Kraj

Desperak: Zmuszone do szczęścia

Sejm będzie wkrótce głosował kolejne zaostrzenie zakazu aborcji. I obudzimy się w drugiej Irlandii.

Od kilku dni z zapartym tchem śledzimy kariery ludzi, którzy nie się ekspertami i wypowiadają się o zamachu, którego nie było. W internecie lajkujemy i linkujemy kolejne bzdury podsuwane nam solidarnie przez telewizją publiczną i niezależne media. I zza tej mgły nie widzimy nic więcej, a zwłaszcza nie najbliższe kalendarium obrad sejmu, który po raz kolejny będzie głosował zaostrzenie zakazu aborcji. O ile Irlandia – po nagłośnionej przez media śmierci roniącej kobiety – akurat swoją drastyczną ustawę lekko złagodziła, o tyle w Polsce wyjątek zezwalający na usunięcie uszkodzonych płodów spędza sen z powiek wielu posłów, którzy po raz kolejny spróbują przegłosować jeszcze bardziej drakoński kształt ustawy. 

Tak zwani „obrońcy życia” robią swoje. Pokazują uśmiechnięte twarze dzieci obciążonych wadami genetycznymi i przekonują nas, że matki, które nie chcą mieć „takich” dzieci, są egoistkami. Aborcję płodu, u którego wykryto taką wadę, nazywają eugeniką, czymś, co się od razu kojarzy z III Rzeszą. I ta argumentacja do nas trafia. Cóż z tego, że jest fałszywa?

Po pierwsze, większość wad genetycznych współwystępuje z uszkodzeniami organizmu płodu, takimi jak poważne wady serca, układu krążenia, oddychania itp. A zatem wady te często powodują śmierć. Oznacza to, że w zdecydowanej większości przypadków ciąża taka zostanie samoistnie poroniona w I trymestrze (w przypadku np. zespołu Turnera dzieje się tak w 99% przypadków) lub jeśli tak się nie stanie, płód obumrze samoistnie w dalszych miesiącach ciąży. Kolejny wariant to śmierć dziecka w kilka godzin czy miesięcy po urodzeniu. Wedle powszechnie dostępnych statystyk 70% dzieci z zespołem Pataua umiera w ciągu pierwszego półrocza życia, do pierwszego roku życia umiera dodatkowo 10%; przypadki dożycia chorego do późnego dzieciństwa są niezwykle rzadkie. Zespół Turnera występuje u 3% wszystkich ludzkich płodów, jednakże tylko 1% spośród tych płodów dożywa porodu. Około 95% płodów z trisomią 18 ulega spontanicznemu poronieniu, a 30% żywo urodzonych dzieci z zespołem Edwardsa umiera w pierwszym miesiącu życia, tylko 10% przeżywa rok.

Płód może mieć wady anatomiczne – może nieprawidłowo się rozwijać w I trymestrze ciąży, kiedy kształtują się wszystkie narządy i układy. Najbardziej drastyczne przypadki to np. brak mózgu czy innych narządów niezbędnych do przeżycia. Oczywiście część wad anatomicznych nie jest groźna dla życia i rozwoju płodu, ale płody skrajnie uszkodzone pod względem anatomii także dożywają II trymestru, choć nie mają szans na żywe urodzenie – o tym obrońcy życia nie wspominają.

Szermują za to argumentami etycznymi, absolutyzując prawo płodu do przyjścia na świat i ignorując kwestie jakości jego ewentualnego życia oraz życia rodziców. Tymczasem – jeśli płód jest uszkodzony, ale nie jest to wada śmiertelna lub trudno określić, jaka będzie jakość życia dziecka urodzonego z daną wadą i czy będzie ono mogło żyć w przyszłości samodzielnie – nakazanie matce/rodzicom, żeby sprowadzili na świat chore dziecko, jest zamachem na prawo wyboru, który poraża swym okrucieństwem.

Czy można kogoś zmuszać, żeby podjął się opieki nad dzieckiem do końca swojego życia, tracąc środki na utrzymanie i w zasadzie bez żadnego wsparcia z zewnątrz? Zwłaszcza że częściej to matka zostaje z chorym dzieckiem sama, nie mogąc liczyć ani na współdzielenie opieki, ani wydatków.

Jaką propozycję „obrońcy życia” mają dla dzieci urodzonych z ciężkimi wadami? Jakie mają propozycje dla kobiet i rodzin przechodzących traumę utraty ciąży? Czy można nazywać obrońcami życia osoby, które nie oferują żadnego wsparcia dla dzieci ciężko upośledzonych, które się już urodziły, oraz ich rodzin? Prawo do pochówku i modlitwa nie wystarczą, bo ustawa obejmie także niewierzących. Jak dotąd NFZ nie refunduje kompleksowej opieki terapeutycznej rodzinom, które oczekiwane dziecko straciły.

Proponowane zaostrzenie zakazu aborcji dotyczy wszystkich uszkodzeń płodu i gdyby zostało wprowadzone w życie, zapewne mogłoby oznaczać także zaprzestanie wszystkich jego badań, zarówno tych uznawanych za inwazyjne, jak i obowiązkowego dziś USG. Bo po co robić USG, gdy nie służy wykryciu wady płodu? Być może przyda się wtedy jedynie do robienia trójwymiarowych zdjęć i filmów do rodzinnych albumów, lekarzy już nie trzeba będzie szkolić z diagnostyki płodu, a drogich urządzeń serwisować.

Dziś USG się robi, ale niekoniecznie informuje matki o wykrytych w czasie tego badania wadach. Tysiące matek rodzi upośledzone dzieci, nie będąc uprzedzonymi przez lekarza – czy nie umieją oni interpretować tego, co widzą na monitorze, czy też uważają, że wiedzę tę mogą zatrzymać dla siebie? Skierowanie na bardziej zaawansowane badania płodu w przypadku, gdy jest duże prawdopodobieństwo jakichś nieprawidłowości, nie jest dziś oczywistością, choć prawo tego nie zakazuje. Małżeństwo Wojnarowskich, mimo urodzenia się im genetycznie chorego dziecka, nie uzyskało skierowania na badania w drugiej ciąży. Znajoma ostatnio urodziła drugie dziecko z zespołem Downa – ani prowadzący lekarz, ani ten robiący USG nie widzieli potrzeby zlecenia jej dodatkowych badań.

Warto wskazać, iż badania prenatalne badające genotyp dziecka, jak biopsja kosmówki czy amniopunkcja, a zatem najbardziej wiarygodne w diagnozowaniu danej wady, są bardzo kosztowne. Gdy badania te przestanie refundować NFZ, mało kogo będzie stać, aby wydać w najlepszym wypadku kilkaset złotych na diagnostykę.

Ze względu na kontrowersje związane z funkcjonowaniem obecnej ustawy (utrudnianie kobietom legalnych zabiegów) wśród części środowiska medycznego panuje pogląd, że kobieta, która chce mieć dziecko, powinna je urodzić bez względu na wynik badania – a więc lepiej ich nie robić lub o wynikach nie informować, lekarz wie bowiem lepiej. Kobieta pokocha każde dziecko; pragnienie urodzenia dziecka zdrowego to nic więcej niż kobiece lenistwo, podobnie jak branie zwolnień w ciąży lub domaganie się znieczulenia podczas porodu. Kobieta powinna umieć nieść swój krzyż, powie ksiądz, a lekarz studiujący wyniki badania, z którego wynika, że płód był skazany na obumarcie jeszcze w macicy, doda, że „może lepiej, że ciąża jest martwa, bo dzieci z wadami mogą mieć takie piękne życie i na pewno by pani nie chciała usuwać”.

Dziś, gdy w macicy znajduje się niezdolny do życia płód i prawo teoretycznie pozwala zakończyć tę sytuację, matka skazana jest na niekończące się tortury. Gdy już przejdzie drogę przez mękę skierowań i badań i otrzyma potwierdzenie niepomyślnej diagnozy, nikt jej nie pyta, co dalej. To lekarz, a raczej komisja etyczna, decydują. Nawet gdy wynik badania jest jednoznaczny, bo płód obumarł, kobieta słyszy w specjalistycznej przyszpitalnej przychodni że „zrobimy wszystko, by wasze dzieciaczki urodziły się zdrowe”. Tylko lekarz szepnie, że współczuje, ale może lepiej się stało, bo uniknęła owej komisji zwanej „etyczną”.

Martwy płód niekoniecznie sam się bezproblemowo poroni, zwłaszcza gdy ciąża była zaawansowana. Prawo polskie jeszcze nie zakazuje aborcji martwych płodów, jak było do niedawna w Irlandii, co nie znaczy, że nakazuje lekarzom cokolwiek. Usunięcie martwej ciąży przypomina jakieś podziemne nielegalne praktyki, a zszokowana niedoszła matka czuje się w ich obliczu niemal jak Katarzyna W. i zanim zadziała znieczulenie, rozgląda się wokół, czy do gabinetu nie wpada właśnie patrol policji. Jeśliby zakaz przerywania ciąży z powodu uszkodzenia płodu wprowadzono, pewnie przy każdym takim zabiegu postawiono by policjanta.

No i łatwiej będzie metodą małych kroków zakazać potem aborcji z powodu zagrożenia życia matki. Albo ciąż będących efektem gwałtu. Znów pojawią się te same argumenty, zdjęcia uśmiechniętych noworodków, prawo do życia i Wartości. I wreszcie obudzimy się w drugiej Irlandii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Izabela Desperak
Izabela Desperak
Socjolożka, feministka
Socjolożka, feministka i nauczycielka akademicka. Wykłada w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Redaktorka książki "Homofobia, mizoginia i ciemnogród?", autorka książki "Płeć zmiany".
Zamknij