Major się myli: nominacja Andruszkiewicza na ministerialny fotel to eksperyment kontrowersyjny, ale nie absurdalny.
Żeby było jasne: same poglądy i gesty posła, który do Sejmu wszedł z list Kukiza nie są kontrowersyjne, lecz szkodliwe lub zwyczajnie ohydne – strzelał sobie focie pod domem ofiar zamordowanych przez nacjonalistyczne podziemie, rozpuszczał prorosyjskie fake newsy, regularnie szczuł na mniejszości i sąsiadów Polski. Ale nie ma sensu tłumaczyć czytelnikom Krytyki Politycznej, co się wydarzy, jeśli jutro faktycznie należeć będzie do niego. Obejrzyjcie sobie film na podstawie Isherwooda. Tu i teraz istotne jest co innego. Skąd i po co ta nominacja?
Po pierwsze Kaczyński z Morawieckim rozumieją rzecz oczywistą dla polityków z pierwszej ligi. Polityka mianowicie nie znosi próżni, ale wypełnia ją zawsze silniejszy gracz na danym boisku. To znaczy: choć pod wieloma względami PiS nie spełnia oczekiwań narodowców, do zbudowania zdolnej przekroczyć próg wyborczy siły potrzeba czegoś więcej niż paru haseł, udanego marszu i błędów władzy. Trzeba liderów i struktur. A poseł Andruszkiewicz na kieszonkowego wodza sześcioprocentowej (na początek) partyjki nadawał się doskonale. Młody, gnoi w sieci ciapatych i pedałów, nosi garnitur, nienawidzi eurokołchozu i ma zasięgi.
czytaj także
Skoro jednak wszedł do rządu, to mu choć na chwilę, czyli do jesieni 2019 roku, podobne pomysły wywietrzeją z głowy. Eliminacja konkurencji przez kooptację to dość oczywista taktyka w stosunku do potencjalnych graczy, których trudniej kupić niż ośrodek toruński, bo bardziej zanarchizowanych i mniej sterownych. Ergo: skoro doktryna „na prawo od nas tylko ściana” obowiązuje, to nominacja byłego lidera Młodzieży Wszechpolskiej jak najbardziej trzyma się kupy. Bo Andruszkiewicz w rządzie PiS to brak Andruszkiewicza np. w partii budowanej za pieniądze Marka Jakubiaka.
Po drugie, choć narodowcy mogą nie kochać PiS za próbę podkradzenia im Marszu Niepodległości, nadmiar tolerancji wobec imigrantów („Morawiecki, chcesz murzyna…”) i Ukraińców, uleganie lobby izraelskiemu i amerykańskiemu (co dla wielu chłopców-narodowców na jedno wychodzi), no i w końcu zginanie karku przed Brukselą – to także oni głosują nieraz na mniejsze zło.
Eksponowanie Andruszkiewicza jako młodego, zdolnego i prawdziwie polskiego „człowieka patriotów” w rządzie to dla nich sygnał, że entryzm do dobrej zmiany jest możliwy, a także – że kiedy stare dziady z Solidarności i ZChN już wymrą, będzie miejsce dla świeżej krwi. Czysto polskiej. Krótko mówiąc: dwa-trzy procent więcej będzie gotowych dać im szansę w tych i może kolejnych wyborach.
Po trzecie wreszcie, spójność przekazu nie jest największą cnotą w polityce. PiS gra dziś o bardzo szeroki elektorat, do 40 procent, dlatego musi stać na kilku nogach naraz. Polska jako serce Europy, stary socjal w nowym opakowaniu, propaganda sukcesu ekonomicznego, ustępstwa wobec Unii – to wszystko dla lemingów. Poseł Andruszkiewicz dla dziarskich chłopców, a pohukiwania na kastę sędziowską dla wiernych hardkorów.
czytaj także
Taki eklektyzm wymaga oczywiście rozpoznawania sytuacji bojem, badania gruntu i siły reakcji na różne pomysły. Sprzyja też sytuacji, w której frakcje pryncypialne, względnie lobby konkretnych interesów – próbują wrzucać swoje tematy i liczą, że faza niezbędnych eksperymentów pozwoli im przeforsować projekty w innych okresach skazane na zamrażarkę.
Takie eksperymentowanie dotyczy też strony „popytowej”, czyli wyborców. Program Łomot +, czyli nowelizacja ustawy, która prawne traktowanie przemocy domowej w Polsce przybliżyłaby do standardów Putinowskiej Rosji, to nie był raczej wypadek przy pracy. Ktoś po prostu uznał, że warto się uśmiechnąć do tych polskich mężczyzn, którym równouprawnienie odebrało radość życia – tyle że reakcja opinii publicznej była gwałtowna, w efekcie premier z prezesem skalkulowali, że na dziś ten pomysł się nie opłaci.
Sutowski: Narodowcy odgryźli rękę, którą Duda ich głaskał po głowie
czytaj także
Czy eksperyment z Andruszkiewiczem się powiedzie? Pokażą wybory, ale ja obstawiam, że poseł będzie raczej aktywem niż pasywem rządu Morawieckiego.