Wybieranie patronów ze skomplikowaną biografią to dziś wsadzanie kija w mrowisko – mówi Mirosław Drabent. Koniec awantury o patronkę podstawówki.
Na początku września „Dziennik Łódzki” i lokalny dodatek „Gazety Wyborczej” opublikowały list ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Autorzy kategorycznie żądali zmiany patronki Szkoły Podstawowej nr 189 w Łodzi, Wandy Zieleńczyk, uzasadniając to „zbrodniczą” działalnością przedwojennej komunistki zamordowanej przez Niemców w 1943 roku. Na swoich stronach opublikowali także groźby pod adresem dyrektora szkoły Mirosława Drabenta.
W odpowiedzi Klub Krytyki Politycznej w Łodzi opublikował na łamach łódzkiej Gazety Wyborczej tekst pt. „Awantura o Dziulę” o Wandzie Zieleńczyk. 2 października rada szkoły zdecydowała o odrzuceniu wniosku ONR i wszechpolaków. Wniosek poparł tylko jeden rodzic na dwustu sześćdziesięciu, pięciu wstrzymało się od głosu. Wanda Zieleńczyk pozostała patronką Szkoły Podstawowej nr 189 w Łodzi. Poprosiliśmy Mirosława Drabenta o komentarz w tej sprawie.
Michał Gauza, KP Łódź: Czy głos organizacji odwołujących się do ponurych tradycji międzywojnia – ksenofobii i nacjonalizmu – powinien być obecny w debacie publicznej?
Mirosław Drabent: Mamy demokrację i różni ludzie mają dostęp do środków masowego przekazu – albo za zezwoleniem mediów, albo po prostu korzystają z internetu, przez co tradycyjne media stają się zbędne. Niewątpliwie nie było to dobre rozwiązanie, że list Młodzieży Wszechpolskiej i ONR pierwotnie ukazał się bez komentarza ze strony redakcji. Mówiłem rodzicom i nauczycielom, że wielkim nieszczęściem byłoby, gdyby ludzie pierwszy raz słyszący o Wandzie Zieleńczyk czerpali wiedzę tylko z tego listu – a dla niektórych mogło to być jedyne źródło wiedzy, bo postać ta jest praktycznie nieznana.
Porównania z Dzierżyńskim rzeczywiście mogą budzić niepokój.
Ten list jeży się od słów przepojonych nienawiścią: „plucie w twarz”, „kolaboracja”, „mordowanie”. Widać, że autorzy są tym słownictwem oczarowani. Wanda Zieleńczyk była związana z lewicowym ruchem oporu, nie ma tego co ukrywać, ale to żaden wstyd. Ludzie wiążą się z ugrupowaniami, do których im bliżej. Trzeba wrócić pamięcią do tamtych czasów – jeżeli ktoś pochodził z nizin społecznych, to wiązał się z ruchem robotniczym czy związkiem zawodowym, a jeśli ze wsi – z ruchem ludowym. Jeśli natomiast pochodził z inteligencji, mógł zawsze kierować się solidarnością społeczną.
ONR-owcy i wszechpolacy uzasadniali konieczność zmiany patronki szkoły troską o dobro dzieci.
Każdej osobie, która poświęciła życie dla ojczyzny, należy się szacunek. Zaryzykowałbym nawet, że także tym żołnierzom niemieckim, którzy zginęli na różnych frontach, bo często byli to ludzie młodzi, wcieleni siłą do wojska i wysłani na front, na śmierć. Tylko w filmach każdy Niemiec czy Rosjanin jest chodzącą propagandą – my musimy zadać sobie pytanie, jaka jest odpowiedzialność prostego żołnierza za decyzje polityków czy dowódców? Z tego filmowego postrzegania świata biorą się takie przypadki jak w Łodzi, gdzie zdewastowano groby radzieckich żołnierzy, co bardzo mnie zbulwersowało.
Konflikty w podziemiu, o których piszą w liście wszechpolacy, były walką o władzę w wyzwalającym się kraju. Sądzę, że walka ta była jednakowo okrutna i bezwzględna po obu stronach. Raczej żadne z ugrupowań nie szło z gałązką oliwną.
Autorzy tego listu najpierw odwiedzili pana w szkole.
Ci panowie, a w zasadzie chłopcy, pojawili się bez zapowiedzi przed końcem roku szkolnego. Przyjąłem ich w dobrej wierze, ale dość szybko się zorientowałem, że przyszli uprawiać politykę, w dodatku w dość nieprzyjemny sposób. To nie był dialog, a próba narzucenia zdania, pełna obraźliwych sloganów, takich jak stwierdzenie, że Wanda Zieleńczyk strzelała do Polaków. Pierwszy raz spotkałem się z taką postawą wobec osoby nieżyjącej, którą zamordowali hitlerowcy. Nie widziałem możliwości dalszej dyskusji, tym bardziej że o tych sprawach myślę zupełnie inaczej niż oni, ale musiałem im odpowiedzieć, bo jestem do tego zobligowany przepisami.
W końcu do mnie dotarło, że mogę rozwiązać ten problem, uruchamiając procedury demokratyczne. Świetnie do tego nadał się organ kolegialny, rada szkoły, w skład której wchodzą reprezentanci rodziców i nauczycieli, a także rada pedagogiczna i rada rodziców
I co na to rodzice?
Byli zatroskani. Pytali, czy ONR groziło użyciem siły, bo wiedzą, że ci ludzie są do tego zdolni. Z rozmów jednoznacznie wynikało, że są przeciwni zmianie patronki. Byli oburzeni treścią listu i formą, w jakiej został napisany. Przekazaliśmy im pakiet informacji o Wandzie Zieleńczyk, żeby każdy z nich mógł mieć pełen obraz.
Paradoksalnie dzięki akcji narodowców dowiedzieliśmy się o niej nowych faktów. W dokumentach szkoły nie było nic o rodzicach Zieleńczyk, nie było także wzmianki o jej żydowskim pochodzeniu. Być może w roku 1978, kiedy szkole nadawano patronat, zostało to pominięte jako informacja niewygodna.
Decyzja rady szkoły jest wiążąca?
Od strony formalnej wygląda to tak, że jeśli rada chciałaby zmienić patronkę szkoły, musiałaby skierować do mnie wniosek, a ja z nim wystąpiłbym do rady miejskiej. To na tym szczeblu zapada ostateczna decyzja.
Członkowie ONR i Młodzieży Wszechpolskiej sugerowali, że na nowych patronów nadawaliby się modni ostatnio na prawicy „żołnierze wyklęci”.
W szkole podstawowej dzieci są małe – i będą coraz mniejsze, bo mają przyjść sześciolatki, a w zerówce mamy nawet pięciolatki. Patronem powinna być więc osoba związana z dziećmi, niekoniecznie o martyrologicznej przeszłości. Do szkoły, szczególnie podstawowej, nie powinna wkraczać polityka, bo polityka nie uczy tolerancji.
Polityka?
Polityka i politycy. Powinniśmy w końcu zacząć wychowywać młodzież w duchu tolerancji, a na przykładach takich jak Wanda Zieleńczyk pokazywać, że nie jest ważne, czy ktoś był z opcji lewicowej czy prawicowej – ważne jest to, co zrobił dla Polski. Działanie Wszechpolaków jest akurat robotą odwrotną, czyli sianiem nienawiści, nietolerancji, eliminowaniem z życia społecznego ludzi o innych poglądach.
To raczej po prostu przykład źle pojmowanej polityki.
Ale czy patronem powinna być osoba bez skazy? Czy raczej ktoś, kto popełniał błędy, które mogą być przyczynkiem do dyskusji o historii, moralnych rozterkach i trudnych wyborach?
Pewnie lepsza byłaby ta druga opcja, ale to nierealne. Najpierw musielibyśmy się nauczyć tolerancji, dopiero potem dobierać sobie takich patronów. W obecnej sytuacji wybór patrona ze skomplikowaną biografią to wsadzanie kija w mrowisko, wywoływanie grup takich jak ONR. Dla szkoły podstawowej lepszy jest Jan Christian Andersen.
Czyli nie należy rozmawiać z młodzieżą o historii?
Ależ należy rozmawiać. Tam, gdzie młodzież jest dojrzalsza i potrafi więcej zrozumieć, wyrobić sobie zdanie na temat patrona, można zaryzykować z postacią o trudniejszej biografii. Na lekcjach w podstawówce omijamy politykę, o Wandzie Zieleńczyk mówimy krótko: walczyła z okupantem i za tę walkę została rozstrzelana wraz z rodziną. Nie wnikamy w meandry, bo mamy do czynienia z dziećmi.
Wanda Zieleńczyk to postać trudna, ale mimo to byłoby dla mnie smutne, gdyby doszło do zmiany patronki, bo w moim odczuciu jest to osoba, która zginęła za ojczyznę. Chciałbym, żebyśmy umieli na ten temat rozmawiać.
Już wkrótce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukażę się Ulica cioci Oli – opowieść o Helenie Kozłowskiej, członkini KPP, a po wojnie wysokiej rangi dygnitarzu partyjnym, napisana przez jej wnuczę, Aleksandrę Domańską.