W sierpniu 1944 roku w Łodzi, w Getcie, było jeszcze 70 tysięcy Żydów. Oni też czekali na Rosjan, front stał na Wiśle, to trochę ponad 100 kilometrów.
Dostałem tarę.
Taką tarkę do prania bielizny. Teraz to już tylko w muzeum etnograficznym można coś takiego obejrzeć. Syn mi dał. Tara już wyszła z użycia, więc zapytał, czy nie chcę. Chcę! No, gromadzę rupiecie.
Tara jest dziwna, nigdy takiej nie widziałem. Pamiętam jeszcze czasy, gdy pralka wirnikowa Frania była szczytem marzeń i tary były w powszechnym użyciu. Ale tary, które pamiętam, były z blachy, z tłoczonej cynkowanej blachy. A ta tara jest szklana, rama z drewna i pofalowana tafla szklana.
Zobaczyłem „moją” tarę na zdjęciu. Tarę może zobaczyć cały świat.
Jest na zdjęciu 234 na 12 stronie zdjęć Waltera Geneweina w zbiorach Yad Vashem.
Tara dumnie pręży swoje fale na wystawie produktów resortu stolarskiego.
Teraz już wiem, dlaczego jest szklana, metale wtedy były tylko na czołgi i armaty, pranie było jakby mniej strategiczne.
To nie jest ta wystawa, którą chwalił się Rumkowski. Wystawa zrobiona jest na tle jakichś sągów drewna. Może Genewein zrobił zdjęcie dla żony, aby wybrała sobie coś z wyrobów resortu stolarskiego. Mały prezent dla gospodarstwa domowego. Któż to wie?
„Naszą jedyną drogą jest praca”. To dewiza Prezesa Rumkowskiego.
Czy wiecie że w sierpniu 1944 roku w Łodzi, w Getcie, było jeszcze 70 tysięcy Żydów?
Oni też czekali na Rosjan, front stał na Wiśle, to trochę ponad 100 kilometrów.
No nie wiem czy Stalinowi i żydokomunie bardziej zależało na zburzeniu Warszawy czy na wymordowaniu Żydów z Łodzi, z Węgier.
Jakby tary nie zrobili, nie wzmocnili tarą gospodarki Trzeciej Rzeszy, może front ruszyłby wcześniej, a tak – sami sobie winni.
***
Ghetto Litzmannstadt istniało w okupowanej Łodzi od lutego 1940 do sierpnia 1944 roku. Było największym gettem na terenie Rzeszy Niemieckiej i drugim co do liczby zamkniętych w nim ludzi na ziemiach polskich. W przeciwieństwie do getta warszawskiego nie wybuchło w nim powstanie – do końca jego więźniowie wierzyli, że swoją pracą będą w stanie wykupić życie. Dla tej wiary byli w stanie oddać wszystko, co najcenniejsze, łącznie ze swoimi dziećmi, bo i takiej daniny od nich zażądano.
Gdy z Łodzi odjeżdżały ostatnie wagony w stronę obozów zagłady, w Warszawie wciąż trwało jeszcze powstanie. 200 tysięcy Żydów z Łodzi, okolicznych miast, a także z krajów zachodniej Europy odeszło w dzwoniącej w uszach ciszy – i w zapomnieniu. Odizolowani całkowicie od świata (teren getta nie był skanalizowany, więc nie był możliwy kontakt z resztą miasta tą drogą), stłoczeni we własnym mikroświecie za drutami odeszli, zostawiając po sobie puste domy i puste ulice. Dopiero od niedawna poznajemy szerzej ich historię, choć nadal wiedza o gettcie w Litzmannstadt jest niewielka i ograniczona praktycznie do samej Łodzi. Będąc dziedzicami tego, co po sobie zostawili, jesteśmy im winni pamięć i słowa, takie jak te.
Jarosław Ogrodowski
Czytaj też: