w całym tym zestawie prozy Pankowskiego najmniej spodobał się dyskutantom Ostatni zlot aniołów, to również w tym rubasznym utworze, gdzie uznawani za uduchowione istoty aniołowie, interesują się cielesnymi oraz przyziemnymi rozrywkami, odnajdziemy niepokorność pisarza wobec ustalonych narracji i schematów.
—
Spotkanie relacjonuje także Magda Karpińska na łamach gniezno.com.pl:
Pankowskiego warto poznać. Jego sposób pisania jest nadzwyczajny. Pisząc o tragedii Auschwitz nie ma tu miejsca na patos, przydługie opisy, rozrzewnienie. W minimalnej formie zawarte jest maksimum, nie tylko słów, ale emocji i tego co wychodzi ponad – refleksji. Jak ktoś trafnie określił podczas spotkania: Pankowski tworzy książki nie po to by się podobały – to nie jest ten rodzaj literatury. Naszkicowane zaledwie kilkoma zdaniami sytuacje, zdarzenia pozwalają zobaczyć więcej niż na początku się nam wydaje.