Kinga Dunin

Wigilijne dziecko

Odzywa się chór obrońców feminizmu. Pryncypialny i zatroskany. Jak można? Oj, tak radykalnie, tak brutalnie i na dodatek w Wigilię!

Codziennie w Polsce ileś kobiet usuwa ciąże. Może czterysta, a może sto. Na pewno więcej niż jedna. I nawet ci, którym to nie przeszkadza, a naprawdę są ich miliony, uważają, że kobiety mają to robić po cichu i nie zawracając nikomu głowy. W końcu to prywatna sprawa i nikomu nic do tego, oczywiście poza sojuszem Tronu z Ołtarzem.

Ci, którzy z ideologii pro life uczynili sobie wygodne narzędzie polityczne, tym bardziej o tym nie myślą, bo bardziej obchodzą ich miejsca w Sejmie i stosunki z Kościołem. Może myślą o tym moraliści, w których szczerość próbuję nie wątpić? Nie, oni myślą o słodkich bobaskach, które już prawie są na świecie. Podniecają ich własne fantazmaty – od uroczego bobaska nawet bardziej atrakcyjny jest taki umęczony, rozdarty na strzępy w potwornym akcie aborcji.

Jak jest naprawdę, nikt jednak nie chce wiedzieć. Aborcję poprzedza decyzja oraz planowanie daty. Wigilia – data zaplanowana przez Kasię Bratkowską na usuniecie ciąży – jest całkiem niezłym, technicznie rzecz biorąc, terminem, bo potem jest kilka wolnych dni. Jest też dobrym terminem symbolicznie i politycznie. Nie ma lepszej, żeby obnażyć panującą powszechnie hipokryzję. Róbcie sobie i sto aborcji dziennie, ale nie w moje święto, bo to jakby ktoś napluł mi w twarz, żali się Dominika Wielowieyska. Bo swoją twarz ogląda codziennie w lusterku, a twarzy tysięcy kobiet pokątnie przerywających ciąże nie musi oglądać.

Najbardziej wzruszający w swojej wierze i braku kontaktu z rzeczywistością jest zakonnik, który choć ślubował Bogu, jest gotów śluby te zerwać, by zaadoptować „wigilijne dziecko”. Nie potrafi sobie wyobrazić zapewne, czym jest ciąża. Jak zmieniają się w jej trakcie uczucia i wyobrażenia kobiety o płodzie. Co to znaczy urodzić. Co to znaczy urodzić i oddać. Co to znaczy wychowywać samotnie dziecko. Nie mówiąc o tym, że nigdy nie dostałby zgody na adopcję, której procedur też sobie zapewne nie wyobraża. Przydałaby się do tego również żona, która trzeba by sobie wyobrazić, a co więcej znaleźć. I w czym takie „wigilijne dziecko” jest lepsze od wielu innych, już urodzonych, może ciężko chorych, dla których brakuje adopcyjnych rodzin? W czym ewentualne dziecko Bratkowskiej jest lepsze od tysięcy innych, które się nie urodzą?

Jeśli to poważna propozycja, mam nadzieję, że zostanie powtórzona i skierowana do wszystkich kobiet, które akurat myślą o takiej decyzji. Przypuszczam, a nawet jestem pewna, że któraś ją przyjmie. Może nawet razem z propozycją małżeństwa?

Ale przecież nie byłoby to to samo, co uratowane od śmierci „wigilijne dziecko” znanej feministki. Można byłoby mu dać na imię Jezus.

Symbole, fantazje, urojenia… A w ogóle tych dzieci do uratowania jest tyle, że mogłyby się rozwiązać wszystkie zakony.

Z drugiej strony odzywa się chór obrońców feminizmu. Pryncypialny i zatroskany. Jak można? Oj, tak radykalnie, tak brutalnie i na dodatek w Wigilię! Od lat walczę o bezpieczną aborcję, chwali się Joanna Senyszyn, ale nie takimi metodami. A jakimi? I co z tej walki wynika? Nawet o niej nikt nie słyszał. „Gazeta Wyborcza” o tym nie napisze, bo na to już brakuje miejsca. Przecież ważniejszy jest przedruk kolejnych wyznań Terlikowskiego z Frondy. Tak, Bratkowskiej udało się tym gestem zaistnieć wszędzie, bo inaczej się nie da. Łatwo jest teraz powiedzieć – no proszę, wystarczy skandal, żeby zaistnieć. Z jednej strony tak chętnie cytowane brednie o gender, radość z kary dożywotniego więzienia za homoseksualizm, Europa jako obóz koncentracyjny itd., itd… To się dobrze sprzedaje w pakiecie ze świętym oburzeniem.

Z drugiej – w końcu jakaś feministka zrobiła coś, co nie jest tylko jakże nudnym przywoływaniem danych i grzecznym dopominaniem się o żłobki. To też zasługuje na oburzenie: ach, te okropne ekstremizmy.

Nie ma tu jednak symetrii. Bratkowska nikogo nie obrażała, nie używała mowy nienawiści, nie kłamała, nie szczuła – użyła tylko siebie i swojego prywatno-politycznego ciała. I wsadziła między opłatek i karpia kawałek prawdy.

Życzę wszystkim, aby ją przełknęli.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij