Cała współczesna wiedza o zwierzętach wskazuje, że są one świadomymi, zdolnymi do cierpienia jednostkami.
Marcin Gerwin: Czy zgodziłabyś się z tym, że zadowolenie ludzi, którzy chcą jeść mięso, jest ważniejsze niż dobro krów lub innych zwierząt? Przeczytałem o tym ostatnio u jednego z publicystów „Rzeczpospolitej”.
Urszula Zarosa: Kiedy myślimy o zjadaniu zwierząt, bardzo często tracimy z oczu właściwą perspektywę. Tak naprawdę jedynym powodem, dla którego w krajach rozwiniętych zabijamy zwierzęta, torturujemy je i odbieramy im wolność, jest to, że chcemy uzyskać określony smak potraw. Kiedy zastanowisz się nad tym, w jakich warunkach trzymane są zwierzęta, kiedy pomyślisz, że maciory przed i po porodzie są zamykane w kojcach tak ciasnych, że nie mogą się poruszać, to przyjemność, którą człowiek odczuwa z powodu smaku potrawy, wydaje się dość trywialna.
Zwróć też uwagę, jak ludzie traktują na co dzień swoje zwierzęta domowe. Głaszczą je, przytulają. Dają im odczuć radość ze wspólnego przebywania, wychodzą z psem na spacer, spuszczają ze smyczy, żeby poczuł odrobinę wolności. I teraz wyobraź sobie, że nagle stwierdzają, że to wszystko jest nieważne – jego życie, odczuwana przez niego przyjemność, potrzeby, które pragnie zaspokoić – tylko dlatego, że mają ochotę zjeść hamburgera z psa.
Chęć doznawania jakiegoś smaku jest tym samym, co estetyczna potrzeba posiadania niebieskiej kurtki, a nie na przykład zielonego płaszcza. Potrzeba zjedzenia mięsa jest dla człowieka preferencją natury estetycznej.
Natomiast zabicie zwierzęcia, przetrzymywanie go w niewoli, a nawet gwałt (bo jak inaczej nazwać przymusową sztuczną inseminację), to kwestie natury etycznej, kategorii dobra i zła. Są to dwie zupełnie różne sprawy. Pierwsza jest trywialna – jest jak wybór pomiędzy zjedzeniem lodów czekoladowych a waniliowych. Natomiast druga to wybór, który wiąże się z przysparzaniem zwierzętom cierpienia, z odebraniem im chociażby tych prostych przyjemności, które może nieść ze sobą ich życie.
Może tu się jednak pojawić argument, że przecież zwierzęta nie mają samoświadomości. Czy tak jest rzeczywiście?
Jest to o tyle trudne zagadnienie, że rozpatrujemy je zwykle z naszej ludzkiej perspektywy. Kiedy naukowcy chcą zbadać, czy zwierzęta są świadome siebie, stosują na przykład test lustra. W skrócie polega on na tym, że gdy zwierzę jest nieprzytomne, na jego ciele umieszczany jest jakiś znak, na przykład kropka farby na czole szympansa. Jeśli po przebudzeniu spojrzy on w lustro i rozpozna, że coś się zmieniło na jego twarzy – zareaguje dotykaniem lub próbą ścierania – to na tej podstawie twierdzi się, że jest świadomy siebie. Wie, że to on odbija się w lustrze i że na jego twarzy zaszła jakaś zmiana. W związku z tym uznaje się, że ma jakąś samoświadomość.
Problem polega jednak na tym, że ten test jest skonstruowany z perspektywy ludzkiej, gdyż nasze samopoznanie często opiera się na zmyśle wzroku. Należałoby się zastanowić, jak opracować tego rodzaju test dla zwierząt, których głównym zmysłem jest węch. Przeprowadzanie testu lustra w przypadku psa nie ma najmniejszego sensu, ponieważ jego głównym zmysłem jest właśnie węch. Nie mamy jeszcze dobrych testów, które pozwoliłyby ustalać samoświadomość różnych gatunków zwierząt. Niemniej jednak tę zdolność możemy przypisać szympansom, gorylom, orangutanom, delfinom czy słoniom. Nawet sroki przeszły test lustra. Wydaje mi się jednak, że zawężenie tego pojęcia jedynie do zwierząt najbardziej inteligentnych z naszej perspektywy, może być błędne, gdyż nie mamy dobrego narzędzia, które pozwalałoby to ustalać u innych gatunków.
Czy zwierzęta potrafią myśleć w kategoriach przyszłości i przeszłości?
Jeśli chodzi o świadomość przeszłości, nie ma co do tego wątpliwości. Nawet takie zwierzęta domowe jak kury potrafią rozpoznawać ludzi, z którymi miały styczność w przeszłości, i reagować różnie w zależności od tego, czy miały z nimi pozytywne czy negatywne doświadczenia. Owce potrafią po dwóch latach rozpoznać członków swojego stada. Z kolei krowy potrafią pamiętać ludzi, z którymi nie miały styczności nawet przez kilka lat. Nie mówiąc już o pamięci słoni czy delfinów. Jedno z badań pokazało, że delfiny potrafią rozpoznać osobniki, z którymi przebywały, nawet po 20 latach od ostatniego kontaktu. Robią to na podstawie gwizdów.
Ciekawy wydaje mi się także eksperyment ze świniami, w którym uczono je grać w gry wideo. Ich zadaniem było używać joysticku do przesuwania kursora na ekranie monitora, żeby zdobywać punkty. Po dwóch latach przerwy świnie nadal pamiętały, jak grać w tę grę. Niektórzy naukowcy wskazują, że zwierzęta nie mają pamięci epizodycznej, czyli że nie potrafią rekonstruować swoich wspomnień na osi czasu.
Z moralnego punktu widzenia nie ma to jednak znaczenia. Takiej umiejętności nie mają też dzieci nawet do czwartego roku życia, a wśród plemion prymitywnych często nie występowało coś takiego jak liniowe postrzeganie przeszłości.
A myślenie o przyszłości?
Zwierzęta rzeczywiście nie mają tak odległej zdolności planowania jak człowiek, bo zwyczajnie nie jest im ona ewolucyjnie potrzebna. Wiele zwierząt planuje parę kroków naprzód.
Jak to wygląda?
Na przykład twój pies czeka, aż wyjdziesz z pokoju, żeby dobrać się do zabawki, której nie pozwoliłeś mu gryźć. Szympansy świetnie planują. Jeden z przetrzymywanych w zoo szympansów potrafił przez całą zimę zbierać i chować kamienie po to, by na wiosnę rzucać nimi w turystów. Zwierzęta konstruują też narzędzia, co wymaga prostego wnioskowania, jak poszczególne kroki mają doprowadzić do pożądanego rezultatu. Przykładem będzie tu papuga obierająca gałązkę, by sięgnąć nią po jedzenie znajdujące się poza klatką. Niektóre naczelne przechowują też narzędzia do wykorzystania później.
A czy możemy stwierdzić, że zwierzęta posługują się językiem?
Dyskusja na ten temat też jest narażona na naszą antropocentryczną perspektywę. Na pewno zwierzęta się komunikują. Czy jednak myślą w języku, czy może obrazowo, tego nie wiemy. Są wskaźniki, które pozwalają nam twierdzić, że ich porozumiewanie się jest jakąś formą języka. Jednym z takich wskaźników jest rozróżnianie kategorii. Przeprowadzono eksperyment z gołębiami, w którym uczono je rozróżniania dwóch typów rysunków. Jedne przedstawiały różnie ułożone liście dębu, drugie liście innych gatunków. Zadaniem gołębi było reagować tylko na te ilustracje, które przedstawiają liście dębu, co udawało się im z dużym sukcesem. Modyfikowano ten eksperyment na wiele sposobów i na jego podstawie uznano, że zwierzęta potrafią tworzyć proste kategorie ogólne.
Innym wskaźnikiem posiadania języka jest zdolność do korygowania własnych błędów. Gdy uczono papugi szare słów języka angielskiego, okazało się, że wzajemnie się poprawiały. Możemy też się zastanawiać, czy zwierzęta przekazują język kulturowo. Dobrym przykładem są tu ptaki – młodsze samce uczą się od starszych samców tematów, które wyśpiewują. Występuje tu cecha dialogowości języka, co polega na tym, że gdy jeden zaczyna jakiś temat, to drugi wie, w którym momencie zacząć, by go dokończyć. Ma zatem świadomość tego, co śpiewa jego poprzednik.
Z kolei wśród naczelnych widać dobrze nie tylko intencjonalność komunikacji, lecz też to, że jest ona zależna od kontekstu. Przykładem są tu naczelne, które uczono używać języka migowego i języka symboli. Jedna z szympansic, o imieniu Washoe, nauczyła się około 350 znaków i porozumiewała się za ich pomocą. Potrafiła nawet składać poznane wyrazy, by stworzyć nazwę dla rzeczy, z którą wcześniej nie miała styczności. Spełniała zatem kolejne kryterium językowe, czyli kreacyjność. Cechy języka występują więc w świecie zwierząt. Trudno jest jednak znaleźć gatunek, który by spełniał wszystkie ludzkie kategorie. To jednak, że te antropocentryczne wskaźniki nie są spełniane przez wszystkie gatunki zwierząt, oznacza co najwyżej tyle, że ich komunikacja jest inna niż nasza.
Pamiętam z jakiegoś filmu przyrodniczego, że pieski preriowe lub surykatki wydają różne dźwięki, w zależności od niebezpieczeństwa, jakie się zbliża.
Tak, pieski preriowe przekazują sobie sygnały, które można uznać za odpowiedniki naszych słów – różne świsty oznaczają inny rodzaj niebezpieczeństwa. Podobnie jest u koczkodanów zielonosiwych. Ich okrzyki mogą oznaczać niebezpieczeństwo z powietrza, niebezpieczeństwo pełzające lub biegnące w ich kierunku. W zależności od rodzaju świstu lub okrzyku u pozostałych zwierząt w stadzie obserwowano różne reakcje. Nie miałoby to miejsca, gdyby wydawane przez nie dźwięki znaczyły dokładnie to samo. Nie są to więc prymitywne reakcje na bodziec, w stylu „boję się i krzyczę”. Jest to dokładny przekaz, który ma spowodować określoną reakcję.
Na konferencji „Zwierzę nie jest rzeczą” opowiadałaś o ptakach, które miały swoje upodobania przy budowie gniazd.
Altanniki i ogrodniki brunatne budują zdobione gniazda, zwane altankami, które służą im do wabienia samic. Proces ich zdobienia jest bardzo ciekawy. Altanniki preferują kolor niebieski i na przykład wtykają między gałęzie niebieskie kwiaty, które są codziennie wymieniane, oraz malują swoje konstrukcje przy użyciu kawałków kory i rozgniecionych owoców. Natomiast u ogrodników brunatnych zaobserwowano indywidualne preferencje dotyczące wzorów zdobniczych – dobór kolorów jest różny u poszczególnych ptaków, czyli trochę jak z naszymi gustami.
Czy można też powiedzieć, że zwierzęta potrafią rozróżniać dobro i zło?
Kiedy spojrzymy na to z perspektywy ewolucyjnej, to kategoria czynienia dobra lub zła jest nam bardzo przydatna. Nie powinno być więc zaskoczeniem, że karanie i nagradzanie jest u zwierząt dość powszechne. Gdy wilki się bawią, przekroczenie granic akceptowalnego zachowania może prowadzić do wykluczeniem z gry, a w skrajnych przypadkach z watahy. Jest to odpowiednik prostych zasad moralnych.
U kapucynek można zaobserwować zachowanie, które świadczy o tym, że rozumieją one, gdy są traktowane niesprawiedliwie. Jeśli jednej dasz dużo smaczniejsze jedzenie niż drugiej, to ta gorzej potraktowana zademonstruje niezgodę i będzie to robić do momentu, gdy nagrodzisz ją tak jak jej poprzedniczkę. Z kolei u krów zaobserwowano coś na kształt sprawiedliwego podziału obowiązków w stadzie. Można to rozpatrywać w prostych kategoriach moralnych. Podobnie jak skłonność zwierząt do czynienia dobra, czyli do zachowań altruistycznych. Słonie i delfiny wspierają ranne i chore osobniki, gazele poświęcają się dla swoich młodych, łącznie z tym, że będą ryzykowały dla nich życie. Nietoperze i naczelne dzielą się pożywieniem.
Bardzo często nie potrafimy powiązać tego wszystkiego, co obserwujemy na filmach przyrodniczych – pięknego świata zwierząt, w którym każdy z nas może zaobserwować ich emocje, w którym współczujemy zwierzętom, gdy dzieje się im coś złego, w którym przeżywamy poród jakiegoś zwierzęcia lub to, jak się opiekuje młodymi – z produktem, jaki ląduje na naszym talerzu. Zapominamy zupełnie o tym, z kogo został wykonany. Jesz kotlet, a nie ciało świadomego zwierzęcia. Nosisz wygodne buty, a nie skórę zdartą z krowy o imieniu Zuzia. Zwierzęta wykorzystywane przez ludzi zwykle nie mają imion, nie są traktowane jak jednostki, bo interesuje nas produkt.
Natomiast cała współczesna wiedza na temat zwierząt wyraźnie wskazuje na to, że są one świadomymi, zdolnymi do cierpienia jednostkami, które mają swoje indywidualne życiorysy, potrzeby i preferencje.
Kto twierdzi inaczej, naraża się na śmieszność, co może wynikać z pewnego przyzwyczajenia i zatwardziałości poglądów, z którą pewnie trzeba się będzie mierzyć jeszcze przez wiele lat.
Urszula Zarosa – absolwentka studiów doktoranckich z filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim, autorka pracy doktorskiej na temat statusu moralnego zwierząt. Od 13 lat weganka, członkini wspierająca stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Czytaj inne rozmowy Marcina Gerwina o zwierzętach:
Magdalena Brzezińska, Skąd się biorą jajka
Monika Gawlik, Skąd się bierze mleko
Prof. Andrzej Elżanowski: Zamęczamy tysiące zwierząt „dla dobra nauki”
Julia Dauksza: Przepisy służą hodowcom, nie zwierzętom
***
Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.