Kraj

Charamsa: Milczymy, bo to nas nie dotyczy

„Novemdiales” po polsku. Zapiski z mrocznego czasu po śmierci aresztanta – odcinek 2.

Umarł polski arcybiskup „podejrzany” o pedofilię na podstawie bardzo ciężkich, albo wręcz – by użyć ulubionego ostatnio słowa bezgrzesznych Polaków – na podstawie „niezłomnych” dowodów. Umarł w Watykanie, gdzie siedział w areszcie, czekając na proces, który nie mógł się rozpocząć, bo on słabo się czuł. Ciepło było tego roku, a pośród całego galimatiasu po tym, jak dał się złapać (jako winny czy podejrzany), i nerwów, i stresów przecież nie brakowało.

Niewinny arcybiskup jest oskarżony, podejrzany albo opluty przez mafijnych nieprzyjaciół naszego Kościoła, za pomocą podłożonych mu obrazków dorastających chłopaków na Dominikanie, dzieci ulicy, które za drobną monetę oddają się turystom, albo i nieturystom. Arcybiskup nawet nie był na wakacjach, bo był tam reprezentantem dyplomatycznym państwa watykańskiego. Chłopcy podobno nazywali go Włochem, bo po hiszpańsku mówił z włoskim akcentem. Wynagradzał ich za usługi według obowiązującej taryfy za ich pracę na czarno. To nie jest aluzja do czarnej sutanny: w ciepłych krajach używa się białych sutann, by lepiej odbijać się w słońcu, krocząc po placach i alejach z dumnie podniesioną głową. W końcu jesteśmy klerem, co zbawia ten parszywy świat i do Chrystusowego słońca dzielnie prowadzi.

Ale byłemu nuncjuszowi Wesołowskiemu nie udało się doprowadzić do końca swojej zbawczej misji wśród rodzin i starców, dzieci i młodzieży, spalonej słońcem i biedą Dominikany. To on został z państwa Dominikany wydalony i w Watykanie aresztowany. I umarł na atak serca, jak donosiły organy prawdy watykańskiej.

Wszyscy odetchnęli z ulgą. To było jedyne przesłanie, jakie do mnie dotarło pośród murów watykańskich.

I przekazywano je zupełnie bez ogródek, bez zmrużenia oka, bez wstydu…

Z dziennikarzami, którzy mieli prawo poinformować opinię publiczną o tym, co się dzieje, nikt z polsko-watykańskich włodarzy rozmawiać nie chciał. Bo my rozmawiamy tylko wtedy, gdy mamy się czym chwalić, nie kiedy mamy okazać empatię naszym ofiarom. Zresztą dziennikarzom podpowiedziałbym, że przy okazji tej śmierci należało się wybrać po komentarze do kolegów zmarłego, do innych biskupów i arcybiskupów, bo jako osoby publiczne i uczestnicy dyskursu publicznego w innych kwestiach ich niedotyczących mają obowiązek podejmować też trudne dla siebie tematy, które akurat dotyczą zbrodni ludzi Kościoła.

W Watykanie pewnie należałoby się zgłosić do księdza prałata, szefa polskiej czy słowiańskiej sekcji Sekretariatu Stanu, by skomentował brak arcybiskupa. By powiedział opinii publicznej coś w imieniu Kościoła, który wstydzi się grzechów pedofilskich swoich biskupów i który to Kościół ma dziś zbolałe serce, jest mu okropnie smutno, przykro i głupio wobec ofiar. By powiedział słowo w imieniu Kościoła czującego ludzkie krzywdy, które to on sam – rękoma swoich księży i biskupów – innym wyrządził. Ale tu nikt nie ma pozwolenia na powiedzenie ludzkiego słowa przed kamerami. Koniec i kropka.

Wreszcie i do mnie zgłosił się dziennikarz TVN, prosząc, bym powiedział, co o tym wszystkim myśli polski kler, czy przynajmniej jeden jego przedstawiciel. Nie chciałem wypowiadać się w tej sprawie, bo choć oczywiście brzydzę się wykorzystywaniem seksualnym nieletnich przez osoby duchowne, to Kościół nie znosi, gdy księża mówią głośno i publicznie o grzechach jego i jego ludzi. Należy wszystko przemilczeć. Ale coś we mnie pękło. Dlaczego nie mam skomentować tej kościelnej ciszy po śmierci, która niby kończy poszukiwanie sprawiedliwości?!

… bo nie mam pozwolenia? Iluż to polskich księży występuje publicznie bez pozwoleń i wygadują brednie, bezkarnie i arogancko, uwłaczając godności innych ludzi.

… bo boję się, że mnie ukarzą, zdymisjonują, nakrzyczą na mnie, jak to mamy niestety w zwyczaju krzyczeć bezkarnie na dzieci w Kościele? Ale przecież ja się już niczego nie boję.

… bo brzydzę się całą tą historią, co wiele ma z polskiej mafii wzajemnych zależności, do której ja akurat nie należę. Niech o Wesołowskim mówią jego kolesie ze wspólnej polskiej drogi eklezjalnej kariery. Niech go tłumaczą albo zań przepraszają. Chyba nie będą mieli wstydu teraz się wycofać, gdy wcześniej razem jedli z jednego talerza… Owszem, wszyscy się wycofali. Ale dlaczego ja mam ich zastępować, gdy ich postępki zasługują na jak najgorszą ocenę. Przecież ten polski kler w Watykanie w znacznej większości (z małymi, acz świetlistymi wyjątkami) nie przez jednego był oceniany jako przykład ograniczenia umysłowego i braku ewangelijnych ideałów. Niech oni tłumaczą kolesia, nie ja, któremu on i jego polska klika byli obcy.

… bo takie występy mogą skomplikować moje przyszłe kościelne plany.

Ale przecież nie mogę bać się prawdy, nie mogę przemilczeć prawdy.

Wtedy zrozumiałem, że mam powinność powiedzieć choćby jedno zdanie. Jedno ludzkie, normalne słowo, i to nie o niegodnym zmarłym, którego należy jak najszybciej zapomnieć, tylko o jego ofiarach, którym należy jak najszybciej zadośćuczynić za wyrządzoną niegodziwość i krzywdę, bijąc się w piersi.

Watykan, 28.8.2015

***

Wkrótce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukaże się książka Krzysztofa Charamsy.

Czytaj także:

Krzysztof Charamsa, Ja będę protestował!

Nuria Piera: Dla mnie nie jest ważne, gdzie Wesołowski i Gil będą odsiadywać wyrok (rozmowa Agnieszki Zakrzewicz)

Krytyka Polityczna dołącza do Strajku Kobiet. W #czarnyponiedziałek, 3 października, nie pracujemy, nie odpisujemy na mejle. Spotkacie nas na demonstracjach i akcjach społecznych, gdzie będziemy się upominać o prawo kobiet do decydowania o własnym ciele.

Zakonnice-Odchodza-po-Cichu-Marta-Abramowicz

 

**Dziennik Opinii nr 275/2016 (1475)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij