Czy chcemy patrzeć na świat, gdzie jedni jeżdżą na wózkach, bo byli opozycjonistami, a innych (tych złych) na to nie stać?
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, a innego, tamtego świata nie ma. Czyli sytuacja, ogólnie rzecz biorąc, jest niewesoła, a jedyne, co możemy zrobić, to spróbować uczynić ją nieco weselszą. Coś poprawić, przy okazji coś psując, komuś dać, ale wtedy skądś trzeba to wziąć. Pytanie o sprawiedliwość, o to, czy jakieś rozwiązania są, czy nie są sprawiedliwe, wydaje się dużo trudniejsze od innych.
Czy to sprawiedliwe, że moja przyszła emerytura będzie ponad dwa razy niższa od aktualnej emerytury ubeka, który gmerał w moich szufladach, pysznił swoją władzą i mówił mi, że najlepiej by było, gdybym wyemigrowała z Polski? Ale może jestem sama sobie winna, przecież mogłam zatrudnić się w Służbie Bezpieczeństwa, zamiast biegać gdzieś z bibułą. I nie decydowałam się na to ze względu na przyszłe przywileje emerytalne. Zresztą potem miałam jeszcze prawie ćwierć wieku, żeby się zatroszczyć, a jakoś się nie zatroszczyłam. Krótko mówiąc, chyba powinnam obejść się bez statusu „weteranki opozycji antykomunistycznej”.
Wolę patrzeć na projekty ustaw mających poprawić byt dawnych opozycjonistów zza Rawlsowskiej zasłony niewiedzy, tak jakbym nie wiedziała, jakie przypadnie mi życie.
W tej chwili ścierają się ze sobą dwie koncepcje, senacka i obywatelska. Według jednej – w uproszczeniu – to opieka społeczna ma dostać niewielkie pieniądze na pomoc dla byłych działaczy znajdujących się w najcięższej, często dramatycznej sytuacji życiowej. Według drugiej dawnym opozycjonistom należy się od państwa nagroda – pieniądze o symboliczną złotówkę większe od średnich apanaży ubeckich oraz inne udogodnienia i honory.
W obu tych koncepcjach mieszają się ze sobą dwie zasady: prawa do nagrody za działania prospołeczne i narażające własny interes oraz konieczność rekompensaty – za szkody poczynione prze PRL, utratę życiowych szans, szkody psychiczne… Czyż za to nie należy się rekompensata?
To spójrzmy na to inaczej. W projekcie senackim poza stałymi świadczeniami dla najgorzej sytuowanych antykomunistów możliwe są też dodatkowe zapomogi celowe, np. na zakup wózka inwalidzkiego. I teraz wyobraźmy sobie, że jakiś nieszczęsny TW donosił prawie za darmo, wszystko przepił i teraz żyje w nędzy i nie stać go na wózek inwalidzki.
Czy – zza tej zasłony niewiedzy – chcemy patrzeć na świat, gdzie jedni jeżdżą na wózkach, bo byli opozycjonistami, a innych (tych złych) na to nie stać? Czy jednak bardziej sprawiedliwy (każdemu według potrzeb, przynajmniej tych najważniejszych) nie jest świat, w którym każdego potrzebującego stać na wózek?
Przewidziany koszt ustawy to ok. 20 mln zł, czyli grosze. I trafiłyby one do ludzi, którzy żyją w warunkach, w których nikt żyć nie powinien, gdyby państwo było sprawiedliwe. Właściwie jaki sens ma robienie wyjątków w tej niesprawiedliwości dla jakiejś grupy zasłużonych? Mniej więcej taki jak wszystkie dodatkowe uprawnienia? Za pracę pod ziemią czy podziemną – bez różnicy.
Może to ma jakiś sens. Nie chce nikomu stawać na drodze, bo wiem, że niemała jest grupa byłych represjonowanych opozycjonistów żyjących w bardzo trudnych warunkach. Jednak ważniejszy wydaje mi się cel ogólny, wózek dla każdego. Niestety mniej realistyczny, więc takim gadaniem w końcu nikomu się nie pomoże.
To, co wystaje ponadto minimum, to moim zdaniem już są nagrody. Nawet prawo do rekompensaty jest nagrodą, bo nie tylko na drodze życiowej opozycjonistów pojawiały się kłody. Nie każdy był beneficjentem poprzedniego ustroju, niektórzy byli jego ofiarami na inne sposoby niż polityczne represje.
I jeszcze jedno. Tak, niektórzy stracili wiele – zdrowie, bliskich, dużo więcej niż godziwe zarobki czy kariery. Inni natomiast sporo zyskali – władzę, wpływy, udziały. Może po prostu sprawiedliwość wymagałaby, żeby ci drudzy podzielili się z pierwszymi? Szczególnie, że bez tych pierwszych często nie mogliby funkcjonować?
Nie jest to najlepsze dla felietonu, ale chyba nie mam zdania w tej kwestii. Współczuję przegranym, nie zazdroszczę wygranym. Jestem za to pewna, że zbyt długo czekano z podjęciem jakichkolwiek kroków albo z jasnym powiedzeniem – żadne specjalne względy się nie należą. To są pytania o sprawiedliwość historyczną, społeczną, na które trzeba było sobie odpowiedzieć. Może było to ważniejsze od tropienia agentów, bo bliższe mi jest nagradzanie niż karanie.
A dzisiaj, gdyby zamiast lajków można było zbierać ziewnięcia, to pewno byłoby ich mnóstwo.