Wyrok na gen. Kiszczaka to naprawdę świetna wiadomość. Dwa lata w zawieszeniu za udział w przestępczym związku zbrojnym! O ile mnie pamięć nie myli, związek ten sterroryzował cały kraj, całkiem spory. Parę osób zabił, wiele zamknął w obozach. Trudno to nazwać krwawym terrorem, ale jednak. A wszystko po to, żeby wprowadzić porządek, który generałowi i jego kolegom się podobał. Osobiście nie byłam entuzjastycznie nastawiona do tego akurat porządku, ale są takie, które może by mi się spodobały. Chętnie więc przystąpiłabym do jakiejś przestępczej organizacji o takim rozmachu, jeśli jej plany przypadną mi do gustu. W końcu prawie nic za to nie grozi. W końcu jedyną osoba, która naprawdę zostanie ukarana i pójdzie siedzieć, okazał się Adam Słomka, którego mi szkoda. Jego sądowy happening był naprawdę bardzo udany, sztuka zainterweniowała w rzeczywistość, no i z całą pewnością była zaangażowana. Oraz polityczna, tak jak lubimy.
Czy zatem należało potraktować sprawę zdecydowanie poważniej? Rozstrzelać Kiszczaka? Jaruzela?
Niech się junta rozstrzela, trafi szlag Jaruzla, orła wrona nie zdoła pokonać. Taki z grubsza Plan na przyszłość wyśpiewywaliśmy sobie w stanie wojennym. Zauważmy jednak, że nie chcieliśmy brudzić sobie rąk: junta miała się rozstrzelać sama, a Jaruzelskiego załatwić natura, co zresztą w końcu się spełni. (Była też dalsza część tego planu: wtedy wolni związkowcy, ekstremiści, korowcy, na premiera wybiorą Kuronia – ta również się nie powiodła.)
Później, w 1989, kiedy rozstrzelano państwa Ceauşescu, nie przypominam sobie, żeby wzbudziło to entuzjazm albo zazdrość. Może u Jarosława Marka Rymkiewicza, ale zapomniał uwiecznić to w poezji. I – pamiętam – także u dominikanina o. Salija. Po telewizyjnym pokazie śmierci dyktatora wraz z małżonką – szybka rozprawa, sprowadzenie do piwnicy, worki na głowy, kilka strzałów – usprawiedliwiał on ten akt jakimiś kościelnymi argumentami. Pamiętam, bo mnie to zdziwiło, Jacka Salija znałam jako duchownego wielkiej łagodności, w ogóle wydawało mi się, że Kościół powinien być przeciw. Teraz po nieomal ćwierć wieku już mnie to nie dziwi. Na żadną kościelną łagodność już się nie nabiorę, nawet księdza Sowy.
W każdym razie w tym czasie Polska nie dyszała żądzą zemsty wobec swoich tyranów i komunistycznych zbrodniarzy.
Może szkoda. Bo przez to, że ich nie rozstrzelaliśmy, wszystko stanęło na głowie. Partyjna wierchuszka pozostała bezkarna i np. były członek KC PZPR zajmował się propagowaniem kapitalizmu jako naczelny „Wprost” – i to było OK. Część SB-eków zweryfikowano. Natomiast ukarani i poniżeni mieli zostać wszyscy TW. Dokładnie odwrotnie proporcjonalnie do stopnia odpowiedzialności. Dlatego zawsze byłam przeciwna lustracji. Lustracji bez dekomunizacji.
To wszystko przez lenistwo i słowiańską łagodność. Czekaliśmy aż junta sama się rozstrzela? A jak przyszło co do czego – dwa lata w zawiasach. Dwa lata jak dla brata. Czasem jednak lubię Polaków.