Piotr Kuczyński

Program Morawieckiego, czyli „I have a dream”

A ja nie jestem optymistą.

Program wicepremiera Mateusza Morawieckiego można według mnie opisać właśnie tak, jak to zrobiłem w tytule, minister „ma marzenie”. Nie sen, jak wielu błędnie przekłada to sformułowanie użyte przez Martina Luthera Kinga. Rzeczywiście można pomarzyć o takiej Polsce, jaką widzi wicepremier.

Analityk jest jednak nie od chwalenia, ale od wyszukiwania luk i pokazywania wątpliwości, które taki program może rodzić. A ja jestem szczególne ostrożny, bo pamiętam program „Polska 2030” stworzony przez zespół Michała Boniego dokładnie trzy lata temu. Recenzowałem tamten program, ale dziś pamiętam z niego tyle, że w niewielkim stopniu udało się go zrealizować. Co od początku zresztą podejrzewałem.

Obawiam się, że i tym razem może być podobnie. I nie chodzi mi wcale o wyśmianie celów stawianych sobie (nam, Polsce) przez autorów prezentacji, choć ktoś słusznie zwrócił uwagę, że po raz pierwszy w historii rząd przyjął na swoim posiedzeniu – jako rządowy dokument – prezentację w programie Power Point.

Wróćmy do celów. Trudno im coś zarzucić … oprócz tego, że wiele z nich już zostało zrealizowanych, o czym (właśnie w prześmiewczym tonie) napisał pan Andrzej Rzońca. Ktoś wicepremiera Morawieckiego nieźle wpuścił w maliny (w końcu to nie on osobiście tworzył ten program).

Daruję sobie kontynuowanie tego tonu i nawet napiszę, że Rzońca mógł nie mieć racji w jednej sprawie. Jak pisze w swoim tekście, „wedle prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego i bez takiego podniesienia stopy inwestycji wyniosą one w latach 2016-2020 dwa biliony 262 mld zł. Bilion zostanie zainwestowany [w Polsce] do połowy 2018 roku, dwa i pół roku przed planem”. Mógł nie mieć racji, bo być może premier Morawiecki miał na myśli bilion złotych ponad to, co gospodarka zrodziłaby w normalnym trybie. Jeśli o to rzeczywiście chodziło, należało to powiedzieć, a nie wyniośle milczeć. A ja nie widziałem żadnego komentarza wicepremiera do słów krytyków.

Wróćmy do celów programu. Chyba nie ma nikogo w Polsce, kto powiedziałby, że same cele są niewłaściwe. Polska gospodarka powinna być bardziej uprzemysłowiona, i to zwiększenie udziału przemysłu powinno nastąpić w dziedzinach najbardziej innowacyjnych, rozwojowych, proeksportowych. Gospodarka powinna być innowacyjna oraz konkurencyjna, ale niekoniecznie dzięki taniej pracy. O tym samym ja mówię od lat, ostrzegając, że jeśli nie dojdzie do przeorientowania gospodarki, to po 2020 roku, kiedy nie będzie środków unijnych, gospodarka wpadnie w przepaść.

Nie zgadzam się też z wieloma ekspertami/komentatorami, którzy uważają, że zaangażowanie państwa w rozwój gospodarki i prace badawczo-rozwojowe (B+R) jest niewłaściwe. Wręcz odwrotnie: są liczne dowody na to, że najbogatsze państwa tego świata do swojego bogactwa doszły z olbrzymią pomocą rządów. Mam wrażenie, że obowiązkową lekturą powinna się stać książka Źli Samarytanie, napisana przez Koreańczyka Ha-Joon Changa (ukaże się po polsku nakładem Krytyki Politycznej).

Generalnie rzecz biorąc, skoncentrowanie w jednym podmiocie wielu firm zajmujących się promocją i finasowaniem rozwoju uważam za słuszne, wzmożenie dyplomacji gospodarczej jest zaś wręcz niezbędne. Jednak już podnoszą się głosy, że Ministerstwo Finansów bardzo niechętnie oddałoby BGK. Myślę, że podobny opór będą stawiały inne z pięciu wymienionych przez ministra podmiotów. Poza tym, jak wieść niesie, Polskie Inwestycje Rozwojowe były niewypałem nie dlatego, że nie było w nich pieniędzy – nie było projektów, w które można by je było zainwestować. Czy tym razem się pojawią? Duży znak zapytania.

Co do kierunków rozwoju też w zasadzie nie mam wielu uwag, może oprócz tego, że zwiększenie wydatków na zaniedbane tereny może być niewypałem. Nie wiem, jak wicepremier chce wspomagać naukę – tu rodzi się wiele wątpliwości. Dotychczas środki przeznaczone na B+R generalnie zostały marnotrawione (około 30 mld zł.). Mówi się jednak w programie o zmianach w organizacji nauki i prac badawczych. Słusznie, ale diabeł tkwi w szczegółach, a ich nie poznaliśmy.

Mam olbrzymie wątpliwości, jeśli chodzi o finansowanie zamierzeń wicepremiera Morawieckiego. Blisko połowę finansowanie maja zapewnić firmy prywatne (230 mld na depozytach) i/lub spółki skarbu państwa (SP) oraz banki (90 mld zł. nadpłynności). Nie wiem, jak rząd chce zachęcić (bo przecież nie zmusić) te podmioty (oprócz spółek Skarbu Państwa) do zainwestowana posiadanych kapitałów. Wiem za to, że do skłonienia ich do użycia tych środków niezbędne są dwa czynniki: spokój w kraju (gospodarczy i polityczny) oraz spokój w gospodarce globalnej i geopolityce. Zarówno w kraju, jak i poza nim, nie oczekuję w ciągu najbliższych lat uspokojenia, co pozbawi program olbrzymiej części finansowania.

Mówiliśmy o celach, środkach i finansach. Została jeszcze czysta polityka. Otóż, jak twierdzi się na rynku (ja sam nic o tym nie wiem), wicepremier ma poparcie Jarosława Kaczyńskiego, ale nie szeregowych członków Prawa i Sprawiedliwości. Czy to poparcie bardzo wpływowego polityka wystarczy? Może na razie tak, ale do pierwszej poważnej porażki, potknięcia, bo wtedy wrogowie rzucą się mu do gardła.

Do tego wicepremier nie rządzi innymi ministrami zajmującymi się finansami i gospodarką, a bez takiej jednoosobowej władzy niezwykle trudno będzie zarządzać realizacją programu. A w końcu, jeśli ma to być program działania na wiele lat, to powinien mieć poparcie wszystkich poważnych sił politycznych. Jeśli go nie będzie, to kolejny rząd może zburzyć wszystko to, co próbował robić poprzedni.

Wniosek jest dość oczywisty. Ja też „mam marzenie”, żeby Polska naszych dzieci i wnuków nie stoczyła się w gospodarcza przepaść po 2020 roku. Żeby tak się nie stało, trzeba współpracy wszystkich sił politycznych we wprowadzeniu zmian, które zostały zarysowane w programie. Oraz takiego rządzenia krajem, żeby rynki finansowe nie rzuciły się nam do gardła. Czy można się dziwić, że nie jestem zbytnim optymistą?

 

**Dziennik Opinii nr 66/2016 (1216)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij