Kraj

Kuczyński: Wkrótce na politykę gospodarczą może być za późno

Pieniądze z Inwestycji Polskich muszą się pojawić już w 2013 roku.

Cezary Michalski: Z polskiej gospodarki docierają kolejne dane mówiące o spowolnieniu wzrostu PKB, o spadku popytu wewnętrznego, o obniżeniu płac realnych. Jak głębokie może być to drugie już kryzysowe nurkowanie naszej gospodarki i jak długo potrwa?

Piotr Kuczyński: Przypomnijmy, że to pierwsze, w 2009 roku, też nie było jeszcze prawdziwym nurkowaniem w sensie spadku PKB. Zatrzymaliśmy się wówczas na ok. 1,6 proc. wzrostu. Także tym razem są to wciąż wartości dodatnie. Tyle że w trzech kolejnych kwartałach mieliśmy 3,6 proc. wzrostu, 2,3 proc., a teraz 1,4. Ta tendencja była oczekiwana, ale jest ostrzejsza, niż się spodziewaliśmy. Rząd i budżet państwa wysiliły się przed Euro 2012, w kolejnych kwartałach to wszystko siadło, co widać po spadku wartości inwestycji, szczególnie w III kwartale.

Po raz pierwszy tak duży wpływ na to spowolnienie ma spadek popytu wewnętrznego, wynikający ze spadku siły nabywczej Polaków i spadku naszych dochodów realnych. Mówiąc prościej, polską gospodarkę dusi ubożenie społeczeństwa.

Rzeczywiście, mamy niewielki wzrost dochodów nominalnych, co po odjęciu inflacji daje dochody realne lekko ujemne. Nie można być zaskoczonym, jak ma się bezrobocie na poziomie 12,5 procent, które w przyszłym roku osiągnie pewnie 14 proc.

Jaki zatem będzie rok 2013, jeśli chodzi o parametry makroekonomiczne i koszty społeczne spowolnienia?

Bardzo dużo zależy od tego, o czym mówił premier w drugim expose, czyli od jak najszybszego podjęcia działań z obszaru polityki gospodarczej państwa. Projekt spółki Inwestycje Polskie może wprowadzić do gospodarki w ciągu roku 40 miliardów złotych. Czyli mniej więcej tyle, ile w każdym normalnym roku budżetowym UE trafia do nas ze środków unijnych. Ale akurat w 2013 roku tych europejskich pieniędzy zabraknie, bo kończy się poprzednia perspektywa budżetowa, ostatnie projekty będą rozliczane, ale nowych jeszcze nie będzie. W tej sytuacji projekt Inwestycje Polskie po prostu musi zostać uruchomiony jak najszybciej. Wielu renomowanych ekonomistów mówi, że tego nie da się tak szybko zrobić, że ewentualne efekty w gospodarce pojawią się po dwóch albo nawet trzech latach. To by jednak przekreślało sens całego projektu. Te pieniądze muszą się w gospodarce polskiej pojawić jak najszybciej, bo inaczej rok 2013 może się okazać potwornie ciężki, zarówno jeśli chodzi o parametry ekonomiczne, jak też koszty społeczne.

Czy rzeczywiście polskie państwo jest w stanie w ciągu paru miesięcy uruchomić dziesiątki miliardów złotych? Przy ograniczeniach wynikających ze stanu instytucji państwowych, z jakości kadr urzędniczych, a nawet naszych politycznych elit?

Według mnie nie ma żadnych obiektywnych barier nie do przekroczenia. Jest tylko problem skuteczności działania państwa. Jeśli będziemy przez całe tygodnie powoływali członków zarządu spółki Inwestycje Polskie, to nic z tego nie będzie. Spółka i inne narzędzia do przeprowadzenia tej, mam nadzieję, pierwszej skutecznej operacji z obszaru polityki gospodarczej państwa, powinny powstać jeszcze w tym roku. A od początku przyszłego roku powinien zostać przetransferowany do gospodarki kapitał. Bank Gospodarstwa Krajowego powinien zostać zasilony akcjami spółek skarbu państwa i trzeba zacząć działać. W ciągu miesiąca nie da się tego zrobić, ale w ciągu kwartału po prostu trzeba, jeśli ten projekt ma rzeczywiście zadziałać w momencie, kiedy jest najbardziej potrzebny. To się jednak uda tylko pod jednym warunkiem, że premier, rząd i wszystkie osoby odpowiedzialne wykażą się absolutną determinacją. Działanie w naszym zwykłym krajowym tempie sprawi, że ten projekt ruszy za późno w stosunku do potrzeb.

Do jakiego stopnia można będzie dzięki spółce Inwestycje Polskie rzeczywiście skorygować obecne spowolnienie gospodarcze i złagodzić jego koszty społeczne?

Bezrobocie będzie rosło – żeby malało, wzrost PKB musiałby wynieść powyżej 4 procent, co jest w obecnych warunkach niemożliwe. Ale korekta w górę nawet rzędu 0,5 do 1 procenta wzrostu PKB (a to można osiągnąć tymi narzędziami) sprawi, że nie załamie się rynek pracy. Przedsiębiorcy oczekując na tę skuteczną reakcję państwa, na to buforowanie kryzysu w miarę posiadanych przez państwo możliwości, nie będą zwalniać pracowników. Na razie bezrobocie w Polsce i tak rośnie wolno, bo pracodawcy, choć już nie inwestują i boją się zatrudniać, ciągle jeszcze nie dokonują masowych zwolnień. Pamiętają rok 2009, kiedy nie zwalniali i dotrwali do odbicia. Poczekali rok i zostali z pracownikami na pokładzie. Z pracownikami, których trudniej pozyskać, gdy gospodarka zaczyna ruszać. Tym razem to perspektywa aktywności państwa może przesądzić o tym, że rynek pracy nam się nie załamie.

Czy z tego punktu widzenia cała zabawa naszych polityków i mediów w podgrzewanie społecznych nastrojów, a potem ich schładzanie, w produkowanie „języka nienawiści”, a potem apelowanie o jego kontrolowanie, ma w ogóle jakieś znaczenie? Skoro o skali ewentualnych protestów społecznych i tak przesądzają parametry ekonomiczne oraz skuteczność rządu w obszarze polityki gospodarczej?

To prawda, jeśli chodzi o proporcje. Bez porównania ważniejsza jest gospodarcza aktywność rządu i sytuacja makroekonomiczna, w której Polska znajdzie się w 2013 roku. Ale to nie jest cała prawda. Ja jestem elektronikiem z pierwszego zawodu, więc powiem metaforycznie – jak to często lubią mówić nasi politycy – zła atmosfera polityczna plus pogarszająca się sytuacja społeczno-ekonomiczna tworzy sprzężenie zwrotne o takim wzmocnieniu, że może rozsadzić każdy układ. Właśnie w atmosferze zbyt radykalnego języka, języka delegitymizacji ładu prawnego czy państwowego przez jedną ze stron konfliktu politycznego, strajk czy protest społeczny, w tej sytuacji dość prawdopodobny, może się wymknąć spod kontroli. Zatem sposób zarządzania politycznym konfliktem ma takie samo znaczenie, jak właściwie zastosowane instrumenty polityki gospodarczej państwa.

Piotr Kuczyński, ur. 1950, analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij