Kraj

Kibole to nie wykluczony prosty lud

To prawa część strony politycznej mówi, że kibice są ludem. Tym najbardziej cierpiącym.

Michał Wybieralski: Skąd się biorą polscy kibole?

Maciej Gdula: Nie ma wielu badań na ten temat, co zaskakuje w kontekście rosnącego znaczenia tego środowiska.

Kiedy władze Warszawy likwidowały hale KDT przed Pałacem Kultury, kibole przybyli kupcom z odsieczą. To znamienny gest dla tego środowiska. Nie chodziło wtedy tylko o konfrontację z policją, chęć wzięcia udziału w bójce. Kibole stanęli w obronie drobnych kapitalistów, przeciw miastu i zorganizowanym siłom policji. Ten odruch wiele mówi o kibicach. Pokazuje, kto jest dla nich „swój”, komu ich zdaniem warto pomagać.

Stawiam tezę, że większość kiboli wywodzi się z rodzin kupców, drobnych przedsiębiorców, rzemieślników czy pielęgniarek, a nie z rodzin wykluczonych, zdegradowanych, dotkniętych bezrobociem, korzystających z pomocy społecznej. Nie są – jak się o nich czasem mówi – przedstawicielami zdegradowanych środowisk, raczej niższą klasą średnią.

Potwierdza to również fakt, że chodzą na mecze, jeżdżą na spotkania wyjazdowe swoich drużyn. To kosztuje. Podobnie jak przygotowywane przez nich oprawy, rodzaj wydarzenia estetycznego oraz ich ubiór, stylizacja. Ale najwięcej dowodów na poparcie tezy, że są z niższej klasy średniej, znajdziemy w ich ideologii i wyobrażeniu o świecie.

Jakie to dowody?

Niechęć do establishmentu, która nie wynika z tego, że są na dole hierarchii społecznej, ale z tego, że aspirują i nie mogą do końca zrealizować swoich aspiracji. Uważają, że gdyby władza i elity nie istniały, wszystkim żyłoby się lepiej. Ludzie mogliby się swobodnie organizować, handlować, rozwijać przedsiębiorczość, co dziś utrudniają politycy i korporacje.

U kibiców znajdziemy też charakterystyczne dla klasy średniej silne myślenie o porządku w domu, na ulicy, w życiu społecznym. Ono może objawiać się tym, że klasa średnia będzie domagać się czystych ulic, ale może mieć też dużo mniej sympatyczny wyraz. To może być dążenie do eliminacji z życia publicznego tych, którzy zakłócają porządek, są wyrzutkami, znajdują się na społecznych dołach.

W ruchu kibicowskim, jego hasłach i praktykach, odnajdujemy to wskazywanie grup, które zdaniem jego członków są gorsze, niedopasowane. Taką grupą są dla nich m.in. geje. Także ciemnoskórzy zaburzają im naturalny porządek. Wykluczanie takich grup jest u kiboli wyrazem aspiracji.

Ich awans w hierarchii społecznej jest w pewien sposób zablokowany, nie każdy może być prezesem, menedżerem, specjalistą. Rekompensują to upokorzeniem, wykluczeniem grup, które uważają za gorsze od siebie, dowartościowując w ten sposób swoją pozycję. Ten model postępowania jest charakterystyczny dla klasy średniej. Kibole na pewno nie są robotnikami, wykluczonymi, prostym ludem.

To jednak dość częsty sposób przedstawiania ich w debacie publicznej. Skąd się wziął?

To najprostszy sposób zakwalifikowania kogoś, kto protestuje, jest brutalny, kogoś, kto uważa, że dzieje się krzywda. Klasa średnia ma swój charakterystyczny rodzaj protestu przeciwko bałaganowi, nizinom społecznym.

Trochę obawiam się to powiedzieć, ale w historii taki protest jest identyfikowany jako początek faszyzmu w III Rzeszy. Uznaje się, że faszyzm wziął się z radykalizmu klasy średniej.

Wiem, że moje słowa mogą sugerować, że kibice to faszyści lub protofaszyści. A tak nie można powiedzieć. To, że wchodzą w sojusze z prawicą czy narodowcami, nie znaczy, że istnieje pomiędzy nimi naturalny, organiczny związek.

To właśnie prawa część strony politycznej mówi, że kibice są ludem. Tym najbardziej zdominowanym, cierpiącym, że to normalni ludzie, którzy wiedzą, czym jest życie i nie boją się upomnieć o swoje. Przedstawianie ich w taki sposób to niebezpieczna tendencja, bo przez to kibice w mniejszym stopniu obawiają się użycia przemocy w przestrzeni publicznej. Ustawki, które wywoływały dreszcze przerażenia u sporej części liberalnej opinii publicznej, były ze strony kibiców dość odpowiedzialnym sposobem zorganizowania przemocy w ich grupie. Ustalali zasady walki, bili się w ustronnych miejscach, by nikt postronny nie ucierpiał. To był rodzaj ucywilizowania konfliktu.

Teraz jednak ich przemoc rozlewa się na przestrzeń publiczną. Ułatwia to legitymizowanie kibolskich wyskoków przez prawicę, która np. często mówi, że padli oni ofiarą prowokacji policji. Ostatni przykład tej legitymizacji mieliśmy przy okazji bójki na plaży w Gdyni. Choć jej przyczyny nie były jeszcze ustalone, to część polityków i publicystów już broniła kibiców. Wskazywała, że wszystko się zaczęło od Meksykanów klepiących po pupie polskie kobiety, w obronie których stanęli kibole.

[…]

Kibice mają dwa skrajne wizerunki. Jedni widzą w nich patriotów, aktywnych obywateli angażujących się w akcje społeczne w rodzaju zbiórki krwi czy pomocy domom dziecka. Drudzy – groźnych, agresywnych chuliganów, nawet faszystów. Te wizerunki są w jakimś stopniu emanacją tego, jacy są kibice? A może to tożsamości nadane im przez polityków, którzy potrzebują ich do zbudowania swojej opowieści o Polsce?

Myślę, że w ruchu kibicowskim odnajdziemy oba te nurty. Ale pobłażanie ich wybrykom, bo oddają krew, jest naiwniactwem. Podobnie diabolizowanie kibiców to oszustwo.

Oni nie są dziś głównym problemem społecznym, choć problemem jest oczywiście rosnący poziom przemocy związany z działaniami kibiców czy rasistowskie i homofobiczne hasła, które głoszą.

Trzeba uznać to, że takie grupy będą istniały tak długo, jak długo będzie istnieć piłka nożna. Musimy pamiętać, że gdy przedstawiamy kogoś jako bestię, to ten ktoś tym chętniej będzie się stawał bestią. Ale nie jestem adwokatem łagodnego podejścia, trzeba stanowczo przeciwdziałać przemocy, która powoli staje się częścią naszego codziennego życia. Nie można legitymizować kibicowskiej przemocy.

Jaka jest tożsamość polityczna kibiców? Są trwałym sojusznikiem prawicowych ugrupowań, jak PiS czy Ruch Narodowy, ich twardym elektoratem na lata? A może ten sojusz ma charakter ulotny?

Cechą, która przybliża kibiców do prawicy, jest to, że wspólnie stanowią dziś opozycję wobec rządu. Dopóki prawica będzie w opozycji, ten sojusz będzie naturalnie trwać. Kibiców i ugrupowania prawicowe łączy skłonność do wykluczania niektórych grup, które uważają za gorsze, to m.in. homoseksualiści czy emigranci, przed którymi chcą bronić polską kulturę. Jestem przekonany, że dla prawicy sojusz z kibicami nie jest czymś trwałym, to raczej koniunkturalne wykorzystanie tej grupy, która jest dziś im potrzebna, bo osłabia Donalda Tuska. Kiedy prawica doszłaby do władzy i przejęła środki przemocy, którymi dysponuje państwo, dzisiejsi przyjaciele mogliby szybko stać się wrogami. Prawica mogłaby się posłużyć kibolami do straszenia „zwykłych ludzi” i rodzin: „Zobaczcie, ta grupa dopuszcza się przemocy, rozrabia, więc my na się nią zajmiemy, udowadniając sprawność naszych rządów, stojąc na straży porządku publicznego”.

[…]

Kibice stali się stałym punktem prawicowej narracji w Polsce. Lewica prawie nic o nich nie mówi. Dlaczego?

Choć lewica diametralnie różni się od kibiców, to wspólna jest krytyka komercjalizacji i oderwanych od społeczeństwa elit. Lewica powinna podjąć krytykę części działań rządu związanych z ostatnimi wyskokami kibiców. Kiedy szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz mówi o monopolu państwa na przemoc, to nie widzę powodu do niepokoju. Bo on nie mówi nic więcej niż to, że nie może być zgody na bicie przypadkowych osób przez zorganizowane grupy. To liberalne minimum. To dobry krok, państwo nie może ustępować wobec przemocy, bo będzie w ten sposób tworzyć zachętę do jej eskalacji.

Ale kiedy minister Sienkiewicz mówi, że kibice nie powinni przebywać na plaży z „normalnymi” ludźmi, to nie jest już żaden liberalizm. Państwo nie może określać, które grupy obywateli są dobre, a które złe. Obawiam się tego skrętu w stronę autorytaryzmu.

Za to lewica powinna krytykować rząd. Do uporania się z przemocą w sferze publicznej wystarczą konsekwentnie stosowane dzisiejsze narzędzia i przepisy. Jestem przeciwnikiem tworzenia nowych, specjalnych komórek, jednostek czy ustaw. Trzeba roztropnie hamować zamierzenia rządu, bo tworzy się precedens: te wszystkie nowe mechanizmy represji mogą być później skierowane przeciw innym grupom.

PO gra kibicowską przemocą?

Dzięki niej ma pretekst, by pokazać, że jest tamą dla radykalizmu. Podtrzymanie tego konfliktu może być na rękę Donaldowi Tuskowi. To okazja, by pokazać, że jest silnym przywódcą, który zapewni bezpieczeństwo.

Przy niskich notowaniach rządu i obniżonym przez kryzys ekonomiczny poczuciu bezpieczeństwa w społeczeństwie walka rządu z kibicami może się PO opłacić i zmienić wizerunek Tuska. Dziś uchodzi za miękkiego, poddającego się presji społecznej. Teraz może znowu pokazać twarde oblicze. Jak wtedy, gdy zapowiadał kastrację pedofilów. To była bardzo kibolska twarz premiera.

Całość wywiadu ukazała się w „Gazecie Wyborczej” z dnia 3 września 2013.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Autor szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij