Gospodarka

Nie ma równości bez równej odpowiedzialności

Fot. A. Davey, flickr

Rynkiem rządzi płeć. Aby przewartościować tę logikę, konieczne są zdecydowane działania państwa. Najważniejsze z nich to wprowadzenie obowiązkowego podziału urlopów rodzicielskich między partnerów i stworzenie mechanizmu elastycznych powrotów do pracy po urodzeniu potomstwa.

„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.

 

Zaproponowane przez Karolinę Olejak rozwiązanie – dostrzeżenie różnorodności wyborów, które podejmują kobiety odnośnie do własnej aktywności zawodowej – może na pierwszy rzut oka wydawać się słuszne. Przecież każda kobieta ma prawo zdecydować, na ile chce poświęcić się pracy zawodowej, a na ile opiece nad dziećmi i domem. Rzecz jednak w tym, że polityka państwa dotycząca aktywności zawodowej kobiet powinna patrzeć ponad indywidualnymi wyborami i obejmować znacznie szersze spektrum zjawisk. Ostatecznie nie chodzi przecież wcale o decyzję pojedynczych osób, ale o ogólną wizję rynku pracy, polityki rodzinnej i równościowej. Państwo nie powinno wycofywać się z kształtowania tych obszarów życia społecznego.

Nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania. Trzy modele wsparcia pracy kobiet

Wybory kontrolowane

Zacznijmy zatem od kwestii podstawowej. Czy jakikolwiek wybór dotyczący aktywności na rynku pracy jest tak naprawdę „wolny”? Wydawałoby się, że do 2019 r. tyle już powiedziano o kulturowych i ekonomicznych uwarunkowaniach pozycji kobiet na rynku pracy, że argument „przecież ona tego chciała” powinien stracić swój powab. A jednak! Przypomnijmy więc – sytuacja, w której kobieta w pełni samodzielnie i ze znajomością wszystkich konsekwencji tej decyzji wybiera porzucenie kariery zawodowej na rzecz bezpłatnej pracy opiekuńczej, jest typem idealnym i niezwykle rzadko zdarza się w prawdziwym świecie. W rzeczywistości do takiego wyboru prowadzi szereg czynników, które sprawiają, że wolny wybór wcale nie jest wolny – od presji ze strony partnera i rodziny, przez nieelastyczną postawę pracodawcy, niskie zarobki, złe warunki pracy, aż po politykę państwa przejawiająca się w niewystarczającej sieci placówek opiekuńczych. „Wolny wybór” to mit, zakorzeniony w neoliberalnej logice rynkowej racjonalności. Ponadto paradygmat „indywidualnych wyborów samych kobiet” nie dostrzega drugiej strony – mężczyzn.

 

Gdybyśmy rzeczywiście funkcjonowali w świecie, w którym decyzja o przerwaniu pracy zawodowej i poświęceniu się opiece nad dziećmi należy do niczym nieuwarunkowanej wolnej jednostki, to podobnych wyborów powinni równie często dokonywać mężczyźni, a praca opiekuńcza byłaby w równym stopniu rozdzielana pomiędzy obydwie płci.

Tak się jednak nie dzieje. Społeczeństwo polskie, w tym rynek pracy, wciąż funkcjonują wedle patriarchalnych schematów. Neoliberalna pogoń za zyskiem i najwyższą produktywnością łączą się ze stereotypowymi przekonaniami o „naturalnych” cechach każdej z płci. Rynek pracy rządzi się upłciowionymi schematami (jak świetnie pokazała Karolina Olejak w tekście otwierającym tę edycję „Spięcia”) i to od ich podważenia powinnyśmy zacząć.

Chłopy do garów, a praca tylko w pracy. Oto dlaczego warto trzymać kciuki za UE

Jak w tej niedoskonałej rzeczywistości zapewnić kobietom najlepsze możliwości realizacji zawodowej, a także wspierać równość między partnerami? Rozpocząć należy od przewartościowania neoliberalnej logiki rządzącej obecnie rynkiem pracy. Opiera się ona na założeniu, że podstawowym miernikiem wartości ludzkiej pracy jest produktywność danego pracownika/czki (mierzona z perspektywy pracodawcy, który oczekuje jak najszybszych zysków osiąganych jak najniższym kosztem). Przy takim postawieniu sprawy rzeczywiście łączenie rodzicielstwa z pracą zawodową wydaje się z góry skazane na porażkę. Tę logikę można jednak odwrócić i pomyśleć o innych korzyściach, które płyną z aktywności kobiet na rynku pracy. Zaczynając od tak wyświechtanych haseł, jak samorealizacja, wykorzystanie potencjału kreatywnego kobiet, po równie ważne, a często zapominane kwestie niezależności ekonomicznej (jak pokazuje raport Instytutu Spraw Publicznych, przemoc ekonomiczna, szczególnie w przypadku zawodowego wykluczenia jednego z partnerów, jest w Polsce wciąż dużym problemem) czy bezpieczeństwa emerytalnego.

Jak przerwać błędne koło

Państwo, kształtując poprzez rozwiązania prawne i polityki społeczne relacje między pracownikami a pracodawcami, może wpływać na reguły rządzące rynkiem pracy. Przewartościowanie dotychczasowej logiki powinno zacząć się od dwóch podstawowych reform.

Po pierwsze, należy wprowadzić obowiązkowy (podkreślenie autorki) podział urlopów rodzicielskich między oboje rodziców. To właśnie podczas pierwszych lat życia dziecka, kiedy kobiety wypadają z rynku pracy przez urlop macierzyński, a potem często wychowawczy, rodzi się podstawowa nierówność i błędne koło upłciowionego rynku pracy.

Kobiety postrzegane są jako mniej godne zaufania pracowniczki, ponieważ „zagrożone” są ciążą i wynikającymi z niej długimi przerwami w pracy. W związku z tym dyskryminuje się je przy zatrudnianiu, oferuje niższe pensje i pomija przy awansach. Ta nierówność płac wpływa na decyzję o tym, które z partnerów zdecyduje się na przerwę w pracy w celu opieki nad dziećmi.

Kobiety częściej biorą na siebie ten obowiązek, ponieważ zwyczajnie bardziej opłaca się to ekonomicznie. I błędne koło się zamyka. Obowiązkowy podział urlopów rodzicielskich i inne finansowe zachęty do brania przez mężczyzn większej odpowiedzialności za opiekę nad dziećmi mogą stopniowo przyczynić się do przełamania tych tendencji, czego przykładem jest Szwecja (choć i tam to wciąż kobiety częściej decydują się na przerwę w karierze, co tylko pokazuje, jak silne są schematy upłciowionego rynku pracy). Niestety, jak pokazały już doświadczenia wielu krajów, same kampanie społeczne zachęcające mężczyzn do większego udziału w pracy opiekuńczej nie są w stanie przełamać wieloletnich struktur nierówności. Potrzebna jest tutaj aktywna i zdecydowana polityka państwa.

Nie ma równości w polskim domu

Po drugie, należy stworzyć mechanizmy elastycznych powrotów do pracy po urlopach rodzicielskich. Obecnie wiele kobiet rezygnuje z pracy lub decyduje się na bezpłatny urlop wychowawczy, ponieważ nie wyobraża sobie zostawienia rocznego dziecka na cały dzień z opiekunką albo w żłobku. Takim rodzicom (bo pamiętajmy, że podobne dylematy mogą dotyczyć w równym stopniu mężczyzn) państwo powinno zaproponować elastyczny powrót do pracy – na część etatu, z możliwością zwiększania lub zmniejszania jej wymiaru, a także pracy zdalnej. Oczywiście elastyczność nie powinna naruszać podstawowego bezpieczeństwa zatrudnienia, prawa do urlopu i innych świadczeń (nie chodzi przecież o to, żeby wszystkie matki nagle zaczęły pracować na umowach śmieciowych!). Elastyczne zatrudnienie ma być rozwiązaniem wspierającym pracowników/czki, nawet kosztem utrudnień, które mogą z tego tytułu spotkać pracodawców. Dlatego tak ważna jest aktywna rola państwa, które jako jedyne jest w stanie wymusić na pracodawcach przyjęcie rozwiązań na szeroką skalę.

Aktywna polityka zamiast neoliberalnej narracji

Powrót kobiet na rynek pracy po przerwie spowodowanej urlopem rodzicielskim powinien być zatem docelowym i wspieranym przez państwo rozwiązaniem. Jednak co z kobietami, które mimo to zdecydują się pozostać w domu i wykonywać nieodpłatną pracę opiekuńczą? Z pewnością należy się starać, aby tego typu decyzje nie dotyczyły czasu dłuższego niż kilka lat – ze względu na problemy z późniejszym powrotem do pracy, koniecznością przekwalifikowania, a także ryzykiem przemocy ekonomicznej ze strony partnera. Powiązany jest z tym problem świadczeń emerytalnych za czas spędzony na nieodpłatnej pracy opiekuńczej w domu. Odprowadzanie składek za kobiety pracujące w domu nie powinno być docelowym modelem polityki państwa w tym zakresie. Nie rozwiązuje to problemu, jakim jest niedocenianie przez społeczeństwo pracy opiekuńczej, a jedynie utrwala patriarchalny model, w którym „opłaca się”, aby kobieta została w domu, a mężczyzna był „żywicielem rodziny”.

Wiśniewska: Panie przodem, po niższe emerytury

Równość kobiet i mężczyzn na rynku pracy jest niestety wciąż radykalnym postulatem. Radykalne zmiany wymagają jednak radykalnych rozwiązań. Istnieje zbyt wiele kulturowych i ekonomicznych uwarunkowań, które sprawiają, że obecny nierówny podział ról trzyma się tak dobrze. W związku z tym zamiast metody małych kroków i oczekiwania na powolną zmianę, potrzebny jest jasny sygnał od instytucji państwowych. Państwo powinno podkreślać, że wspiera pracę zawodową kobiet i uważa ją za jedną z kluczowych wartości (a nie jedynie wypadkową innych decyzji życiowych), a także że praca opiekuńcza jest obowiązkiem obojga partnerów, którzy zdecydowali się na założenie rodziny. Inaczej dalej reprodukować będziemy patriarchalne wzorce, tym razem przypudrowane neoliberalnymi hasłami o „wolnym wyborze”.

Mężczyźni do roboty (w domu)!

***

Anna Dobrowolska doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu Oksfordzkiego, pisze pracę poświęconą historii seksualności w PRL w kontekście globalnej „rewolucji seksualnej”. Studiowała historię i socjologię w Kolegium MISH UW. Członkini redakcji Magazynu „Kontakt”.

***

Teksty z serii Spięcie. Kobiety na rynku pracy powstały w ramach programu #5by20 – globalnego programu firmy Coca-Cola wzmacniającego partycypację kobiet na rynku pracy. Więcej o działaniach w skali globalnej możecie przeczytać pod tym linkiem, o sytuacji w Polsce tutaj, a o największym ze zrealizowanych w Europie programów – tutaj.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij