Kraj

Majmurek: Dajcie potwora na pierwszą stronę

Gdyby Mariusz Trynkiewicz nie istniał, należałoby go wymyślić.

Trynkiewicz, niczym miś z Barei, odpowiada na żywotne potrzeby społeczeństwa, władzy i mediów. Tym ostatnim pozwala kreować sensację przykuwającą publikę do ekranów przez kilka tygodni, temu pierwszemu przeżyć emocje, na jakie zwykle nie może sobie bezkarnie pozwolić. A władza, korzystając z figury „bestii”, spokojnie może testować rozwiązania i działania, które w każdym innym kontekście wywoływałyby powszechny sprzeciw.

W sprawie Trynkiewicza i wszystkich towarzyszącej jej kontekstach (z „ustawą o bestiach” na czele) zbiorowa histeria i absurd osiągnęły poziom znacznie przerastający wszystko to, co widzieliśmy nie tylko w przypadku mamy Madzi, ale nawet Smoleńska. Jest gorzej, bo osoby, które do tej pory wydawały się stać po rozsądnie liberalnej stronie, nagle zaczynają mówić w sposób, który niczym nie różni się od najmroczniejszych otchłani faszyzującego prawicowego internetu.

Gdy obserwuję kolejne odsłony tej makabrycznej farsy, przypomina mi się film Marca Bellocchio z 1969 roku zatytułowany Dajcie potwora na pierwszą stronę. Tam, w ogarniętym rewolucyjnym fermentem Mediolanie, prawicowy dziennik postanawia wrobić niewinnego działacza anarchistycznego w morderstwo licealistki – córki szanowanego w mieście lekarza. Bellocchio mistrzowsko pokazuje, jak cyniczny szef gazety (genialna role Giana Marii Volontè) dla politycznych celów (kompromitacja radykalnej lewicy, wytworzenie w społeczeństwie poczucia chaosu i zagrożenia, pragnienie „rządów silnej ręki”) fabrykuje obraz „lewackiego”, zdegenerowanego moralnie i seksualnie potwora.

Uprzedzając głupie uwagi: tak, wiem doskonale, że Trynkiewicz nie jest niewinny. Że naprawdę zamordował swoje ofiary. Ale mechanizmy tworzenia z niego potwora i kreowania poczucia zagrożenia są bardzo podobne.

Kurwa, jeszcze z tymi dziećmi jebanymi

W jednej ze scen Dnia świra Adaś Miauczyński mija grupkę żebrzących Romów z dziećmi. „Kurwa, jeszcze z tymi dziećmi jebanymi” – bluzga z offu, po czym odwraca się na pięcie i rzuca pieniądze. Nie tylko Adaś Miauczyński staje się tak sentymentalny na widok dzieci.

Naganiacze w polowaniu na Trynkiewicza bezwzględnie to wykorzystują.

Współczesna kultura jest bezbronna wobec obrazu niewinnego, skrzywdzonego dziecka. Nie jest w stanie zareagować na niego inaczej niż moralnym oburzeniem, krzykiem sprzeciwu, ślepą agresją. Obraz ten zawiesza zdolność krytycznego myślenia; uniemożliwia jakąkolwiek empatię wobec oskarżonych o krzywdzenie „naszych dzieci”, pozwala bezkarnie rozkoszować się emocjami – pogardą, agresją, nienawiścią – których na co dzień kultura nie pozwala nam swobodnie odczuwać wobec nikogo.

Polskie media doskonale przećwiczyły to na Katarzynie Waśniewskiej. Zanim postawiono jej jakiekolwiek zarzuty, media dokonały na kobiecie linczu. Przegrzebały jej życie prywatne, wyciągnęły na wierzch wszystkie brudy, zrobiły z niej współczesną czarownicę, na której każdy mógł symbolicznie wykonać wyrok śmierci. Wszystko usprawiedliwione obrazem martwej „małej Madzi”.

Ten mechanizm działa też w innych sprawach. Ile rozsądnych argumentów z dziedziny polityki narkotykowej zbywanych jest zdaniem: „Czy chcecie, by nasze dzieci miały kontakt z narkotykami”? Ile dyskusji nad reintegracją społeczną osób oskarżonych o przestępstwa seksualne wobec małoletnich zamyka okrzyk: „Ale tu chodzi o bezpieczeństwo naszych dzieci!”.

Dokładnie to samo działa dziś przeciw Trynkiewiczowi. Kilka tygodni przed jego wyjściem z aresztu media rozpętały kampanię strachu, strasząc wizją „zagrażającego dzieciom” potwora na wolności. Wiadomo, że nic tak dobrze nie sprzedaje się jak strach. Strach o siebie samego ciągle obwarowany jest w naszej kulturze różnymi barierami, o małe dzieci można się bać bez żadnych granic rozsądku i w imię tego strachu robić najpodlejsze rzeczy: odzierać człowieka z prywatności i szczuć przeciw niemu opinię publiczną (jak dziennikarze wielu stacji i redakcji), bezkarnie go nienawidzić. Czy wreszcie psuć polskie prawo. Jak politycy.

Nie wiem oczywiście, czy Trynkiewicz stanowi zagrożenie na wolności. Może są to w stanie ocenić jego więzienni wychowawcy, lekarze, psychologowie. Czy raczej byliby. Bo kreując nagonkę na Trynkiewicza, media zlikwidowały jakiekolwiek warunki, w których taka opinia mogłaby mieć merytoryczny charakter. Kto odważy się przyznać, że Trynkiewicz jest zresocjalizowany? Kto zaryzykuje orzeczenie, że jest niegroźny? Jeśli jednak coś komuś zrobi, osobę stojącą za taką decyzją też czeka lincz.

Sprawę Trynkiewicza można było rozwiązać w ramach istniejących przepisów i procedur. Nawet jeśli istniałoby prawdopodobieństwo popełnienia przez niego przestępstwa, policja ma środki, by temu zapobiec. Nagonka nie pomaga w rozwiązaniu problemu. Opinia publiczna jest dzisiaj jak stado psów, któremu dano powąchać krwi i które nie spocznie, aż prawdziwej krwi nie dostanie.

Bestie i państwo prawa

W cieniu nagonki swoje interesy załatwiają politycy. Szantażując nas obrazem ofiar Trynkiewicza, przyjmują „ustawę o bestiach”, która miesza prawo zdrowotne z karnym i otwiera drogę do potężnych nadużyć. Daje państwu narzędzia do przetrzymywania niewygodnych osób w nieskończoność. Dziś to Trynkiewicz, którego nikt nie chce wziąć w obronę, jutro to może być niewygodny politycznie działacz społeczny, któremu podrzuci się marihuanę, a następnie zdiagnozuje u niego zaburzenia depresyjne w trakcie odbywania kary. Na tyle poważne, że – ze względu także na jego bezpieczeństwo – nie można go wypuścić na wolność.

Żądania, by w jakiś sposób ukarać Trynkiewicza, nie dać mu wyjść na wolność po odsiedzeniu wyroku, pokazują, jak słabe w Polsce jest rozumienie państwa prawa. I to nie tylko u prawicowych komentatorów z finansowanych przez SKOK-i portali, ale nawet wśród ludzi takich jak Marian Filar, którzy – wydawałoby się – stanowili ostoję liberalnej jurysprudencji nad Wisłą. Gdy w celi Trynkiewicza zostaje rzekomo znaleziona „pornografia dziecięca i ludzkie szczątki” i wszystko wygląda na to, że jest to prowokacja, profesor Filar broni jej sensu, twierdząc, że prawo prawem, ale wobec takich ludzi jak Trynkiewicz władza ma prawo podjąć najostrzejsze pozaprawne środki. Łącznie z podrzucaniem obciążających dowodów. Bo alternatywą jest oddolny lincz.

Tylko że rządy prawa albo działają wobec takich ludzi jak Trynkiewicz, albo wcale.

Na wieść o znalezionych w celi Trynkiewicza fantach Facebook reaguje śmiechem, kolejni komentatorzy dopytują się, czy nie znaleziono też przypadkiem trotylu albo bursztynowej komnaty. Ale sprawa nie jest śmieszna. Jeśli służby więzienne czy policyjne rzeczywiście próbowały takiej prowokacji, to trzeba wyjaśnić tę sprawę i na zawsze odsunąć winnych od wszelkich służb. Znów Trynkiewicz może być tu tylko sondą, testującą, jak daleko jest w stanie posunąć się władza i jakie podeptanie liberalnych standardów jest w stanie zaakceptować opinia publiczna. Cokolwiek sami czujemy wobec Trynkiewicza i jego ofiar, musimy myśleć trzeźwo i nie pozwolić, by napędzana przez media nagonka na zbrodniarza tworzyła prawo i precedensy, których ofiarami możemy paść kiedyś wszyscy.

Czytaj także:

Jakub Dymek, Straszenie pedofilem

Jakub Janiszewski, Księżniczka, palec i świński zad

Monika Płatek: Posłowie chcą nas zjednoczyć w zemście (rozmowa Jakuba Dymka)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij