Podatek dochodowy w Rosji wynosi 13 procent niezależnie od tego, czy ktoś ma 1000 rubli czy 100 miliardów. Nawet Reagan i Trump nie posunęli się tak daleko w niszczeniu progresywnego systemu opodatkowania.
W maju Karol Marks będzie miał 200 lat. Co pomyślałby o opłakanym stanie dzisiejszej Rosji? To kraj, który przez cały okres sowiecki twierdził twardo, że realizuje założenia „marksizmu-leninizmu”. Marks na pewno wyparłby się wszelkiej odpowiedzialności za reżim, który pojawił się długo po jego śmierci. Żył w świecie, gdzie panował terror cenzusu majątkowego, a własność prywatna była uświęcona do tego stopnia, że nawet posiadacze niewolników mogli dostać sowitą rekompensatę, jeśli ich własność uległa uszkodzeniu (dla „liberałów” w stylu Toqueville’a była to rzecz bezdyskusyjna). Ciężko byłoby mu przewidzieć sukces socjaldemokracji i państwa dobrobytu w XX wieku. W okresie rewolucji 1848 roku Marks miał 30 lat, a zmarł w 1883 roku – tym samym, w którym urodził się Keynes. Obaj przenikliwie komentowali swoje czasy, a my bez wątpienia byliśmy w błędzie, traktując ich jako wytrawnych teoretyków przyszłości.
Fakt faktem, że kiedy w 1917 roku władzę w Rosji przejęli bolszewicy, ich plan działania nie był wcale tak „naukowy”, jak utrzymywali. Własność prywatna miała zostać zlikwidowana. Co do tego panowała zgoda. Jak w takim razie zorganizować stosunki produkcji? Kim będą nowi „panowie”? Jak powinny wyglądać mechanizmy decyzyjne i dystrybucja majątku w ogromnym państwowym aparacie planistycznym?
Wobec braku rozwiązań bolszewicy uciekli się do hiper-personalizacji władzy, natomiast wobec braku rezultatów szybko znaleziono i aresztowano kozły ofiarne. Czystki znalazły się na porządku dziennym. W chwili śmierci Stalina w radzieckich więzieniach przebywało 4 proc. obywateli, z czego ponad połowa odbywała odsiadkę za „kradzież socjalistycznej własności” i inne drobne przestępstwa popełnione po to, by choć trochę poprawić swój los. Tym właśnie było „społeczeństwo złodziei”, o którym pisze Juliette Cadiot i które pokazuje dramatyczną porażkę reżimu pragnącego kiedyś emancypacji. Jeszcze wyższy odsetek uwięzionych znajdujemy dziś tylko w USA wśród Afroamerykanów (w Stanach Zjednoczonych za kratami przebywa obecnie 5 proc. czarnych mężczyzn).
czytaj także
Radzieckie inwestycje w infrastrukturę, edukację i opiekę zdrowotną faktycznie umożliwiły nadrobienie pewnych strat w stosunku do zamożniejszych społeczeństw. Przed rewolucją poziom dochodu narodowego brutto zatrzymał się w okolicach 30-40 proc. dochodu w Europie Zachodniej, a w latach 50. XX wieku wzrósł do 60 proc. Jednak już w latach 60. i 70. ten dystans znów się zwiększył. Średnia długość życia zaczęła spadać (wyjątkowe zjawisko w czasach pokoju), a reżim stanął na skraju zapaści.
Demontaż ZSRR wraz z jego aparatem produkcyjnym doprowadził w latach 1992-95 do błyskawicznego obniżenia standardu życia. Dochód per capita zaczął wzrastać po roku 2000 i w 2018; przy parytecie siły nabywczej sięgnął mniej więcej 70 proc. poziomu Europy Zachodniej (ale jeśli używamy obowiązującego kursu wymiany, to z powodu słabości rubla jest dziś dwa razy niższy). Nierówności wzrosły znacznie szybciej, niż wnikałoby z oficjalnych danych, co pokazują ostatnie badania Filipa Novokmeta i Gabriela Zucmana (dostępne na WID.world).
Patrząc na ten proces w szerszej perspektywie, sowiecka katastrofa spowodowała porzucenie wszelkich ambicji redystrybucyjnych. Od 2001 roku podatek dochodowy w Rosji wynosi 13 procent niezależnie od tego, czy ktoś ma 1000 rubli czy 100 miliardów. Nawet Reagan i Trump nie posunęli się tak daleko w niszczeniu progresywnego systemu opodatkowania. W Rosji (ani w Chińskiej Republice Ludowej) nie ma też podatku od spadków. Jeśli ktoś w Azji chce w spokoju przekazać kolejnemu pokoleniu swoją fortunę, to najlepiej umrzeć w którym z byłych państw komunistycznych, a już na pewno nie w krajach kapitalistycznych takich jak Tajwan, Korea Płd. albo Japonia, gdzie najwyższa stawka podatku od spadków właśnie wzrosła z 50 do 55 procent.
Ale o ile Chiny zdołały zachować pewną kontrolę nad wypływem kapitału i akumulacją majątku w rękach prywatnych, to dla putinowskiej Rosji charakterystyczny jest niepohamowany dryf w stronę kleptokracji. Od 1993 do 2018 roku Rosja miała gigantyczne nadwyżki handlowe na poziomie 10 proc. PKB rocznie przez 25 lat, albo w sumie ok. 250 proc. PKB (dwa i pół roku produkcji krajowej). W teorii powinno to pozwolić na akumulację analogicznych rezerw finansowych. To prawie taka sama kwota co środki zgromadzone pod czujnym okiem wyborców w państwowym funduszu majątkowym Norwegii. Tymczasem oficjalne rezerwy Rosji są dziesięć razy mniejsze i wynoszą raptem 25 proc. PKB.
Gdzie wyparowały te pieniądze? Według naszych szacunków same aktywa przechowywane przez zamożnych Rosjan na zagranicznych kontach typu offshore przekraczają roczną wartość PKB i są większe od wszystkich środków finansowych będących oficjalnie w posiadaniu rosyjskich gospodarstw domowych. Innymi słowy, bogactwa naturalne kraju (które, nawiasem mówiąc, powinny lepiej zostać w ziemi, by ograniczyć globalne ocieplenie) zostały hurtowo wyeksportowane w celu utrzymania niejasnych struktur, które pozwalają małej grupie kontrolować ogromne majątki w Rosji i za granicą. Ci bogaci Rosjanie żyją między Londynem, Monako a Moskwą. Niektórzy nigdy nie wyjechali z Rosji, ale trzymają kontrolę nad krajem za pomocą podmiotów utworzonych w rajach podatkowych. Pod drodze na pożywnych okruchach ze stołu skorzystali liczni pośrednicy i zachodnie firmy. W świecie sportu i mediów czerpią korzyści do dziś (czasem mechanizm ten nazywa się filantropią). Rozmiar sprzeniewierzenia funduszy w Rosji nie ma żadnego odpowiednika w historii.
czytaj także
Zamiast wprowadzać sankcje finansowe, Europa powinna raczej w końcu zająć się tym majątkiem, a także zwrócić się do rosyjskiej opinii publicznej. Postkomunizm stał się obecnie najgorszym sojusznikiem hiper-kapitalizmu. Marks doceniłby ironię tej sytuacji, ale to nie powód, żeby się na nią godzić.
**
Thomas Piketty – francuski ekonomista, absolwent m.in. London School of Economics, dyrektor ds. badań w École des hautes études en sciences sociales (EHESS), współzałożyciel i profesor w Paris School of Economics. W 2012 roku wybrany przez „Foreign Policy” do grona stu najbardziej wpływowych intelektualistów na świecie. Obok bestsellerowej książki Kapitał w XXI wieku (2013) napisał też m.in. Ekonomię nierówności (2004) i Czy można uratować Europę? (2012), które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Tekst ukazał się na blogu autora. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.